Za Granicą
Klęska i bezradność izraelskiego wywiadu [OPINIA]
Uderzenie Hamasu w Izrael wywołało szok podobny do wojny Jom Kipur. Tym razem jednak nie był to atak regularnych sił zbrojnych kilku państw arabskich, ale organizacji paramilitarnej określanej przez znaczną cześć świata za ugrupowanie terrorystyczne. Oznacza to, że uznawane za jedne z najsprawniejszych na świecie służby wywiadowcze poniosły klęskę i okazały się całkowite bezradne.
Budowana od 2007 roku zapora na granicy ze Strefą Gazy uznawana za jedną z najbardziej skutecznych infrastruktur nadzoru, obejmującą system nadzoru elektronicznego, kamery i drony. Nie powstrzymała jednak ataku na Izraela. Bojownicy Hamasu, wykorzystując sieć tuneli (wykopanych w niektórych miejscach na głębokości 70 m), zwykłe buldożery i paralotnie pokonali ją bez trudu. Strzegąca granicy jednostka wywiadowcza izraelskiego wojska, znana jako Jednostka 8200 – odpowiedzialna za tajne operacje, zbieranie informacji wywiadowczych (SIGINT) i deszyfrowanie kodów, kontrwywiad, cyberwojnę, wywiad wojskowy i prowadzenie nadzoru – nie uzyskała danych dotyczących przygotowań do operacji Hamasu. Również wykorzystywane przez służby izraelskie oprogramowanie szpiegowskie Pegasus okazało się bezskuteczne. Rozpoznanie osobowe Shin Beth, służby odpowiedzialnej za walkę z terroryzmem, także nie zauważyło co najmniej kilkumiesięcznych przygotowań strony palestyńskiej do ataku. Żelazna Kopuła, mająca zapewnić obronę powierzaną Izraela, nie była w stanie skutecznie poradzić sobie z masowym atakiem pocisków Kassam, wykonanych z rur kanalizacyjnych, których koszt szacowany jest na ok. 100 dolarów. A koszt izraelskich pocisków przechwytujących to przecież 80 tys. dolarów.
Siły Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ISF) Hamasu, kierowane przez Nasira Maslaha (w skład których wchodzi Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ISA) z Samim Oudehem na czele oraz wywiad i jego szef Sami Nofal) od wielu miesięcy prowadziły rozpoznanie wywiadowcze terenów, które były celem ataku. Władze Izraela były przekonane, że Hamas nie jest zainteresowany prowadzeniem działań zbrojnych ze względu na niedawną poprawę warunków gospodarczych. Izraelczycy przyznali mieszkańcom Gazy dziesiątki tysięcy pozwoleń na pracę i zezwolili na dostarczanie większej ilości towarów do Strefy Gazy. Zostało to wykorzystane przez ISF, które – jak należy założyć – przeprowadziły masową rekrutacje wśród Palestyńczyków pracujących na terenie Izraela. „W praktyce setki, jeśli nie tysiące ludzi Hamasu przygotowywały się do niespodziewanego ataku miesiącami, a informacja ta nie wyciekła (…) Rezultaty są katastrofalne” – napisał Amos Harel, komentator wojskowy izraelskiego dziennika Haaretz.
Gdzie były izraelskie służby?
Izraelskie służby bezpieczeństwa skoncentrowane były przede wszystkim na Zachodnim Brzegu Jordanu. W sobotę (7 września br.) „trzy czwarte żołnierzy izraelskich znajdowało się na okupowanym Zachodnim Brzegu w związku ze wzrostem liczby ataków palestyńskich od ponad roku” – zwracają uwagę Marius Schattner i Frédérique Schillo w artykule opublikowanym w Le Monde. Potwierdził to dziennikarz Ben Caspit, który wspomniał o rozmieszczeniu wojsk na Zachodnim Brzegu. Amélie Ferey, koordynatorka Jednostki Badań nad Obronnością w Centrum Studiów nad Bezpieczeństwem stwierdziła, że „fronty (w Izraelu - przyp. red.) się mnożą i wydaje się, że Hamas nie jest przedmiotem priorytetowej uwagi”. Armia izraelska całą uwagę skupiała na ochronie osiedli na Zachodnim Brzegu z racji, że osadnicy izraelscy są kluczowym zapleczem politycznym rządu Benjamina Netanjahu. Ekstremistyczne ugrupowania żydowskie wykorzystywały tę sytuację i eskalowały napięcia ze wszystkimi wspólnotami religijnymi na Zachodnim Brzegu. Benjaminowi Netanjahu zarzuca się, że pomimo iż obiecywał zniszczenie Hamasu i przywrócenie porządku w Gazie, to przyjął strategię mającą na celu wzmocnienie Hamasu kosztem jego rywala, Autonomii Palestyńskiej, i jej przywódcy, prezydenta Mahmuda Abbasa.
Przez ostatnich 18 miesięcy, gdy na Zachodnim Brzegu, gdzie trwały permanentne starcia zbrojne i powstała strefa przemocy, w Gazie panował względny spokój – z wyjątkiem sporadycznych starć transgranicznych, które były inicjowane przez Islamski Dżihad, a jednostki bojowe Hamasu pozostawały w dużej mierze na uboczu, nie angażując się w nie. Izraelski wywiad ocenił, że eskalacja nie jest obecnie na rękę dla Hamasu, co związane było też z kolejnymi transzami pieniędzy, które trafiały tam z Kataru. Spowodowały one względną poprawę poziomu życia mieszkających tam Palestyńczyków. Oznacza to, że zakładano, iż nastąpiło uspokojenie sytuacji, ataki terrorystyczne ze strony Islamskiego Dżihadu będą miały znaczenie marginalne a izraelski wywiad nie posiadał informacji o przygotowaniach do ataku. „Planowali to od dawna (…) Oczywiście jest to bardzo skoordynowany atak i niestety udało im się nas zaskoczyć taktycznie i spowodować niszczycielskie zniszczenia” – ocenił były izraelski doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Eyal Hulata dla serwisu internetowego Arab News.
Czytaj też
Te wszystkie aspekty, plus polaryzacja wewnętrzna w Izraelu, wynikająca z próby zmiany sytemu wymiaru sprawiedliwości przez premiera Benjamina Netanjahu, zostały wykorzystane podczas planowanej operacji. Izrael był zaabsorbowany konfliktem wewnętrznym, a Netanjahu otrzymywał wielokrotne ostrzeżenia od swoich szefów obrony, a także kilku byłych szefów agencji wywiadowczych, że polaryzacja społeczeństwa, powodująca podziały nawet w służbach bezpieczeństwa, podważa jego zdolności operacyjne. Hamas to wykorzystał i okazał się bardziej sprawny operacyjnie i taktycznie, niż to zakładano . A jego atak spowodowały, że proporcjonalnie straty, jakie poniósł Izrael, są większe niż USA doświadczyły 11 września.
Atak Hamasu z powietrza, lądu i morza wywołał również pytania o to, dlaczego nie przewidziały go także agencje wywiadowcze USA. „Nie śledziliśmy tego (…) Izrael ma znakomite, światowej klasy możliwości gromadzenia i analizy danych wywiadowczych i miałby znacznie lepszy obraz tego, co dzieje się na jego własnym podwórku. Ta odpowiedzialność spada wyłącznie na Izraelczyków” - powiedział dla NBC News jeden z wysokich rangą amerykańskich przedstawicieli armii. Colin Clarke z think tanku The Soufan Center, zajmującego się bezpieczeństwem globalnym, stwierdził że główną odpowiedzialność za nieprzewidzianie sobotniego ataku ponosi Izrael i jest kwestią otwartą, czy ostatnie wewnętrzne zawirowania polityczne w Izraelu mogły odegrać rolę w braku efektywności izraelskiego wywiadu. Także David Friedman, który był ambasadorem USA w Izraelu w administracji Trumpa, powiedział: „W ciągu 40 lub więcej lat, przez które śledziłem Izrael w ten czy inny sposób, nigdy nie widziałem, żeby coś takiego się wydarzyło. Nigdy nie widziałem, by granica została naruszona w taki sposób. Zwykle, nawet jeśli jedna osoba ze Strefy Gazy zbliży się do granicy, jest przechwytywana i neutralizowana na długo przed tym, zanim zdoła cokolwiek zrobić. To jest coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem. To oczywiście wielka porażka wywiadowcza”*.
Strzaskana reputacja
Izraelskie agencje wywiadowcze zyskały przez dziesięciolecia aurę niezwyciężonych dzięki szeregowi osiągnięć. Izrael udaremnił spiski na Zachodnim Brzegu, ścigał agentów Hamasu w Dubaju i został oskarżony o zabicie irańskich naukowców zajmujących się energią nuklearną w Iranie. Nawet gdy ich wysiłki ponosiły fiasko, to agencje, takie jak Mossad, Szin Bet i wywiad wojskowy, zachowywały w dalszym ciągu swą aurę tajemniczości i skuteczności.
Atak, który zaskoczył Izrael podczas szabasu, podważa tę reputację i nasuwa pytania o jego zdolności obronne w starciu z pozornie słabym, ale zdeterminowanym przeciwnikiem. Brak wiedzy o przygotowaniach do ataku zdecydowanie podważył zaufanie Izraelczyków do własnych sił bezpieczeństwa. Okazało się, że wycofanie wojska ze Strefy Gazy w 2005 roku pozbawiło możliwości bezpośredniego kontrolowania wydarzeń na tym terytorium. Ale nawet po tym, jak w 2007 roku Hamas zajął Gazę, Izrael wydawał się utrzymać swoją przewagę opierając się na wywiadzie. Twierdził on, że zna dokładne lokalizacje przywódców Hamasu i zdawał się to udowadniać poprzez likwidacje w wyniku ataków chirurgicznych. Wiedział gdzie uderzyć, celując w podziemne tunele używane przez do transportu bojowników i broni i niszcząc je.
Czytaj też
Amir Avivi, emerytowany izraelski generał i zarazem prezes i założyciele Izraelskiego Forum Obrony i Bezpieczeństwa, cytowany przez Arab News, stwierdził że bez przyczółka w Gazie izraelskie służby w coraz większym stopniu zaczęły polegać uzyskiwaniu informacji wywiadowczych w oparciu o środki technologiczne a Hamas znalazł sposoby jak je „omijać”. „Druga strona nauczyła się radzić sobie z naszą dominacją technologiczną i zaprzestała korzystania z technologii, która mogłaby ją zdemaskować (…) Wrócili do epoki kamienia” - ocenił. Hamas przestał używać do komunikacji najnowszej generacji telefonów komórkowych, komputerów a najbardziej wrażliwe sprawy omawiane były w pomieszczeniach specjalnie strzeżonych przed szpiegostwem technologicznym lub w podziemnych bunkrach.
W związku z atakiem Hamasu nasuwa się pytanie o role Rosji w tym wydarzeniu. Przedstawiciele Hamasu bowiem co najmniej dwukrotnie przebywali w Moskwie i byli przejęci przez ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa. Rosja jest niezwykle zainteresowana wzniecaniem kolejnych konfliktów zbrojnych, które odwróciłyby uwagę od jej wojny z Ukrainą. Wydarzenia, które mają miejsce obecnie na Bliskim Wschodzie muszą skupić uwagę USA, będącego najbliższym sojusznikiem Izraela. Stąd nie jest wykluczone, że Moskwa mogła wiedzieć o planowanym ataku a rosyjski wywiad, z racji faktu, że wielu rosyjskojęzycznych Żydów mieszka w Izraelu, zapewne dysponują aktywami operacyjnymi i uzyskiwane przez nie informację mogły zostać przekazane Hamasowi.
Warto przywołać tu słowa Jerzego Kuleja, który zwykł mawiać, że „nie ma dobrych bokserów, są tylko źle trafieni”. Żaden wywiad nie jest więcej doskonały i nieomylny, wystarczy go tylko skutecznie przechytrzyć. Przykładem tego są również zachodnie i rosyjskie służby wywiadowcze, które błędnie oceniły sytuację w Ukrainie. A teraz owiany legendą izraelski wywiad dysponujący ogromnym zapleczem technologicznym poniósł niezwykle spektakularną klęskę.
Dr. Pavl Kopetzky
To jest raczej uwiąd, bierność i stagnacja całej armii, obrony, wojska etc.
Czytelnik serwisu
Nie mogę zgodzić się całkowicie z tą opinią! Nie ma ona oparcia w jakichkolwiek dokumentach lub ich braku. Służby cywilne i wojskowe mogły dostarczać niezbędne informacje, które mogły np. zostać zlekceważone przez decydentów politycznych. Ponadto, premierowi Izraela zależy na konsolidacji społeczeństwa, a konflikt na to pozwala, co prawda tylko „na krótką metę”. Jakie poniesie konsekwencje polityczne, czas pokaże. Zarzucanie a priori, że służby coś zaprzepaściły jest przedwczesne, a na pewno w stosunku do tych izraelskich!