Za Granicą
Rosyjskie służby po buncie Prigożyna. Putin wyrównuje szeregi w kremlowskich wieżach
Trwający zaledwie kilkanaście godzin „bunt” Prigożyna i jego „marsz sprawiedliwości” na Moskwę, w trakcie którego można było zaobserwować swoisty paraliż rosyjskich służb specjalnych, zachwiał dotychczasowymi konfiguracjami w rosyjskim aparacie bezpieczeństwa. Z tej racji wśród analityków pojawiło się wiele sprzecznych hipotez, dotyczących tego, która ze służb będzie dominantą na tej scenie. Nasuwa się więc pytanie, jak obecnie wygląda scena aparatu bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Dotyczy ono przede wszystkim tego, która z konkurujących między sobą formacji, zwanych w rosyjskim slangu „wieżami”, zajmuje dominującą pozycję oraz czy nastąpiło zrównanie ich wpływów w ich relacji z Putinem.
Co się właściwie stało podczas buntu Prigożyna?
Zdaniem amerykańskiego think-tanku Robert Lansing Institute, próba rebelii Prigożyna doprowadziła do wzmocnienia wpływów i władzy grupy FSB kontrolowanej przez Nikołaja Patruszewa, sekretarza Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Prowadzi ona własną grę, aby przekazać władzę Dmitrijowi Patruszewowi, obecnemu ministrowi rolnictwa Rosji i synowi sekretarza Rady Bezpieczeństwa. Wyraźnie tłumaczy to żądanie Moskwy przywrócenia Rossielchozbanku do SWIFT (bank znajduje się w jego strefie wpływów). Wykorzystując sieć instytucji, finansowaną przez rolniczy bank Rosselchozbank, Dmitrij Patruszew kontroluje nabywanie zagranicznych firm w Rosji. Stąd też trwa konsolidacja kremlowskich elit przeciwko ugrupowaniu Patruszew-FSB, w efekcie czego mogą się pojawić dotyczące jej medialne skandale. Z tym, że nie są one jednak na tyle silne, by osłabić wpływy sił bezpieczeństwa, które po niedawnym puczu są jedynymi gwarantami bezpieczeństwa Putina. W tym miejscu należy zaznaczyć, że w większości komentarzy mediów rosyjskich to Patruszew w trakcie marszu Prigożyna na Moskwę zachował zimną krew i nie uległ panice.
Zgoła inną tezę prezentują Andriej Sołdatow i Irina Borogan, twórcy portalu Agentura.ru, którzy na łamach Foreign Affairs piszą że "najważniejszą lekcją z buntu Wagnera jest porażka FSB". Ich zdaniem, choć FSB to główna służba bezpieczeństwa wewnętrznego Rosji, która od dawna kładzie duży nacisk na "prewencję" i podejmowanie agresywnych działań w celu uprzedzenia zagrożeń dla państwa, nie podjęła ona żadnych działań w celu powstrzymania buntu przed jego rozpoczęciem, ani ostrzeżenia Kremla o planach Prigożyna. Nie wypełniła więc swego podstawowego zadania. Natomiast Michaił Chodorkowski, sponsor portalu Dosier Center, na łamach Newsweeka posunął się do wręcz tezy, że mniej niż jedna trzecia funkcjonariuszy FSB byłaby gotowa poprzeć prezydenta Władimira Putin, gdyby doszło do powtórki buntu Jewgienija Prigożyna. "Myślę, że gdyby jutro doszło do innego buntu i wezwano funkcjonariuszy FSB do ochrony Putina przed tym buntem, to tylko 30 procent byłoby gotowych to zrobić" - stwierdził Chodorkowski. Z tym, że jego zdaniem nie obejmuje to "najbliższego kręgu" prezydenta, ponieważ "ci ludzie wyraźnie rozumieją, że ich los, ich przyszłość, przeznaczenie jest całkowicie splecione z jego losem", "co nie znaczy, że nie zdradzą go pewnego dnia". Najbliższy krąg reprezentuje Aleksander Bortnikow, dyrektor FSB, który jest uważany za jednego z najbliższych doradców prezydenta. "Jeśli mówimy o trzecim lub nawet czwartym kręgu wokół Putina, to jest tam całkiem sporo źródeł. Są to ludzie, którzy starają się utrzymać dla siebie otwarte tylne wyjście" - twierdzi Chodorkowski.
Czytaj też
W podobnym tonie jest też komentarz rosyjskojęzycznego portalu The Insider, gdzie czytamy: "Bunt Prigożyna zaskoczył zarówno rosyjskie wojsko, jak i siły bezpieczeństwa (...) Nie tylko nie byli w stanie zatrzymać jego kolumny, ale wyrazili aktywną niechęć do stanięcia w obronie Putina, zasadniczo sabotując rozkazy kierownictwa. Być może pucz zakończyłby się sukcesem, ale sami wagnerowcy nie byli chętni do udziału w walkach o Moskwę i byli w takim samym zamieszaniu jak ci, którzy jej bronili. Źródła w FSB i GRU uważają, że rebelia pokazała, jak naprawdę słaby jest Putin i jego system, dlatego prawdopodobieństwo powtórzenia próby puczu jest bardzo duże – prawie wszyscy chcą natychmiastowego zakończenia wojny".
Pomimo, że Putinowi udało się zażegnać kryzys, stoi on jednak przed dylematem. Okazało się, że największym zagrożeniem dla jego reżimu nie był sam "bunt", ale reakcja rosyjskiego aparatu bezpieczeństwa na to zdarzenie czy wręcz jej brak. Musi on w jakiś sposób załatać lukę w systemie - która ewidentnie wystąpiła - nie stwarzając zarazem nowych problemów ze służbami bezpieczeństwa będącymi w permanentnym wewnętrznym konflikcie. Zadziwiające jest to, że nie doszło do żadnych negatywnych konsekwencji dla służb specjalnych, w tym przede wszystkim FSB. Represje dotknęły jedynie armię, gdzie nastąpiło wiele dymisji. Według WSJ, około 15 rosyjskich oficerów zostało zawieszonych lub zwolnionych. Stąd też Władimir Juszczkin, Szef Bałtyckiego Centrum Studiów Rosyjskich uważa, że sam bunt został zainscenizowany przez struktury państwowe. "Do dziś jestem przekonany, że spektakl został zainscenizowany przez FSB w celu zidentyfikowania tych w wojsku, którzy naprawdę są gotowi iść na prawdziwy bunt, chodziło o to, by zobaczyć ich w realnej akcji, uczestniczących w marszu na Moskwę, zobaczyć co robią, do kogo dzwonią, co robią oligarchowie" – powiedział dla estońskiego portalu Err.ee. Z kolei Michaił Podoliak, doradca szefa Kancelarii Prezydenta Ukrainy, w wywiadzie dla Meduza.io stwierdził z kolei: "Moim zdaniem było to najprawdopodobniej zaplanowane przez GRU. Chcieli, jak mi się wydaje, zrekompensować sobie wszystkie straty, jakie ponieśli, gdy Putin postawił na FSB i FSO".
Jedynie armia może zmienić władzę na Kremlu
Jedyną formacją z rosyjskiego aparatu bezpieczeństwa, która odniosła wymierne korzyści w efekcie "buntu" Prigożyna jest paradoksalnie Rossgwardia. 19 lipca br. Duma Państwowa jednogłośnie przyjęła ustawę dającą możliwość wyposażenia jej w ciężki sprzęt, w tym samoloty i czołgi. Ten akt prawny, który ma zostać przyjęty przez Radę Federacji i podpisany przez Putina, poważnie wzmacnia struktury Wiktora Zołotowa, byłego ochroniarza prezydenta - osoby, której prawdopodobnie nadal ufa. Jednak dokument, o którym mowa, może mieć też inne implikacje. W szczególności może wzmacniać formacje paramilitarne kontrolowane przez Kadyrowa wchodzące formalnie w skład Rossgwardii. Nasuwa się więc pytanie, co jest powodem tej decyzji. Oddziały Rossgwardii w trakcie toczącej się wojny nie zapisały się czymś szczególnym, z wyjątkiem bardzo dużych strat osobowych szacowanych na 10 tysięcy ludzi. Z agendy natomiast zniknął projekt wydzielenia z FSB jednostek straży granicznej .
Wiktor Jahun, gen. rezerwy i były zastępca szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, w wywiadzie dla serwisu internetowego Glavred.info. zwrócił uwagę na to, że nastąpiło również osłabienie pozycji FSO, a konkretnie Aleksieja Dyumina, gubernatora Tuły wywodzącego się z tej służby i uważanego za jej politycznego eksponenta. Jego opisywane relację z Prigożynem spowodują zapewne, że nie zajmie on stanowiska ministra obrony Federacji Rosyjskiej, do którego był przymierzany przez tą część elity kremlowskiej, która domaga się odsunięcia Szojgu. Z tym, że według wielu źródeł, na które powołuje się m.in. Julia Łatynina w tekście w serwisie The Hiil, był on tym, który namówił go do zaprzestania działań i nie chodziło tylko o powstrzymanie Prigożyna, chodziło raczej o zapobieżenie umocnienia pozycji Patruszewa. Równocześnie, zdaniem niektórych analityków, jak pisała jeszcze przed samą "rebelią" Prigożyna w maju br. w serwisie Jamestown Foundation (amerykański think tank zajmujący się polityką obronną) Ksenia Kiriłowa, okazało się, że GRU nie jest jedyną służbą skonfliktowaną z FSB. Pozostająca dotychczas w cieniu Federalna Służba Ochrony, mimo sprzeciwu FSB, uzyskała bardzo mocne uprawnienia dotyczące ochrony informacji. Z tej racji faktycznym początkiem sporu miało być utworzenie Rossgwardii, do której przeszło - nie licząc Zołotowa - wielu oficerów FSO. Sama Rossgwardia, od jakiegoś czasu nie zamierza też być statystą na rosyjskiej scenie służb specjalnych, lecz jej pełnoprawnym aktorem.
Można jedynie domniemywać, że Putin obawia się iż sytuacja, która zaistniała 24 czerwca br. może się jeszcze raz powtórzyć. Pozostaje też pytanie kto jest w stanie zdecydować się na zbrojną konfrontacje o zmianę władzy na Kremlu. Na dziś wydaję się, że jedyną siłą, która mogła by podjąć się tego ryzyka, jest armia, o ile uzyska poparcie polityków. W Rosji zaostrza się kryzys systemowy w siłowych resortach. Zdaniem Andrieja Czerniaka, rzecznika ukraińskiego wywiadu wojskowego, konflikt między rosyjską armią a FSB wchodzi w aktywną fazę i nie wyklucza się nawet fizycznej konfrontacji. Według wspomnianego już gen. Wiktora Jahuna, ma to już miejsce na terenach okupowanych, które znajdują się bliżej frontu i są kontrolowane przez wywiad wojskowy. Funkcjonuje tam też FSB. Według niego, "wszystko to dzieje się z powodu chciwości, korupcji i prób czerpania zysków ze zdobytych terytoriów". Jak ocenia, "nie tylko FSB i wywiad wojskowy, ale także inne formacje aktywnie wykorzystują zasoby operacyjne i siłowe do wzbogacenia się", "stają się formacjami bandyckimi". "Po pierwsze, FSB nigdy nie zrobi niczego otwarcie. Pomimo potencjału, który posiadają (...) Jednak nigdy nie mogą się zbuntować. Nawet w czasach Stalina, kiedy aparat bezpieczeństwa był niezwykle silny po jego śmierci to Ministerstwo Obrony ze wszystkimi swoimi generałami i czołgami przejęło de facto kontrolę nad strukturami władzy.(...) jest strukturą lepiej przygotowaną, ale mniej upolitycznioną" - twierdzi.
Czytaj też
Prof. Mark Galeotti, ekspert ds. bezpieczeństwa w wypowiedzi dla Spectator stwierdził, że "w przeciwieństwie do wewnętrznego kręgu Putina, który składa się w większości z byłych oficerów KGB rozgoryczonych upadkiem imperium sowieckiego, młodsze pokolenie jest nie tyle poślubione putinizmowi z powodu jakiejkolwiek ideologii, dla nich był to najłatwiejszy sposób na awans". Jak twierdzi, "prawdziwym zagrożeniem dla Putina nie jest to, że wojsko zwróci się przeciwko niemu – ale to, że nie będą go wspierać w przyszłym kryzysie". Jeszcze ostrzejszą opinię przedstawił John E. McLaughlin, były zastępca dyrektora CIA w latach 2000-2004, na łamach serwisu The Cipher Brief, "nawet jeśli nikt nie wystąpi przeciwko niemu i utrzyma władzę, Putin prawdopodobnie stanie się kimś, kogo nigdy sobie nie wyobrażał: osłabionym przywódcą, nazwanym zbrodniarzem wojennym, trzymającym się władzy w kraju wciąż objętym sankcjami i otoczonym przez koterię pochlebców i urzędników bardziej zaniepokojonych bardziej własną niż jego przyszłością".
Ewentualni oponenci Putina w resortach siłowych oraz komentatorzy wieszczący jego rychły upadek muszą mieć jednak świadomość, że większość Rosjan określa swój stosunek do rosyjskiego prezydenta jako pozytywnie neutralny. Jak wynika z komunikatu Centrum Lewady - opublikowanego 7 lipca br. - na temat badań przeprowadzonych od 22 do 28 czerwca br., dwie trzecie ankietowanych chciałoby, aby urzędująca głowa państwa została ponownie wybrana w 2024 roku. Zwolennicy jego reelekcji tłumaczą to tym, że Putin "prowadzi słuszną politykę", to "dobry przywódca dla ludu" i "nie ma dla niego alternatywy". Przeciwnicy reelekcji twierdzą, że "od dawna sprawuje urząd", "nie podoba mi się jego polityka" oraz, że "potrzebne są zmiany". Według respondentów Putin wyraża zarówno interesy "siłowników", a także "zwykłych ludzi", "oligarchów" i "klasy średniej".
Wbrew pozorom, dla Putina to, co stało się w trakcie "buntu" Prigożyna, stanowi wręcz idealny pretekst do wyrównania szeregów w rosyjskim aparacie bezpieczeństwa, ponieważ żadna z formacji wchodzących w jego skład nie sprostała zadaniom, które w tego typu sytuacji winny wypełnić i nie podjęła skutecznej reakcji. Pozwala mu to z powrotem pełnić funkcję arbitra między nimi. Równocześnie ma on świadomość, że służby mają większą zdolność do przeprowadzenia złożonych operacji niż armia. Zwraca na to uwagę też brytyjski think tank Royal United Services Institute, który twierdzi, w swym raporcie opublikowanym w marcu br., że od czasu inwazji na Ukrainę na pełną skalę rosyjskie służby bezpieczeństwa i wywiadu pomimo popełnionych błędów w analizach poprzedzających wojnę poczyniły znacznie większe postępy niż armia.
Obciąć skrzydła i zdusić ukraińską dywersję
Można założyć, że służbom postawione zostaną im dwa podstawowe zadania na polu wewnętrznym. Pierwsze to przeciwdziałanie ukraińskim operacjom dywersyjnym na terenie FR, które stanowią coraz większe zagrożenie i wpływają na poczucie bezpieczeństwa jej mieszkańców, a co za tym idzie podważają zaufanie do samego Putina. Szczególnie teraz, kiedy nastąpiło ich nasilenie i są niemal stałym elementem rosyjskiej rzeczywistości. Stąd też wręcz codziennie pojawiają się komunikaty FSB o zatrzymaniu kolejnych osób współpracujących z ukraińskimi służbami wywiadowczymi lub o wykryciu kolejnych grup zamachowców. Przykładowo, w sobotę 15 lipca FSB poinformowała o przygotowaniu zamachu na Margaritę Simonyan, redaktora naczelnego RT i dziennikarkę Ksenię Sobczak. Bezpośredni sprawcy mieli zostać zatrzymani dzień wcześniej podczas działań operacyjnych w Moskwie i obwodzie riazańskim. Cała siódemka potencjalnych zamachowców, wśród których byli też nieletni, miała być członkami "grupy neonazistowskiej Paragraf-88 i działać na polecenie SBU".
Drugie zadanie, to "obcięcie skrzydeł" czego przejawem jest zapewne aresztowanie Striełkowa/Girkina, który jeszcze przed inwazją na Ukrainę określał Siergieja Szojgu mianem "marszałka ze sklejki". Ponadto, aktywnie krytykował Putina. Także emerytowany pułkownik GRU Władimir Kwaczkow, został ukarany na podstawie artykułu o "dyskredytowaniu" armii. Na jakiś czas został również zatrzymany Paweł Gubariew, były premier tzw. Republiki Donieckiej. Według rosyjskiej politolog Tatiany Stanowej, aresztowanie Girkina "niezaprzeczalnie służy interesom" rosyjskiego ministerstwa obrony. "To moment, na który wielu z siłowików z niecierpliwością czekało. Striełkow już dawno przekroczył wszelkie możliwe granice, wzbudzając wśród sił bezpieczeństwa – od FSB po dowódców wojskowych – pragnienie jego zatrzymania" – napisała Stanowaja w poście na Telegramie. Jej zdaniem, "jest mało prawdopodobne, aby doszło do masowych represji wobec wściekłych patriotów", Także Iwan Preobrażeński, rosyjski politolog, publicysta Deutsche Welle, na antenie Apostrophe TV stwierdził, że "nawet przy tym zatrzymaniu Komitet Śledczy i FSB złożyły różne wnioski do sądu o to, jak postępować ze Striełkowem/Girkinem".
Zdestabilizować i przestraszyć Europę
Jeśli idzie o działania poza granicami, to głównym celem będzie doprowadzenie do destabilizacji w państwach udzielających pomocy i wsparcia Ukrainie. Zdaniem Serhija Garmasza, redaktora naczelnego serwisu internetowego OstroV, dyrektor SWR Siergiej Naryszkin przedstawił w trakcie narady Rady Bezpieczeństwa FR trzy wnioski z wileńskiego szczytu NATO:
- W NATO nie ma jedności co do euroatlantyckiej przyszłości Ukrainy, a co za tym idzie, co do celów i wyników tej wojny;
- NATO, jak poprzednio, kieruje się obawą przed bezpośrednim zaangażowaniem się w wojnę z Federacją Rosyjską;
- Przywódcy NATO nie wierzą w militarne zwycięstwo Ukrainy i nie chcą porażki Rosji.
Stąd też "argumentacja" o niezdolności Ukrainy do wygrania wojny i daremności wysiłków Zachodu, by ją wesprzeć oraz ta dotycząca zaostrzenia sytuacji na granicy polsko-białoruskiej i groźba wciągnięcia NATO w bezpośredni konflikt z Rosją. Putin dostrzegł obawy Zachodu, a teraz zamierza je w pełni wykorzystać, aby zastraszyć zachodnie rządy i ich narody. W ten sposób należy rozumieć demonstracyjną eskalację na granicach NATO z Białorusią czy intensyfikację rosyjskich operacji informacyjnych i psychologicznych w Europie i USA.
W potencjalnych działaniach destabilizacyjnych rosyjskie służby będą rekrutować osoby, które znajdują się na terenie Europy i posługują się ukraińskimi bądź białoruskimi paszportami. Jeśli weźmiemy pod uwagę ostatnie zatrzymania przez ABW piętnastu osób, którym postawiono zarzuty działania na rzecz rosyjskich służb specjalnych, w tym przygotowywanie działań dywersyjno-sabotażowych, to większość z nich legitymowała się białoruskimi lub ukraińskimi paszportami.
Czytaj też
Przemówienie Putina na Radzie Bezpieczeństwa 12 lipca br., de facto kwestionujące powojenne zachodnie granice Polski, można odczytać w pewnym stopniu jako swoiste przesłanie dla niemieckich formacji politycznych w rodzaju AfD, cieszących się tam coraz większym poparciem. W groźby zajęciach dawnej Małopolski Wschodniej z Lwowem, Stanisławowem i Tarnopolem przez Polskę nie wierzy nikt na Ukrainie. Dmytro Jarosz, były przywódca uważanego za skrajnie nacjonalistyczne ugrupowanie Prawy Sektor skwitował to krótko na swym blogu: "Powiem kilka słów o wypowiedziach Führera Kremla Putina na temat Polski. My Ukraińcy i Polacy od wieków mieliśmy trudne stosunki... Albo byliśmy braćmi i razem walczyliśmy przeciwko wszystkim wrogom, albo ktoś dodał nam szowinizmu i imperializmu - i walczyliśmy między sobą. Kiedy Ukraińcy i Polacy walczyli ze sobą, zawsze przegrywali. Teraz jest szansa na stworzenie związku, który będzie bronił naszej państwowości".
Podstawowym zadaniem dla rosyjskiej agentury wpływu i jej "rezonatorów" będzie kreowanie postaw opinii publicznej państw wspierających Ukrainę, aby w imię pokoju i bezpieczeństwa przestać wspomagać ją militarnie i zakończyć wojnę za cenę ustępstw terytorialnych z jej strony. Dla Putina wyraźnie korzystne obecnie jest podsycanie strachu Europejczyków przed wielką wojną z Rosją, pisze Dmitrij Kolezev, rosyjski dziennikarz na portalu Kasparov.ru. "Generalnie plan nie jest jeszcze jasny, ale oczywiste jest, że Kreml z udziałem Łukaszenki stara się stworzyć poczucie wielkiego zagrożenia na polsko-litewsko-białoruskiej granicy. Nie jest jeszcze jasne, czy mówimy tylko o presji słownej, czy też została już zaplanowana jakaś prowokacja. Wątpliwe jest czy Putin, biorąc pod uwagę problemy i zasoby jakie ma, będzie gotowy do poważnego ataku na Polskę czy Litwę, ale wyraźnie korzystne jest dla niego podsycanie strachu Europejczyków przed wielką wojną z Rosją. To wzmacnia »partie pokoju« w Europie i może popchnąć Ukrainę do negocjacji".
Słabość Putina czy "kompromaty" Prigożyna?
Kwestią, która budzi szczególne zdziwienie dla analityków i komentatorów Rosji jest fakt, że Putin zdecydował się jednak na zawarcie porozumienia z Prigożynem, z którym się spotkał osobiście po zakończeniu jego "rebelii". Ponadto zwrócone zostały mu w większości zajęte początkowo jego aktywa finansowe. Richard Moore, szef MI6 jest zdania, że Władimir Putin musiał dogadać się z Jewgienijem Prigożynem, aby "ocalić swoją skórę". Z kolei Wiliam Burns, szef CIA spodziewa się, że Putin poczeka na swój czas zanim zażąda zemsty. Przemawiając 20 lipca na Forum Bezpieczeństwa w Aspen, Burns powiedział również, że bunt Prigożyna był największym wyzwaniem dla Putina w ciągu 23 lat sprawowania przez niego funkcji czołowego rosyjskiego urzędnika i zapewnił, że rosyjskie elity, z których część już wątpi w prowadzenie wojny na Ukrainie, mają coraz większe wątpliwości co do przywództwa Putina.
Zgoła inną wersję prezentuje cześć ukraińskich i opozycyjnych rosyjskich komentatorów. Uważają oni, że Prigożyn może dysponować "kompromatami" dotyczącymi Putina i to one pozwoliły mu na uratowanie życia. Ekspert wojskowy Oleg Żdanow, w wywiadzie dla serwisu Informator.ua uważa, że "Prigożyn ma »polisę ubezpieczeniową«. Albo w postaci aktywów, których strzeże, albo w postaci kompromitujących materiałów, w tym prawdopodobnie dotyczących Putina. Myślę, że Kirijenko (zastępca szefa administracji Putina - przyp. red.) negocjuje, aby Prigożyn przekazał te aktywa lub kompromitujące dowody". Olga Romanowa, rosyjska opozycyjna dziennikarka w wywiadzie dla telewizji Apostrophe także uważa, że Prigożyn ma kompromitujące dowody, które ratują mu życie. "Zawsze wszystkiego słuchał, a oni mu ufali i jedli »z jego rąk«. Nikt nie słyszał tego, co on słyszał. On nie jest głupim człowiekiem i teraz chroni swoje życie, a co najważniejsze życie swojej rodziny. Putin doskonale o tym wie. Dlatego oczywiście zostanie zlikwidowany, ale najpierw Putin musi dowiedzieć się, gdzie jest jego teczka. Prigożyna trzeba zlikwidować, żeby ta teczka nie trafiła na stół trybunału haskiego. Dlatego, Putin musi mieć pewność, że jeśli zostanie zlikwidowany, to tylko razem z tym folderem" - mówiła Romanowa. Z kolei Leonid Gozman, rosyjski opozycyjny polityk w rozmowie z Deutsche Welle powiedział, że "Prigożyn coś wie, a coś ma gdzieś zapisane/zarejestrowane i może to upublicznić, albo wie coś o pieniądzach czego nie chce upublicznić, albo kto go wspierał (...) i to może być dla nich (Putina - przyp. red.) przerażające". Mark Fejgin, rosyjski opozycjonista i prawnik w wywiadach m.in. dla kanału YouTube Popularna Polityka (ros. Популярная политика) sugeruje, że Progożyn może mieć do dyspozycji szereg kompromitujących nagrań, w tym obyczajowych dotyczących kremlowskich elit, które przez wiele lat skrzętnie gromadził. Obecnie są one poszukiwane przez II służbę FSB (Służba Ochrony Porządku Konstytucyjnego i Zwalczania Terroryzmu). Czy materiały kompromitujące Putina są w posiadaniu Prigożyna nie wiadomo, ale pytanie dlaczego Putin zdecydował się jednak na kompromis z nim pozostaje w dalszym ciągu bez odpowiedzi.
Demonopolizacja rosyjskiego ryku PMC
Jak podaje, ukraiński portal śledczy Molfar, obecnie w Rosji funkcjonuje 27 aktywnych prywatnych firm wojskowych, z czego ponad 70 proc. zostało utworzonych po 2014 roku. Z prawnego punktu widzenia one nie istnieją – co pozwala im działać równolegle z rosyjskimi siłami zbrojnymi, czasami wykonując "brudne" prace wysokiego ryzyka dla armii i służb. Jedna czwarta rosyjskich PMC działa wyłącznie na Ukrainie, podczas gdy kilkanaście jest obecnych w kilku krajach na całym świecie, zwłaszcza w Afryce. Ich rola jest prosta: bronić interesów swoich przywódców i interesów Rosji. Ich straty rzadko są uwzględniane w oficjalnych statystykach ofiar, co zmniejsza koszty polityczne rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Powstają też nowe. Gazprom stworzył niedawno dwie PMC: "Pochodnia" i "Płomień". Ich zadaniem jest ochrona aktywów firmy za granicą, ale także wsparcie sił rosyjskich na Ukrainie. Od listopada 2022 roku nawet Rosyjska Cerkiew Prawosławna finansuje własne PMC. Funkcjonuje ona pod nazwą "Krzyż św. Andrzeja", którego ochotnicy biorąc również udział w walkach na Ukrainie. Także minister obrony Szojgu kontroluje i finansuje kilka PMC m.in. "Patriot", a Siergiej Aksjonow, gubernator Krymu zainicjował i kontroluje PMC "Konwój" prowadzącą operacje militarne w obwodzie chersońskim na Ukrainie.
Osłabienie PMC Wagner, w tym m.in. w wyposażeniu (armia rosyjska poinformowała 12 lipca, że przejęła ponad 2000 sztuk ciężkiego sprzętu wojskowego, 2500 ton amunicji i około 20 000 sztuk broni strzeleckiej), będącym do tej pory monopolistą na rosyjskim rynku usług militarnych powoduje, że pozostałe PMC będą szukać sobie "kryszy" wśród aparatu bezpieczeństwa.
Czytaj też
Czasami to, co może wydaje się stratą, może jednocześnie po pewnym czasie przynieść wymierne zyski. Tak też można interpretować to, co stało się po rebelii Prigożyna. Wbrew pozorom nie widać, aby władza samego Putina, jego ekipy zdecydowanie zmierzała ku upadkowi. Rosyjski aparat bezpieczeństwa nadal funkcjonuje, a armia jeszcze nie jest u kresu sił i odpiera nadal ukraińską kontrofensywę. Kreml może w swojej propagandzie używać straszaka, mówiącego o tym, że potencjalna gwałtowna zmiana władzy w Rosji spowoduje jedynie jeszcze większe zagrożenie. Prigożyn niczym współczesny Stieńka Razin ze swym kowalskim młotem, jest tego doskonałym obrazem, którym można straszyć świat. Rosyjskie rozchwiane "wieże" chcąc czy nie, muszą się wyprostować i wyrównać szeregi. Prawdopodobnie dominanta FSB w rosyjskim aparacie bezpieczeństwa może dobiegać końca. "Bunt" wagnerowców i ich "marsz sprawiedliwości" na Moskwę pokazał, że wszyscy byli równi w swej nieudolności i jeśli wyciągną z tego wnioski, to mimo wzajemnej rywalizacji i nie chęci, będą się musiały skupić, aby utrzymać władzę i interesy. Pozostają jednak dwa pytania: jak zachowa się armia i czy zdecyduje się wkroczyć na scenę oraz rozpocząć bitwę o Kreml strącając pozostałe "wieże" oraz czy Prigożyn ma dobrą "polisę na życie"?