Za murami Kremla. Kto tak naprawdę rządzi Rosją?
Rosja Putina nie jest państwem instytucji, lecz dziedziczną korporacją klanów – do takiego wniosku prowadzi najnowszy, największy w historii projekt śledczy niezależnego portalu Proekt. Z raportu wyłania się obraz systemu, który coraz mniej przypomina nowoczesne państwo, a coraz bardziej – feudalno-mafijną strukturę, gdzie lojalność zastępuje prawo, a rządzące klany traktują Rosję jak własny majątek rodowy.
Na początku listopada 2025 roku redakcja niezależnego rosyjskiego serwisu Proekt opublikowała jedno z najobszerniejszych badań współczesnej rosyjskiej elity władzy. Zespół dziennikarzy i analityków, we współpracy z Rupep.org i Protokolem, przez ponad rok analizował ok. 10 tysięcy biografii urzędników i ich krewnych. Korzystano z rejestrów spółek w Rosji i za granicą, Rosreestru i ksiąg wieczystych, wycieków baz paszportowych i finansowych, archiwów sprzed cenzury oraz rozmów z byłymi urzędnikami, funkcjonariuszami i biznesmenami. Celem było ustalenie, kim są ludzie rządzący Rosją, jaką rolę odgrywa w ich karierach pochodzenie rodzinne, związki ze służbami i powiązania biznesowe – oraz co starają się ukryć przed społeczeństwem.
Punktem odniesienia dla Proektu jest wcześniejsze badanie Olgi Krysztańskiej z 2003 roku, które pokazało gwałtowny wzrost udziału „silowików” w elitach za rządów Putina. Wykazała ona wtedy, że ok. 25 proc. wyższych urzędników to ludzie w mundurach. Później ostrzegała, że rosyjska biurokracja może przeobrazić się w „dziedziczną arystokrację”, ale nowych badań już nie publikowała – także z obawy przed represjami. Proekt w praktyce rozwija tę tezę i ukazuje, że putinowski system faktycznie przekształcił się w sieć dziedzicznych klanów zrośniętych ze służbami bezpieczeństwa i postsowiecką nomenklaturą.
Kluczowy wynik raportu można streścić jednym wskaźnikiem: 76 proc. z 1329 najwyższych urzędników ma bliskich krewnych w administracji, spółkach państwowych, strukturach okołobudżetowych lub w biznesie żyjącym z kontraktów publicznych. Oznacza to, że trzech na czterech członków elity albo dziedziczy stanowiska, albo wykorzystuje dostęp do państwa, by urządzić życie własnej rodziny.
„Indeks nepotyzmu” jest najwyższy w Radzie Federacji (86 proc.) i Dumie Państwowej (84 proc.). Nieco niższy w administracji prezydenta, służbach i sądach (po 74 proc.), wśród gubernatorów (69 proc.) i członków rządu (61 proc.). W praktyce nie chodzi więc o pojedyncze przypadki kolesiostwa, ale o system dziedzicznych dynastii.
Czytaj też
Co drugi urzędnik z próby ma więcej niż dwóch krewnych w sektorze publicznym. Równocześnie zidentyfikowano co najmniej 25 rodzin, w których 10 lub więcej osób to urzędnicy lub beneficjenci państwowych kontraktów. Na czele tej listy znajdują się m.in.: ród Ramzana Kadyrowa (96 krewnych), rodzina Władimira Putina (27), klan senatora Arsena Kanokowa (19), sieć wokół Siergieja Czemiezowa (16) i klan Nikołaja Patruszewa (15).
Znaczna część najbardziej rozbudowanych dynastii pochodzi z Kaukazu Północnego, gdzie tradycje rodowo-klanowe istniały jeszcze przed Związkiem Sowieckim, ale – jak podkreślają autorzy – podobne układy powstały również zarówno w centrum kraju, jak i na Syberii.
Raport pokazuje też, że rosyjska struktura władzy jest ściśle sprzężona ze światem służb i postsowieckiej nomenklatury. Co najmniej 29 proc. najwyższych urzędników to byli funkcjonariusze KGB/FSB, wojska, MSW lub innych formacji siłowych, a ponad 20 proc. ma bliskich krewnych w służbach. W efekcie niemal połowa elity jest bezpośrednio lub pośrednio związana z aparatem bezpieczeństwa – szczególnie wyraźnie widać to w administracji rządowej, parlamencie i państwowych spółkach. Równocześnie 58 proc. badanych to osoby wywodzące się z sowieckich kadr lub ich potomkowie, co świadczy o ciągłości radzieckiej nomenklatury w nowych dekoracjach.
Istotną rolę odgrywają oligarchowie, których firmy stały się naturalnym zapleczem zatrudnienia dla rodzin urzędników. Proekt wyróżnia dwunastu biznesmenów najgłębiej splecionych z aparatem państwowym – część to „nowi” przyjaciele Putina (Rotenbergowie, Kowalczuk, Timczenko), część to oligarchowie z lat 90., którzy przetrwali dzięki powiązaniom z nową elitą (Deripaska, Usmanow, Potanin, Wekselberg, Machmudow, Bokariew). Wspólne jest to, że ich majątki i wpływy zależą od przychylności Kremla, a w ich strukturach pracują liczni krewni urzędników.
Symboliczny obraz stosunku elity do własnego państwa daje odpowiedź na pytanie o udział rodzin urzędników w wojnie przeciwko Ukrainie: mniej niż 1 proc. (10 osób z ponad tysiąca badanych) ma bliskich krewnych na froncie. Autorzy interpretują to jako wyraz podwójnych standardów – ci, którzy decydują o wojnie, starannie chronią własne rodziny przed konsekwencjami własnych decyzji.
Z tych wszystkich elementów Proekt wyprowadza wniosek ogólny: współczesna Rosja nie jest klasycznym państwem prawa, lecz feudalno-mafijną strukturą. Rządzą nią powiązane ze sobą klany rodzinno-urzędnicze. Z kolei służby specjalne pełnią rolę klasy panującej, oligarchowie zarządzają zasobami niczym skarbnicy, a grupy przestępcze stanowią narzędzie przemocy i nacisku.
Czytaj też
Parlament, rząd i sądy tworzą jedynie fasadę dla decyzji zapadających w wąskich, powiązanych rodowo kręgach. Współczesna elita rosyjska funkcjonuje jak swoista „dziedziczna arystokracja”, która reprodukuje się w kolejnych pokoleniach, traktując państwo jako źródło renty i własności przekazywanej z ojca na syna.
Od postsowieckiego chaosu do „państwa służb"
Żeby zrozumieć obecny system władzy w Rosji, trzeba cofnąć się do końcowych lat Związku Sowieckiego i burzliwych lat 90. Służby specjalne – KGB, potem FSK i FSB – przeżywały wtedy upadek finansowy i prestiżowy. Państwo biedniało, pensje były spóźnione, najlepsi oficerowie przechodzili do prywatnej ochrony i biznesu. Granica między „organami władzy” a światem przestępczym zaczęła się rozmywać.
W Petersburgu, gdzie karierę zaczynali przyszli „ojcowie założyciele” putinowskiej elity – Władimir Putin, Nikołaj Patruszew, Igor Sieczin, Wiktor Zołotow, Aleksandr Bortnikow – państwo, służby i mafia funkcjonowały często jako partnerzy, a nie przeciwnicy. Wiceburmistrz Putin nadzorował program „surowce w zamian za żywność”: miasto wydawało licencje na eksport surowców, którymi handlowały spółki powiązane z jego otoczeniem.
Import żywności ledwo istniał, ale prokuratura i kontrwywiad – w tym wydział Patruszewa od „przestępstw gospodarczych” – nie dopatrzyły się żadnych nadużyć ani korzyści osobistych. Materiały tzw. komisji Mariny Salie, które mogły zakończyć karierę Putina, wylądowały w szufladzie. Szczegóły dotyczące relacji obecnego prezydenta Rosji z ówczesnym „bandyckim Petersburgiem” opisuje m.in. Artiom Krugłow na portalu putinism.wordpress.com.
Równolegle gangsterzy z tambowskiej OPG i innych grup obsługiwali porty, cła, bazary i transport. Służby zamiast walczyć z mafią – regulowały jej działalność. Przepuszczały towary przez przejścia graniczne, „pomagały” w eksporcie, zamykały oczy na przemyt w zamian za udział w zyskach. Już wtedy rodzi się zasada, która później stanie się fundamentem reżimu: „nie ma przestępstw – są tylko źle zorganizowane interesy”.
W 1999 r., gdy Borys Jelcyn przekazuje władzę Putinowi, następuje jakościowa zmiana. „Rodzina Jelcyna” – córka Tatiana Diaczenko, jej mąż Walentin Jumaszew, otoczeni oligarchami typu Bieriezowski czy Abramowicz – szuka gwarancji bezpieczeństwa. Warunkiem jest wybór „swojego” następcy i szybka amnestia dla odchodzącego prezydenta. Putin spełnia oba warunki w ciągu jednego dnia: Jelcyn odchodzi 31 grudnia 1999 r., a nowy tymczasowy prezydent podpisuje dekret o pełnej nietykalności dla poprzednika i jego rodziny.
Czytaj też
Od tego momentu to już nie „rodzina Jelcyna” kontroluje państwo, ale „rodzina służb” wywodząca się z KGB/FSB. Służby stają się nową klasą panującą – czymś w rodzaju „nowej szlachty”, jak określi je później Nikołaj Patruszew. Ten termin szybko przestaje być metaforą: w 2007 r. on sam, wraz z żoną i synami, przyjmuje od samozwańczej „głowy Domu Romanowów” Marii Władimirowny Romanowej tytuł dziedzicznego szlachcica. Ta komiczna scena dobrze oddaje ambicje systemu: służby nie tylko przejmują państwo, ale też próbują nadać swojej dominacji pozór historycznej legitymacji.
Raport Proektu pokazuje, że współczesna Rosja funkcjonuje nie jako państwo instytucji, lecz jako system klanowy, w którym władza, stanowiska i majątki są dziedziczone, rozdzielane lub ukrywane w ramach powiązań rodzinnych oraz sieci osobistych lojalności. Najbardziej widoczne przykłady to klany Władimira Putina i Nikołaja Patruszewa – dwa główne filary całej konstrukcji polityczno-gospodarczej.
Klan Putina
W przeciwieństwie do czasów Jelcyna, gdzie władza skupiała się w rękach kilku bliskich krewnych, w przypadku Putina skala nepotyzmu jest wielokrotnie większa. Oficjalnie ma on jedynie dwie córki – Marię Woroncową i Katerinę Tichonową – jednak obie działają pod zmienionymi nazwiskami i pełnią funkcje łączników między państwowymi koncernami a prywatnym majątkiem rodziny.
Woroncowa kieruje dużymi projektami medycznymi finansowanymi przez Sogaz, a jej partnerzy obejmują intratne stanowiska w Gazpromie i firmach oligarchów. Tichonowa z kolei prowadzi fundację „Innopraktyka”, która żyje z miliardowych kontraktów państwowych, a jej były mąż otrzymał udziały w chemicznym gigancie Sibur.
Istotną rolę odgrywają też nieoficjalne partnerki Putina. Swietłana Kriwonogich i Alina Kabajewa stały się właścicielkami udziałów w kluczowych mediach i firmach powiązanych z bankiem „Rossija”, a związek z prezydentem zapewnił im majątki warte setki milionów dolarów.
Do tego dochodzi szeroka sieć krewnych dalszego stopnia, którzy pełnią funkcję formalnych „słupów” lub beneficjentów systemu. Kuzyn Michaił Szełomow posiada udziały w Sogazie, banku „Rossija” i dużych projektach infrastrukturalnych, choć sam prowadzi skromne życie. Kolejne gałęzie rodziny – Szamiałowie, Cywilewowie, Putinowie z linii Igora oraz liczni kuzyni – zajmują stanowiska w Gazpromie, Sogazie, sektorze energetycznym, handlu węglem i bankowości. W sumie co najmniej 26 krewnych Putina trafiło do strategicznych instytucji państwowych i firm, a wraz z przyjaciółmi i byłymi ochroniarzami sieć ludzi „od Putina” przekracza 50 osób.
Mechanizm jest stały: powiązanie rodzinne – stanowisko w państwie – dostęp do państwowych kontraktów – majątek ukrywany w rękach krewnych i partnerów.
Klan Patruszewa
Drugą główną osią systemu jest klan Nikołaja Patruszewa, wywodzący się bezpośrednio z aparatu KGB. Już w czasach pracy w Karelii Patruszew stworzył sieć powiązań łączącą służby bezpieczeństwa, lokalną mafię i biznes, co stało się fundamentem jego późniejszej pozycji w Moskwie.
Czytaj też
Po objęciu stanowiska dyrektora FSB przeniósł do stolicy całą grupę zaufanych współpracowników, którzy z czasem zajęli kluczowe funkcje w FSB, MSW i innych segmentach państwowego aparatu siłowego. Wraz z umacnianiem się jego władzy klan zaczął budować własną nową, quasi-arystokratyczną elitę bezpieczeństwa.
Patruszewowie nie tylko funkcjonują jak dziedziczna klasa rządząca, lecz także symbolicznie potwierdzają swój status, przyjmując od samozwańczych „Romanowów” odpłatne tytuły arystokratyczne. Kupowanie „szlachectwa” stało się narzędziem prestiżu i sposobem na legitymizowanie swojej wyższości wobec reszty aparatu państwowego.
Równolegle klan korzysta z mechanizmu tzw. oberegów – podstawionych osób formalnie posiadających majątek, którego faktycznymi właścicielami są członkowie rodziny. Brat Nikołaja, Wiktor Patruszew, z robotnika przekształcił się w udziałowca megafirm i dużych nieruchomości. Jego synowie robią kariery w „Master-Banku” i Rostiechu. Synowie samego Nikołaja – Dmitrij Patruszew i Andriej Patruszew – kontrolują znaczną część rosyjskiego sektora bankowego, rolniczego, energetycznego i logistycznego.
Nieformalne partnerki członków klanu, takie jak Marina Artemjewa, są formalnymi właścicielkami majątków wartych miliardy rubli, co dodatkowo zaciemnia prawdziwe przepływy finansowe. Łącznie ujawnione nieruchomości należące do klanu Patruszewów są warte co najmniej 14 mld rubli, a ich realny majątek – ukryty w sieci „oberegów” – może być znacznie większy.
Rosyjska elita jako sieć klanów
Putin i Patruszew są najbardziej widocznymi przykładami, lecz raport pokazuje, że elita rosyjska składa się z dziesiątków klanów działających według podobnej logiki. Najliczniejszą strukturą jest ród Ramzana Kadyrowa – ponad 90 krewnych zajmuje stanowiska w administracji, strukturach siłowych, parlamencie i biznesach powiązanych z dotacjami z Moskwy. Ich model to quasi-feudalny system, w którym każdy członek rodu pełni określoną funkcję: od siłowego aparatu po kontrolę nad religią i propagandą.
Obok nich funkcjonują klany oligarchiczne i urzędnicze, jak Czemiezowowie z konglomeratu Rostiech, Kanokowowie z Kabardyno-Bałkarii, Zubkowowie z powiązaniami w Gazpromie, a także rodziny ministrów, bankierów, gubernatorów i szefów regionów w Tatarstanie, Dagestanie, Baszkirii czy Kraju Krasnodarskim.
Parlament i rząd jako zgromadzenie klanów, gangsterów i lobbystów
Genealogiczne badanie Proektu pokazuje, że Duma Państwowa i Rada Federacji należą do instytucji o najwyższym natężeniu nepotyzmu w całej rosyjskiej administracji – odpowiednio 84 proc. i 86 proc. W praktyce oznacza to, że parlament coraz mniej przypomina reprezentację narodu, a coraz bardziej dziedziczną izbę rodową.
Czytaj też
Zidentyfikowano co najmniej 15 polityków, którzy dosłownie przejęli mandaty po swoich krewnych: Bekchan Agajew, Daniil Biesarabow, Roman Wodianow, Nikita Czaplin, Róża Czemieris, Aleksandr Jakubowski, Aleksiej Kondratenko, Julia Łazutkina, Wadim Sokołow i inni. Mandat funkcjonuje tu jak element majątku: po śmierci deputowanego Dżaszarbieka Uzdenowa natychmiast organizuje się wybory uzupełniające, które wygrywa jego 25-letni syn Soltan Uzdenow. W rodzinie Agajewów ojciec i syn zasiadają równocześnie w Dumie, formalnie reprezentując różne regiony i partie, choć realnie z żadnym regionem nie są związani.
Na tym jednak patologie się nie kończą. Z raportu wynika, że co najmniej 63 z 622 badanych deputowanych i senatorów miało w swojej przeszłości poważne konflikty z prawem, związki ze zorganizowaną przestępczością lub kryminalny rodowód. Nie wszyscy byli formalnie członkami grup przestępczych, jednak ich biografie i sieci powiązań wskazują, że parlament stał się schronieniem dla ludzi wywodzących się z mafijnego półświatka, beneficjentów ochrony służb specjalnych oraz przedstawicieli brutalnych klanów regionalnych.
Część parlamentarzystów była wcześniej pełnoprawnymi członkami zorganizowanych grup przestępczych. Jednym z najbardziej wymownych przykładów jest Maksim Kawdżaradze, który w latach 90. należał do oriechowskiej OPG – jednej z największych gangsterskich struktur w Moskwie. Inni mają status osób blisko powiązanych z mafią lub jej finansowym zapleczem, jak Dżamaladin Gasanow, krewny słynnego dagestańskiego bossa Saida Amirowa, znanego jako „Krwawy Roosevelt”.
W Dumie zasiadają też politycy, których zachodnie i rosyjskie śledztwa łączą z działalnością przestępczą lub udziałem w zabójstwach. Andriej Ługowoj, dziś deputowany LDPR, jest jednym z głównych podejrzanych o otrucie Aleksandra Litwinienki w Londynie. Boris Iwanużenkow „Rotan”, związany z OPG Podolska oraz Andriej Skocz, powiązany z OPG Sołncewo, reprezentują w parlamencie interesy grup przestępczych.
Osobną kategorię tworzą ludzie Ramzana Kadyrowa, wprowadzeni do Dumy jako polityczne ramię czeczeńskiego klanu. Adam Delimchanow i Sulejman Geremiejew, obaj publicznie wiązani z zabójstwami politycznymi, pełnią w rosyjskim parlamencie rolę wykonawców polityki siłowej Kadyrowa. Ich obecność pokazuje, jak głęboko struktury państwa przeniknęły się z przestępczością zorganizowaną – w Czeczenii granica między klanem politycznym, aparatem represji i brutalną milicją polową praktycznie zanikła.
Choć nie każdy z tych polityków został formalnie skazany, a część zdołała zatrzeć ślady kryminalnej przeszłości, raport jasno wskazuje, że parlament stał się czymś więcej niż instytucją ustawodawczą. To przestrzeń, w której byli gangsterzy, bossowie mafii, politycy utrzymujący związki z klanami przestępczymi oraz osoby zależne od służb specjalnych zdobywają immunitet – nie po to, by reprezentować państwo, lecz by chronić własne interesy i unikać odpowiedzialności karnej.
Czytaj też
Sulejman Kerimow jest modelowym przykładem tego zjawiska – pokazuje, jak w rosyjskim parlamencie łączą się interesy mafii, władzy i służb. Od księgowego dagestańskiej grupy przestępczej przeszedł do państwowego biznesu dzięki protekcji urzędników, a majątek zbudował na agresywnych przejęciach i politycznych układach. Mandat w Dumie kupił głównie dla immunitetu, a jego biznesowe straty regularnie pokrywało państwo. W zamian Kerimow obsypywał protektorów prezentami i uzyskiwał pełną ochronę Kremla, czego dowodem była mobilizacja całego aparatu państwowego po jego zatrzymaniu we Francji.
Kulminacją konfliktów między klanami była strzelanina w 2024 r. między ludźmi Kerimowa a bojownikami Kadyrowa. Wydarzenie to pokazało, że w strukturach państwa działają uzbrojone frakcje, a parlamentarzyści reprezentują raczej interesy swoich grup niż obywateli. To, że dziś Kerimow się ukrywa, podkreśla istotę systemu. Nawet wpływowy oligarcha i senator muszą obawiać się innych elementów tego samego aparatu władzy. Jego historia jest więc kwintesencją rosyjskiego parlamentaryzmu: połączenia klanów, oligarchów i ludzi o kryminalnych korzeniach, traktujących mandat jako narzędzie ochrony i wpływu, a nie służby publicznej.
Według szacunków co najmniej 37 parlamentarzystów wprost kupiło mandaty, by zapewnić sobie bezpieczeństwo. Standardowa stawka za „wejście” na listę wyborczą w LDPR i części innych partii wynosiła około 5 mln dolarów. Mechanizm jest powtarzalny: pieniądze trafiają do kas partyjnych, a następnie są dzielone między liderów, ludzi służb i kremlowskich operatorów.
System gospodarki rentowej i „państwo służb"
Wszystkie te przykłady prowadzą do jednego wniosku: Rosja nie jest normalną gospodarką rynkową, ale gospodarką rentową kontrolowaną przez służby. Dochody nie wynikają tam z innowacji, konkurencji czy efektywności, ale z dostępu do państwa, surowców i budżetu.
Źródła największych rent to m.in.: ropa i gaz (Rosnieft, Gazprom, Novatek), energetyka, przemysł obronny (Rostiech, zakłady zbrojeniowe), budownictwo infrastrukturalne, rolnictwo (Rossielchozbank, Rosagroleasing), wydobycie metali, drewna, kamieni, kontrakty wojskowe oraz szara strefa: kontrabanda, narkotyki, nielegalny eksport.
Każdym z tych sektorów zarządza któryś z klanów: Sieczin kontroluje Rosnieft, Zubkow – Gazprom i segment rolnictwa, Szojgu – kompleks wojskowo-budowlany, Czemiezow – przemysł obronny, Kadyrow – czeczeńskie kontrakty i budżety, Patruszew – sektor żywnościowy, porty i banki, Bortnikow i FSB – banki, rynek „obnalu” i ochronę. Oligarchowie pełnią funkcję menedżerów i kasjerów, a FSB – zarządu całego holdingu.
Korupcja w tym systemie nie jest anomalią – jest głównym mechanizmem zarządzania. Łapówka i „prezent” pełnią rolę rejestru lojalności. Wszyscy biorą, więc każdego można w razie potrzeby zniszczyć. Gdy ktoś staje się zbyt samodzielny, rusza aparat: prokuratura, FSB, inspekcje podatkowe. Przykład Michaiła Chodorkowskiego pokazuje, że nie ma takiego majątku ani pozycji, które chroniłyby przed rozbiciem, jeśli ktoś kwestionuje reguły gry.
Rola służb specjalnych i gangsterów w systemie putinowskim
Współczesnego systemu władzy w Rosji nie da się zrozumieć, bez prześledzenia dwóch sił, które go ukształtowały: służb specjalnych oraz zorganizowanej przestępczości. Raport Proektu pokazuje, że to właśnie splecenie tych dwóch środowisk w latach 90. stworzyło fundament obecnej struktury polityczno-gospodarczej. Służby i gangi nie są w tym układzie wrogami ani rywalami. Przeciwnie, tworzą komplementarny system, w którym każda ze stron pełni określoną funkcję.
Czytaj też
Jak już wspomniano, co najmniej 29 proc. najwyższych urzędników państwowych to byli funkcjonariusze KGB/FSB, a kolejne 20 proc. to ich bliscy krewni. Łącznie niemal połowa rosyjskiej elity ma rodowód bezpośrednio związany z aparatem bezpieczeństwa. Oznacza to, że FSB nie jest w Rosji jedynie instytucją nadzorującą państwo – ona je współtworzy i kontroluje od środka.
Symbioza: jak służby i gangsterzy tworzą jeden system
Służby i przestępczość nie są równorzędnymi partnerami. To służby stoją na szczycie hierarchii, a mafie są narzędziem – ale narzędziem, które ma swoje interesy i siłę. Układ jest stabilny, ponieważ jest obustronnie korzystny.
Gangsterzy zapewniają przemoc, pieniądze i kanały operacyjne. Służby zapewniają ochronę, parasol prawny i dostęp do państwa. Natomiast oligarchowie dają kapitał i strukturę gospodarczą, a politycy legitymizują system. Całość spina Kreml, który utrzymuje równowagę sił.
Ten model jest szczegółowo opisany w raporcie w kontekście historii Kerimowa, grupy tambowskiej, ludzi Kadyrowa oraz petersburskiego układu z lat 90., który później rozlał się na całe państwo. Sam Putin nie stworzył tego systemu – wyrósł z niego. Z chwilą objęcia władzy w 1999 roku uczynił tę logikę fundamentem całego państwa.
Dziś FSB i grupy przestępcze są elementami tej samej struktury, której głównym celem jest utrzymanie „pionu władzy”. Nikt nie musi udawać – gangster jest deputowanym, deputowany jest gangsterem, a funkcjonariusz służb jest jednocześnie politykiem, biznesmenem i arbitrem sporów między klanami.
Wojna z pamięcią: czyszczenie historii
Ten system nie mógłby przetrwać, gdyby obywatele mieli pełny dostęp do informacji. Dlatego równolegle do rozbudowy aparatu przemocy trwa konsekwentna wojna z pamięcią. Roman Badanin, założyciel i redaktor naczelny wydawnictw Proekt i Agencja, opisuje ją jako proces wieloetapowy.
Po pierwsze, upadek niezależnego dziennikarstwa zamienia Rosję w „pustynię informacyjną”. Redakcje takie jak Lenta.ru, Wiedomosti, RBC, Nowaja Gazieta były albo przejmowane przez lojalnych oligarchów, albo duszone pozwami i cenzurą. Dziennikarze, którzy za Jelcyna mogli pisać o niejasnej przeszłości Putina, dziś zamieniają się w propagandystów.
Po drugie, teksty są fizycznie usuwane z internetu. Część redakcji sama „odpina” archiwa ze strachu przed pozwami Usmanowa czy Deripaski. Inni padają ofiarą manipulacji: tworzy się jednorazową stronę z przekopiowanym śledztwem, dopisuje absurdalne oszczerstwa, a następnie pozywa się wyszukiwarki za „naruszenie praw autorskich”. W efekcie oryginalny tekst dziennikarski znika z wyników, a kopia jest kasowana.
Czytaj też
Po trzecie, niewygodne fakty są zagłuszane morzem laurkowych materiałów. Sztuczna inteligencja i fabryki treści generują tysiące pozytywnych artykułów o „skromnych” i „ascetycznych” funkcjonariuszach – Patruszewie, Zołotowie, Szojgu. Historie o miliardowych posiadłościach są spychane na margines internetu, do portali, które łatwo zbyć jako „szambo”.
W efekcie znika nie tylko wiedza o konkretnych ludziach, ale także pamięć o tym, jak powstał obecny system. To dodatkowo utrudnia społeczne zakwestionowanie jego legitymacji.
Rodzinny kartel służb, oligarchów i gangsterów
Współczesny system władzy w Rosji funkcjonuje znacznie bliżej logiki rosyjskiego podziemia kryminalnego niż zachodnich modeli państwowych. Cała struktura przypomina rozbudowaną sieć „braterstw” i klanów opartą na zasadach znanych z worowskiego mira – środowiska „złodziei w prawie”, gdzie najważniejsze są hierarchia, niepisane reguły, osobista lojalność, kontrola terytorium i dostęp do strumieni pieniędzy.
System wydaje się stabilny, bo ma pełną kontrolę nad mediami, aparatem przymusu i przepływami finansowymi. W istocie jest jednak kruchy, ponieważ nie opiera się na instytucjach, lecz na strachu; nie ma w nim podziału władzy, lecz istnieje tylko walka klanów; nie inwestuje w rozwój, lecz w ekstrakcję i konsumpcję. Zużywa zasoby – materialne i ludzkie – szybciej, niż jest w stanie je odtworzyć.
Współczesna Rosja nie jest państwem w zachodnim rozumieniu – stojącym na fundamencie prawa i społeczeństwa obywatelskiego. To duży, skomplikowany, ale w swej istocie bardzo prosty kartel, który trwa tak długo, jak długo nikt nie jest w stanie skutecznie podważyć jego głównej zasady: „Lojalność wobec rodziny i służb jest ważniejsza niż prawo, moralność i interes państwa”.
Z tej racji z raportu Proektu wyłania się obraz współczesnej Rosji jako mafijno-feudalnej hybrydy – państwa, które łączy carską dziedziczność i logikę rodów z postsowieckim „państwem służb”, oligarchicznym kapitalizmem i klanami powiązanymi z zorganizowaną przestępczością.
Na tym tle szczególnie uderzająco wypada paradoks opinii publicznej. Z badań Centrum Lewady z sierpnia 2025 r. wynika, że 86 proc. Rosjan aprobuje działania Putina, a trzy czwarte społeczeństwa chce jego pozostania u władzy po zakończeniu kadencji. Respondenci opisują go jako „stanowczego”, „patriotycznego”, „doświadczonego” i „takiego, o którym nie można powiedzieć nic złego”. Krytyka – o ile się pojawia – dotyczy głównie konfliktu z Ukrainą, problemów gospodarczych i pobłażliwości wobec otoczenia.
Czytaj też
Paradoks polega więc na tym, że Rosjanie masowo popierają przywódcę systemu, który według niezależnych badań jest zorganizowany na zasadach mafii, feudalnych klanów i służb, a nie nowoczesnego państwa. Rosjanie deklarują zaufanie do Putina, ponieważ „radzi sobie z problemami kraju”, podczas gdy raport pokazuje, że jego władza opiera się na mechanizmach, które te problemy wytwarzają i utrwalają: klanowości, nepotyzmie, niejawnych układach i dominacji służb.
W efekcie powstaje fundamentalna sprzeczność: system, który niszczy instytucje państwa, cieszy się masową legitymizacją społeczną, co z kolei wzmacnia jego odporność na zmiany. Co może niejako potwierdzać opinię swego czasu wygłoszoną przez prof. Ferdynanda Ossendowskiego: Naród rosyjski historycznie i fizjologicznie jest zbliżony do narodów Wschodu, lecz przyjął od nich najbardziej ponure i zbrodnicze cechy. Jasne strony psychologii i moralności wschodnich ludów są obce Rosjanom, gdyż wymagają hartu i wzniosłości ducha.








