Reklama

Bezpieczeństwo Wewnętrzne

Polska wyjdzie obronną ręką z granicznej lekcji dla bezpieczeństwa?

Kryzys migracyjny na granicy z Białorusią to wydarzenie bez precedensu w historii Polski po 1989 r. Mimo że nie jest on jeszcze do końca zażegnany, wiele wskazuje na to, że Polska wyjdzie z niego obronną ręką. Należy teraz przeprowadzić spokojną analizę zaistniałej sytuacji, opisując, co zadziałało, jak należy, a w których miejscach reakcja państwa nie była optymalna. Jest to kluczowe z punktu widzenia ochrony integralności terytorium RP. Poniżej analiza, która zwraca uwagę przede wszystkim na słabości w prowadzeniu i promowaniu spójnej silnej narracji w mediach światowych, która wygrywałaby z tą forsowaną przez reżim białoruski.

Reklama

Wydarzenia, które miały i - co kluczowe - nadal mają miejsce na granicy z Białorusią, stanowią dla Polski jedno z najważniejszych wyzwań w zakresie bezpieczeństwa od momentu przejścia transformacji ustrojowej. Możemy być tego pewni - nawet pomimo różnic w osądzie praktycznych działań władz - przede wszystkim dlatego, że inne państwo (w formie konsultacji z Rosją) dokonało próby zdestabilizowania sytuacji w Polsce. Jak również starając się negatywnie wpłynąć na jego relacje z partnerami regionalnymi i nie tylko, używając przy tym zróżnicowanej gamy narzędzi.

Reklama

Najbardziej znanym tego elementem jest oczywiście tzw. presja migracyjna. Rozumiana jest jako zgromadzenie i następnie kierowanie grupami nielegalnych imigrantów z różnych części świata w taki sposób, by przekraczały one granicę w sposób nieuprawniony. Zaznaczyć należy, że mowa jest w tym przypadku nie o wykorzystaniu spontanicznego, istniejącego szlaku migracyjnego (tak jak to miało miejsce w przypadku Turcji w 2015 r. czy Maroka w 2021 r.), ale o stworzeniu takiej masy krytycznej w sposób sztuczny. Działania te obejmują rekrutację osób chętnych do przedostania się do UE (gdzie Polska, Litwa, Łotwa miały być jedynie punktem transferu przede wszystkim do Niemiec), czyli poszukiwanie w różnych rejonach świata np. kontaktów z lokalnymi przemytnikami ludzi. Następnie wykorzystanie w głównej mierze transportu lotniczego do realizacji przerzutu i finalnie zarządzanie presją migracyjną już na własnym, białoruskim terytorium.

Jednakże oprócz samej presji migracyjnej mieliśmy również styczność z próbami wywoływania napięć w postaci aranżowanych i nadzorowanych starć z naszymi żołnierzami, policjantami, strażnikami granicznymi. Doświadczyliśmy także prób niszczenia polskich instalacji granicznych - od tymczasowych barier, po systemy oświetleniowe. Należy wspomnieć, że doszło do tego także zmasowane oddziaływanie w ramach walki informacyjnej. Ponadto ostatnio, w związku ze sprawą Emila Czeczko, zauważyć można było swoisty wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o aktywność białoruskich służb specjalnych. Gwoli ścisłości - granica, tzw. Manewry Zapad, sprawa dezertera etc. powinny skłonić do przemyślenia tego, jak w Polsce postrzega się posiadanie efektywnego systemu służb specjalnych rozumianych w kategoriach synergii zdolności wywiadowczych i kontrwywiadowczych, szczególnie wobec realizacji zadań definiowanych przez zagrożenia ze strony innych państw. Na służbach - czy to wojskowych, czy cywilnych - nie można w żadnym razie oszczędzać, a tym bardziej sprowadzać ich do debaty o kwestiach policyjnych (zwalczanie przestępczości zorganizowanej czy też przestępczości ekonomicznej). Takie wskazanie narzędzi oddziaływania w żadnym razie nie wyczerpuje zakresu ich obowiązków. Wystarczy bowiem wspomnieć o kwestiach wojskowych, a więc chociażby zgrywaniu sytuacji kryzysowej na granicy z takimi elementami, jak wspólne ćwiczenia wojskowe Białorusi i Rosji, dyslokowanie wojsk lub zapowiedzi takich dyslokacji bliżej naszych granic, czy punktowe pokazy siły militarnej w postaci np. lotów samolotów wojskowych należących do sił powietrznych Białorusi i Rosji w bliskości granic Polski, Litwy i Łotwy (w tym strategicznych bombowców Tu-22M3).

Reklama

Czytaj też

Tak czy inaczej, skala tzw. oddziaływania podprogowego była po raz pierwszy tak skomasowana i długotrwała, jeśli chodzi o nasze bezpieczeństwo w kraju. W całym kraju, gdyż efekty polityczne, społeczne i medialne sytuacji kryzysowej nie skupiały się tylko na rejonie przygranicznym. Trzeba przy tym doprecyzować, że znaleźliśmy się pod presją podprogową, obejmującą oczywiście działania poniżej progu wojny konwencjonalnej, czyli bezpośredniego, kinetycznego użycia sił zbrojnych. Nie oznacza to jednak, że strona białoruska nie wykorzystywała w obecnej sytuacji własnych zasobów wojskowych, służb specjalnych czy też innych formacji mundurowych. Chociażby skromne przekazy medialne z różnych odcinków granicy podkreślają, że białoruscy mundurowi, w tym osoby uzbrojone, były tam nad wyraz aktywne. Nie mówiąc już o udzielaniu bezpośredniej pomocy np. w procederze nielegalnego wtargnięcia na nasze terytorium lub przekazywania osobom próbującym w sposób nielegalny przekroczyć granicę elementów pirotechnicznych. Tym dobitniej pokazuje to skalę wyzwania, przed jakim stanęło całe państwo, a nie tylko obecnie rządzący.

Zastanówmy się jednak, co można już teraz wskazać jako elementy pozytywne, jak i negatywne w obliczu skali takich doświadczeń przy założeniu, że jesteśmy obarczeni dwoma problemami - tj. oceną wydarzeń w toku ich trwania oraz posiadaniem zaledwie części danych, które z racji obecnej sytuacji są utajnione lub/i znacząco ograniczone. Przez to, chociażby kwestie związane z cyklem wywiadowczym będą dla nas wielką niewiadomą i możemy nad tym jedynie spekulować w oparciu o przecieki, opinie eksperckie czy też oficjalne przekazy. Analogicznie sprawa wygląda w przypadku decyzji podejmowanych przez dowództwa wojskowe, szefostwo Straży Granicznej, Policji itp., w których wypadku, co naturalne w sytuacji kryzysu, znaczna część informacji jest blokowana przed przekazem otwartym.

Mając na uwadze powyższe ograniczenia, możemy spróbować wskazać kilka wątków do krytycznej analizy.

Na początku wypadałoby jednak podkreślić, że władze od razu zaprezentowały sytuację na granicy jako wyjątkową, odnosząc się w pierwszej kolejności do komasacji sił i środków, a także podkreślając niejako powagę wyzwania, z jakim musimy się mierzyć jako państwo. Trzeba przy tym pamiętać, jak mocno i głośno w przestrzeni społeczno-politycznej krytykowano w pierwszym etapie sytuacji kryzysowej chociażby oddelegowanie sił zbrojnych do wsparcia Straży Granicznej.

Należy zauważyć, że władze odpowiednio zdiagnozowały rolę Białorusi w zakresie wytworzenia procesów nielegalnej migracji i nie poddały się przy tym niebezpiecznemu trendowi obniżania zakresu własnej aktywności w sferze bezpieczeństwa w obawie przed możliwością krytyki wewnętrznej i zewnętrznej. Jest to o tyle istotne, ponieważ do końca nie było wiadomo, jak postąpią inne państwa w UE, mając w dodatku wszelkie wizje wydarzeń z 2015 r. i ówczesnego kryzysu migracyjnego w Europie.

Czytaj też

Cennym elementem doświadczeń dla systemu bezpieczeństwa państwa stała się także kwestia odwołania się do narzędzia prawnego, jakim jest stan wyjątkowy. Pokazało to, że istniała wola polityczna i przede wszystkim odpowiednia diagnoza rzeczywistej skali zagrożenia dla bezpieczeństwa Polski ze strony aktywności Białorusi. Co więcej, zdecydowano się na ten krok nawet pomimo możliwych reperkusji wizerunkowych w Polsce, gdzie takie narzędzia prawne mogły skutkować negatywnymi skojarzeniami. I to również dało się zauważyć w części przekazów, krytykujących stan wyjątkowy i przyrównujących dyslokację wojska do tragicznych wydarzeń z historii sprzed transformacji ustrojowej. Konkludując, bardzo pozytywnym sygnałem było zdecydowanie się na znaczące wzmocnienie ochrony granicy siłami zbrojnymi, Policją, ale też odwołanie się do procedur stanu wyjątkowego w pasie przygranicznym. Wskazuje to na zrozumienie skomplikowanej i długofalowej gry strony białoruskiej.

Przy czym do samej komasacji sił i środków na granicy należy jednak dodać pewien zauważalny problem, jeśli chodzi o naszą sytuację geopolityczną. Oczywiście, wobec państw europejskich w 2015 r. i ich odpowiedzi na ówczesny kryzys migracyjny nasze postępowanie, bazujące na silnym wartościowaniu ochrony granicy i współpracy z Litwą oraz Łotwą, stanowi progres. Działania w zakresie znaczącego wzmocnienia granicy z Białorusią powinny zacząć się de facto o wiele wcześniej, szczególnie w obliczu konfrontacyjnej postawy reżimu w Mińsku wobec Polski i Litwy po wyborach na Białorusi, nie mówiąc już o zmianie warunków gry w Europie Środkowej i Wschodniej wraz z agresją Rosji na terytorium Ukrainy w 2014 r. Konieczne było podjęcie wcześniejszych przygotowań (geologicznych, materiałowych, ludzkich etc.) do wzmacniania ochrony linii granicznej tym, co dziś nazywamy zintegrowaną barierą graniczną, a także przeprowadzenie wyprzedzających prac m.in. inżynierów czy geologów w zakresie przygotowania bezpośrednich planów operacyjnych działań wzmacniających. Analogicznie sytuacja ma się w przypadku magazynów dysponujących zasobami pozwalającymi na szybkie przeprowadzenie pokazu siły wobec strony białoruskiej szykującej się do użycia presji migracyjnej. Pytaniem otwartym pozostaje czy wówczas, mając zapewne świadomość takich możliwości Polski, władze Białorusi zdecydowałby się na krok w postaci próby zdestabilizowania sił naszego kraju dużymi grupami nielegalnych migrantów?

Zarówno granica z Rosją, jak i Białorusią dla państw NATO i UE w naszym regionie nie powinna być od dłuższego czasu traktowana w sposób konwencjonalny. I to nie tylko w związku z możliwością potencjalnego wykorzystania grup dywersyjno-sabotażowych (w stylu tzw. "zielonych ludzików"), ale bardziej praktycznych aspektów w postaci doświadczeń, takich jak porwanie Estona Kohvera w Estonii (oficer Kaitsepolitsei porwany przez rosyjskie FSB z terytorium Estonii).

Największym problemem w reakcji państwa jest niewystarczające zrozumienie specyfiki współczesnych działań informacyjnych. Rosja, a po części możemy uznać, że także Białoruś, od lat inwestują w zasoby przeznaczone do wygrywania narracji w debacie publicznej dotyczącej działań tych państw na arenie międzynarodowej. Dlatego już od pierwszego dnia sytuacji kryzysowej na naszej granicy powinniśmy się byli spodziewać zmasowanego uderzenia informacyjnego. I ono faktycznie następowało - ukierunkowane na zdestabilizowanie naszego wizerunku w wymiarze europejskim, polskim, ale też w regionach pozaeuropejskich. W tym przypadku polskie konwencjonalne metody działania, odnoszące się do jednokierunkowego przekazywania informacji - co było do przewidzenia - nie sprawdziły się. Nie mówiąc już o problemach wizerunkowych, które pojawiły się np. w kontekście słynnej konferencji prasowej dwóch ministrów - spraw wewnętrznych i administracji oraz obrony narodowej.

Czytaj też

Wiele problemów stworzyło także podejście do aktywności mediów w rejonie pasa przygranicznego i samej granicy po polskiej stronie. Oczywiście pozwolenie na pełną swobodę działania wszystkich dziennikarzy (polskich i zagranicznych) w rejonie prowadzenia skomplikowanej operacji służb i wojska, nie byłoby korzystne z punktu widzenia dowodzenia. Jednak należało szybko i sprawnie wprowadzić pewne zasady interakcji, bazujące na selektywnym umożliwianiu pracy dziennikarzom w rejonach granicy. Wytrącilibyśmy tym samym wiele narzędzi z ręki strony białoruskiej i rosyjskiej (zwłaszcza że kanały informacyjne Rosji w pewnym momencie weszły ze znaczną siłą w budowanie działań wymierzonych w Polskę).

Otwartymi kwestiami do późniejszych analiz pozostaje przygotowanie sił zbrojnych do silnego wsparcia służb w działaniach podprogowych w wymiarze długookresowym, przy jednoczesnym zachowaniu potencjału dla innego rodzaju zadań. W tym przypadku mowa jest o wystąpieniu naturalnych obciążeń dla wojska w zakresie tego rodzaju operacji, angażującej znaczne ilości zasobów ludzkich i sprzętowych. Pełna diagnoza tego problemu może nastąpić dopiero w obliczu uwalniania zasobów większości dziś zaangażowanych na granicy żołnierzy chociażby w wyniku powstania zrębów zintegrowanej bariery granicznej. Trzeba jednak zauważyć, że mieliśmy i mamy do czynienia z testem odnoszącym się do kwestii mobilizacyjnych, logistycznych (chodzi tu zarówno przerzut wojska, jak i jego utrzymanie), a także do kwestii wyposażenia.

Sytuacja na granicy być może wpłynie także na pewne aspekty kooperacji z polskimi firmami i to nie tylko zbrojeniowymi, ale wszystkimi dającym się ulokować w przestrzeni systemu bezpieczeństwa kraju. Dotyczy to zrozumienia nowych potrzeb, szczególnie tych dotyczących pojedynczych żołnierzy pełniących trudną służbę na granicy, jak też dostrzeżenie, że przy wielkich kontraktach zbrojeniowych należy także inwestować w mniej medialne zasoby, ale za to kluczowe dla podobnych działań w przyszłości. Szczególne znaczenie ma tutaj współpraca z polskimi firmami z branży optoelektroniki, łączności, systemów wyposażenia dla żołnierzy w trudnych warunkach pogodowych i terenowych etc. Zwłaszcza z firmami polskimi, gdyż mogą one o wiele lepiej rozumieć specyfikę naszego bezpieczeństwa, ale też gwarantować lepszą efektywność w przypadku pilnej potrzeby operacyjnej. W tym kontekście sytuacja na granicy powinna przyczynić się do rewizji założeń Strategii Bezpieczeństwa Narodowego z 2020 r., ale też takich elementów jak PMG, czyli programu mobilizacji gospodarki. Tyle że nie jednokierunkowo, ale w synergii z polskim przemysłem.

Chyba najbardziej skomplikowanym elementem wstępnych analiz sytuacji kryzysowej na granicy z Białorusią jest wątek odporności systemu politycznego. Wydaje się, że dotychczas nie udało się nam wytworzyć konsensusu w ramach kluczowych problemów w sferze bezpieczeństwa i obronności porównywalnego chociażby ze zgodą, która panowała, gdy przyłączaliśmy się do NATO. To bardzo ważny sygnał dla nas jako państwa, ale też - niestety - dla państw zainteresowanych podejmowaniem działań destabilizujących sytuację regionalną. Co więcej, nie udało się wytworzyć konsensusu między frakcją rządzącą a frakcją opozycyjną (w kluczowych wymiarach i skali) tak, aby przy akceptacji naturalnego dyskursu politycznego na linii rządzący-opozycja, można było budować obraz Polski mówiącej w sprawach strategicznych jednym głosem.

Reklama

Komentarze (3)

  1. podajnik

    W dzisiejszych niebezpiecznych czasach cieszymy się, że ministrem nie jest Siemoniak a premierem Kopacz. Przetrwają patrioci. Po raz kolejny państwo w czasach PiS dało rade.

  2. Wojtek_3

    Powinien przesłać Pan autor tą analizę do wszystkich naszych polityków i to nie tylko opozycyjnych. Z obowiązkowym przymusem przeczytania, tylko niestety ze zrozumieniem i tak mogły by być problemy. Niestety mamy bardzo mizerną klasę polityczną która nie widzi dalej niż następne wybory i wszystko jest doraźnie robione aby za wszelką cenę władzę zdobyć lub ja utrzymać. Brak jakiejkolwiek wspólnej dalekosiężnej wizji budowanej dla dobra całego kraju. Nawet zagrożenie które pomału się kształtuje przy naszych granicach służy tylko wewnętrznym przepychankom zamiast spowodować chociaż namiastkę spójności. Ale tak to jest jak pewne grupy nacisku z zagranicy nie są zainteresowane zbyt szybkim budowaniem silnej Polski, bo po co rozmawiać jak można nakazywać.

  3. Był czas_3 dekady

    Lekcja białoruska przyda się i utwierdza w przekonaniu, że granice państwa nie mogą być chronione postawionym słupem granicznym, zaoranym pasem i śmigającymi na głośnych Qadach strażnikami granicznymi. O granice trzeba dbać i pilnować ją także z powietrza, no ale… dla Europy i państw europejskich jest już za późno. Wróg obcy kulturowo już jest w środku i przejmuje powoli kontynent narzucając swój średniowieczny styl życia. korzystając jednocześnie z postępu technicznego i cywilizacyjnego państw europejskich.

Reklama