Reklama

Za Granicą

Fot. Gage Skidmore/CC BY SA 2.0.

Asystentka Trumpa: Prezydent wiedział, że jego zwolennicy byli uzbrojeni, kiedy zachęcał ich do pójścia na Kapitol

Były prezydent USA Donald Trump miał świadomość, że tłum jego zwolenników był uzbrojony, a mimo to zachęcał go do marszu na Kapitol 6 stycznia - zeznała we wtorek przed komisją śledczą Kongresu ówczesna asystentka prezydenta Cassidy Hutchinson. Dodała, że Trump zamierzał wraz z tłumem pójść pod Kapitol i miał szarpać się z ochroniarzami, by go tam zawieźli.

Reklama

Hutchinson - specjalna asystentka prezydenta oraz główna doradczyni szefa personelu Białego Domu - zaprezentowała przed komisją Izby Reprezentantów wiele nowych informacji na temat szczegółów przebiegu wydarzeń 6 stycznia. Zeznając pod przysięgą, była urzędniczka opisywała m.in. okoliczności przemówienia Trumpa na placu przed Kapitolem. Zeznała, że były prezydent USA został poinformowany tuż przed przemową, że część jego zwolenników stojących poza barierkami ma przy sobie broń, w tym karabiny i pistolety. Mimo to, polecił - bezskutecznie - by ochrona usunęła bramki do wykrywania metalu.

Reklama

"Nie obchodzi mnie to, k..., że mają broń, oni nie są tutaj, by mnie skrzywdzić. Zabierzcie te bramki. Wpuśćcie ich, mogą pomaszerować stąd na Kapitol" - relacjonowała słowa Trumpa kobieta, która towarzyszyła tego dnia prezydentowi.

Podczas przemówienia Trump wezwał tłum do pójścia na Kapitol - gdzie odbywało się oficjalne liczenie głosów elektorskich - i obiecał, że będzie tam z nimi. Hutchinson zaznaczyła, że prezydent faktycznie miał zamiar tam iść - wbrew prośbom jego doradców, ochroniarzy i prawników. Zeznała też, że lider Republikanów w Izbie Reprezentantów, Kevin McCarthy zadzwonił do niej bezpośrednio po przemówieniu, usilnie prosząc ją, by prezydent nie szedł pod Kapitol. Opisała też rozmowę z jednym z prawników Białego Domu Erikiem Herschmannem, który doradzał, by skreślić z tekstu przemowy Trumpa zasugerowane przez niego - i ostatecznie wypowiedziane - słowa wzywające tłum do "walki za niego". Herschmann miał twierdzić, że narazi to urzędników na zarzuty karne.

Reklama

Czytaj też

Hutchinson przytoczyła też zasłyszany od agenta Secret Service opis przepychanki, do której miało dojść między prezydentem a agentem w drodze z przemówienia do Białego Domu. Trump miał być wściekły, kiedy dowiedział się, że nie pojedzie pod Kapitol ze względów bezpieczeństwa, i miał próbować przejąć kontrolę nad pojazdem oraz rzucił się mu do gardła.

Sam Trump zaprzeczył zeznaniom swojej byłej podwładnej we wpisach na swoim portalu społecznościowym Truth Social. "Jej fałszywa historia o tym, że próbowałem chwycić kierownicę prezydenckiej limuzyny, by skierować ją do Kapitolu jest »chora« i fałszywa (...) To nawet nie byłoby w ogóle możliwe, zrobić tak absurdalną rzecz" - napisał były prezydent. Zaznaczył też, że właściwie nie wiedział, kim jest Hutchinson, "poza tym, że słyszał o niej same negatywne rzeczy".

Asystentka prezydenta powiedziała też, że nie był to odosobniony wybuch byłego prezydenta. Zeznała m.in., że kiedy Trump przeczytał wywiad swojego prokuratora generalnego dla agencji AP - w którym urzędnik zaprzeczył, by wybory w 2020 r. były sfałszowane, były prezydent rzucił swoim obiadem o ścianę. Wspominała, że sama wycierała wtedy keczup ze ściany.

Kobieta zeznała również, że słyszała jak szef personelu Białego Domu Mark Meadows - usłyszawszy o tym, że uczestnicy zamieszek domagają się powieszenia wiceprezydenta Pence'a - odpowiedział, że "prezydent sądzi, że Pence na to zasługuje i uczestnicy zamieszek nie robią nic złego". Meadows miał później wraz z innymi Republikanami ubiegać się o ułaskawienie w związku z jego rolą w wydarzeniach 6 stycznia. Wcześniej - już po rozpoczęciu zamieszek - Trump wysłał tweeta, w którym skrytykował wiceprezydenta za to, że "nie miał odwagi" unieważnić wyników wyborów.

Czytaj też

Hutchinson opisała też zabiegi niektórych doradców Trumpa - w tym jego córki Ivanki i zięcia Jareda Kuschnera - a także polityków z Partii Republikańskiej, których celem było przekonanie byłego prezydenta do tego, by wezwał uczestników zamieszek do rozejścia się do domów. Komisja zaprezentowała przy tym SMS-y, wysyłane m.in. przez publicystów wspierającej Trumpa telewizji Fox News, w których ostrzegano prezydenta, że może on zostać pozbawiony władzy przez członków swojego gabinetu, w drodze 25. poprawki do konstytucji. Wiceprzewodnicząca komisji Liz Cheney przekazała, że komisja otrzymała zeznania wskazujące na to, że ta opcja była rozważana. Hutchinson zasugerowała, że był to jeden z powodów, dla którego Trump - mimo początkowych oporów - ostatecznie zgodził się na nagranie przemówienia, w którym wezwał tłum do rozejścia się.

Na koniec wtorkowego posiedzenia Cheney ostrzegła ludzi związanych z byłym prezydentem, by nie próbowali wpływać na świadków. Zacytowała przy tym jednego z nich, który zeznał, że przed złożeniem wyjaśnień przed komisją otrzymał od ludzi Trumpa prośbę, by był "graczem zespołowym" i "chronił tych, którzy potrzebują być chronieni", jeśli chce "pozostać w łaskach świata Trumpa".

Źródło:PAP
Reklama

Komentarze

    Reklama