Opisywane narzędzie znajduje się w dyspozycji Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Zbiera dane z mediów społecznościowych, mediów, komórek i komunikatorów (w tym VOIP, jak Skype). To wszystko w czasie rzeczywistym.
Od amerykańskiego PRISM różni się skalą inwigilacji. Jeżeli pryzmat można porównać do wyszukiwarki, która w sposób automatyczny wyszukuje materiały zawierające konkretne hasła to rosyjski program jest molochem służącym do rejestrowania działalności użytkowników, analizowania ich zwyczajów w sieci, tworzenia profili zachowania. Jeśli PRISM wyszukuje określone treści, dając przez to pole do działania człowiekowi, to SORM robi to za niego. Nie jest przy tym wybredny i nie kasuje zebranych informacji. W końcu każdy oficer wie, że nie wiadomo kiedy określone dane mogą się przydać. Dlatego lepiej trzymać je przy sobie.
Chociaż nie ma dowodów na inwigilację uczestników Igrzysk w Soczi, Departament Stanu USA przestrzegł swoich obywateli wybierających się na to wydarzenie przed zabieraniem ze sobą nośników zapełnionych ważnymi informacjami. Zachęcił też do zmiany haseł przed i po wizycie. Odradził natomiast komunikowanie się za pomocą miejscowej infrastruktury.
Jednakże prywatna firma wywiadowcza LookingglassCyber Solutions poinformowała, że ruch rejestrowany z Soczi na serwerach Rosyjskiej Sieci Biznesowej, z której korzystają cyberprzestępcy na terenie tego kraju zwiększył się.
FSB musi chronić Igrzyska przed zamachami. Być może tylko do tego celu używa SORM-u. USA także potrzebują podobnej ochrony i w tym celu korzystają z PRISM. Czy ta analogia skłoni dziennikarzy do bliższego zainteresowania starszym bratem pryzmatu z Rosji?
Wojciech Jakóbik