Oskarżony o próbę wywiezienia z Polski sprzętu wojskowego wymagającego specjalnych zezwoleń Oleg I. był zagrożony karą 10 lat więzienia. Pod koniec czerwca został on zatrzymany na przejściu granicznym w Zosinie z transportem 501 hełmów pochodzących z polskiego demobilu. Zakupiono je całkiem legalnie w sklepie i zgłoszono podczas odprawy, jednak Ukraińcy nie mieli dokumentów uprawniających do wywozu zagranicę.
Rozpatrując sprawę prokuratura uznała że doszło do przestępstwa, ale zdecydowała się na umorzenie ze względu na znikomą szkodliwość społeczną. Wzięto pod uwagę szlachetne pobudki jakie kierowały oskarżonym, oraz to, że działa nieodpłatnie i przyznał się do winy. Nie bez znaczenia była również ocena biegłych, którzy orzekli, że hełmy w większości nie spełniały polskich norm, utraciły już gwarancję i jako takie nie wymagały zezwolenia na wywóz.
Nie jest to jedyna sprawa tego typu w zamojskiej prokuraturze. Nadal trwa śledztwo w sprawie dwóch Ukraińców, którzy zostali zatrzymani na przejściu w Hrebennym z niemal pięćdziesięcioma kamizelkami kuloodpornymi. W obu przypadkach związanych z pomocą w pozyskaniu i transporcie sprzętu zatrzymani współpracowali z Fundacją Otwarty Dialog, która organizuje wsparcie dla Ukrainy, między innymi poprzez transporty sprzętu i wyposażenia, takiego jak kamizelki i hełmy. Ten sam sprzęt trafia na Ukrainę również w pełni legalnie i w majestacie prawa, dzięki kontraktom z polskimi firmami zbrojeniowymi.
Na skutek braku jednoznacznych przepisów i porozumienia pomiędzy poszczególnymi polskimi służbami utrudniona jest pomoc dla sił walczących na Ukrainie. MON, a nawet osobiście minister Tomasz Siemoniak, wielokrotnie wyrażał zdziwienie i zaniepokojenie faktem iż kamizelki i hełmy, sprzęt mający ratować życie, traktowany jest jako broń w rozumieniu ustawy o obrocie z zagranicą towarami, technologiami i usługami o znaczeniu strategicznym dla bezpieczeństwa państwa z 2000 r. W związku z tym sprzęt jest "przemycamy" przez tak zwane "mrówki" lub wywożony w inny, nie do końca legalny sposób. Gdyby nie podobne incydenty, gdyby nie brak odpowiednich procedur, nawet doraźnych, pół tysiąca polskich hełmów mogłoby trafić na Ukrainę już kilka tygodni temu.