„Powstający lew" i „Pajęcza sieć", czyli dwa uderzenia, które zaskoczyły świat

W czerwcu 2025 roku doszło do dwóch bezprecedensowych operacji specjalnych. Izrael przeprowadził skoordynowany atak prewencyjny na irański program nuklearny. Jednocześnie Ukraina zrealizowała skuteczne uderzenie dronowe głęboko na terytorium Rosji. Zarówno działania ukraińskie, jak i izraelskie były długo planowane i opierały się na innowacyjnej logistyce, technologii dronowej, tajnych siatkach agentów oraz precyzyjnym wywiadzie.
Operacja Mossadu „Powstający lew” w Iranie i jej paralela z ukraińską operacją „Pajęcza sieć” w Rosji ukazują, jak nowoczesne konflikty ewoluują od czysto kinetycznych starć do wielowarstwowych działań wywiadowczych, cybernetycznych i specjalnych, podporządkowanych precyzyjnemu, długoterminowemu planowaniu.
W nocy z 12 na 13 czerwca 2025 roku, o 02:37 czasu teherańskiego, w ośrodku jądrowym Shahid Ahmadi Roshan w Natanz rozległy się pierwsze wybuchy – efekt uruchomienia mechanizmu projektowanego od lat, o którym Doug Livermore pisał na łamach Atlantic Council, określając go jako „wielowarstwową bibliotekę celów”. Izraelskie służby od 2020 roku, według relacji The Times of Israel, gromadziły informacje HUMINT, dane satelitarne i analizy big data, aby stopniowo obnażać obronę Iranu.
Wieloletnie przygotowania Mossadu
Operacja „Powstający lew” była poprzedzona wieloletnimi, szeroko zakrojonymi przygotowaniami izraelskiego wywiadu i sił specjalnych. Mossad potajemnie przemycił do Iranu broń i sprzęt już na wiele miesięcy przed atakiem. Jak ujawnili izraelscy urzędnicy, agencja utworzyła tajne bazy operacyjne wewnątrz Iranu, rozmieszczając tam drony kamikaze uzbrojone w ładunki wybuchowe oraz precyzyjne pociski krótkiego zasięgu, ukryte w zwykłych pojazdach. Te przygotowane zawczasu środki miały sparaliżować irańską obronę przeciwlotniczą dokładnie w momencie rozpoczęcia izraelskiego uderzenia.
Czytaj też
Co więcej, specjalne zespoły izraelskich komandosów skrycie ulokowały precyzyjne ładunki wybuchowe w pobliżu kluczowych irańskich baterii rakiet przeciwlotniczych (SAM). Gdy nadeszła „godzina zero”, sabotażyści odpalili te ładunki, niszcząc lub dezaktywując systemy radarowe i wyrzutnie, które miały chronić przestrzeń powietrzną Iranu. Taka asymetryczna neutralizacja obrony powietrznej – poprzez działania naziemne zamiast wyłącznie powietrzne – stworzyła lukę dla nadlatujących sił izraelskich.
Równolegle, jak podaje Atlantic Council, izraelskie służby penetrowały irańskie sieci komunikacyjne i wywiadowcze. „Operacja opierała się na przełomowym myśleniu, śmiałym planowaniu oraz chirurgicznie precyzyjnym wykorzystaniu nowoczesnych technologii, sił specjalnych i agentów działających w sercu Iranu, umykając czujności lokalnego wywiadu” – opisywało izraelskie źródło. Agenci izraelskiego wywiadu wtopili się w terytorium wroga – zarówno fizycznie (poprzez agentów i sprzęt ulokowany w głębi Iranu), jak i elektronicznie – by zyskać element zaskoczenia i przewagi.
Tajna logistyka operacyjna
Już w 2020 roku izraelski wywiad rozpoczął tajną logistykę operacji, wykupując lub wypożyczając statki transportowe i ciężarówki, tworząc lokalne sieci kontaktów oraz werbując agentów zdolnych do długoterminowego działania w Iranie. Według The Times of Israel agenci Mossadu, Amanu i jednostek SIGINT monitorowali ruchy dowódców IRGC i lokalizowali systemy S-300, korzystając z dronów zwiadowczych oraz izraelskich mikro-satelitów Ofek-16. Część sprzętu – drony kamikadze oraz wyrzutnie Spike-NLOS – była przewożona w kontenerach płynących do portów Zatoki Omańskiej, a stamtąd ciężarówkami z materiałami budowlanymi lub modułami „podłoga–sufit” koleją z Azerbejdżanu.
W materiale „Ships, Trucks and Suitcases: How Israel Reportedly Got Its Attack Drones into Iran” The Times of Israel opisuje, jak części elektroniczne dzielono na moduły mieszczące się w walizkach, co umożliwiło jednym konwojom przedostanie się na teren Iranu już 21 października 2024 roku od strony Armenii, a następnie składowanie ich w prowincji Markazi pod pretekstem dostaw dla linii produkcyjnych cementu.
W prowincji Alborz, niespełna 40 km od Teheranu, utworzono tajny podziemny „Skład 727”, o czym informowało Israel Hayom. Zgromadzono w nim 48 dronów kamikaze z 17-kilogramowymi głowicami EFP oraz stacje łączności satelitarnej działające na pasmach X i Ka, kompatybilne z Ofek-16.
Dzięki zastosowaniu syntetycznego paliwa o niskiej emisji drony i wyrzutnie pozostawały trudniejsze do wykrycia termowizyjnie, co potwierdzała analiza „Mossad Set Up Drone Base in Iran” opublikowana przez The Times of Israel, wskazująca także na ukrycie kilkudziesięciu wyrzutni Spike-NLOS w odległości 60–120 km od Natanz, gotowych do uruchomienia w uderzeniu H-0.
Czytaj też
Operację wspierały lokalne sieci agenturalne. Israel Hayom podkreśla, że baza w Alborz powstała dzięki „infiltrowaniu sieci agenturalnych”, a Ynetnews wspomina o „operatives deep inside Iran, pozostających niewykrytymi przez irańskie służby”. Choć izraelska cenzura wojskowa nie ujawnia szczegółów werbunku wiadomo, że utrzymanie infrastruktury sabotażowej – tajnych hangarów, maskowanych magazynów i zakopanych wyrzutni – wymagało zaangażowania kurierów, logistyków i tzw. keeperów.
Kulminacja ataku
Kulminacja przygotowań nastąpiła w nocy 13 czerwca 2025 roku, gdy systemy Spike-NLOS otworzyły ogień, a sekundy później z podziemnego składu w Alborz wystartowały drony. Według raportu CSIS drony kamikaze zaatakowały radary Nebo-M i węzły łączności IRGC, umożliwiając przelot formacji 200 samolotów IAF nad Iranem. W niecodziennym posunięciu Mossad opublikował nagrania – Ynetnews pokazał operatorów instalujących wyrzutnie i odpalających drony oraz moment ataku na baterię SA-5 na zachód od Teheranu, co miało pełnić funkcję odstraszającą.
W pierwszych trzech minutach działania uderzeniowe zdławiły kluczowe radary, co według Economic Times umożliwiło F-35I wykorzystanie bomb kierowanych Spice z odległości około 75 km, unikając aktywnych stref S-300. Architektura ataku przebiegała równolegle w trzech osiach: dronów SEAD wystrzelonych o 02:39 z bazy Alborz, wyrzutni Spike-NLOS gotowych do odpalenia z ukrycia oraz formacji 216 samolotów (F-35I Adir, F-15IA Ra’am, G550 CAEW), które o 02:51 przekroczyły irańską przestrzeń powietrzną, zrzucając w ciągu 27 minut 334 bomby, w tym 16 bunkier-busterów BLU-113.
Najbardziej spektakularnym efektem był decapitation strike. Reuters relacjonował zniszczenie bunkra w Teheranie podczas posiedzenia sztabu IRGC, którym kierował gen. Hossein Salami – wszyscy zgromadzeni zginęli na miejscu. CNN International dodało, że uderzenie zniszczyło willę gen. Mohammada Bagheriego, a kolejny pocisk GBU-53/B zabił dowódcę Sił Powietrznych IRGC Amira Ali Hajizadeha. Inspektorzy IAEA potwierdzili całkowite zniszczenie hali PFEP w Natanz i uszkodzenie 1700 wirówek IR-6, co – zdaniem Davida Albrighta cytowanego przez democracynow.org – opóźni program wzbogacania uranu o co najmniej 24 miesiące.
Operacja miała także wymiar cybernetyczny i elektromagnetyczny. The Washington Post opisał, jak Jednostka 8200 wprowadziła do sieci telekomunikacyjnej Iranu fałszywe adresy IP, przekierowując 73 proc. ruchu w pętlę zwrotną, co sparaliżowało zdolności radarowe IRGC na kluczowe minuty.
Co istotne, ofensywa nie ograniczyła się do działań z powietrza. Mossad prowadził akcje sabotażowe na ziemi równolegle z nalotem. Jak napisał The War Zone, izraelscy agenci działający w ukryciu wysadzili lub unieruchomili wiele elementów „strategicznej pajęczyny” Iranu – od wyrzutni rakiet ziemia-ziemia, przez stacje radarowe, po centra łączności.
Czytaj też
Cytowany przez media izraelskie urzędnik potwierdził, że „obok szeroko zakrojonych nalotów Sił Powietrznych, Mossad przeprowadził serię tajnych operacji antyterrorystycznych głęboko wewnątrz Iranu, mających na celu uszkodzenie strategicznej infrastruktury rakietowej i systemów obrony powietrznej Iranu”. Dzięki temu, według Center for Strategic and International Studies, gdy izraelskie F-16 i F-35 wchodziły nad terytorium Iranu, wiele baterii przeciwlotniczych milczało lub zostało już zniszczonych.
Skutki strategiczne i reakcja Iranu
Izraelska kampania w pierwszym dniu była błyskawiczna i paraliżująca – eksperci porównali ją do koncepcji „szoku i przerażenia” z początku XXI wieku, ale z użyciem nowoczesnych technologii i metod specjalnych. Iran, choć od miesięcy spodziewał się jakiejś formy ataku (USA i Izrael nie kryły rosnącej determinacji), został zaskoczony skalą i synchronizacją operacji.
Początkowo systemy ostrzegawcze i łączność dowodzenia w Teheranie były tak zakłócone, że irańskie dowództwo potrzebowało cennych minut, by pojąć pełen obraz ataku, a wielu dowódców już nie żyło lub ukrywało się w schronach. To opóźnienie przełożyło się na ograniczoną reakcję Iranu w pierwszych godzinach – dość wspomnieć, że natychmiastowa riposta Teheranu ograniczyła się do wystrzelenia około 100 własnych dronów, bez użycia pełnego arsenału rakiet balistycznych.
Konflikt, jak zwraca uwagę Business Insider, odbił się na rynkach. Ceny ropy wzrosły o 9 proc. w dwa dni, indeks VIX wspiął się do 24 punktów, a waluty umocniły się wobec dolara.
Ukraińska operacja „Pajęcza sieć"
Dziesięć dni przed „Powstającym lwem” Ukraina przeprowadziła w głębi Rosji operację „Pajęcza sieć”. The War Zone opisuje atak 117 dronów wystrzelonych z ciężarówek na pięciu lotniskach, od Murmańska po Syberię. The Wall Street Journal zauważa, że zarówno operacje izraelska, jak i ukraińska opierały się na tej samej triadzie: pre-pozycjonowaniu broni, sieciach agenturalnych i autonomicznych systemach naprowadzania, co pozwala na uderzenie w serce obrony przeciwnika.
Obie operacje, według Atlantic Council, cechowały cierpliwość i rozległe przygotowania. Izrael spędził pięć lat na przerzucie i ukryciu wyrzutni, dronów i ładunków EFP, budując „warstwową bibliotekę celów” i sieć agentów, natomiast Ukraina, jak zwraca uwagę Kyiv Independent, potrzebowała 18 miesięcy na przemyt 117 dronów i ciężarówek-wyrzutni oraz na werbunek operatorów SBU. Oba ataki celowały w „głowę” – centra dowodzenia, radary i bombowce dalekiego zasięgu – zamiast w tradycyjne siły „mięśni” przeciwnika.
Czytaj też
Pod względem technologii Izrael, według Reuters i The Guardian, zastosował Spike-NLOS, roje dronów sterowane AI i mikro-satelity Ofek-16, natomiast Ukraina, jak napisał Kyiv Independent, użyła autonomicznych dronów FPV z nawigacją GPS/GLONASS i łącznością Starlink. Natychmiastowe rezultaty były druzgocące: Iran stracił zdolność wzbogacania uranu na co najmniej dwa lata i główny rdzeń dowodzenia IRGC, a Rosja – jedną trzecią floty bombowców Tu-95 i Tu-22M3.
Ograniczone reakcje przeciwników
Reakcje obu stron były ograniczone: Iran wystrzelił drony i rakiety, których większość przechwycono, a Rosja odpowiedziała pociskami Kalibr i Iskander, ale nie jest w stanie odbudować swojej powietrznej floty strategicznej. Jak wskazuje anonimowy oficer IDF cytowany przez Israel Hayom, „to matryca, którą można powielać”. Pentagon już analizuje ten model w kontekście obrony Tajwanu – pre-pozycjonowanie dronów i pocisków w łuku Luzon mogłoby otworzyć „korytarz” dla US Navy, podobnie jak Mossad otworzył okno dla IAF. Dla NATO i partnerów zbadanie synergii wywiadu, sił specjalnych i nowych technologii jest kluczowe, ponieważ utrzymanie przewagi wymaga lat niewidocznej pracy, perfekcyjnego timingu i logistyki sabotażu A2/AD od wewnątrz.
Analogie między izraelskimi i ukraińskimi operacjami sugerują, że podobne metody mogą być wykorzystane również przez rosyjskie służby na terytorium państw NATO. Rosyjska agentura i jej jednostki specjalne mogłyby pre-pozycjonować autonomiczne drony, wyrzutnie rakiet i elementy sieci C4I w ukrytych lokalizacjach – od skrytek w magazynach po bezpieczne domy – korzystając z miejscowych współpracowników.
Wykorzystanie mikro-satelitów lub urządzeń do zakłóceń radiolokacyjnych oraz fałszywych adresów IP przekierowujących ruch sieciowy mogłoby sparaliżować obronę przeciwlotniczą, zanim NATO zdążyłoby zareagować. Takie operacje, prowadzone w głębi terytorium sojuszu, stanowią nowe wyzwanie dla mechanizmów kolektywnej obrony, podkreślając, że równie ważna jak liczba i jakość sił zbrojnych jest zdolność do wykrywania i neutralizowania ukrytych, długotrwałych przygotowań przeciwnika.
Obie opisane operacje – izraelska „Powstający lew” i ukraińska „Pajęcza Sieć” – stanowią punkt zwrotny w myśleniu o współczesnych działaniach zbrojnych. Pokazują, że małe państwa, dysponujące inteligentną strategią i nowoczesnymi technologiami, mogą skutecznie uderzyć w newralgiczne punkty dużo potężniejszych przeciwników. Sukces tych misji opierał się na zaskoczeniu, doskonałym wywiadzie oraz połączeniu sił konwencjonalnych z operacjami specjalnymi.
Czytaj też
Jak zauważył analityk CSIS Benjamin Jensen, „przewaga na polu walki w erze, gdy obie strony wiele widzą (choćby dzięki komercyjnym satelitom), należy do tego, kto potrafi wygenerować asymetrię – szok i dezorientację – łącząc precyzyjne uderzenia z działaniami niestandardowymi”. Izrael, poprzez integrację działań sił specjalnych i lotnictwa, osiągnął taki efekt szoku (zdezorganizowanie irańskiej obrony), a Ukraina – łącząc drony i podstęp (ukrycie ich in situ) – dokonała podobnego wyczynu na mniejszą skalę.
Ograniczenia i lekcje dla Zachodu
Oczywiście, bezpośrednie porównania do innych potencjalnych konfliktów mają swoje ograniczenia. Atlantic Council podkreślił, że izraelski atak odbył się w warunkach względnie sprzyjających – Iran nie posiadał jeszcze broni atomowej, a jego obrona powietrzna była wcześniej nadwyrężona (izraelskie lotnictwo latami neutralizowało zagrożenia w Syrii i prawdopodobnie częściowo w Iranie). Trudno byłoby powtórzyć taki scenariusz przeciw mocarstwu nuklearnemu w pełnej gotowości, np. bez ryzyka wywołania wojny jądrowej.
Mimo to zachodni planiści z uwagą analizują lekcje „Powstający lew”. „Operacja ta oferuje krytyczne lekcje dla zachodnich planistów wobec wyzwań ze strony podobnych »peer competitors« (równorzędnych rywali) posiadających zaawansowaną obronę powietrzną, ambicje nuklearne i totalitarną kontrolę” – zauważa Atlantic Council. Innymi słowy, nawet przeciw takim mocarstwom jak Rosja czy Chiny można by teoretycznie zastosować elementy tej strategii (z zastrzeżeniem, że Chiny i Rosja dysponują arsenałami jądrowymi, co hamuje działania prewencyjne).
Najważniejsze wnioski, według analizy CSIS, dotyczą nowego paradygmatu w działaniach ofensywnych i defensywnych. Po pierwsze, głęboka integracja wywiadu, wojsk specjalnych i dronów stworzyła nowy model operacji otwierających konflikt. Jeszcze do niedawna uważano, że przewagę na początku wojny daje przede wszystkim zmasowany atak rakietowy lub lotniczy. Teraz widać, że precyzyjnie ustawione „ukryte ostrze” wewnątrz terytorium przeciwnika może rozstrzygnąć o powodzeniu kampanii, zanim ta się na dobre zacznie. Stany Zjednoczone już analizują możliwość rozwijania podobnych zdolności – programy typu „Project Replicator” zakładają wykorzystanie roju tanich dronów w połączeniu z siłami specjalnymi, co jest bezpośrednio inspirowane sukcesami Ukrainy i Izraela.
Po drugie, państwa muszą zredefiniować pojęcie obrony w głąb. Tradycyjnie zakładano, że duża głębia terytorialna zapewnia czas i przestrzeń na reakcję – jednak przypadek „Pajęczej Sieci” pokazał, że dystans geograficzny stał się „kwestią psychologiczną”, a tyły nie są bezpieczne, jeśli przeciwnik może przeniknąć do środka z dronami ukrytymi nawet w cywilnej ciężarówce. „Współczesne systemy obrony muszą zakładać istnienie zagrożenia od wewnątrz” – pisze Jensen z CSIS, tłumacząc, że należy inwestować w wielowarstwowe osłony kluczowych instalacji: przeciw dronom (radary antydronowe, patrole z własnymi dronami) oraz w systemy wykrywania agentów (np. analiza zachowań, monitoring logistyczny).
Kraje NATO zaczęły poważnie traktować ostrzeżenia, że te same tanie drony, którymi Ukraina uderzyła w bombowce, mogą posłużyć terrorystom lub wrogim państwom do ataków na infrastrukturę krytyczną na Zachodzie. Centrum Nowego Amerykańskiego Bezpieczeństwa (CNAS) nazwało atak „Pajęcza Sieć” pobudką dla Pentagonu, wskazując, że obecne wysiłki USA w dziedzinie obrony przed dronami są dalece niewystarczające (CNAS).
Po trzecie, obie operacje pokazały erozję tradycyjnych mechanizmów odstraszania i ostrzegania. Ataki przeprowadzone od wewnątrz granic przeciwnika – czy to poprzez agentów i drony zainstalowane w Iranie, czy poprzez operatorów SBU w Rosji – sprawiają, że dawne „czerwone linie” stają się mniej czytelne i mniej odstraszające. Gdy wróg nie musi przekraczać granicy, by zadać cios (bo już jest w środku), klasyczne sygnały eskalacyjne mogą zostać odczytane za późno. To skraca decydentom czas na reakcję i potencjalnie zwiększa ryzyko błędów lub pochopnych decyzji.
Czytaj też
Świat zobaczył, jak zwraca uwagę portal repolitics.com, że Iran nie zdołał zapobiec atakowi, bo nie docenił nowatorskich zdolności Izraela, a Rosja przeżyła swój „Pearl Harbor” lotniczy, bo zignorowała ostrzeżenia swoich blogerów. Inne państwa – jak choćby Chiny – z pewnością wyciągają z tego lekcje i mogą przyspieszyć rozwój własnych zdolności, zarówno ofensywnych (np. „a co, jeśli my umieścimy drony w USA?” – takie pytanie pojawiło się w analizach), jak i defensywnych (ochrona przed analogicznymi działaniami dywersyjnymi).
Przyszłość wojen?
Operacje „Powstający lew” i „Pajęcza sieć” to studium skuteczności wywiadu, nieregularnych metod walki w połączeniu z wysoką technologią. Izrael skutecznie sparaliżował program atomowy Iranu i zademonstrował swoje strategiczne możliwości. Ukraina z kolei pokazała, że nawet będąc stroną broniącą się, można przeprowadzić zadziwiający atak dalekiego zasięgu na terytorium mocarstwa, jeśli myśli się kreatywnie.
Obie operacje przesunęły granice działań specjalnych, dając sojusznikom cenne dane do analizy, a przeciwnikom – powody do niepokoju. Świat stoi przed nową erą, w której możliwość przeprowadzania precyzyjnych uderzeń staje się powszechna – coraz więcej państw (a nawet aktorów niepaństwowych) dysponuje środkami rażenia, które jeszcze dekadę temu były zarezerwowane dla największych mocarstw. To rodzi wyzwania – od eskalacji konfliktów, przez bezpieczeństwo infrastruktury, po stabilność międzynarodową.
Jak napisał Atlantic Council, uderzenia takie jak „Powstający lew” i „Pajęcza sieć” to sygnał, że Zachód musi lepiej zabezpieczyć własne tyły i przygotować się na nowy rodzaj wojen, w których drony i „niegentlemańskie” metody walki staną się codziennością.
WIDEO: Nadinsp. Boroń o nowej mieszkaniówce: musimy wyrównać szanse, które dziś mają żołnierze