Reklama

Za Granicą

bariera graniczna straż graniczna granica

Opłata albo obóz? Nowa odsłona unijnego sposobu na walkę z nielegalną migracją [OPINIA]

Nieregularna migracja staje się coraz większym problemem dla Europy. Wzrost poparcia dla ugrupowań radykalnych to konsekwencja błędów państw stosujących politykę otwartości. Natomiast przewidziana w Pakcie Migracyjnym relokacja zawsze była złym rozwiązaniem. Tymczasem kryzys na polsko-białoruskiej granicy bynajmniej nie jest opanowany.

Reklama

To czy Europa w ogóle jest w stanie obronić się przed nieregularną migracją i jej weponizacją pozostaje pytaniem otwartym. Wprawdzie od 2015 r. wzrosło zrozumienie problemów jakie niesie polityka "otwartych drzwi", to wciąż jednak nie brak głosów domagających się przyjmowania rozwiązań, które stanowią prostą drogę do katastrofy. Niedawno, Sachverstandigenrat fur Integration und Migration, będący organem doradczym niemieckiego rządu ds. polityki migracyjnej, zgłosił postulat wprowadzenia specjalnego paszportu (na wzór nansenowskiego), który uprawniałby do przyjazdu do Niemiec "uchodźcom klimatycznym". Jest to kolejna próba rozszerzenia rozumienia definicji uchodźcy zawartej w Konwencji Genewskiej, poprzez przyznanie tego statusu osobom, które uciekają przed skutkami zmian klimatycznych. Mogłyby one uzyskać taki paszport już w miejscu swojego pobytu i legalnie przybyć na nim do Niemiec. Warto przy tym zaznaczyć, że według szacunków UNHCR, w drugiej dekadzie XXI w. rocznie na świecie przybywało 21,5 mln uchodźców klimatycznych, a do 2050 r. ma być takich osób 1,2 mld. Autorzy pomysłu "paszportu klimatycznego" zastrzegają wprawdzie, że ma to dotyczyć tylko osób, które trwale straciły możliwość powrotu do miejsca swojego zamieszkania, ale można powątpiewać na ile takie ograniczenia będą trwałe, jeśli zrobi się pierwszy krok w tym kierunku.

Reklama

Czytaj też

Reklama

Można oczywiście argumentować, że odmowa pomocy uchodźcom klimatycznym jest nieludzka. Ale dlaczego w takim razie nie przyznać paszportów uchodźczych wszystkim ofiarom wojen, które nie mogą wrócić do domu? Dlaczego nie załadować do samolotu głodujących dzieci z obozów w Sudanie Płd. czy Darfurze albo tych, które od zmierzchu do świtu harują w kopalniach w Kongo? Przecież odmowa pomocy im jest równie nieludzka. Tyle, że takich osób jest co najmniej kilkadziesiąt, o ile nie kilkaset milionów. Przyjęcie ich oznacza „samobójstwo" Europy, gdyż żadne programy integracyjne przy takiej liczbie nie zadziałają. A przecież w 2015 r. słychać było również i takie głosy, że skoro w Nigerii średnia przewidywalna długość życia jest o 30 lat krótsza niż w Szwecji, to osoby migrujące z Nigerii do Szwecji są uchodźcami, bo ratują swoje życie (konkretnie te 30 lat statystycznej różnicy). W tym kontekście warto też przypomnieć słowa Josepha Carensa z 1987 r.: "Swobodna migracja może nie być osiągalna natychmiast, ale to jest cel, do którego dążymy. I mamy obowiązek otwarcia naszych granic znacznie bardziej niż to robimy to obecnie. Obecne restrykcje dotyczące imigracji obowiązujące w demokracjach Zachodu, nawet w najbardziej otwartych jak Kanada czy USA, są nie do usprawiedliwienia. Podobnie jak feudalne bariery ograniczające mobilność, one chronią niesprawiedliwe przywileje". Carens, kanadyjski profesor, to wciąż guru proimigracyjnej lewicy, na którego powołują się liczni autorzy, tacy jak choćby profesor z Oxfordu Kierran Oberman, dowodzący w artykule napisanym w 2016 r., że prawo swobodnej migracji to fundamentalne prawo człowieka albo kanadyjski badacz irańskiego pochodzenia Arash Abizadeh, twierdzący w 2008 r., że państwa demokratyczne nie mają prawa stosować przymusu wobec osób usiłujących nielegalnie przekroczyć ich granice, jeśli te osoby nie są dopuszczone do procesu decydowania o zasadach przekraczania tych granic.

Autorom takich opinii nigdy nie groziło wyeliminowanie z debaty publicznej, w przeciwieństwie do tych, którzy ostrzegając przed niekontrolowaną, nielegalną migracją narazili się na zarzuty rasizmu i ksenofobii. Zresztą, postawa takich osób jak Carens jest przynajmniej uczciwa, w przeciwieństwie do tej, jaką prezentują osoby domagające się przepuszczania rodzin z dziećmi, które w ramach pokazówek (takich jak 2 lata temu w Usnarzu, czy też niedawno grupa innych ok. 30 "matek z dziećmi") przerzucane są na granicę polsko-białoruską przez białoruskie i rosyjskie służby. Trudno bowiem zrozumieć, dlaczego osoby, które zapłaciły reżimowi białoruskiemu za przerzucenie na naszą granicę mają być uprzywilejowane w stosunku do tych, których na to nie stać, a ich sytuacja jest znacznie gorsza. Argument, że tym "możemy pomóc", a tamtym "nie możemy" jest absurdalny, gdyż wystarczy pozwolić tamtym wsiąść do samolotu, ewentualnie zrzucić się jeszcze na bilet i sprawa jest załatwiona. Wniosek: hipokryci są gorsi od szaleńców. Zwłaszcza, że jednocześnie przyczyniają się do zacierania różnic między nielegalnymi migrantami a uchodźcami oraz między nielegalną i legalną migracją. Gdy wpływowe osoby publiczne sugerują, że jest niezrozumiałe, dlaczego nie wpuszczamy osób próbujących nielegalnie przekroczyć białorusko-polską granicę, a przyjmujemy ukraińskich uchodźców i wydajemy wizy pracownicze czy studenckie w ramach legalnej migracji, to – choć odpowiedź jest oczywista – opinia publiczna również przestaje rozumieć.

Czytaj też

Długo królowała zasada, że stłuczenie termometru wyeliminuje gorączkę, tj. jeśli potępi się wszystkie głosy krytyczne wobec polityki coraz większej otwartości wobec migrantów nadużywających procedur uchodźczych, to żadnych problemów nie będzie. Rezultat jest oczywiście odwrotny i Niemcy budzą się obecnie z "ręką w nocniku", obserwując jak AfD powoli staje się największą partią w tym kraju. Austriacka FPOe już nią jest, mimo kilku skandali, jakie nią wstrząsnęły w ostatnich latach, a gdyby dziś odbywałyby się wybory we Francji, to wygrałaby je Marine Le Pen. To zasługa tych, którzy sądzili, że wystarczy piętnować przeciwników masowej migracji, by stali się jej entuzjastami i przestali dostrzegać problemy. Oczywiście taką sytuację wykorzystuje Rosja i Białoruś, polaryzując społeczeństwo i jednocześnie stymulując strumienie migracyjne. Trzeba jednak pamiętać, że państwa weponizujące migrację wykorzystują jedynie to zjawisko, wpływając na intensywność i kierunki, ale sama migracja ma naturalne przyczyny: gigantyczny przyrost naturalny w Afryce i niektórych państwach Azji, połączony z biedą i skutkami zmian klimatycznych. W ciągu ostatnich 50 lat w Afryce przybył ponad 1 mld osób, a do 2050 dojdzie kolejny 1 mld.

Czy można powstrzymać tę falę? Bez działań u źródeł problemu na pewno na dłuższą metę nie da się tego zrobić i w ciągu maksymalnie 100 lat Europa jaką znamy zniknie. Może też dojść do politycznych przemian prowadzących do sięgania po nieetyczne metody. Już obecnie nie wszystkie instrumenty powstrzymujące migrację są etyczne i bynajmniej nie chodzi o push-backi. Unia Europejska płaci niektórym reżimom afrykańskim za powstrzymywanie migracji i nie pyta jak to robią, a że nikt tego nie widzi, więc problemu nie ma. Również pomysł relokacji budzi podobne wątpliwości etyczne, co – choć jest podnoszone – zdaje się być ignorowane przez siły forsujące ten mechanizm od wielu lat. Oczywiście można zrozumieć Włochy, promujące to rozwiązanie, gdyż jest to jedno z państw najbardziej narażonych na naturalną migrację z Afryki (szlak środkowo-śródziemnomorski). Przy czym i tutaj strumień migracyjny jest stymulowany przez Rosję, o czym poinformowała niedawno premier Giorgia Meloni. To efekt przejmowania kontroli nad szlakami migracyjnymi przez Grupę Wagnera, co nie jest żadnym zaskoczeniem, gdyż przed takim scenariuszem przestrzegałem od dawna.

W rezultacie w tym roku już ok. 50 tys. nielegalnych imigrantów przypłynęło do Włoch, i to mimo, że Meloni wprowadziła blokadę na morzu oraz zaczęła organizować hot-spoty w niektórych państwach afrykańskich, do których kierowani są ubiegający się o ochronę międzynarodową na czas rozpatrywania wniosków. Ta polityka odróżnia ją od poprzedników i spotyka się z burzliwymi protestami zwolenników otwartych drzwi. Jeśli rząd Meloni upadnie, to kolejny może odejść od tych antyimigracyjnych restrykcji, za co, według przyjętego właśnie mechanizmu relokacyjno-solidarnościowego, zapłacić będą musiały (przyjmując relokowane osoby ubiegające się o ochronę międzynarodową lub płacąc rocznie 22 tys. euro od osoby) państwa nie mające na tę politykę żadnego wpływu – czyli np. Polska. Prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest o tyle większe, gdyż relokacja udrażnia kanały migracyjne, a zatem zmniejszy presję w państwach "frontowych" na powstrzymywanie migracji. Faktem jest, że Pakt Migracyjny przewiduje również wzmocnienie kontroli granic zewnętrznych, ale to jak będzie to wyglądać w praktyce zależy od zdolności polityków do podejmowania twardych decyzji.

Pakt Migracyjny musi jeszcze zostać zatwierdzony przez Parlament Europejski i wejdzie w życie nie wcześniej niż w 2024 r. Nie jest też wciąż jasne jakie będą limity osób ubiegających się o ochronę międzynarodową w danym państwie by wszczynana była procedura relokacyjno-solidarnościowa. Wśród dobrych rozwiązań jest przyśpieszona procedura na granicy i możliwość umieszczenia osób, wobec których prawdopodobieństwo niespełniania wymogów jest wysokie, w ośrodkach detencyjnych na granicy. Możliwe jest też przenoszenie ich do państw trzecich na czas rozpatrzenia wniosku, o ile ma się z takim państwem umowę (i się mu za to zapłaci). Ten mechanizm był przedmiotem gorących sporów, gdyż Niemcy nalegały, by UE wskazywała listę takich "bezpiecznych państw", ale ostatecznie uległy Włochom i będą to oceniać poszczególne państwa członkowskie UE. Jeśli nie da się w ten sposób pozbyć problemu (bo do tego się to sprowadza), to zostanie relokacja. Państwa, które się na nią nie zgodzą będą musiały zapłacić w ramach mechanizmu solidarnościowego.

Warto podkreślić, że Włochom wcale nie uśmiecha się perspektywa, że zamiast relokacji otrzymają pieniądze, gdyż słusznie uważają, że rola płatnego strażnika obozów (jakimi będą takie ośrodki detencyjne) będzie dla nich uwłaczająca i wzbudzać będzie straszne skojarzenia historyczne (zwłaszcza, że Meloni jest z partii postfaszystowskiej). Polska i Węgry były natomiast przeciwko jakiejkolwiek relokacji. Co będzie, gdy Pakt wejdzie w życie? Jedną z opcji jest to, że w związku z upływem terminu ochrony czasowej Ukraińców zostanie wobec nich wszczęta procedura wniosku o ochronę międzynarodową, co spowoduje, że również przekroczymy limity (póki co nie jest przy tym jasne, czy Ukraińcy objęci ochroną czasową też mają się liczyć do puli czy nie). Inną jest zapłacenie pieniędzy, co w tej chwili wydaje się najbardziej prawdopodobne. Warto przy tym dodać, że w 2022 r. wnioski o ochronę międzynarodową w Polsce złożyło prawie 10 tys. osób, natomiast status ten przyznano ok. 5 tys. osób, zaś odmowę 1,6 tys. osób. Natomiast 4,1 tys. spraw (w tym wobec 1,2 tys. obywateli Iraku) umorzono i można założyć, że znaczna część z nich to osoby, które zniknęły przedostając się do Niemiec. Straż Graniczna poinformowała natomiast, że w 2022 r. inne państwa UE wnioskowały o przekazanie Polsce 3929 osób (w tym 3434 z Niemiec), które nadużyły w Polsce procedury uchodźczej, a następnie nielegalnie opuściły nasz kraj, przy czym ostatecznie cofnięto do Polski 848 osób (w tym 628 z Niemiec). W tym roku wniosków takich jest już 2182, w tym 1878 z Niemiec.

Czytaj też

Skala ucieczek osób przechodzących procedurę nie pozostawia wątpliwości, że większość z nich nie spełnia wymogów. Warto bowiem przypomnieć, że osoby którym przyznano status uchodźcy mogą swobodnie podróżować po strefie Schengen (choć dłuższy pobyt czy podjęcie pracy w innym państwie wymaga już pozwolenia). Załóżmy więc, że Polska zgodzi się na relokację. Będą wówczas dwie opcje – albo umieścić cudzoziemców w zamkniętych obozach albo umieścić w ośrodkach otwartych. W tym pierwszym przypadku znów będzie głośno o sprawie, bo już obecne ośrodki detencyjne budzą protesty organizacji praw człowieka. Według obecnego stanu prawnego w takich obiektach można trzymać przez 6 miesięcy i przez kolejne 18 miesięcy, jeśli wszczęta jest procedura deportacyjna. Oczywiście pozostaje jeszcze przetransportowanie do jakiegoś obozu w Afryce, ale nie mamy takich "układów", jak Włosi, a poza tym te państwa nie przyjmują tych ludzi za darmo (to już lepiej zapłacić Włochom). Co do deportacji, to doświadczenia z całej Europy pokazują, że tylko niewielki procent jest wykonywany. Oczywiście Polska nie może zgodzić się na tworzenie jakichś obozów, a zatem pozostanie druga opcja, co z kolei wiąże się z masowymi ucieczkami do Niemiec i migracyjnym ping pongiem. To zaś z jednej strony oznaczać będzie dalszy wzrost poparcia dla AfD, a z drugiej strony zamknięcie granicy polsko-niemieckiej (czego już domagają się wschodnioniemieckie landy), a być może koniec Schengen. Jest przy tym jeszcze inne rozwiązanie, które wydaje się jedyną opcją humanitarną: osoby ubiegające się o ochronę międzynarodową w Unii Europejskiej same powinny decydować, w którym kraju chcą przechodzić tą procedurę. Wtedy zdecydowanej większości nie będzie trzeba więzić. Tyle, że to oznacza katastrofę dla Niemiec.

Polsce dochodzi jeszcze problem granicy polsko-białoruskiej. Faktem jest przy tym to, że występujący tam kryzys jest daleki od bycia opanowanym, co jest w dużej mierze rezultatem nadmiernego przekonania, że zapora graniczna (której zbudowanie było jak najbardziej słuszne) rozwiązuje problem i nie podjmowanie działań by rozwiązać go u źródeł. Wprowadzenie mechanizmu relokacji może przy tym dodatkowo negatywnie wpłynąć na szczelność wschodniej granicy. Skoro bowiem inne państwa będą płacić za osadzonych w obozach wybudowanych przy granicy, to ktoś może się skusić by wprowadzić takie rozwiązanie zamiast krytykowanych pusch-backów, za które nikt nic nie płaci.

Reklama

Komentarze (5)

  1. Był czas_3 dekady

    Opłata albo obóz? Nie! POLEXIT na wczoraj!

  2. guru

    Nie ma co się łudzić.Europa zachodnia już wydala na siebie wyrok. Pytanie co możemy zrobić, aby nie dać się pociągnąć w to bagno. Nacisk emigracyjny będzie rósł nieprzerwanie z roku na rok.. I jeszcze będziemy musieli za to zapłacić. Ja proponowałbym aktywne podtrzymywanie reputacji Polski jako kraju zacofanego i ksenofobicznego. A najważniejsze wprowadzić z wielkim hukiem ścisłą kontrolę na granicy polsko niemieckiej ( ze strzelaniem włącznie) Informacja o tym rozejdzie się po gangach przemytniczych w ciągu paru dni. A jak jeszcze dojdzie do jakiś incydentów siłowych to jeszcze lepiej. Inaczej stracimy nasz kraj. Potencjał imigracyjny krajów e migracyjnych jest nieograniczony i będzie rósł w nieskończoność. Jeśli się ściśle nie odgrodzimy od tego szaleństwa to upadniemy.

  3. kosmiczna

    Ciekawy artykuł. W kontekście uchodźców wojennych z Ukrainy, to warto zwrócić uwagę, że w Polsce do tej pory stawiano na ich aktywizację. Np. jeśli podjęli pracę, mogą ubiegać się o zgodę na pobyt czasowy. Jak ją otrzymają, to nie są w sensie prawnym uchodźcami. Nie podlegaliby w takim razie tym proponowanym unijnym mechanizmom. Pytanie więc, czy przy takich mechanizmach aktywizacja, a co za tym idzie integracja (mająca dużo większe znaczenie w przypadku cudzoziemców z odległych państw) będzie dla państw członkowskich opłacalna.

  4. rwd

    W tej sprawie liczy się tylko i wyłącznie interes Polski a jaki on jest nie muszę chyba pisać. Można współczuć tym nielicznym ludziom, którzy pomocy potrzebują ale są nie do wychwycenia w masie przybyszów chcących żyć na koszt Europy ale bezpieczeństwo wewnętrzne w naszym kraju jest sprawą najważniejszą. Szwecja zlitowała się nad przybyszami z Afryki i Bliskiego Wschodu i bardzo szybko została ukarana.

  5. Sorien

    Świat to skrajności 80 lat temu zjawil się gość który wykonał wolę narodu i pozbył się nielubianych przez ten naród ludzi innej nacji . Potem poszliśmy w drugą skrajność naiwnie braliśmy i na siłę kochaliśmy resztę świata - co się stanu e teraz nie trudno przewidzieć - zmierzamy w stronę bieguna przemocy

Reklama