Reklama

Za Granicą

Militaryzacja walki z kartelami? Kontrowersyjne pomysły Republikanów [OPINIA]

Autor. Benjamin Applebaum, US Department of Homeland Security

Zwolennicy Trumpa chcą uznania karteli narkotykowych z Meksyku za organizacje terrorystyczne, a nawet skierowania do walki z nimi regularnych sił zbrojnych. Czy jednak twarde rozwiązania siłowe są w tym przypadku możliwe i czy wojsko jest remedium na „epidemię” narkomani w USA oraz zalewanie tego państwa przez środki odurzające?

Reklama

Amerykańska deputowana Marjorie Taylor Greene wezwała władze państwa, aby te użyły w walce z meksykańskimi kartelami wojska. Bezpośrednią przyczyną tak radykalnej wypowiedzi miała być głośna w USA sprawa czterech amerykańskich turystów, którzy wybrali się do Meksyku w ramach popularnej tzw. turystyki medycznej. Tam zostali porwani, a dwoje z nich zabito. Podejrzani o ich uprowadzenie i morderstwo mieli zostać zatrzymani, co ogłosił prezydent Andres Manuel Lopez Obrador. Dwójka ocalałych Amerykanów trafiła do szpitala w Brownsville w stanie Texas.

Reklama

Czytaj też

Reklama

Sam napad i porwanie pokazano na rozpowszechnionym w mediach i mediach społecznościowych materiale wideo. Według słów prokuratora generalnego meksykańskiego stanu Tamaulipas, zakłada się, w oparciu o obecny stan wiedzy, że Amerykanie znaleźli się po prostu w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Co więcej, pojawiły się nawet głosy, że osoby odpowiedzialne za śmierć i porwanie obywateli USA miał wydać władzom sam kartel z Zatoki, przepraszając niejako za wydarzenie i podkreślając w swoich mediach społecznościowych, że wymierzyli kary osobom odpowiedzialnym. Miał o tym świadczyć fakt powieszenia pięciu mężczyzn w Matamoros. Jednak należy do takich informacji podchodzić bardzo sceptycznie, gdyż kartel z racji skupienia na nim uwagi władz amerykańskich i meksykańskich, mógł sięgnąć po działania związane z medialnym reagowaniem na kryzys.

Wracając jednak do propozycji wysuwanych przez przedstawicielkę Republikanów w Kongresie, to - znana z mocno "trumpowskich" (swoista wewnętrzna fronda nawet wśród Republikanów) poglądów i radykalnych sposobów ich prezentowania - Marjorie Taylor Greene miała zauważyć, że amerykańskie wojsko powinno stacjonować na południowej granicy. Jak również, że USA powinny wykonać strategiczne uderzenie na kartele w Meksyku, gdyż mowa jest o strukturach terrorystycznych działających w skali międzynarodowej. Marjorie Taylor Greene podkreśliła na Twitterze, że jedyną różnicą pomiędzy kartelami meksykańskimi i tzw. Państwem Islamskim ma być fakt, że kartele znajdują się na amerykańskiej południowej granicy. Nie ma co ukrywać, że jest to powrót do retoryki, którą znamy z okresu rządów prezydenta Donalda Trumpa. I nawet wówczas spotkała się ona z ostrą krytyką, doprowadzając do turbulencji dyplomatycznych w relacjach z władzami meksykańskimi. Mowa jest bowiem o wykorzystaniu sił zbrojnych na terytorium obcego państwa, sąsiada USA, bez jego zgody i przede wszystkim wobec struktur niewojskowych. Stawarza to liczne wątpliwości natury praktycznej, ale przede wszystkim jeśli chodzi o aspekt prawa międzynarodowego.

Sekretarz Homeland Security Alejandro Mayorkas spotyka się z członkami Border Patrol Special Operations Group w Fort Bliss, 2022.
Autor. Zachary Hupp, US Department of Homeland Security

Lecz Trump i jego zwolennicy (jak widać po wypowiedziach Marjorie Taylor Greene) chcieli przy tym zmienić definicję karteli i postawić je na poziomie organizacji terrorystycznych, aby dać możliwość atakowania ich przez siły wojskowe. Argumentami przemawiającymi za podjęciem takich kroków miało być kontrolowanie przez kartele sytuacji w Meksyku oraz niemożność władz meksykańskich w zakresie systemowego radzenia sobie nie tylko z samą narkotykową stroną aktywności tych struktur przestępczości zorganizowanej, ale również z falą przemocy przez nie wywoływaną. I ten kierunek debaty także został właśnie wprowadzony do dyskusji na temat amerykańskiej reakcji na aktywność karteli.

Czytaj też

Grupa deputowanych, na czele z republikańskim członkiem Kongresu (reprezentującym ważny w tym przypadku stan Teksas) Chip Royem, chce ustawowo wymusić na Departamencie Stanu USA uznanie karteli za struktury terrorystyczne. Projekt zatytułowano "Drug Cartel Terrorist Designation Act" i zawiera odniesienie nie tylko do grupy z Zatoki, ale również innych kluczowych meksykańskich organizacji przestępczych – Cartel del Noreste, kartel z Sinaloa, a także Jalisco New Generation. Jednak trzeba dodać, że w przypadku powodzenia tego tej inicjatywy ustawodawczej (w brzmieniu zgłoszonego projektu), Sekretarz Stanu i Dyrektor Wywiadu Krajowego USA będą mogli włączyć do tego grona inne kartele, gdyby spełniały one analogiczne warunki, co te wymienione. Deputowany Chip Roy nie ukrywa, że jest to swego rodzaju kontynuacja polityki administracji Trumpa. Przy czym, potencjalna siła rażenia ustawy może być większa niż np. rozkaz prezydencki, gdyż mówilibyśmy o zmianach prawa federalnego, narzucającego działania administracji w Białym Domu. Nie jest to na rękę prezydentowi Joe Bidenowi, który jest przecież permanentnie (wraz z Kamalą Harris, wskazaną do radzenia sobie z granicą południową, tzw. "border czar") oskarżany przez opozycję o nieudolność we wszystkich działaniach wobec tego odcinka linii granicznej - począwszy od kryzysu migracyjnego, a skończywszy właśnie na aktywności karteli narkotykowych i będącej ich pochodną "epidemii" uzależnień przede wszystkim od fentanylu. Na razie droga projektu ma rozpocząć się w Senacie, a ok. 21 deputowanych miało wyrazić wsparcie dla zmiany prawa. Są to m.in. Republikanie Dan Bishop, Lisa McClain, Tom Tiffany, Andy Biggs, Byron Donalds, Rick Scott oraz Roger Marshall.

Czytaj też

Przy czym, coś co brzmi prosto jako hasło polityczne, może nieść o wiele większe konsekwencje dla polityki obronnej USA. Przede wszystkim, politycy tacy, jak Marjorie Taylor Greene (znana z haseł antyukraińskich i poglądów wręcz sprzyjających Rosji) mogą wykorzystać ponownie wątek amerykańskiej obecności wojskowej na południowej granicy z Meksykiem do dystansowania się wobec działań pomocy wojskowej dla sojuszników spoza kontynentu. Dlatego nie należy bagatelizować tego rodzaju haseł i ich skorelowania z konkretnymi przykładami przemocy na granicy południowej USA. Ich nośny charakter może być w Europie niedostrzegalny, ale sprawy mogą mieć zupełnie inny odbiór wśród amerykańskich wyborców. Szczególnie, że dostrzec można w nim de facto trzy wątki – bezpieczeństwo granic, walkę z narkotykami oraz kwestie bezpieczeństwa wewnętrznego widzianego przez pryzmat walki z brutalizacją działań struktur przestępczych.

Autor. Benjamin Applebaum, US Department of Homeland Security

Trzeba powiedzieć wprost, uderzenia wojskowe (np. pociskami manewrującymi) na kartele narkotykowe wbrew władzom Meksyku, to rzecz wysoce abstrakcyjna i raczej oscylująca wokół scenariuszy filmów sensacyjnych. Przy czym, abstrakcją w żadnym razie nie musi być pewnego rodzaju wzrost zaangażowania na granicy południowej po stronie terytorium USA. Przypomnijmy, że były prezydent Trump już raz sięgnął niejako po środki wojskowe, omijając ograniczenia ze strony Kongresu wobec budowy "muru" lub raczej bariery granicznej. Lecz przede wszystkim mowa jest o możliwości wzmacniania zasobami wojskowymi innych służb, a więc śmigłowcami, systemami bezzałogowymi etc. Już teraz na granicy aktywne są jednostki Gwardii Narodowej stanu Teksas, ale ich działania to pochodna uprawnień gubernatora, nie szczebla federalnego. Gwardziści mają przede wspierać policję stanową i straż graniczną (U.S. Customs and Border Patrol z DHS) w obliczu prób masowego, nielegalnego przekraczania granicy przez imigrantów ekonomicznych.

Czytaj też

W przeszłości, szczególnie w 2018 r., pojawiały się sugestie, że na granicy z Meksykiem powinny pełnić dyżur wojskowe śmigłowce uderzeniowe AH-64 Apache czy bezzałogowce MQ-9 Reaper. Lecz nie chodziło o ich siłę ognia, a raczej zaawansowane i efektywne sensory do działań przede wszystkim nocnych i na dużych obszarach niezurbanizowanych. Aczkolwiek, pojawiały się również i głosy, że podobne cele można realizować bez angażowania aż tak drogich w utrzymaniu platform wojskowych. Mowa była np. o zwiększonych zakupach lżejszych śmigłowców czy też bezzałogowców. Generalnie rzeczywiście wojsko może dać potencjalnie duże zdolności do kompleksowego pozyskiwania danych wywiadowczych, obserwacji i rozpoznania ISR, czy też SIGINT-u wobec karteli. Lecz o wiele ważniejsze mogą być dyskusje, czy nie nastąpi wywarcie presji na Wspólnotę Wywiadowczą (IC) oraz Biuro Dyrektora Wywiadu Krajowego (ODNI), aby więcej służb specjalnych zaaktywizowało się w walce z kartelami z Meksyku.

Oczywiście, w tym samym momencie należy uczciwie stwierdzić, że amerykańskie wojsko ma do wykonania wielką rolę w zwalczaniu przemytu narkotyków drogą morską. Kartele, i to z różnych państw, coraz częściej wysyłają w trasę na północ do USA jednostki podwodne i jednostki o obniżonej sylwetce, trudne do wykrycia środkami klasycznej obserwacji. W tym przypadku rzeczywiście kooperacja US Navy, US Coast Guard i US Air Force jest kluczowa. Mowa o swego rodzaju wojnie morskiej, której amerykańskie wybrzeża nie zaznały od II wojny światowej. Chociaż być może jest to zbyt daleko idące porównanie i można się raczej odwołać do boomu kokainowego, szczególnie od lat 70-tych XX w., gdy amerykańscy stróże prawa borykali się z przemytem za pomocą szybkich łodzi, przede wszystkim na kierunku Miami. Co ważne, nie zapominajmy, że amerykańskie rozwiązania wojskowe już raz dowiodły swojej skuteczności, gdy system radarów zamontowany na aerostatach, rozlokowanych wzdłuż południowych granic państwa, pozwolił ograniczyć swobodę przemytu narkotyków za pomocą lekkich cywilnych samolotów.

Autor. Ozzy Trevino, US Department of Homeland Security

Jednak w przypadku walki z kartelami kluczowe możliwości przeciwdziałania w żadnym razie nie leżą po stronie sił zbrojnych USA. Wynika to ze specyfiki amerykańskiego prawa, ale także faktu, iż militaryzacja tej walki nie rokuje sukcesów. Po pierwsze, same kartele nie będą stawały do otwartej konfrontacji z wojskiem i jego siłą ognia, co nawet jest widoczne w samym Meksyku. Pokazy siły, jak np. ten który obiegł świat, gdy Jalisco New Generation zaprezentował kolumnę sił paramilitarnych, to przede wszystkim gra PR-owa wobec innych karteli i lokalnej policji. Żaden z karteli nie będzie konfrontował się z Amerykanami w ten sposób. Po drugie, ich siła wynika przede wszystkim ze specyfiki amerykańskiego popytu na narkotyki i to w głównej mierze jest problem społeczny. Co więcej, szacunki mówią, że do przemytu nadal wykorzystywany jest przede wszystkim transport kołowy i przez przejścia graniczne.

Czytaj też

Nawet hipotetyczne niszczenie ośrodków decyzyjnych karteli nie musi wpłynąć na ich osłabienie, szczególnie że - jak pokazała historia -miejsce słabszych lub zranionych (np. zatrzymaniami) zajmowały inne. I finalnie, po trzecie w kontekście sugestii wspomnianych Republikanów (co by nie dywagować) mówimy o działaniach (wywiadowczo-wojskowych) na terytorium Meksyku. W końcu, jeśli kartele stałyby się pełnoprawnymi celami, jak tzw. Państwo Islamskie czy Al-Kaida, to wymagane byłyby działania antyterrorystyczne. Szczególnie, że Kongres (w ramach komisji) rozliczałby Pentagon, ODNI itd. z ich aktywności. Lecz Meksyk nie akceptuje takich form presji ze strony USA, prezentując diametralnie inną postawę niż chociażby władze Kolumbii, która uzyskując pomoc wywiadowczo-wojskową z USA mogła uderzać zarówno w kartele oraz FARC (jedna z najsilniejszych swego czasu organizacji terrorystycznych na świecie). Konkludując, Amerykanie stają przed analogicznymi dylematami, jak to było w okresie rządów Trumpa. Użycie skomasowanych sił i środków wywiadowczych oraz wojskowych, przy uznaniu karteli za organizacje terrorystyczne, mogłoby dać coś w rodzaju sukcesu taktyczno-operacyjnego, potęgując jednocześnie napięcia na linii USA-Meksyk i nie gwarantując w żadnym razie sukcesów strategicznych.

Reklama

Komentarze (1)

  1. Greg_822

    Warto też zauważyć, że uznanie karteli za organizacje terrorystyczne, zmieni status uchodźców - z ekonomicznych, na wojennych.

Reklama