Reklama

Bezpieczeństwo Wewnętrzne

Jak obronić miasto? "Przygotujmy obywatela do obrony jego własności"

Autor. Міністерство оборони України/Facebook

„Jeżeli będziemy budować potencjał obywatela do obrony – bo nie przy każdym domu i mieszkaniu będzie policjant czy żołnierz w czasie W – to takie społeczeństwo ma większe szanse na przetrwanie siły żywej, która jest w stanie zadbać sama o siebie” – podkreślał podczas konferencji Defence24 Day, a dokładnie międzynarodowej konferencji naukowej sił operacji specjalnych i ratownictwa pola walki SOFEAST, ppłk dr inż. Przemysław Żukowski z Akademii Wojsk Lądowych. Razem z gen. bryg. Maciejem Kliszem, dowódcą Wojsk Obrony Terytorialnej oraz Grzegorzem Matyasikiem, zastępcą dyrektora Rządowego Centrum Bezpieczeństwa zastanawiali się jak obronić miasto, mierzące się z bezpośrednimi atakami na mieszkańców, infrastrukturę mieszkalną i krytyczną, z wieloma brakami.

Reklama

Wojna w Ukrainie pokazała jak w soczewce, że wszystkie kryzysowe zdarzenia mogą mieć miejsce w jednym czasie i mierzyć się będziemy z bezpośrednimi atakami na mieszkańców, infrastrukturę mieszkalną i krytyczną, z wieloma brakami, począwszy od braku czasu, zasobów: ludzkich, finansowych czy materiałowych, na braku informacji czy wręcz na szerzącej się dezinformacji skończywszy. Jak edukować do czego ich przygotować? Jakie działania edukacyjne/informacyjne prowadzić? Czego nauczyć mieszkańców, jak ich przygotować na trudny czas, by byli odporni na czasowy dyskomfort oraz by nie ulegali dezinformacji? Między innymi nad tym zastanawiali się podczas konferencji Defence24 Day – European Defence Days gen. bryg. Maciej Klisz, dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej, Grzegorz Matyasik, zastępca dyrektora Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, a także ppłk dr inż. Przemysław Żukowski z Akademii Wojsk Lądowych.

Reklama

Odnosząc się do symbolicznych wręcz przykładów bitw miejskich z Ukrainy – Mariupola i Bachmutu – usłyszeliśmy, że wpisują się one w koncepcję, czy też jeden z elementów koncepcji walki obronnej, jaką jest obrona obszarów zabudowanych. Czy to, co obserwujemy na przykładzie walk o ukraińskie miasta, będzie stanowić specyficzną wskazówkę dla wypracowywania pewnych koncepcji kształtowania operacji obronnej miast w Polsce? Według generała Macieja Klisza przekładanie doświadczeń ukraińskich na polskie jeden do jednego to nie jest dokładnie to, o co chodzi. W przypadku Mariupola czy Kijowa mowa bowiem o obronie wielkich aglomeracji, ale zza wschodniej granicy przebijają się też historie miast, o których większość Polaków nie słyszała. W samej Polsce mamy przecież – jak przywoływał dowódca WOT – 964 miasta, a wśród nich nie tylko Warszawę, ale również np. liczący trochę ponad 300 mieszkańców Opatowiec. Zresztą, to jednostki do 10 tys. osób stanowić mają większość, bo ok. 570. Generał nie ukrywa, że nie ma szans na obronę ich wszystkich. Stawiać trzeba na obronę wybranych miast w taki sposób, by maksymalnie kanalizować, potem zwalniać i na końcu zatrzymać postęp przeciwnika - podkreślał podczas konferencji Defence24 Day gen. Klisz.

Patrząc na mapę, jako żołnierz, dowódca czy broniłbym wszystkich miast? Nie. Nie ma na to siły. To brzmi brutalnie, ale taka jest operacyjna rzeczywistość. Broniłbym miast kluczowych, węzłowych. Patrze na mapę jako żołnierz przez korytarze podejścia i korytarze manewrów (...) Tak powinien patrzeć na mapę dowódca wojskowy.
Gen. bryg. Maciej Klisz, dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej

Ppłk dr inż. Przemysław Żukowski z Akademii Wojsk Lądowych dodał, że przy stopniu zurbanizowania sięgającym od 41 proc. do 77 proc., to mamy ok. 66 proc. szans na to, że działania bojowe będą odbywały się w rejonach zurbanizowanych. Musimy mieć świadomość tego, iż do naszych miast może zapukać przeciwnik i tego, że o ich roli w momencie uderzenia – ocenił – będzie decydował przeciwnik. Wyjścia są dwa: albo miasto przyjmuje je i stawia oprócz pochłaniając zasoby siły żywej jak gąbka, albo ogłasza się za otwarte. W którym kierunku iść? W tym momencie odpowiedź na to pytanie nie jest możliwa, a przyniesie ją bieżąca sytuacja i możliwości dowódców.

Reklama

Dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej dodał również, że miejska taktyka działania jest inna, niż ta zielona, niebieska, czarna czy każda inna. Dlatego pojawić miał się właśnie pomysł profilowania pododdziałów terytorialsów do walki w terenie zurbanizowanym, bo "nie ma lepszych ekspertów od obrony miasta, niż ludzie, którzy mieszkają tam na co dzień". Proces ten trwa. Podkreślił także, że oczekuje się by WOT był taką protezą obrony cywilnej, co pokazuje jednak, że nie mamy w Polsce prawdziwego OC.

Czytaj też

Reprezentujący Rządowe Centrum Bezpieczeństwa Grzegorz Matyasik dodał podczas rozmowy, że w razie W walczy nie tylko wojsko, ale "cały naród i całe społeczeństwo". Miasta są przecież wypełnione ludnością cywilną. Nawet w Bachmucie jeszcze w marcu br. było ok. 4 tys. osób i one cały czas tam są. Stanowią tzw. stronę zieloną, czyli potencjał niewalczący, ale zapewniający też pewne funkcjonowania miasta z całym zbiorem zadań – o czym mówił ppłk Żukowski – który wypadł z ustawy o powszechnym obowiązku obrony, a nie znalazł się też w projekcie ustawy o ochronie ludności. Strona zielona stanowi tym samym jedną z trzech, jak usłyszeliśmy, stron w walce o miasto (niebieska – obrońcy i czerwona – napastnik).

RCB, których przedstawiciele regularnie pojawiają się w Ukrainie – m.in. właśnie w Bachmucie – opracowało raport o obronności Ukrainy i wnioski dla Polski. Nie był on co prawda promowany i publikowany, ale rozesłano go do różnego rodzaju jednostek administracji. Jak dowiedzieliśmy się podczas konferencji, zawiera on 3 zasadnicze kwestie, istotne dla tematu obrony miast. Po pierwsza, jest to decentralizacja działań, po drugie – wysoka samoorganizacja, a po trzecie – połączenie władzy cywilnej z wojskową. Wicedyrektor Matyasik przypomniał, że Ukraińcy pod koniec 2021 roku przyjęli ustawę o podstawach oporu narodowego. Chodzi dokładnie o ustawę "O podstawach narodowego sprzeciwu", w której połączono administrację państwową z wojskową. Jak tłumaczył, szef administracji regionalnej to jest szef strefy obrony terytorialnej, a jego szef sztabu to jest dowódca brygady ot, itd w dół. Pokazywać ma to pewny kierunek związany z przygotowaniem do obrony, odmienny od – jak to ujął – polskiej specyfiki. A ta to doraźne działanie, reakcja i problemy z planowaniem. "Do takich działań trzeba się przygotować. Potrzebna jest odporność społeczna, odporność całego państwa – wszystkich tych elementów" – mówił, dodając, że to mocno łączy się w NATO, gdzie komitet cywilny – który wyznaczył pewne linie gotowości cywilnej, m.in. gotowość administracji do działania, zapewnienia ciągłości – zamienił się w Komitet ds. Odporności, a Wysokim Przedstawicielem RP jest wiceminister obrony narodowej Marcin Ociepa. Natomiast RCB realizuje prace, będąc głównym ciałem. Jak reasumował dyrektor, widać w tym wszystkim dużą lukę, którą mogłaby wypełnić ustawa o odporności państwa.

W tym wszystkim widać duża lukę – ani ustawa o obronie ojczyzny, ani ta nowa o ochronie ludności nie rozwiązuje kwestii odporności. Czy nie powinniśmy rozpocząć prac nad ustawą o odporności państwa? Jak połączymy to jeszcze z Dyrektywą CER, no to mamy pewną odpowiedź, w która stronę powinniśmy zmierzać.
Grzegorz Matyasik, zastępca dyrektora Rządowego Centrum Bezpieczeństwa

Matyasik odwołał się się do ukraińskiej ustawy, by pokazać, że w Polsce potrzebny jest cały system, cała obrona powszechna, uwzględniająca elementy układu pozamilitarnego, który można wykorzystać do działania, jak np. Straż Ochrony Kolei czy ochrona infrastruktury krytycznej. "Ich nie trzeba wymienić, je trzeba wzmocnić. Dać im te zdolności, których nie mają. W tym kierunku powinny iść różnego rodzaju ćwiczenia (...) w mieście mamy jeszcze całe zaplecze i trzeba zapewnić, by ono jakoś funkcjonowało" – podkreślił. Dowódca WOT dodał w tym miejscu, że terytorialsi to jeden z kontrybutorów powszechnej gotowości obronnej państwa, realizując tym samym zadanie podstawione im przez prezydenta w Strategii Bezpieczeństwa Narodowego. W związku z tym, uruchamiane są pewne programy, których celem jest np. pokazanie strażakom, że pożary wynikające z bieżącej działalności miasta, to kompletnie inne "płomienie" niż te wywołane np. ostrzałem. Stąd wziąć miał się program NPPW, czyli narodowy program przysposobienia wojskowego, w ramach którego WOT pokazywać ma rożnym służbom i instytucjom, że wojna ma swoje wyzwania i – niestety – jako państwo nie jesteśmy gotowi na obronę powszechną.

Czytaj też

Według podpułkownika Żukowskiego punktem ciężkości działań powinno być przygotowanie obywatela do obrony jego własności. "Ten potencjał powinien zostać wykorzystany poprzez system szkolenia, kształcenia, który powinien się rozpoczynać już w wieku szkolnym. Jeżeli będziemy budować potencjał obywatela do obrony – bo nie przy każdym domu i mieszkaniu będzie policjant czy żołnierz w czasie W – to takie społeczeństwo ma większe szanse na przetrwanie siły żywej, która jest w stanie zadbać sama o siebie" – oceniał. Wicedyrektor RCB zaznaczył, że świadomość i edukacja obywatela to jedno, ale jest problem nawet ze świadomością wśród decydentów różnego szczebla "i to jest wyzwanie, bo można odnieść wrażenia, że mimo że toczy się wojna za naszą granicą, to nie do końca serio wierzymy, że coś może nas spotkać".

Reklama

Komentarze (7)

  1. andbro

    tak ,tak będziemy bronić naszych miast do ostatniej cegły i ostatniego Polaka

  2. Był czas_3 dekady

    Mój komentarz z 20 styczeń (21:48) z innego artykułu: "Nadszedł czas by każdy Polak wiedział co ma zrobić na wypadek "W", czyli gdzie ma się stawić (jednostka wojskowa, straż pożarna, szpital, służby komunalne...), jaka będzie jego rola i zakres obowiązków itd. Im wcześniej takie przygotowania będą dokonane tym lepiej dla nas. Trzeba chronić obiekty strategiczne jak gazoporty, zakłady zbrojeniowe itp, wyrabiać w ludziach nawyki, wzmóc czujność (patrz 3 płetwonurków "poszukiwaczy bursztynów") z Hiszpanii. Tak naprawdę, to wojna z naszym odwiecznym wrogiem już się zaczęła, trwa nawet w cyberprzestrzeni nie tylko w Europarlamencie (patrz obecna afera wśród elit brukselskich gdzie szkaluje się Polskę i Polaków oraz przyjmuje wrogie dyrektywy wobec nas.) Umiemy liczyć, to liczmy na siebie."

  3. zLoad

    "Po pierwsza, jest to decentralizacja działań, po drugie – wysoka samoorganizacja, a po trzecie – połączenie władzy cywilnej z wojskową. " - a ja myślę, że potrzebne jest scentralizowanie działań, rozproszenie, i powrót do komunikacji listowej. Jak będę zajmował Polskę, zacznę od Radomia, tam najtańsi politycy są, i dobrze zorganizowane struktury pseudokibiców. Od tego zacznę. Potem skieruję swoje odziały na pomniejsze jednostki wojskowe, nie omijając komisariatów policji. W świat będą regularnie szedł przekaz o nękaniu i prześladowaniach mniejszości etnicznych nad wisłą "BBC" będzie w koło puszczało "stadiony nienawiści".

  4. MiP

    Polacy są najbardziej rozbrojonym narodem w Europie więc jak w razie wojny mają bronić miast ??? kamieniami czy łopatami ???

  5. pawelv

    Jeśli służb będzie za mało do obrony (a tylko one mogą posiadać legalnie broń ) , to pozwólmy reszcie społeczeństwa bronić się kijami i kamieniami bo to jest legalne i to można posiadać , Prawo do posiadania broni dalej jest restrykcyjne ponieważ prawnicy dalej uważają ogół społeczeństwa za niedojrzały i nieodpowiedzialny ,,,,

  6. ostatni

    przyklad Warszawy, a z drugein strony paryza (miasta otwartego) w czasie 2 Wojny swiatwej i teraz Bahmutu - pokazuje ze kaletnie zla teza. Bronic sie w miescie - to nie ma miasta. Zalezy jaki cel ma Autorka?

  7. Prezes Polski

    Rozmawiałem z wieloma osobami, co by zrobiły, gdyby doszło do wojny. Poziom zaufania do państwa jest tak niski, że przeciętny wschodni Polak zapakowałby rodzinę do swojego paseratti i zwiał za Wisłę. Ułatwienie dostępu do broni niewiele niestety zmieni. Tu jest potrzebna edukacja proobronna od szkoły podstawowej. W moim technikum np. była strzelnica. Zwykły kbks, ale zawsze coś. Teraz nie ma nic. Jesteśmy rozbrojeni, bezbronni, nie mamy pojęcia jak się zachować w sytuacji zagrożenia. Na początek potrzeba lekcji PO z nowoczesnym programem, szkoleń strzeleckich dla chętnych. Tak strzeleckich, nie ogólnowojskowych, bo mało komu przyda się umiejętność czołgania albo rzutu granatem. Ale na darmowe lekcje strzelania z kałacha, byłoby wielu chętnych. Może warto wysłać mędrców z MON do Szwajcarii?

Reklama