Reklama

Andrij Jermak – upadek „zielonego kardynała”

Autor. president.gov.ua

Andrij Jermak przez lata był przedstawiany jako „szara eminencja” otoczenia Wołodymyra Zełenskiego – człowiek, który w cieniu prezydenta skupiał w swoich rękach wpływ na politykę, służby, nominacje i negocjacje pokojowe. Jego dymisja po przeszukaniu domu przez NABU i Specjalną Prokuraturę Antykorupcyjną (SAPO) nie jest jedynie osobistym upadkiem jednego urzędnika. To swoisty rentgen systemu, ukazujący skalę degeneracji i korupcji elit władzy na Ukrainie – mimo trwającej egzystencjalnej wojny z Rosją.

Jak pisał Financial Times, Jermak był faktycznie „drugą osobą w państwie”, de facto wiceprezydentem, który skoncentrował w swoim ręku stery polityki wojskowej, dyplomatycznej i wewnętrznej Ukrainy. A jego odejście to wręcz „mini rewolucja” w kijowskim układzie sił – i zarazem dowód, że skandal korupcyjny sięgnął samego centrum wojennej administracji. Jednocześnie – w warunkach wojny Ukrainy z Rosją – korupcja przestaje być „tylko” problemem moralnym czy gospodarczym.

Reklama

Jeśli Ukraina przegra walkę z korupcją, może przegrać również wojnę, bo schematy łapówkarskie rozkładające instytucje państwa podkopują zdolność mobilizacyjną, logistykę, obronę energetyki i zaufanie społeczne. Sprawa Jermaka – człowieka działającego zza kulis frontu – pokazała, jak głęboko część elit władzy w czasie wojny wciąż myśli kategoriami „schematów” i „procentów od kontraktów”, a nie wyłącznie obroną państwa.

„Zielony kardynał" – nieformalny wiceprezydent Ukrainy

Jermak był określany na Ukrainie mianem „zielonego kardynała”. Przydomek ten pojawił się po raz pierwszy w ukraińskich mediach śledczych około 2020 roku, kiedy – jak informowały Svidomi, The Page, Ukrainska Prawda i NV.ua – Jermak zaczął budować pozycję nieformalnego rozgrywającego w otoczeniu Zełenskiego. Określenie miało podkreślać jego styl działania: niewidoczny publicznie, lecz dominujący za kulisami, kontrolujący dostęp do prezydenta i kluczowe nominacje. Zielony kolor kojarzono z barwami partii Zełenskiego – Sługa Narodu.

Wraz z rosnącą centralizacją władzy w Kancelarii Prezydenta, zwłaszcza po 24 lutego 2022 r., przydomek ten utrwalił się jako symbol jego wpływu – człowieka, który bez pełnienia funkcji konstytucyjnej stał się faktycznym „numerem dwa” w państwie. Szef Kancelarii Prezydenta od początku pełnoskalowej inwazji wyrósł na jedną z najbardziej wpływowych osób w kraju. Pomimo że Ukraina formalnie jest republiką parlamentarnie-prezydencką, w praktyce działa jak państwo prezydencko-centryczne, w którym kluczowe decyzje zapadają w Kancelarii Prezydenta – nie w rządzie czy parlamencie.

Czytaj też

Wojna wzmocniła ten model, przekształcając go w system nieformalnych wpływów doradców i „szarych eminencji”, nazywany „systemem Bankowej” – od ulicy, przy której mieści się siedziba prezydenta. Stąd pozycja Jermaka, jego zastępców i doradców często przewyższała znaczenie ministrów czy posłów. Kancelaria Prezydenta stała się centrum podejmowania kluczowych decyzji, a on – architektem działań państwa w czasie wojny.

Ten wzrost wpływów zauważono także za granicą. Jak pisał Time, Jermak był jedynym Ukraińcem na liście 100 najbardziej wpływowych osób, a portal Politico umieścił go w kategorii „Doer” – człowieka czynu – podczas gdy Zełenski w tej samej klasyfikacji figurował jako „Dreamer”. Na arenie międzynarodowej Jermak zajmował się sankcjami wobec Rosji, bezpieczeństwem i dyplomacją, lecz jednocześnie budził nieufność wielu Ukraińców.

Od prawnika i producenta filmowego do „człowieka numer dwa"

Po wyborach prezydenckich w 2019 r. Wołodymyr Zełenski błyskawicznie skonsolidował władzę: rozwiązał parlament, a jego partia Sługa Narodu zdobyła samodzielną większość w Radzie Najwyższej. W tych warunkach nowy prezydent i jego otoczenie zdobyli bezprecedensową kontrolę nad państwem. Początkowo Kancelarią Prezydenta kierował Andrij Bohdan. Jermak pojawił się w jego otoczeniu jako doradca – 21 maja 2019 roku został oficjalnie mianowany asystentem prezydenta.

Reklama

Jak pisały ukraińskie media (Ukrainska Prawda, Forbes Ukraine, Obozrevatel), Jermak jest synem sowieckiego dyplomaty, ukończył prawo międzynarodowe i do 2019 r. działał w branży prawniczej oraz filmowej, współpracując również z amerykańskim przemysłem filmowym. W Kancelarii Prezydenta szybko przejął odpowiedzialność za relacje międzynarodowe i rozmowy z Rosją dotyczące Donbasu.

Jak podawało Svidomi, uczestniczył w wymianach jeńców, współorganizował spotkania w formacie normandzkim (Ukraina–Rosja–Niemcy–Francja) i prowadził rozmowy z prawnikiem Donalda Trumpa, Rudym Giulianim, w okresie napięć między Kijowem a Waszyngtonem. Jak pisał minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba – cytowany przez Svidomi – negocjacje Jermaka z Giulianim były elementem „skomplikowanej gry dyplomatycznej”, której celem było utrzymanie ponadpartyjnego poparcia dla Ukrainy w USA i uniknięcie wciągnięcia Kijowa we wewnętrzną politykę amerykańską. Ta kombinacja – twarde wykształcenie prawnicze, doświadczenie producenckie, kontakty w USA i skuteczność w dyplomacji zakulisowej – uczyniła z Jermaka idealnego kandydata na nieformalnego „menedżera państwa”.

Rola Jermaka w czasie wojny – architekt sankcji i bezpieczeństwa

Gdy 24 lutego 2022 r. wybuchła pełnoskalowa wojna z Rosją, znaczenie Jermaka jeszcze wzrosło – uczestniczył m.in. w wymianach jeńców i współtworzył – wraz z byłym ambasadorem USA w Rosji Michaelem McFaulem – grupę roboczą ds. sankcji przeciwko Rosji. Wspólnie z byłym sekretarzem generalnym NATO Andersem Foghem Rasmussenem zainicjował Międzynarodową Grupę Roboczą ds. Bezpieczeństwa i Integracji Euroatlantyckiej Ukrainy, która opracowała tzw. Kijowski Pakt Bezpieczeństwa – wizję gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy do czasu jej przystąpienia do NATO.

Czytaj też

To właśnie Rasmussen – jak pisał Time – przedstawiał go jako „zdecydowanego lidera”, rekomendując do listy 100 najbardziej wpływowych ludzi świata. Jermak był również stałym uczestnikiem rozmów z kluczowymi partnerami Ukrainy, w tym z sekretarzem stanu USA Antonym Blinkenem.

Ten wykreowany obraz „człowieka Zachodu”, architekta sankcji i bezpieczeństwa, stał się później brutalnym kontrastem wobec zarzutów korupcyjnych, biznesowych powiązań z rosyjskim kapitałem i prób podporządkowania służb antykorupcyjnych. Im bardziej Jermak umacniał się jako centralny ośrodek decyzyjny, tym większe konsekwencje miały potem ujawnione afery.

„Biuro w Biurze" – rosnąca władza i pierwsze ostrzeżenia

Rosnąca rola doradców i nieformalnych decydentów w Kancelarii Prezydenta budziła narastający sprzeciw ukraińskich organizacji obywatelskich. Jak przypominał Ołeh Rybaczuk, były szef administracji prezydenta i wicepremier ds. integracji europejskiej, cytowany przez portal Svidomi, Jermak przejął funkcje, które normalnie powinny należeć do ministerstw – reprezentował Ukrainę na spotkaniach międzynarodowych, choć istnieje do tego MSZ, i wywierał wpływ na politykę wewnętrzną.

Reklama

Jak zwracał uwagę m.in. ruch obywatelski „Chesno” w swoim raporcie, doradcy i zastępcy w Kancelarii Prezydenta, którzy reprezentują Ukrainę w dyplomacji i mają dostęp do poufnych informacji, nie zostali wybrani w wyborach, nie muszą ujawniać majątków i formalnie nie ponoszą odpowiedzialności politycznej. Według „Chesno”, w sondażu z 2023 r. ponad połowa Ukraińców uznała, że Kancelaria Prezydenta wywiera zbyt duży wpływ na parlament i rząd, a około 50 proc. uważało, że ma również istotny wpływ na organy ścigania i sądy.

Szczególnie krytykowany był – i jest – zastępca Jermaka, Ołeh Tatarow, za rządów Janukowycza były zastępca naczelnika Głównego Zarządu Śledczego MSW, powszechnie kojarzony z brutalnymi represjami w czasie Rewolucji Godności i wielokrotnie pojawiający się w śledztwach antykorupcyjnych. Stąd jeszcze przed pełnoskalową inwazją pojawiła się petycja do Zełenskiego o dymisję zarówno Jermaka, jak i Tatarowa. Model władzy, który budował Jermak – „biuro w Biurze” – ściągał na siebie coraz większą uwagę watchdogów, zanim jeszcze wybuchła afera „Midas”.

Operacja „Midas": 100 milionów dolarów i cień Bankowej

NABU i SAPO prowadzą śledztwo będące efektem operacji „Midas”, dotyczące schematu wyprowadzania 10–15 proc. wartości kontraktów z państwowego koncernu Enerhoatom, który miał przynosić około 100 milionów dolarów nielegalnych korzyści. Toczące się śledztwo sięga „elit politycznych Ukrainy”, w tym sojusznika Zełenskiego, biznesmena Timura Mindycza, którego – jak podają media – nagrania NABU zarejestrowały na rozmowach o łapówkach w sektorze energetyki. Według NV.ua operacja „Midas” jest „skandalem w skandalu”, bo towarzyszą jej wątki przecieków z instytucji państwa i ostrzegania podejrzanych przed działaniami służb.

Czytaj też

Jak pisał tygodnik ZN.ua w analizie o operacji „Midas”, sektor energetyczny stał się „obszarem systemowej eksploatacji politycznej”, gdzie wpływy i kontrakty rozdzielali ludzie powiązani z Biurem Prezydenta. Z kolei portal Argument.ua w tekście o „korupcyjnej ośmiornicy Bankowej” wiąże aferę „Midas” z siecią interesów Mindycza i jego politycznych patronów, wskazując, że bez osłony na najwyższym szczeblu tak wielkoskalowy proceder nie byłby możliwy.

Jermak, choć formalnie nie jest oskarżony, ponosi – zdaniem wielu komentatorów – polityczną odpowiedzialność. To on odpowiadał za nominacje i nadzór nad strukturami, które z Enerhoatomu uczyniły prywatne pole niejasnych interesów dla wybranych. Stąd też w momencie, gdy wszystko przechodziło przez jego Biuro, dziś trudno przekonać opinię publiczną, że o niczym nie wiedział.

Tandem Jermak–Tatarow: polityczny mózg i „koordynator siłowików"

Jermak nie działał w próżni. Najbardziej wpływowym partnerem i tarczą jego władzy był Ołeh Tatarow – zastępca szefa Biura Prezydenta odpowiedzialny za resorty siłowe. Gdy w lipcu 2022 r. ze stanowiska szefa SBU został usunięty Iwan Bakanow, dawny przyjaciel Zełenskiego, jego następcą został związany z Tatarowem Wasyl Maluk. Jak podawała Transparency International Ukraine, Tatarow był podejrzewany przez NABU o udział w aferze deweloperskiej Ukrbud – chodziło o schemat związany z budową mieszkań dla Gwardii Narodowej i zaniżaniem wartości nieruchomości. Mimo zebranych przez NABU materiałów sprawę odebrano tej instytucji i przekazano SBU, co watchdog określił jako „bezprecedensową ingerencję w niezależne śledztwo”.

Reklama

Jak pisał portal The Page, powołując się na słowa ówczesnego dyrektora NABU Artema Sytnyka, Tatarow jako prawnik Ukrbudu miał wraz z ówczesnym właścicielem Maksymem Mykytasiem wręczyć łapówkę w formie miejsca parkingowego ekspertowi MSW w zamian za zaniżenie kosztów inwestycji. Portale Liga.net oraz Zmina podawały, że tuż przed formalnym postawieniem zarzutów sprawę odebrano NABU i przekazano do SBU, a samo Biuro określiło to jako „nielegalne” i motywowane politycznie.

Jak pisało ukraińskie Centrum Przeciwdziałania Korupcji (CPC), sprawa Tatarowa „po raz pierwszy, ale bezdyskusyjnie pokazała, że obecna władza ingeruje w śledztwa antykorupcyjne, jeśli pod podejrzeniem znajduje się »swój człowiek«”. Według Transparency International Ukraine, mimo materiałów zgromadzonych przez NABU Tatarow zachował stanowisko zastępcy szefa Biura Prezydenta i nadal „nadzorował” organy ścigania, co watchdog uznał za symbol konfliktu interesów i politycznej ochrony.

Jak podawał The Page, powołując się na zachodnich dyplomatów cytowanych przez agencję Reuters, Jermak bywał określany jako „zielony kardynał”, a Tatarow – jako człowiek odpowiedzialny za „obsługę” organów ścigania. Według NV.ua, cytującego Darię Kaleniuk z Centrum Przeciwdziałania Korupcji, „żaden restart Biura Prezydenta nie będzie wiarygodny, jeśli Jermak i Tatarow pozostaną w systemie”, bo to oni stworzyli realną, nieformalną strukturę kontroli nad służbami. W ten sposób osobista pozycja Jermaka przekształciła się w duet, który próbował kontrolować zarówno politykę, jak i śledczych – co miało bezpośredni wpływ na eskalację konfliktu z NABU i SAPO.

Konflikt z NABU i SAPO

Operacja „Midas” stała się punktem zwrotnym, który odsłonił skalę patologii w otoczeniu prezydenckiego centrum władzy. Śledztwo NABU i SAPO – jak podawały NV.ua i ZN.ua – dotyczyło systemowego mechanizmu wyprowadzania 10–15 proc. wartości kontraktów z państwowego Enerhoatomu, co według ukraińskich mediów śledczych mogło przynieść około 100 mln dolarów nielegalnych zysków. Zgodnie z ustaleniami ZN.ua sektor energetyczny był od lat „strefą politycznej eksploatacji”, kontrolowaną przez ludzi związanych z Biurem Prezydenta.

Czytaj też

Równocześnie portal Argument.ua w analizie o „korupcyjnych ośmiornicach Bankowej” wiązał cały proceder z siecią interesów Timura Mindycza i jego patronów politycznych – podkreślając, że bez parasola ochronnego na najwyższych szczeblach państwa taki schemat byłby niemożliwy. W tym kontekście szybko pojawił się wątek bezpośrednich nacisków na organy antykorupcyjne. Ołeksandr Kłymenko, szef SAPO, ostrzegał – jak podawał NikVesti – że za kulisami działa ktoś określany kryptonimem „Ali Baba”, mający według jego słów koordynować działania służb wymierzone w detektywów NABU i prokuratorów SAPO.

Censor.net informował, że po publikacji pierwszych nagrań z tzw. taśm Mindycza Andrij Jermak miał naciskać na przygotowanie podejrzeń wobec Kłymenki – co media interpretowały jako próbę odwetu na prokuratorze nadzorującym sprawę Enerhoatomu. NV.ua podkreślało, że wątek „Ali Baby” stał się „skandalem w skandalu”, a KYIV24, cytując deputowanego Jarosława Żeleźniaka, wskazywało, że na nagraniach Mindycza pojawia się osoba używająca tego pseudonimu, której – według źródeł – przypisywano rolę głównego koordynatora presji na NABU i SAPO. Część mediów sugerowała, że chodzi o szefa Biura Prezydenta.

Równocześnie w tym okresie doszło do wydarzeń, które ukraińskie watchdogi uznały za frontalny atak na niezależną antykorupcję. Jak podawały Suspilne oraz Slidstvo.info, SBU i Biuro Prokuratora Generalnego przeprowadziły ponad 70 przeszukań u pracowników NABU – wiele z nich bez decyzji sądu – oraz wdrożyły „kontrolę ochrony tajemnicy państwowej”, co wewnątrz NABU odczytano jako próbę zastraszenia śledczych i uzyskania dostępu do ich bieżących spraw. Slidstwo.info podkreślało, że operacja rozpoczęła się od zatrzymania trzech pracowników NABU pod zarzutem „działania w interesie Rosji”, co wielu uznało za pretekst.

Reklama

Następnego dnia Rada Najwyższa uchwaliła ustawę nr 12414. Jak opisywały Detector Media oraz Nakypilo, do projektu dotyczącego procedur wojennych wprowadzono w ostatniej chwili poprawki podporządkowujące NABU i SAPO Prokuratorowi Generalnemu. Według oficjalnego oświadczenia NABU nowe przepisy pozwalają prokuratorowi generalnemu nie tylko wydawać polecenia detektywom, ale także przejmować, przenosić i zamykać śledztwa na żądanie obrony, co oznacza faktyczne zniszczenie gwarancji niezależności stanowiących fundament współpracy Ukrainy z UE.

Według Watchers.Media opinia publiczna dowiedziała się o projekcie ustawy dopiero po informacjach o nalotach SBU, a protesty w Kijowie, Lwowie, Odessie i Dnieprze – o których raportowało Suspilne – były reakcją na jawną próbę objęcia instytucji antykorupcyjnych kontrolą polityczną. Dla wielu aktywistów kombinacja nalotów i ekspresowych poprawek była dowodem zaplanowanej ofensywy Biura Prezydenta przeciwko niezależnym śledczym.

W rezultacie – jak wynika z publikacji Suspilne, Slidstvo.info, Detector Media, Watchers.Media, Nakypilo, NikVesti i KYIV24 – ukształtował się spójny obraz wydarzeń: najpierw operacja siłowa przeciwko NABU z narracją o „rosyjskiej infiltracji”, później ustawa 12414 podporządkowująca antykorupcję Prokuratorowi Generalnemu, a w tle – osoba określana jako „Ali Baba”, powiązana przez część źródeł z Andrijem Jermakiem. Całość sprawiała wrażenie skoordynowanej próby przejęcia kontroli nad śledztwami zagrażającymi elitom z kręgu Bankowej.

Biznesowe cienie Rosji: co wiadomo o związkach Jermaka z rosyjskim kapitałem

Wokół Andrija Jermaka od lat unosił się cień pytań o jego biznesową przeszłość i kontakty prowadzące – zdaniem części ukraińskich mediów śledczych – znacznie dalej niż tylko do kijowskich gabinetów. Choć Jermak konsekwentnie zaprzeczał jakimkolwiek związkom z rosyjskim biznesem, w przestrzeni informacyjnej pojawiły się konkretne śledztwa i dokumenty, którym trudno odmówić ciężaru.

Czytaj też

Jak pisał projekt śledczy „Schemy” (Radio Swoboda), jeszcze zanim stał się najbliższym współpracownikiem Zełenskiego, był współwłaścicielem kilku firm z Rahamimem Emanuiłowem – biznesmenem powiązanym z rosyjskimi strukturami finansowymi, który był m.in. udziałowcem rosyjskiego banku, w którego radzie dyrektorów zasiadał Walerij Ponomariow, dawny znajomy Putina z czasów studiów w Leningradzie, a jednym z głównych akcjonariuszy był polityk partii „Jedinaja Rossija”.

Jermak tłumaczył, że wspólna firma była „martwą strukturą” z lat 90., ale – jak podawał portal Apostrophe.ua – jedna ze spółek z jego udziałem odnotowywała przychody rzędu ponad 40 mln hrywien, a wpisy w rejestrach wskazywały, że obaj nadal pozostawali jej współwłaścicielami w momencie publikacji materiałów. Ta rozbieżność stała się powodem kolejnych pytań o rzeczywistą skalę i czas trwania tych powiązań.

Jeszcze mocniejszy sygnał wynikał – jak podawał portal Slidstwo.info – ze śledztwa dotyczącego partnera biznesowego Jermaka z branży filmowej, Artema Kolubajewa, który nabył w USA dom za ponad 600 tys. dolarów, z czego 250 tys. pochodziło z kredytu udzielonego przez amerykańską firmę hipoteczną powiązaną – według The Kyiv Independent – z rosyjskim kierownictwem. Osoby zarządzające tą spółką miały rosyjskie obywatelstwo lub ścisłe relacje z rosyjskim rynkiem finansowym. Dziennikarze stawiali pytanie, czy najbliższe otoczenie Jermaka nie korzystało z zasobów, które „mogły mieć rosyjski ślad finansowy”.

Reklama

Wersję „rosyjskiego tropu” wzmocnił również wątek polityczny. Jak podawał portal Glavcom.ua, amerykańska kongresmenka ukraińskiego pochodzenia Victoria Spartz wysłała w 2022 r. list do administracji Joe Bidena, domagając się zbadania możliwych rosyjskich powiązań Jermaka. Pisała m.in., że „istnieją informacje wskazujące na związki Jermaka z Rosją”, co wywołało burzę w ukraińskiej przestrzeni medialnej.

Jak informował serwis Prm.ua, po liście Spartz w ukraińskich i prorosyjskich kanałach Telegramu pojawiły się dwie równoległe narracje: jedne broniły Jermaka, inne oskarżały go wprost o „koordynację z FSB”. Część tych materiałów analitycy oceniali jako element wojny informacyjnej, ale sam fakt, że wątek tak łatwo podchwycono, pokazuje, jak podatny na takie zarzuty stał się wizerunek „szarej eminencji Bankowej”.

Najbardziej sporny fragment układanki dotyczy przeszłych powiązań rodzinnych. Jak pisał portal VK-KP.info, w niektórych publikacjach wskazywano, że ojciec Jermaka miał pracować w strukturach sowieckiego wywiadu wojskowego GRU – co wykorzystywano jako kontekst do stawiania pytań o „kontynuację rodzinnych linii wpływu”. To już jednak sfera spekulacji, często powielanych bez twardych dowodów, lecz obecnych w medialnym pejzażu towarzyszącym Jermakowi od lat.

Czytaj też

Choć żadne z tych śledztw nie dowodzi wprost, że sam Andrij Jermak prowadził interesy z Federacją Rosyjską w okresie pełnienia funkcji państwowych, mozaika biznesowych tropów, rosyjskich partnerów, niejasności finansowych jego otoczenia i politycznego rezonansu sprawiła, że temat „rosyjskiego cienia” stał się integralną częścią debaty o Jermaku. Nie jako jednoznaczny wyrok, lecz jako poważna rysa na wizerunku człowieka, który miał negocjować pokój z Rosją w imieniu Ukrainy, a jednocześnie niósł na plecach bagaż dawnych zależności z tamtejszym kapitałem.

Konflikt Jermak–Budanow

Konflikt między Andrijem Jermakiem a szefem wywiadu wojskowego Kyryłem Budanowem był – jak pisał The Economist – jednym z najgłębiej skrywanych napięć wewnątrz ukraińskiego systemu władzy. Punkt wyjścia stanowiły próby Jermaka, który – według tego tygodnika – „dziewięć razy domagał się rezygnacji Budanowa”, chcąc ograniczyć jego rosnącą niezależność i autonomię. Próby te kończyły się jednak fiaskiem, ponieważ Budanow miał silne oparcie w wojsku i strukturach dowódczych, które – jak podkreślał The Economist – nie akceptowały podejmowanych na Bankowej prób podporządkowania ich politycznemu centrum decyzyjnemu.

Już pod koniec 2024 roku – jak odnotowywał Carnegie Endowment for International Peace – w Kijowie zaczęły krążyć pogłoski o narastających napięciach między obiema stronami. Według Carnegie konflikt miał charakter strukturalny: Budanow reprezentował rosnący ośrodek wojskowo-wywiadowczy, natomiast Jermak – centralizujące władzę cywilne Biuro Prezydenta. Na tym tle pojawiały się dyskusje o możliwej rezygnacji Budanowa oraz o utracie zaufania wobec niego w otoczeniu prezydenta.

Reklama

Doniesienia te wzmacniała analiza Intelligence Online, która podkreślała, że Budanow w kręgu Jermaka był postrzegany jako „długoterminowy rywal” i zagrożenie dla pozycji szefa Biura Prezydenta. Rywalizacja ta miała zarówno wymiar instytucjonalny – HUR zyskiwał coraz większą autonomię operacyjną – jak i personalny, ponieważ ludzie z otoczenia Jermaka próbowali odzyskać kontrolę nad przepływem informacji wywiadowczych i kluczowymi decyzjami operacyjnymi.

Z tej racji konflikt Jermak–Budanow należy interpretować nie jako zwykłą rywalizację osobistą, lecz jako zderzenie dwóch modeli państwa: scentralizowanego, cywilnego systemu władzy opartego na Biurze Prezydenta oraz modelu wojskowo-wywiadowczego, w którym realna siła wynika z operacyjnej skuteczności i autorytetu armii.

Dymisja po przeszukaniach – Jermak staje się symbolem systemowego kryzysu

28 listopada 2025 roku około godziny szóstej rano około dziesięciu funkcjonariuszy NABU i SAPO wkroczyło do rządowego kwartału w Kijowie – były to „czynności procesowe (przeszukania)” prowadzone w domu szefa Biura Prezydenta. Sam Jermak – jak podawały ukraińskie media – potwierdził na swoim kanale w Telegramie, że jego dom jest przeszukiwany. W oświadczeniu napisał, że „śledczy nie napotykają żadnych przeszkód”, dodając, że zapewnia „pełną współpracę”, a jego prawnicy są na miejscu.

Czytaj też

Jeszcze tego samego dnia wieczorem Zełenski ogłosił, że Jermak złożył rezygnację, a on sam podpisał dekret o jego dymisji. Jak podawała BBC Ukrainian, mówił o „resecie Kancelarii Prezydenta” i dziękował Jermakowi za dotychczasową pracę, jednocześnie zapowiadając, że negocjacje z Amerykanami będą w najbliższych dniach prowadzić inni wysocy urzędnicy, m.in. minister obrony i sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony.

Jak zwracał uwagę m.in. portal TSN.ua, dymisja Jermaka nastąpiła tego samego dnia, w którym NABU przeszukało jego mieszkanie, i zaledwie dzień przed planowaną podróżą do Miami, gdzie miał rozmawiać z wysłannikami Donalda Trumpa – Stevem Witkoffem i Jaredem Kushnerem – na temat amerykańskiego planu pokojowego. Według TSN.ua i stacji 24 Kanał, powołujących się na portal Axios, rezygnacja „spowolniła proces negocjacyjny”, ale nie zmieniła oficjalnego stanowiska Ukrainy w sprawie warunków zakończenia wojny.

Reakcja Zachodu – ostrzeżenia dla Zełenskiego

Jak podawała stacja Euronews, Komisja Europejska uznała przeszukanie u Jermaka i działania w sprawie „Midas” za „dowód na to, że ukraińskie organy antykorupcyjne istnieją i wykonują swoje zadania”. Według rzecznika Komisji, cytowanego przez Euronews, walka z korupcją jest „kluczowym elementem” procesu akcesyjnego i Bruksela będzie „bardzo uważnie monitorować” dalszy bieg śledztwa.

Reklama

Według The Kyiv Independent część urzędników w Brukseli traktuje sprawę Jermaka jako „test wiarygodności” Zełenskiego. Z jednej strony chwalą odwagę NABU i SAPO, z drugiej – obawiają się, że polityczny system spróbuje uderzyć w te instytucje, gdy tylko kurz medialny opadnie. Natomiast Financial Times pisał, że dymisja Jermaka to „szansa na reset”, ale tylko wtedy, jeśli nie ograniczy się do wymiany nazwisk i nie skończy na tym, że system – z Tatarowem i innymi ludźmi starego układu w środku – pozostanie nienaruszony. Z kolei The Guardian zwracał uwagę, że Jermak odszedł formalnie po to, by „nie rozpraszać kraju” podczas rozmów z USA, ale w rzeczywistości jego dymisja jest efektem „pogłębiającego się skandalu korupcyjnego w najbliższym otoczeniu Zełenskiego”.

Sprawa Jermaka odsłania więc cały pejzaż patologii, które od lat – pomimo trwającej wojny z Rosją – toczyły ukraińską władzę od środka. Pokazuje elitarną logikę wpływów i parasoli ochronnych, dzięki którym ludzie z politycznego szczytu czuli się nietykalni. Ujawnia atak na niezależną antykorupcję, prowadzony systematycznie poprzez naciski, przeszukania, kampanie dyskredytacji i legislacyjne próby podporządkowania NABU i SAPO politycznemu centrum. Obnaża również próby przejęcia kontroli nad służbami, w których nie chodziło o bezpieczeństwo państwa, lecz o kontrolowanie śledztw i zabezpieczanie własnych interesów. I wreszcie – pokazuje systemową degenerację elit mimo trwającej wojny, która wymagałaby pełnej mobilizacji i przejrzystości, a nie reprodukcji starych układów.

Jak skandal „Midas" i dymisja Jermaka osłabiły pozycję Zełenskiego na Zachodzie

Jak pisał The Washington Post, skandal Enerhoatomu „wywołał poważne obawy w europejskich stolicach” i może utrudnić zatwierdzanie kolejnych miliardowych pakietów wsparcia. Także The Guardian uważa, że przeciwnicy wsparcia – tacy jak Viktor Orbán – wykorzystują aferę jako dowód, że „pieniądze europejskich podatników mogą zasilać skorumpowane układy w Kijowie”.

Czytaj też

Jak zwracał uwagę Kyiv Post, część członków Kongresu USA wskazuje korupcję jako argument przeciwko kolejnym pakietom pomocowym dla Ukrainy. Jermak był kluczowym kanałem komunikacji z Waszyngtonem, a jego dymisja wywołała „chaos informacyjny” i osłabiła pozycję Kijowa w przededniu kluczowych rozmów. Według Financial Times Zełenski jest dziś zmuszony nie tylko negocjować pomoc i gwarancje bezpieczeństwa, ale także „udowadniać, że ma kontrolę nad własnym systemem politycznym”. Połączenie afer korupcyjnych i trudności na froncie może zmniejszyć poparcie społeczne dla pomocy Ukrainie, a narracja – oparta na faktach – o „przekrętach mimo wojny” stała się potężnym argumentem w rękach przeciwników dalszego wsparcia.

Pierwszy upadł Jermak. Czy system pójdzie za nim?

Dymisja Andrija Jermaka nie jest zwykłą roszadą kadrową, lecz politycznym trzęsieniem ziemi. Po raz pierwszy skandal korupcyjny uderzył w Kancelarię Zełenskiego, będącą centrum władzy, i tym razem nie dało się go już zamieść pod dywan, przykryć patriotyczną retoryką ani wytłumaczyć „prowokacją przeciwników”. Afera „Midas” dopiero rozpoczyna swój marsz przez instytucje, ale już dziś obnażyła brutalną prawdę: że rdzeń ukraińskich elit politycznych – nawet w czasie wojny, nawet pod bombami – zachował mentalność lat, gdy państwo traktowano jak zasób do eksploatacji, a nie jako wspólne dobro.

Skandal ten pokazał, jak głęboko w elitach przetrwała logika układów, prowizji i prywatnych interesów. Ukazał też, że Jermak i jego najbliższy współpracownik Ołeh Tatarow zbudowali realną, nieformalną kontrolę nad częścią struktur siłowych, organów ścigania i kluczowych nominacji państwowych – większą, niż wielu Ukraińców było gotowych sobie wyobrazić. Wojna nie tylko nie zatrzymała tego procesu. Ona go przyspieszyła, tworząc aurę „konieczności” i „wyjątkowych okoliczności”, która pozwalała na jeszcze większe nadużycia.

Czytaj też

Najbardziej uderzające jest jednak to, jak słabe okazały się państwowe zabezpieczenia przed korupcją w warunkach pełnoskalowej inwazji. Instytucje stworzone po Majdanie – NABU, SAPO – miały być tarczą przeciwko degeneracji władzy. Afera „Midas” pokazała, że ta tarcza wciąż działa, ale jednocześnie jest codziennie poddawana presji, zastraszana, obchodzona i atakowana przez tych, którzy powinni ją wspierać.

I wreszcie – konsekwencje międzynarodowe. Skandal Jermaka to nie tylko problem wizerunkowy. To cios w wiarygodność Ukrainy wobec partnerów Zachodu, którzy finansują jej budżet, zbroją jej armię i w zasadzie umożliwiają dalsze istnienie. W chwili, gdy każde euro i każdy cent z budżetów USA i UE jest przedmiotem wewnętrznych sporów, widok elit Ukrainy pogrążonych w schematach korupcyjnych jest dla Zachodu argumentem w rękach sceptyków – i to argumentem bardzo skutecznym.

Stąd też dziś zasadnicze pytanie nie brzmi: „Czy Jermak wróci?” – on już swoją rolę odegrał – lecz: czy Ukraina ma siłę, by wyrwać korupcję z korzeniami, zanim korupcja wyrwie Ukrainie ostatnią szansę na zwycięstwo? Czy jest zdolna oczyścić system, czy też system – silniejszy niż pojedyncze nazwiska – wchłonie kolejnego Jermaka, kolejną szarą eminencję, kolejnego architekta nieformalnej władzy? A przede wszystkim – czy Zełenski ma świadomość, że ogromny kredyt zaufania, który posiadał w pierwszych latach wojny, już się wyczerpał. Jeśli Ukraina nie odetnie pętli korupcyjnych powiązań, które oplatają państwo nawet w czasie wojny, to dotychczas ją wspierający będą musieli w pewnym momencie postawić sprawę jasno: albo „przestaniecie kraść”, albo pomoc zostanie wstrzymana. A w warunkach wojny taki sygnał jest jak odcięcie tlenu.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama