Reklama

Za Granicą

Niemieckie służby przyglądają się tureckiej kampanii wyborczej

Fot. en.kremlin.ru

Przed wyborami w Turcji, zaplanowanymi na 14 maja, służby niemieckie uważnie śledzą aktywność organizacji związanych z rządową koalicją Sojuszem Ludowym, poinformowało w ubiegłym tygodniu Deutsche Welle. Republika Federalna Niemiec, wraz z jej liczącą 1,4 miliona osób populacją uprawnionych do głosowania imigrantów z Turcji, jest niewątpliwie istotnym elementem tureckiej układanki wyborczej zwłaszcza, że konserwatywna społeczność jest bazą wyborczą dla koalicji Partii Sprawiedliwości i Rozwoju AKP oraz Partii Ruchu Narodowego MHP. W roku 2018 w wyborach prezydenckich w Niemczech prawie 65 proc. Turków głosowało na Erdogana i było to o 12 punktów procentowych więcej, niż średnia w Turcji. Zagraniczni wyborcy będą mogli oddawać głosy już od 27 kwietnia do 9 maja.

Reklama

Islamistyczne i nacjonalistyczne organizacje tureckie w Niemczech

Reklama

Niepokój budzi zarówno polityczny islam związany z AKP, jak i nacjonalizm MHP. Prawicowy ekstremizm, antysemityzm czy rasizm ruchów politycznych w Niemczech powiązanych z tymi partiami, może naruszać niemiecki porządek konstytucyjny. W raporcie za rok 2021 Federacja Tureckich Demokratycznych Stowarzyszeń Idealistów w Niemczech (ADÜTDF), licząca 7000 członków i powiązana z MHP, została oznaczona przez Urząd Ochrony Konstytucji (BfV) jako naruszająca porządek konstytucyjny. Powodem jest promowanie przez jej członków przekonania o tureckiej supremacji. Nic w tym zaskakującego, bo stowarzyszenie jest parasolową organizacją zrzeszającą ugrupowania tzw. "Szarych Wilków". Stowarzyszenie uważane jest przez BfV za organizację zagranicznego ekstremizmu prawicowego.

W obszarze skrajnie prawicowych wpływów tureckich pojawia się także w raporcie należąca do tego samego ruchu "Idealistów" (Ülkücü) organizacja Federacja Porządku Światowego w Europie (ANF), licząca 1200 członków i związana z mniej znaczącym partnerem obecnego tureckiego rządu, Partią Wielkiej Jedności (BBP). Jest to nacjonalistyczno-islamistyczna partia oferująca syntezę tych dwóch skrajnych ideologii.

Reklama

Czytaj też

Nacjonaliści nie wyczerpują listy tureckich organizacji uważanych za potencjalne zagrożenie. Wśród islamistycznych ruchów BfV wskazuje przede wszystkim na liczący 10 tysięcy członków Millî Görüş (Narodowa Wizja), ruch polityczno-religijny założony przez Necmettina Erbakana, mentora obecnego prezydenta Turcji i byłego premiera. W jego skład wchodzi m.in. Fundacja Erbakana w Niemczech, związana ściśle z nowym wyborczym koalicjantem w Turcji, islamistyczną Partią Nowego Dobrobytu (YRP). Partia Erdogana, AKP, tracąca poparcie społeczne, zgodziła się na podpisanie z tym koalicjantem klauzul, które mogą dyskryminować w przyszłości kobiety i społeczności LGBT.  

Ostatnim z islamistycznych partnerów Sojuszu Ludowego jest HÜDA-PAR, islamistyczna partia kurdyjska zbliżona do tzw. Tureckiego Hezbollahu (nie ma on związku z libańskim Hezbollahem). W Niemczech organizacja liczy 400 osób, a w latach 90., zanim odrzuciła przemoc, odpowiadała w Anatolii za morderstwa polityków, biznesmenów i działaczy humanitarnych.

Wreszcie, żeby domknąć obraz, w raporcie BfV pojawia się Unia Międzynarodowych Demokratów (UID), powiązana z AKP i regularnie spotykająca się z jej przedstawicielami, uznawana za ciało lobbingowe islamistów. Organizacja nie została uznana za ruch ekstremistyczny, ale stanowi zagrożenie dla państwa poprzez działania szpiegowskie, skierowane jednak nie przeciwko samym Niemcom, a przeciw tureckiej opozycji w tym kraju.

Turecka kampania wyborcza w Niemczech

Głównym celem koalicji rządzącej w Turcji nie jest szerzenie ideologii, bowiem jest ona jedynie narzędziem do utrzymania pozycji w kraju. Jak twierdzi Thomas Schidinger, politolog z Uniwersytetu w Wiedniu, dla islamistyczno-nacjonalistycznego sojuszu "głównym zagadnieniem jest to, kto będzie miał dostęp do władzy i zasobów w przyszłości". Z tego powodu kampania wyborcza musi uwzględniać teren Niemiec. Jednak nie wydarza się to bez przeszkód.

Na początku roku wybuchł skandal z udziałem polityka AKP Mehmeta Acikgöza, który wygłosił mowę nienawiści. W meczecie Yunus-Emre w Nadrenii Północnej-Westfalii wzywał do unicestwienia zwolenników PKK i Fetullaha Gülena na całym świecie, nazywał ich bezbożnikami, a kaznodziei Gülenowi zarzucał chrystianizację islamu. Do tego dołożyło się wystąpienie na forum UID ministra rolnictwa Vahita Kirisci, który rozsiewał teorie spiskowe o "machinacjach" przeciwko Turcji i wzywał do marszu naprzód, żeby XXI wiek stał się "Wiekiem Turcji". Było to zgodne z duchem wysłanego wcześniej w listopadzie listu prezydenta Turcji do społeczności tureckich za granicą, odczytywanym także w meczetach kontrolowanych przez turecki rząd.

Prasa niemiecka i politycy zareagowali na obydwa wydarzenia ostro. Sprzeciw połączył szerokie spektrum sceny politycznej. Rzecznik ds. polityki zagranicznej FDP Ulrich Lechte spodziewał się intensyfikacji tych działań, więc wezwał do szybkiego i jasnego określenia limitów dla działalności polityków AKP. Polityk Zielonych Lamya Kaddor domagała się, by "turecka kampania wyborcza nie odbywała się w Niemczech". Zastępczyni przewodniczącego grupy parlamentarnej CDU/SCU Anrea Lindholz uznała "ekstremistyczne ekscesy w tureckiej kampanii wyborczej" za ryzyko bezpieczeństwa dla Niemiec.

W rezultacie ministerstwo spraw zagranicznych wezwało tureckiego ambasadora na rozmowę i podkreśliło, że aktywność wyborcza tureckich polityków musi być uzgadniana wcześniej z ministerstwem. W następstwie asertywnej komunikacji ze strony Niemiec, prezydent Erdogan odwołał planowaną na styczeń wizytę w tym kraju. Mogła ona doprowadzić do jeszcze większego skandalu, który nie byłby korzystny dla żadnej ze stron. Poprzednie wizyty też przebiegały w trudnej atmosferze, gdyż Erdogan potrafił wezwać Turków w Niemczech do ograniczenia integracji, czy do nieoddawania głosów na Angelę Merkel.

Czytaj też

Jednak, niestety, politycy AKP już od pół roku odwiedzali meczety należące do największej islamskiej organizacji w Niemczech Turecko-Islamskiej Unii Spraw Religijnych DITIB czy Millî Görüş. Najefektywniej mogli to robić w landzie Nadrenii Północnej-Westfalii, gdzie jest największa koncentracja osób z tureckimi paszportami. Walczy się tam o głosy 500 tysięcy osób. Już w 2018 roku po wyborach krajowy minister ds. integracji Joachim Stamp uważał za niepokojący fakt, że Turcy w Niemczech głosują za reelekcją Erdogana, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę sprzeczne w wielu miejscach interesy obydwu krajów.

Reakcja Niemiec na wizyty tureckich polityków spowodowała też zmianę strategii koalicji w Ankarze, zdeterminowanej, by za wszelką cenę utrzymać władzę. Powołano Centrum Koordynacyjne Wyborów Zagranicznych przy AKP, a partia postanowiła koordynować swoje działania wyborcze z "Szarymi Wilkami" w Niemczech oraz w Belgii. Możliwe, że dalsza część kampanii odbędzie się bez polityków, za to z silnym zaangażowaniem i mobilizacją Turków przez lokalnych działaczy organizacji wymienianych w raporcie BfV.

Niemiecki Urząd Ochrony Konstytucji uważa, że są to sygnały niepokojące, a kampania dopiero się rozkręca. BfV w oświadczeniu dla prasy wyjaśnił, że nie tylko skrajnie prawicowy i islamistyczny element jest źródłem niepokoju. Wybory w Turcji, jak napisano, "są emocjonalnym wydarzeniem dla zwolenników organizacji ekstremistycznych związanych z Turcją", ale dotyczy to również demokratycznej opozycji oraz zwolenników takich organizacji, jak Partia Pracujących Kurdystanu (PKK).

Konsekwencje tureckich wyborów dotykają Niemiec nie tylko na ich terytorium. W poniedziałek 20 marca Deutsche Welle, które prowadzi też tureckojęzyczną stronę ogłosiło, że zamyka swoje biuro w Turcji. Powodem jest brak przedłużenia zgody ze strony tureckiego rządu na działanie w tym kraju. 90 proc. mediów tureckich jest obecnie pod kontrolą rządu.

Reklama

Komentarze (1)

  1. Chinol

    Chyba najlepsza akcja wywiadu Niemickiego to wspracie Chirwacji w czasie wojny w Jugosalwii. Co tez jest ciekawe bo w czasie 2 wojny swiatwej Chorwaccy UStasze byli po srronie Hitrela. Teoertcznie nie ma sojuszy istnijaych przez 100 lat miedzy narodami - a jednak okazuje sie ze jakies powazania dalej sa. Podobnie z firmamy typu Voltswagen (za hitrela a teraz) albo Tworcu wywiady BDM - czetso pochdzili z nazistwkich funkcnaruyszy (Ameryknie ich tam instaloiwali bo znali sie na rzeczy- w Japonji podobnie) Np byli japonscy policjancji zatrudniani do walki w Koreii z Komunstami. Oj wiele bym pisal nie poplarnych a prawdzwych rzeczty.

Reklama

Najnowsze