Policja
Kontrterrorysta o rozminowywaniu Ukrainy: urządzenia wybuchowe pochodziły z całego świata [WYWIAD]
„Nie widzieliśmy, jakie urządzenia wybuchowe znajdziemy” - mówi w rozmowie z InfoSecurity24.pl nadkomisarz Mariusz Olechnowicz, członek polskiego kontyngentu Policji, który przez pięć miesięcy rozminowywał okolice Kijowa. Jak dodaje, ładunki które znajdowano, pochodziły z całego świata. „Czasami musieliśmy prosić stronę ukraińską o wsparcie informacją, czy mieli wcześniej do czynienia z podobnym urządzeniem wybuchowym” - mówi.
Dominik Mikołajczyk: Działania grupy skupiały się na neutralizowaniu niebezpiecznych ładunków w okolicach Kijowa. Co przez tych pięć miesięcy stanowiło największe wyzwanie?
Nadkomisarz Mariusz Olechnowicz, Naczelnik Wydziału Szkoleniowo-Bojowego CPKP "BOA": Nie widzieliśmy jakie urządzenia wybuchowe znajdziemy. Pochodziły one z całego świata. Mowa zarówno o improwizowanych ładunkach, czyli o wszelkiego rodzaju przeróbkach, jak i urządzeniach pochodzenia wojskowego, które czasem ciężko było znaleźć nawet w katalogach. Czasami musieliśmy prosić stronę ukraińską o wsparcie informacją, czy mieli wcześniej do czynienia z podobnym urządzeniem wybuchowym.
Nie wiedzieliśmy czy natkniemy się na bardzo finezyjnie, ukryte, improwizowane urządzenie wybuchowe, zrobione przez fachowca, czy przez amatora. Musieliśmy brać pod uwagę, że ładunek może znajdować się dosłownie wszędzie: w zabawce, w opakowaniu po mące czy umieszczony we wraku samochodu.
Na co dzień pracowaliście w miastach?
Nie. Głównie w terenie niezurbanizowanym, czyli w lasach, na drogach czy na polach. I najgorsze było to, że nawet jeśli otrzymaliśmy informację o tym, że w miejscach, które sprawdzamy nie stacjonowały rosyjskie wojska i tak znajdowaliśmy tam urządzenia wybuchowe. Trzeba było się nastawić na to, że bez względu na informacje jakie do nas docierały, musimy sprawdzić dosłownie każdy centymetr. Mało tego, jeśli prowadziliśmy działania w lesie, to wcale nie jest czymś oczywistym, że ładunek będzie ukryty gdzieś w ziemi. Ładunki znajdowaliśmy też na drzewach, wysoko nad nami. Katalog miejsc, gdzie urywane są ładunki, jest w zasadzie otwarty.
Czytaj też
Wspomniał Pan o nietypowych ładunkach, na jakie się natknęliście.
Były faktycznie takie przypadki, że pierwszy raz zetknęliśmy się z jakimś typem ładunku. Nie było jednak tego dużo, bo zebrana przez nas grupa była naprawdę rewelacyjnie przygotowana.
Jak wyglądał dzień służby? Gdzie stacjonowaliście?
Swoją bazę mieliśmy w obwodzie kijowskim i to stamtąd codziennie wyruszaliśmy do działań. Miejsca, w których prowadziliśmy prace wskazywane były przez DSNS (Państwowa Służba Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych – przyp. red.), który w pewnym sensie był naszym zleceniodawcą. Warto dodać, że byliśmy samowystarczalni, bo nie potrzebowaliśmy od strony ukraińskiej ani sprzętu, ani zabezpieczenia medycznego czy wsparcia bojowego w razie wystąpienia zagrożenia.
Jak – oprócz tego, o czym Pan powiedział – wyglądała wasza współpraca ze stroną ukraińską? Pracowaliście z nimi "ramię w ramię" czy prowadziliście działania samodzielnie?
Były takie sytuacje, że pracowaliśmy koło siebie, ale strefę odpowiedzialności każdy miał swoją. Nie było mieszanych zespołów.
Czy – choćby z uwagi na fakt, że ukraińskie służby na co dzień wykonują zadania rozminowywania czy neutralizowania ładunków – są one lepiej przygotowane dziś do tej pracy?
Nie sądzę. W żaden sposób nie odbiegaliśmy swoją wiedzą. Wręcz przeciwnie, wspierając się specjalistyczny wyposażeniem, które posiadaliśmy, doskonale dawaliśmy sobie radę.
Pozostając jeszcze w kwestii przygotowania. Wyszkolenie minersko-saperskiego to jedna z tych umiejętności, która jest doskonalona, ale wszyscy woleliby, żeby nie musiała być używana. Pięć miesięcy służby w Ukrainie to sprawdzenie jej w boju. Jakie są pierwsze wnioski płynące z tego czasu? W wyszkoleniu polskich policjantów trzeba coś zmienić, poprawić?
Moim zdaniem naprawdę nie mamy się czego wstydzić, a wręcz przeciwnie. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że mówimy o dwóch kategoriach. Jedna do ładunki improwizowane i na nie nie da się w nigdy w 100 proc. przygotować. Druga to neutralizacja urządzeń pochodzenia wojskowego. Musimy stale uzupełniać wiedzę dotyczącą tej drugiej kategorii, ale to się dzieje w ramach kursów specjalistycznych, które przechodzimy.
Na Ukrainę pojechaliście z własnym sprzętem. Okazał się wystarczający?
To czym dysponowaliśmy, było w zupełności wystarczające. Przygotowaliśmy się tak, żeby nie okazało się, że do jakiejś sytuacji nie jesteśmy gotowi. Mimo tego, że nie wiedzieliśmy do końca jakie czekają nas zadania, to staraliśmy się w fazie przygotowania przewidzieć każdy możliwy scenariusz prowadzenia prac związanych z oczyszczaniem terenów z urządzeń niebezpiecznych zawierających materiał wybuchowy. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że musimy liczyć wyłącznie na własne siły i środki. Strona ukraińska oferowała nam swoją pomoc w każdym zakresie, ale my zdawaliśmy sobie sprawę, że Ukraińcy mają tyle zadań na obszarze całego kraju, że musimy się nastawić na organizacje własnej służby jako samowystarczalny podmiot.
Jaki udział w waszej pracy w Ukrainie miały roboty pirotechniczne?
Generalnie na przestrzeni otwartej najpierw wykorzystywaliśmy trały. Po nich teren sprawdzaliśmy wykrywaczami. Roboty wykorzystywaliśmy w budynkach i tam faktycznie ich praca jest niezastąpiona.
A drony? Ich też używaliście?
Tak. Były nam pomocne do mapowania terenu i zaznaczania tego, który obszar został już sprawdzony.
Na co dzień, w Polsce, waszej służbie towarzyszą psy. Pojechały też z Wami na Ukrainę?
Pojechały z nami psy przeszkolone do wykrywania materiałów wybuchowych. Wykorzystywaliśmy je w budynkach, ale w bardzo delikatny sposób. Obawialiśmy się zastawionych na różnych wysokościach pułapek-odciągów zakończonych np. haczykami używanymi w wędkarskie, których zerwanie mogłoby spowodować eksplozję. Psy sprawdzały budynki, ale nie w pierwszym rzucie. Na "pierwszy ogień" szły roboty.
Czytaj też
Polscy policjanci wrócą jeszcze na Ukrainę?
Jeśli zapadnie taka decyzja, to na pewno tak. Dziś jesteśmy bogatsi o doświadczenia i zdobytą wiedzę. Powrót nie stanowi dla nas żadnego problemu. Ponadto potwierdziliśmy to, że Policja poprzez posiadane siły i środku oraz specjalistyczną wiedzę funkcjonariuszy służby kontrterrorystycznej może realizować zadania w każdym środowisku, nawet w tym o największej skali zagrożenia.
Dziękuję za rozmowę.
Decyzją Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji powołano kontyngent humanitarny Policji, który został skierowany do działań na terytorium Ukrainy w celu udzielenia wsparcia i pomocy stronie ukraińskiej w usuwaniu niebezpiecznych przedmiotów, głównie materiałów wybuchowych, w miejscach wcześniejszego stacjonowania wojsk rosyjskich. W skład kontyngentu weszło prawie 100 funkcjonariuszy i dwa psy służbowe, którzy działania rozpoczęli w październiku 2022 roku. W ich trakcie przetrałowano łącznie ponad 342 tys. m2 powierzchni, z czego oczyszczonych zostało ponad 43,5 tys. m2 powierzchni. Przetrałowano i oczyszczono również ponad 17,5 tys. m dróg. Ponadto, w trakcie działań ujawnionych zostało blisko 2000 sztuk niebezpiecznych i wybuchowych materiałów (m.in. miny, granaty, pociski artyleryjskie, amunicję) oraz prawie 700 kg pozostałości bojowych.
Jerzy
Wolę nie myśleć jak będzie wyglądała sytuacja w Donbasie - miejscami natężenie ognia artyleryjskiego było przecież jak podczas I WŚ, a część pól bitewnych we Francji do tej pory nie jest całkowicie oczyszczona z niewybuchów.