Reklama

Dywersja jako narzędzie presji Kremla [OPINIA]

Autor. pixabay.com

Ostatnie wydarzenia na linii kolejowej Warszawa–Lublin pokazały, że to, co jeszcze niedawno wydawało się scenariuszem teoretycznym, stało się realnym wymiarem wojny hybrydowej. Premier Donald Tusk potwierdził oficjalnie, że w rejonie wsi Mika doszło do aktu dywersji – tor kolejowy został zniszczony w wyniku eksplozji ładunku wybuchowego. Na tej samej trasie stwierdzono kolejne uszkodzenie infrastruktury, a między stacjami Puławy Azoty i Puławy Chemia doszło do awaryjnego zatrzymania pociągu relacji Świnoujście–Rzeszów, którym podróżowało 475 osób. Na szczęście nikt nie ucierpiał, jednak na miejscu ujawniono metalowy element przymocowany do torów oraz urządzenie teleinformatyczne nienależące do infrastruktury kolejowej. To nie są już abstrakcyjne „incydenty kolejowe”, lecz materializacja klasycznego aktu dywersji wymierzonego w bezpieczeństwo państwa.

Poczucie narastającego zagrożenia nie pojawiło się znikąd. Od kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej w 2021 r., poprzez pełnoskalową agresję Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r., Polska stopniowo stała się jednym z głównych celów działań „poniżej progu wojny”. Najpierw były to przede wszystkim operacje dezinformacyjne i polaryzacyjne, następnie – rozpoznawanie miękkich celów, a wreszcie seria podpaleń składów, magazynów i obiektów logistycznych.

Reklama

Śledztwa prowadzone przez polskie służby pokazały, że wykonawcami tych działań często są osoby werbowane przez komunikatory – w tym przedstawiciele diaspor ukraińskiej i białoruskiej – motywowane prostą obietnicą gratyfikacji finansowej. Polska nie jest w tym zjawisku wyjątkiem. Podobne schematy ujawniono w innych państwach europejskich wspierających Ukrainę. W praktyce oznacza to, że Polska, podobnie jak inne państwa NATO, znalazła się w strefie nieformalnie prowadzonej wojny hybrydowej, w której Rosja łączy tradycyjne narzędzia wywiadowcze z nowoczesnymi technologiami i „outsourcingiem” wykonawców.

Infrastruktura jako naturalny cel

Polska infrastruktura krytyczna – energetyka, kolej, mosty, rurociągi, magazyny logistyczne – jest z natury rozległa, częściowo otwarta i trudna do pełnej ochrony. Mieszana struktura własnościowa (państwo–sektor prywatny), zróżnicowane standardy zabezpieczeń, deficyt kadr i chroniczne niedofinansowanie ochrony fizycznej powodują, że poziom bezpieczeństwa jest nierówny, a reakcja na incydenty często spóźniona lub fragmentaryczna. Do tego dochodzą skomplikowane łańcuchy dostaw, liczni podwykonawcy i luźno nadzorowane segmenty infrastruktury, co mnoży liczbę punktów potencjalnego naruszenia.

Czytaj też

Na te strukturalne słabości nakłada się gwałtowny wzrost zagrożeń hybrydowych – wojna w Ukrainie, napięcia geopolityczne i seria przypadków sabotażu w Europie sprawiają, że infrastruktura staje się jednym z głównych narzędzi nacisku. Wiele systemów technicznych i IT powstało w czasach, gdy poziom ryzyka był niższy, a ich późniejsze „podłączenie do sieci” nie zawsze szło w parze z odpowiednim podniesieniem standardów bezpieczeństwa. Luki organizacyjne i błędy ludzkie mogą być w tym kontekście równie groźne jak brak płotu czy monitoringu.

Rosyjski model dywersji: tanio, pośrednio, „bez podpisu"

Rosyjskie działania sabotażowe pełnią trzy zasadnicze funkcje:

  • Podnoszą koszty wsparcia dla Ukrainy – zakłócając logistykę dostaw broni i sprzętu.
  • Testują odporność państw NATO na operacje niskiej intensywności – zmuszając je do ciągłej, kosztownej ochrony infrastruktury.
  • Wywierają presję psychologiczną – seria pożarów czy eksplozji, nawet bez ofiar, wzmacnia poczucie zagrożenia i może podkopywać poparcie dla dalszego zaangażowania po stronie Kijowa.
Reklama

Za tego typu operacje odpowiadają wyspecjalizowane struktury GRU i FSB, działające w oparciu o precyzyjny podział ról. GRU realizuje działania fizyczne w terenie, FSB koncentruje się na penetracji i zakłócaniu infrastruktury w cyberprzestrzeni.

Coraz częściej jednak „brudną robotę” wykonują pośrednicy – lokalni przestępcy, migranci, osoby szukające szybkiego zarobku – rekrutowani przez zamknięte kanały w komunikatorach. Taki model obniża koszty, zwiększa zasięg operacji i dramatycznie utrudnia atrybucję: zatrzymany wykonawca zwykle nie ma pojęcia, kto tak naprawdę zlecił mu zadanie.

Słabości systemu: prawo, praktyka, koordynacja

Z perspektywy Polski szczególnie niepokojący jest rozdźwięk między skalą zagrożenia a realną odpowiedzią systemu państwa. Zgodnie z art. 130 § 7 k.k. za sabotaż na rzecz obcego wywiadu grozi co najmniej 10 lat więzienia lub dożywocie, ale praktyka orzecznicza pokazuje co innego.

W głośnej sprawie „grupy sabotażowo-terrorystycznej” odpowiedzialnej za podpalenia obiektów w Polsce i innych krajach UE zapadły wyroki 5,5 roku, 2,5 roku oraz 1 roku i 4 miesięcy pozbawienia wolności. W innym przypadku, dotyczącym przygotowywania dywersji we Wrocławiu, kara została ostatecznie obniżona w apelacji do 3 lat więzienia.

Czytaj też

Eksperci mówią wprost o „luce prewencyjnej”. Prawo formalnie przewiduje wysokie sankcje, ale sądy często orzekają kary z dolnych widełek, zwłaszcza gdy czyn pozostał na etapie przygotowania, a rola sprawcy była pomocnicza lub motywowana finansowo. Dla rekrutowanego przez internet wykonawcy kilka lat pozbawienia wolności w zamian za kilkanaście tysięcy euro bywa ryzykiem akceptowalnym – zwłaszcza jeśli wierzy, że szansa wykrycia jest niewielka.

Dodatkowo system pozostaje w dużej mierze reaktywny. Różne służby – Policja, ABW, CBŚP, prokuratura – działają równolegle, co utrudnia koordynację, spowalnia wymianę informacji i rozmywa odpowiedzialność. Brakuje jednolitej, ponadpartyjnej strategii bezpieczeństwa, która scalałaby działania kontrwywiadowcze, policyjne i wojskowe w jeden spójny model reagowania na wojnę hybrydową.

Luka systemowa: status Straży Ochrony Kolei

Na tle narastających zagrożeń szczególnie poważnie rysuje się problem Straży Ochrony Kolei. SOK – odpowiedzialna formalnie za ochronę infrastruktury kolejowej, w tym setek kilometrów torów, mostów, stacji i urządzeń sterowania ruchem – nie jest służbą państwową, lecz formacją podległą spółce PKP PLK S.A. Nie posiada statusu służby mundurowej i nie jest elementem narodowego systemu bezpieczeństwa.

Reklama

W praktyce oznacza to, że podmiot odpowiedzialny za ochronę infrastruktury kluczowej dla mobilności wojsk NATO, transportu surowców i bezpieczeństwa gospodarczego działa poza państwowym systemem reagowania kryzysowego. SOK funkcjonuje z ograniczonymi zasobami, niespójnymi procedurami i bez dostępu do centralnych kanałów dystrybucji informacji.

W warunkach, gdy Rosja uderza w kolej jako „krwioobieg logistyczny Zachodu”, jest to luka o znaczeniu fundamentalnym. Kolej pozostaje jednym z najłatwiejszych celów sabotażu – rozproszona, trudna do nadzorowania, często słabo chroniona. Coraz częściej pada pytanie, czy SOK w obecnym kształcie jest zdolna do reakcji na nową skalę zagrożeń.

Coraz bardziej oczywiste jest, że SOK powinna być – podobnie jak Straż Graniczna czy Państwowa Straż Pożarna – pełnoprawnym elementem systemu bezpieczeństwa państwa, funkcjonującym w standardach jednolitego szkolenia, łączności i współdziałania z ABW, Policją, Żandarmerią Wojskową i centrami analitycznymi. Tylko wtedy można mówić o realnej zdolności do przeciwdziałania dywersji kolejowej, która jest jednym z najtańszych i najskuteczniejszych narzędzi rosyjskiej wojny hybrydowej.

Największy deficyt: brak narodowej wspólnoty informacyjnej

Kluczową słabością pozostaje brak ustawowo umocowanej „wspólnoty informacyjnej” – struktury integrującej służby cywilne, policyjne i wojskowe, pracującej na wspólnych danych i analizach. Bez niej państwo działa w trybie resortowych silosów, generując sprzeczne lub fragmentaryczne oceny.

Czytaj też

W międzyczasie charakter zagrożeń uległ zasadniczej zmianie: Rosja opiera wywiad na operacjach wpływu, dezinformacji, polaryzacji społecznej i zlecanym lokalnie sabotażu. Klasyczne narzędzia kontrwywiadu nie są wystarczające. Potrzebne są:

  • stałe centra fuzji informacji,
  • wspólny cykl analityczny służb,
  • jednolite priorytety,
  • szybkie, wspólne oceny sytuacji dla decydentów.

Wciąż też nie przeprowadzono rzetelnego, ponadpartyjnego audytu wpływów rosyjskich w Polsce. Zastąpiły go spory polityczne i doraźne inicjatywy, co pozostawiło pole do działania dla przeciwnika.

Dodatkowym ryzykiem jest brak systemowej weryfikacji dużych diaspor rosyjsko- i białoruskojęzycznych, wśród których – obok przeciwników Rosji – znajdują się także osoby podatne na presję finansową lub z nią sympatyzujące. W warunkach trwającej wojny hybrydowej konieczne są znacznie bardziej rygorystyczne standardy dostępu do informacji wrażliwych oraz cykliczna kontrola kadr.

Co dalej? Od gaszenia pożarów do realnego odstraszania

Zagrożenia sabotażowe mają charakter długofalowy i wymagają od Polski głębokich zmian systemowych. Konieczna jest modernizacja oraz standaryzacja zabezpieczeń infrastruktury krytycznej, aby wyeliminować najsłabsze ogniwa i zapewnić jednolity poziom ochrony.

Czytaj też

Równocześnie państwo powinno konsekwentnie stosować wysokie sankcje za sabotaż inspirowany przez obce służby, tak aby prawo pełniło realną funkcję odstraszającą. Kluczowe znaczenie ma również powołanie narodowej wspólnoty informacyjnej, która zintegrowałaby działania służb cywilnych, policyjnych i wojskowych, dostarczając decydentom spójnego obrazu sytuacji.

Wymaga to odbudowy kadr w obszarze wywiadu, kontrwywiadu, cyberbezpieczeństwa i analityki danych, a także systemowej weryfikacji osób mających dostęp do informacji wrażliwych. Zasadniczym elementem reformy, jeśli chodzi o infrastrukturę kolejową, powinno być również rozważenie podniesienia statusu Straży Ochrony Kolei i włączenie jej w narodowy system bezpieczeństwa, tak aby ochrona infrastruktury kolejowej odpowiadała realnej skali zagrożeń.

Nie mniej ważna jest budowa odporności społecznej na dezinformację i operacje wpływu – bez świadomego społeczeństwa nawet najlepsze zabezpieczenia techniczne okażą się niewystarczające.

Wojna sabotażowa toczy się już teraz – na torach kolejowych, w magazynach, w sieciach energetycznych i łańcuchach logistycznych. Dlatego zasadnicze pytanie nie brzmi, czy Rosja ponowi ataki, lecz czy Polska zdoła stworzyć system, który realnie podniesie koszt takich operacji dla ich zleceniodawców, zanim pojawią się pierwsze ofiary.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama