Reklama

Rosyjski sabotaż jako „broń strefy cienia”

figurki żołnierzy na koniach na tle flagi Rosji i flagi NATO
Autor. Envato elements / @wirestock

Rosja, po aneksji Krymu, zaczęła stosować nowy model - wojny hybrydowej, w której łączy cyberataki, sabotaże i dezinformację. Po 2022 roku, gdy rozpoczęła pełnoskalową wojnę w Ukrainie, jej działania na terytoriach NATO i UE nabrały nowego wymiaru. „Ciche ataki” na infrastrukturę stały się kluczowym elementem - najpoważniejszej od czasów zimnej wojny – współczesnej konfrontacji z Rosją.

Już w 2014 r., gdy Rosja anektowała Krym, Royal United Services Institute ostrzegał, że przechodzi ona z klasycznego szpiegostwa do „pełnowymiarowej wojny hybrydowej” – łączącej działania kinetyczne z dywersją, cyberatakami i kampaniami dezinformacyjnymi. Po nieudanym otruciu Siergieja Skripala w 2018 r. oraz masowym wydaleniu rosyjskich dyplomatów, GRU i FSB przestawiły się na model outsourcingowy zlecając operacje prywatnym siatkom albo przestępcom, minimalizując ryzyko dla kadrowych oficerów.

Reklama

Z tej racji, w przestrzeni publicznej przyjęło się mówić o „wojnie hybrydowej”, ale od początku pełnoskalowej inwazji na Ukrainę w lutym 2022 r. ten termin zyskał bardzo konkretną, materialną postać. Rosja zaczęła systematycznie przenosić konflikt poza linię frontu, sięgając po arsenał cichych, tanich i trudnych do udowodnienia aktów sabotażu na terytorium państw NATO i UE.

Ich skala – od podpaleń hal przemysłowych, przez celowe uszkadzanie ropociągów i kabli, po zakłócanie sygnału GPS w przestrzeni powietrznej Finlandii i Bałtyku – jest na tyle duża, że europejskie służby kontrwywiadowcze mówią już otwarcie o „nowym teatrze wojny w cieniu” – i o najpoważniejszej konfrontacji z Rosją od czasów zimnej wojny.

Atlas incydentów

Jeszcze w październiku 2023 r. eksplozja i przecięcie gazociągu Balticconnector między Finlandią a Estonią pokazały, że wrażliwa infrastruktura podmorska nie jest bezpieczna nawet setki kilometrów od rosyjskich brzegów. W ślad za tym poszły uszkodzenia światłowodu łączącego Szwecję z Estonią oraz seria niewyjaśnionych awarii na norweskich platformach wydobywczych. W lutym 2024 r. wybuchł pożar w berlińskim zakładzie zbrojeniowym Diehl Defence, produkującym zestawy IRIS-T SLS – centralne ogniwo niemieckich dostaw sprzętu dla Ukrainy. Śledczy, w tym Federalny Urząd Ochrony Konstytucji, traktują podłożenie ognia jako najbardziej prawdopodobną hipotezę. 

    Wiosną 2024 r. na wyspach brytyjskich płonęły magazyny firmy An-Postal, obsługującej wysyłki sprzętu wojskowego. We Francji policja rozbiła siatkę odpowiedzialną za 11 podpaleń stacji elektroenergetycznych, a w Polsce ABW zatrzymała grupę, która filmowała przejazdy pociągów z pomocą wojskową i przygotowywała akty sabotażu. Te – pozornie rozproszone – zdarzenia układają się w logiczny wzór, jeśli spojrzeć na nie przez pryzmat rosyjskiego planowania operacyjnego.

    Motywacje Rosji i struktury

    Z perspektywy strategicznej sabotaż odgrywa trzy role. Po pierwsze, jest instrumentem podniesienia kosztów wsparcia dla Ukrainy – każde uszkodzenie węzła logistycznego opóźnia dostawy broni lub amunicji. Po drugie, pozwala testować podatność państw sojuszu na działania o niskiej intensywności i wymuszać na nich kosztowną, całodobową ochronę infrastruktury. Po trzecie wreszcie, dostarcza Kremlowi narzędzia presji psychologicznej. Seria pożarów, nawet jeśli nikt nie ginie, zwiększa poczucie zagrożenia w społeczeństwie i może wzmacniać głosy przeciw dalszemu angażowaniu się w wojnę. 

    Reklama

    Rosyjskie operacje sabotażowe – od podpaleń składów amunicji po infekowanie systemów sterowania koleją – nie są dziełem anonimowych „zielonych ludzików”, lecz wyspecjalizowanych komórek dwóch służb: wojskowego wywiadu GRU oraz FSB. Ich zadania rozdziela nie nazwa resortu, lecz wewnętrzna specjalizacja: GRU odpowiada przede wszystkim za „kinetykę” i logistykę w terenie, a FSB za penetrowanie oraz dezorganizowanie infrastruktury krytycznej w cyberprzestrzeni.

    W strukturze GRU kluczową rolę odgrywa – jak ustalił w 2023 r. The Wall Street Journal – Służba Działań Specjalnych, która powstała w oparciu o zasoby kadrowe jednostki 29155. To właśnie jej oficerowie, dowodzeni przez gen. mjr. Andrieja Awierianowa, mieli według czeskiego i bułgarskiego śledztwa zorganizować eksplozje w Vrběticach i serię pożarów składów broni na Bałkanach.

    Komórki 29155 liczą zwykle od sześciu do ośmiu osób, działają w krótkich rotacjach i korzystają z paszportów wydawanych przez kontrolowane przez GRU „biuro wyjazdów służbowych” w Moskwie. Ich zaplecze logistyczne – magazyny materiałów wybuchowych i punkt serwisowy dronów – ulokowano, według Hudson Institute, w okolicach Sofii, skąd łatwo przekroczyć granice strefy Schengen.

      Drugą, komplementarną formacją jest Główny Ośrodek Specjalnego Centrum Technicznego GRU, szerzej znany pod kryptonimem Sandworm lub APT44. Jednostka odpowiada za sabotaż cyber-fizyczny: wpięcie złośliwego kodu w sterowniki SCADA, zdalne blokowanie semaforów GSM-R czy wyłączanie zasilania, co ma opóźnić ruch jednostek NATO, zanim w ogóle dojdzie do fizycznej dywersji.

      Najnowszy raport Mandiant wskazuje, że oficerowie 74455 uplasowali „punkty styku” w 13 europejskich operatorach logistycznych, by w czasie rzeczywistym śledzić i blokować transport amunicji do Ukrainy. GRU wspiera także 54777 – wydział tzw. operacji informacyjno-psychologicznych (PSYOP), który zabezpiecza dywersję od strony wizerunkowej: kreuje wydarzenia przykrywające, podsyca lokalne protesty, a w razie potrzeby tworzy narrację o „fałszywej fladze”. RUSI opisuje model „sandwich”: uderzenie kinetyczne 29155, równoległy cyber-atak 74455 i natychmiastowa narracja 54777, która oślepia media tak, by wykrycie sprawców opóźnia się o tygodnie.

      Reklama

      Szczególnie istotnym elementem jest – jak wynika m.in. z analizy brytyjskiego MSZ – cyber-skrzydło FSB. Brytyjski Foreign Office oficjalnie zidentyfikował dwa wyspecjalizowane centra: 16. Centrum (znane w świecie cyberbezpieczeństwa jako Energetic/Berserk Bear) oraz 18. Centrum (Star Blizzard/Seaborgium).

      Pierwsze odpowiada za penetrację systemów sterowania energetyką i transportem – to z jego infrastruktury prowadzono długotrwałe kampanie przeciw europejskim zakładom energetycznym i lotnictwu. Drugie specjalizuje się w rekonesansie personalnym: wykrada skrzynki pocztowe urzędników i polityków, by pozyskać dane logistyczne (np. rozkłady lotów czy numery rejestracyjne konwojów

      Modus operandi w praktyce – tanio, niepodpisanymi rękami

      Najczęściej mamy do czynienia z akcjami o bardzo niskiej barierze wejścia: podpaleniem składu towarów, przecięciem kabla światłowodowego na dnie morza czy zsunięciem kotwicy statku handlowego w miejscu przebiegu rury. Rosyjscy oficerowie z GRU oraz FSB rzadko wykonują takie działania samodzielnie.

        Są one zlecane drobnym przestępcom i imigrantom z Ukrainy i Białorusi, którzy otrzymują za to wynagrodzenie od 5 do 15 tys. euro, a rekrutacja zazwyczaj dokonywana jest na zamkniętych kanałach Telegramu. Kluczowa przewaga Rosji w tego typu operacjach polega na warstwowych pośrednikach – gdy służby aresztują „wykonawcę”, ten nie zna prawdziwego zamawiającego.

        Sabotaż pod wodą i w powietrzu

        Rosja coraz częściej łączy działania fizyczne z wykorzystaniem przestrzeni „niematerialnej”. Zakłócanie sygnału GPS w regionie bałtyckim – szczególnie nad Zatoką Fińską i trójkątem Helsinki-Tallinn-Riga – zmusiło w 2024 r. linie Finnair oraz LOT do zmiany procedur podejścia do lądowania; pojedyncze rejsy kierowano nawet na lotniska zapasowe.

        Szczegółowo opisano to w analizie „Wojna cieni Rosji z Zachodem” opublikowanej w marcu 2025 roku przez Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie, w której to wprost stwierdzono, że te działania są „testem zachodniej cierpliwości” i sprawdzeniem, jak duże zakłócenia w transporcie cywilnym NATO będzie tolerowało, zanim uzna je za atak wymagający odpowiedzi.

        Reklama

        Na morzu Rosjanie wykorzystują przewagę floty i cywilnych statków do zbierania danych wywiadowczych. Reuters wyliczył, że od 2022 r. zanotowano co najmniej 18 awarii podmorskich kabli i rur, przy czym w sześciu przypadkach zachodnie śledztwa wskazały na działanie człowieka – w tym opuszczenie kotwicy przez chiński statek handlowy NewNew Polar Bear, który przeciął Balticconnector

        Reakcja Europy

        Mimo aresztowań i rosnącej liczby postępowań karnych kluczowym problemem pozostaje przypisanie winy – a bez niej nie ma formalnej podstawy do sankcji ani do uruchomienia art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Rządy Francji, Wielkiej Brytanii i Danii mówią już jednak otwarcie, że jeżeli sabotaż będzie zagrażał życiu obywateli, rozważą „pełne spektrum odpowiedzi”, łącznie ze środkami wojskowymi.

          Były szef NATO Jens Stoltenberg, po spotkaniu ministrów spraw zagranicznych w kwietniu 2024 r. – jak podawał m.in. Reuters – podkreślał, że „Rosja przenosi próg agresji coraz głębiej w szarą strefę” i nazwał sabotaż jednym z najpoważniejszych wyzwań dla sojuszniczego bezpieczeństwa przed paryskimi igrzyskami olimpijskimi.

          Odpowiedzią ma być m.in. powstanie w Brukseli Koalicji ds. Ochrony Infrastruktury Krytycznej, współfinansowanej z Funduszu Odbudowy, a także zwiększenie liczby patroli NATO na Bałtyku.

          Brak odporności Zachodu – anatomia porażki

          Brak odporności Zachodu na rosyjską wojnę sabotażową ma wiele źródeł. Na poziomie instytucjonalnym głównym problemem są luki prawne i rozczłonkowanie służb kontrwywiadowczych. Większość rządów unijnych traktuje akty sabotażu wyłącznie jako przestępstwa kryminalne, a nie element operacji wojskowej, dlatego jedynie niemiecki Federalny Urząd Ochrony Konstytucji dysponuje pełnym mandatem do zwalczania tego typu zagrożeń.

          Reklama

          W innych państwach – choćby w Czechach, czy w Polsce – dochodzenia prowadzi kilka służb równolegle, co spowalnia wymianę informacji i utrudnia koordynację. Z tej racji istnieje konieczność powołania instytucjonalnej wspólnoty wywiadowczej.

          Sytuację komplikuje też strefa Schengen. Proces toczący się przed londyńskim Old Bailey ujawnił, że siatka skupiona wokół Bułgara Jana Marsalka przez dwa lata swobodnie przewoziła po terytorium UE urządzenia IMSI-Catcher, omijając kontrole graniczne.

          Niedopasowanie narzędzi prawnych jest kolejną słabością. Wielka Brytania dopiero w 2023 r. przyjęła National Security Act, pozwalający karać za „zagraniczną ingerencję”, natomiast w Niemczech wciąż brakuje przepisu odnoszącego się wprost do zagrożenia hybrydowego. Niemieccy prokuratorzy muszą sięgać po ogólny paragraf o „przygotowaniu przemocy zagrażającej państwu”, co znacząco ogranicza działania prewencyjne.

          Efektem tych zaniechań są poważne deficyty w ochronie infrastruktury. Czeski minister transportu Martin Kupka przyznał, że od 2022 r. odnotowano w UE tysiące prób sabotażu sygnalizacji kolejowej, często przeprowadzanych przy użyciu tanich modemów GSM-R i aplikacji Telegram.

            Rosyjskie operacje coraz częściej wykorzystują model gig-economy. Według śledztwa Organized Crime and Corruption Reporting Project - anonimowy „Privet-Bot” w serwisie Telegram oferował 10 000 euro nagrody za podpalenie lub podłożenie ładunku wybuchowego. Werbunek odbywa się w pełni on-line, co utrudnia kontrwywiadom identyfikację zlecających i wykonawców.

            Skutki strategiczne takiej aktywności są poważne. Po pierwsze, odwraca się uwagę Zachodu: rosyjskie prowokacje islamofobiczne w Szwecji i Holandii miały poróżnić Ankarę z UE i opóźnić akcesję Sztokholmu do NATO. Po drugie, sabotaż kolejowy w Polsce, Czechach i na Litwie miał zakłócić dostawy sprzętu wojskowego na Ukrainę. Po trzecie, dezinformacja łącząca te zamachy z rosnącymi kosztami życia podkopuje społeczne zaufanie, zachęcając wyborców do sprzeciwu wobec dalszej pomocy dla Kijowa.

            Powstaje więc pytanie, czy Zachód może jeszcze dogonić Rosję? Najpilniejsze rekomendacje obejmują uchwalenie jednolitego prawa „antyhybrydowego” w UE i NATO, które zrównywałoby sabotaż inspirowany przez obce państwo z aktem terrorystycznym, a także stworzenie wspólnej bazy incydentów działającej w czasie rzeczywistym na wzór EUROPOL-INTEL-Ops oraz powołanie zespołów dochodzeniowych, który wymieniałyby m.in. dane biometryczne zatrzymywanych sabotażystów w czasie nie dłuższym niż 24 godziny.

            Reklama

            Ponadto konieczne jest licencjonowanie urządzeń IMSI-Catcher i zagłuszarek, dziś dostępnych bez ograniczeń m.in. w Hongkongu i Dubaju, oraz uruchomienie programu ochrony kluczowych firm zbrojeniowych – podobnego do rozwiązań wdrażanych w Rheinmetall – który łączyłby kontrwywiad przemysłowy z osobistą ochroną menedżerów. Wreszcie, Zachód powinien zainwestować w operacje kontrpropagandowe, obejmujące szkolenie diaspor w Europie w rozpoznawaniu werbunku on-line i aktywną współpracę z community bułgarskimi, kazachskimi i rosyjskimi. Tylko spójna, wielowarstwowa reakcja może powstrzymać rosyjską strategię „wojny w cieniu”, zanim ta na dobre podważy bezpieczeństwo i solidarność euroatlantycką.

            Czy czeski scenariusz się powtórzy?

            Eksplozję w magazynach amunicji w Vrběticach (w 2014 r.), próba otrucia Siergieja Skripala w Salisbury czy śledztwa Bellingcatu w sprawie jednostki 29155 pokazują, że sabotowanie wrogów poza granicami Rosji nie jest nowym pomysłem. Nowością jest natomiast masowość i poczucie bezkarności towarzyszące tym operacjom.

              Moskwa zakłada, że Zachód nie będzie ryzykował otwartej eskalacji dla „zwykłego podpalenia”. Coraz częściej słychać jednak głosy, że kumulacja tych incydentów może skłonić NATO do uznania szeregu pozornie jednorazowych sabotaży za skonsolidowany atak hybrydowy – a to z kolei otwiera drogę do zdecydowanej odpowiedzi gospodarczej, cybernetycznej, a nawet kinetycznej.

              Oswojenie z wojną w cieniu czy nowa faza konfrontacji?

              Obecna logika Rosji przypomina taktykę „salami”. Każdy kolejny incydent przesuwa granicę tolerancji Zachodu o milimetr. Jeżeli państwa UE nie wypracują wspólnej definicji progu sabotażu i jednakowych sankcji za jego przekroczenie, ryzykują, że atak stanie się po prostu kosztem prowadzenia biznesu.

              Z drugiej strony, gęstniejąca sieć powiązań kontrwywiadowczych – od skandynawskich radarów po polskie łączniki ABW w krajach Bałkanów – zwiększa prawdopodobieństwo szybkiego wykrycia sprawców i publicznego ich „zdemaskowania”, co Moskwa stara się za wszelką cenę utrudnić.

              Reklama

              Paradoksalnie to nie sama liczba incydentów zadecyduje o skuteczności rosyjskiej strategii, lecz reakcja opinii publicznej. Jeżeli Europejczycy uznają, że pożary magazynów czy przerwy w dostawach internetu są „nową normalnością”, Kreml osiągnie cel minimalnym kosztem. Dlatego najważniejszą linią obrony – obok fizycznych zabezpieczeń – pozostaje odporność społeczna: świadome społeczeństwo, które rozumie, że podpalenie hali logistycznej w Łańcucie jest częścią większej układanki, trudniej zastraszyć i odwieść od wsparcia Ukrainy.

              Wojna sabotażowa będzie więc trwać tak długo, jak długo Rosja będzie przekonana, że opłaca się jej balansować na granicy formalnej odpowiedzi NATO. Dla Europy oznacza to podwójną lekcję: trzeba umieć gasić pożar – i jednocześnie dostrzegać, kto naprawdę dokonuje zapłonu. Jak zauważył Richard Moore, szef brytyjskiej Secret Intelligence Service (MI6) Rosja obecnie „wynajmuje gangsterów, bo nie ma już dyplomatów”. Z jej perspektywy sabotaż daje wysoką stopę zwrotu przy minimalnym ryzyku politycznym – dopóki Zachód odpowiada dopiero po eksplozji czy podpaleniu.

              Reklama
              WIDEO: Na „pasku”, czyli jak Mińsk atakuje migrantami
              Reklama

              Komentarze

                Reklama