Jak pokazują liczne, nagłośnione w ostatnim czasie wydarzenia, klasyczne szpiegostwo pomiędzy państwami wraca już oficjalnie do łask. Można oczywiście polemizować, czy kiedykolwiek przestało atrakcyjne na tyle, by mówić o jego osłabieniu, ale obecnie dostrzegalna jest zmiana nawet w publicznej narracji. Wcześniej, szeroko pojmowane zagrożenie międzynarodowym terroryzmem uszczupliło, w znacznym stopniu, m.in. pod względem funduszy, różne klasyczne kierunki zainteresowań. Było to nader widoczne chociażby w przypadku CIA, która wręcz "poszła na wojnę" i była to prawdziwa wojna od Afganistanu i Pakistanu, poprzez region MENA, aż do Azji Południowej. Bogaci przedstawiciele elit politycznych Zachodu, po zamachach z 11 września 2001 r., a także tych z Londynu, Madrytu, itd., usilnie poszukiwali szybkiego remedium na Al-Kaidę i podobne jej organizacje. Służby miały być w tym przypadku lekarstwem na wszystko. Dziś, już nawet bez ostatecznego pokonania tzw. Państwa Islamskiego, czy nawet końcowego rozbicia klasycznej Al-Kaidy, nawet Stany Zjednoczone wskazują, że dokonują przewartościowania w obrębie swej aktywności wywiadowczej.
„The Washington Post” opublikował niedawno informację, w której stwierdzono, że źródła ulokowane w amerykańskiej wspólnocie wywiadowczej zauważyły, że aktywność Rosjan przypomina tę z okresu zimnowojennych zmagań wywiadów. Stąd też, co nader istotne i symboliczne, po raz pierwszy od upadku ZSRR Rosja awansowała w zakresie priorytetów wywiadowczych Stanów Zjednoczonych. Trzeba być oczywiście sceptycznym, szczególnie co do przypadkowości, tych „nieoficjalnych” przecieków, zamieszczanych w jednym z najbardziej poczytnych amerykańskich periodyków. Jednak spokojnie można to potraktować jako ostrzeżenie i jednoczesne uznanie oficjalnej potrzeby podjęcia rzuconej już dawno Amerykanom rękawicy. Po latach ustawicznego wzmacniania różnych struktur zwalczających i tropiących terrorystów, Stany Zjednoczone będą jednak musiały, zapewne, odrabiać straty - tak samo jak robiły to w pierwszych latach trwania zimnej wojny.
To właśnie wspomnianą aktywność wywiadowczą Rosji można wskazać, jako jeden z kluczowych czynników wzrostu znaczenia klasycznego wywiadu, jak i oczywiście kontrwywiadu - zresztą nie tylko w samych Stanach Zjednoczonych. Przede wszystkim, władze w Moskwie są coraz mniej transparentne, zarówno w obrębie swoich działań, jak i struktury procesu podejmowania decyzji w państwie. Stąd też, mniej pracy, chciałoby się stwierdzić, mają klasyczni dyplomaci, a więcej ci zatrudnieni na podwójnych etatach lub niejednokrotnie pracujący bez ochrony w postaci immunitetu dyplomatycznego. Rosja, zajmując Krym i dokonując przesunięcia granic na skalę niespotykaną od 1945 r., biorąc udział w działaniach separatystów na wschodzie Ukrainy, prowadząc niekończące się manewry wojsk, biorąc udział w wojnie w Syrii, uruchomiła efekt domina, wymuszając reakcję nawet tych, którzy woleliby raczej skoncentrować się na tropieniu Bakra al-Bagdadiego.
Trzeba podkreślić, że dotyczy to zarówno wywiadu cywilnego, jak i służb wojskowych. Albowiem aktywność rosyjska przejawia się zarówno w sferze zainteresowania tego pierwszego, jak i drugiego. Nie da się pominąć, że i kontrwywiady wielu państw, szczególnie europejskich, od dłuższego czasu podkreślają mniej lub bardziej stanowczo, że „pewne państwo na wschodzie Europy” lub wprost Rosja, wzmogło swoje operacje wywiadowcze na ich terytorium i wręcz przekracza granice wyznaczone przez KGB. Przykładowo, w samej tylko Szwecji w ostatnich tygodniach pojawiły się doniesienia o dość szczególnym zainteresowaniu szwedzkimi wojskowymi i instalacjami tamtejszych sił zbrojnych, skoncentrowanych w północnej części kraju. Co najważniejsze, nie jest to wyjątek od reguły lecz można śmiało określić jako pewnego rodzaju trend, obejmujący liczne państwa, nie tylko te należące do NATO.
Dla państwa NATO i tych, które pozostają poza jego strukturami, ale położone są w pobliżu Rosji, pojawia się potrzeba pozyskiwania wszelkich danych oraz informacji o tym państwie. Jest to zapewne jedna z najważniejszych przyczyn narastającej aktywności wywiadów na kierunku rosyjskim, zarówno w wymiarze strategicznym, jak i również bardziej ograniczonym, np. pod względem terytorialnym lub tematycznym. W przypadku tego ostatniego trzeba zwrócić uwagę na chociażby wszelkie informacje odnośnie planu modernizacji rosyjskich sił zbrojnych, który ma trwać do 2020 r.
Podczas gdy Rosjanie napędzają wywiad w sferze swego sztandarowego HUMINT`u, to ChRL robi to samo w zakresie cyberszpiegostwa. Chociaż Stany Zjednoczone i ChRL podpisały hucznie porozumienia w zakresie obniżenia swej wrogiej aktywności w sferze cyber, to chyba tylko najwięksi idealiści wierzyli wówczas w ich skuteczność oraz długofalowy wymiar. Już wprost twierdzi się, że aktywność chińskich służb oraz afiliowanych przy nich grup hakerów itp., utrzymuje się na stabilnym, czyli wysokim poziomie. O niezakończonych, dalszych wrogich praktykach Chińczyków, władze w Waszyngtonie miało informować U.S. Cyber Command. Tak czy inaczej, nie jest żadnym wielkim zaskoczeniem, że dla Chińczyków kluczowym pozostaje wywiad naukowo-techniczny. W końcu dynamicznie rozwijające się państwo i jego przemysł „zgłasza zapotrzebowanie” na każdą formę urobku służb w sferze najnowszej technologii.
Analogicznie, jak w przypadku czynnika rosyjskiego, czynnik chiński motywuje innych do podejmowania takich samych działań. Generuje, po pierwsze, nowe fundusze przeznaczane na służby specjalne - nie tylko sam wywiad, zwiększa przesunięcia kadrowe np. z kierunku antyterroryzmu lub wręcz zwiększa liczebność poprzez nabór nowych rekrutów do służby. Przykładowo, zdaniem BBC, brytyjskie MI6/SIS do 2020 r. pod względem liczby pracowników ma się powiększyć o skromne tysiąc osób. Zaś nie od dziś wiadomo, że inwestycje w nowych funkcjonariuszy służb specjalnych można porównywać z inwestycjami państw w zakup uzbrojenia. Mówiąc wprost, rozpoczął się lub jak kto woli trwa wyścig zbrojeń w sferze wywiadowczej. Co warte podkreślenia, w coraz mniejszym stopniu jest on generowany tylko i wyłącznie przez szeroko pojmowany terroryzm.
Renesans klasycznego wywiadu, prowadzonego pomiędzy państwami, wiązać można oczywiście ze wspomnianymi działaniami Rosji czy też ChRL. Są jednak obecni również gracze lokalni, regioniowi, którzy idąc za przykładem największych również stymulują podobne działania. Zniesienie sankcji w przypadku Iranu wzmocniło to państwo na tyle, że dziś jego służby wywiadowcze (podległe MOIS i nie tylko) są widoczne od Libanu, poprzez Syrię, Irak, aż po Jemen. Wręcz naturalną reakcją Arabii Saudyjskiej, Izraela, czy też innych graczy w regionie, jest kontrakcja, obejmująca także - lub przede wszystkim - sferę aktywności wywiadowczej. Nie mówiąc o tym, że samo otwarcie na Zachód wspomnianego Iranu otworzyło nowe możliwości do działania na jego terytorium obcym służbom.
Coraz mocniejszą potrzebę działań wywiadowczych, skierowanych wobec innych podmiotów międzynarodowych generują nie tylko konkretne państwa. Nakładanie się różnych kryzysów wymaga od decydentów coraz częstszego sięgania, po zakulisowe możliwości uzyskiwania informacji, inspiracji lub wręcz sabotażu działań innych podmiotów. Dotyczy to zarówno tych państw, które pozostają ze sobą w sporach różnych rodzajów, ale też tych uznawanych za sojuszników. W końcu logiczną jest chęć uzyskania wiedzy na temat możliwych scenariuszy działań naszego sojusznika lub partnera w określonych sytuacjach. Ma to szczególne znaczenie obecnie, gdy nawet w stabilnych pod względem politycznym demokracjach na Zachodzie pojawiają się politycy, partie polityczne i koncepcje pozycjonowane jako skrajne, a do obecnej sytuacji trudno jest przykładać standardy myślenia znane z lat 90. XX w.
Co więcej, nakładające się na siebie mniejsze lub większe konflikty tworzą razem obraz rozlewającego się po świecie chaosu. Każda zaś niestabilność tworzy idealne warunki do pracy funkcjonariuszy operacyjnych oraz analityków służb specjalnych oraz wymaga korzystania z wypracowanych przez nich wyników. Zupełnie nie zaskakują w tym kontekście doniesienia, że niemieckie BND mogło otworzyć swoją rezydenturę w nieczynnej obecnie ambasadzie RFN w Damaszku. W końcu, jak wielokrotnie udowadniał izraelski Mossad, tam gdzie trudno wysłać dyplomatę, z racji braku możliwości nawiązania normalnych stosunków dyplomatycznych, można wysłać, kolokwialnie mówiąc, „szpiega”. Stąd też na Bliskim Wschodzie, Afryce, a także w Azji taka forma wzajemnego informowania się, a także jednoczesnego próbowania pozyskiwania wiedzy o innych jest coraz częściej praktykowana, akceptowana czy też, wręcz wymagana.
Sam kryzys migracyjny i w ogóle różnego rodzaju migracje stworzyły olbrzymie pole do działań i prowadzenia operacji wywiadowczych w skali Europy i nie tylko - co istotne, daleko odbiegających od klasycznego postrzegania problemu, skoncentrowanego tylko i wyłącznie na tzw. Państwie Islamskim. Indie korzystały najprawdopodobniej, zdaniem niemieckich śledczych, ze swojego agenta ulokowanego w strukturach imigracyjnych w Ostwestfalen. Chodzić miało o monitorowanie Hindusów oraz obywateli Niemiec zaangażowanych w różne radykalne ruchy, np. sikhijskie. Pytaniem retorycznym pozostaje jak wielkim eldorado dla służb pozostają rozsiane po kontynencie obozy dla uchodźców i nielegalnych imigrantów, unijne hotspoty itp. lokacje.
A przecież są jeszcze spory na Morzu Południowochińskim, angażujące nie tylko floty i siły powietrzne wielu tamtejszych państw, czy też kwestia pogłębiającego się obecnie kolejnego kryzysu w relacjach Indii i Pakistanu, problemów granicznych w Afryce, a dodatkowo rozmaite interesy gospodarcze, wymagania dotyczące rozwoju najnowocześniejszych technologii itd. Przy tym terroryzm staje się zagrożeniem wielce niebezpiecznym dla wszystkich, lecz coraz mniej zagrażającym całościowemu funkcjonowaniu państw. Takie przewartościowanie przywraca myślenie o aktywności wywiadów na innych, bardziej klasycznych kierunkach, przy zastosowaniu starych (przede wszystkim HUMINT), jak i nowych (SIGINT, etc.) metod działania.
Czytaj też: Polska potrzebuje Strategicznego Programu Modernizacji Wywiadowczej [OPINIA]
W tym wszystkim Polska nie jest żadnym odosobnionym wyjątkiem. Biorąc pod uwagę aktywność na wschodniej flance NATO jest i będzie wręcz naturalnym celem działań Rosji, ale również i Białorusi. Mając ochotę na udział w koncepcji „nowego jedwabnego szlaku”, zgłaszając się do AIIB itd., Chińczycy nie pozostają bierni i niewykluczone, że już od dawna koncentrują większe zasoby na kierunku polskim. Zaś wszelkie nasze działania na płaszczyźnie unijnej, natowskiej czy obecnie wyszehradzkiej muszą generować "niezwykłą ciekawość" naszych partnerów, sojuszników. W końcu każdy z liderów politycznych dąży do maksymalizacji zysków i minimalizacji strat w przypadku interesu narodowego, a naturalnym narzędziem tego rodzaju aktywności jest wykorzystanie wszelkich dostępnych informacji. Tym bardziej trzeba dbać o sprawność działania naszych własnych "oczu i uszu", działających na kierunkach dla nas strategicznych i istotnych z racji nie tylko bezpieczeństwa, ale również pragmatycznych interesów politycznych, ekonomicznych itp. To zaś wymaga odpowiedniego podejścia właśnie do funkcjonowania wywiadu zagranicznego - cywilnego i wojskowego.
Trzeba przy tym pamiętać, że jeśli w przypadku terroryzmu istnieje mniej lub bardziej przekonywująca wspólnota i możliwość osiągania pewnego poziomu konsensusu pomiędzy różnymi państwami, to w przypadku polityki, gospodarki i nauki oraz techniki, należy być realistycznie nastawionym. Mówiąc obrazowo, jeśli Izrael szpiegował i szpieguje Stany Zjednoczone, a Stany Zjednoczone nie mają problemów, by kierować działania NSA na Izrael, to należy domniemywać, że słowo sojusznik i partner międzynarodowy w sferze wywiadu jest nader kontrowersyjne w praktyce. Stąd też pojawia się przesłanie o potrzebie cenienia wywiadu oraz jego odpowiedniego traktowania przez państwo, polityków, a także samo społeczeństwo. Żyjemy bowiem w, jak mówi chińskie przekleństwo, „ciekawych czasach”, a domeną szpiegostwa jest właśnie zaspokajanie tej ciekawości w sposób jak najbardziej dogłębny.
dr Jacek Raubo
As
Może zachodnie tęczowo naiwne demokracje wracają do szpiegowania, ale wydaje się że Rosja zaległości nie ma. Wprost przeciwnie bardzo dobrze wykorzystała czas i teraz ma tysiące swoich wszędzie tam gdzie trzeba. Od kancelarii Prezydentów do uśpionej jednostki wojskowej w ostatniej dziurze.