Straż Graniczna
Punkty recepcyjne pierwszym przystankiem uchodźców wojennych z Ukrainy [FOTOREPORTAŻ]
„Pokaż mi drugi kraj, w którym w 10 dni przybywa do kraju milion uchodźców wojennych i nie trzeba budować obozów dla uchodźców bo wszyscy znajdują kwatery” – mówi mi Bartosz, były żołnierz polskich Wojsk Obrony Terytorialnej, działacz charytatywny z Lublina, pomagający ukraińskim rodzinom.
Jeden z punktów recepcyjnych, który wspiera uchodźców wojennych z Ukrainy, znajduje się w Lubyczy Królewskiej. Lokalna szkoła – którą zamieniono na punkt pomocy – w ostatnich dniach jest miejscem wielu wzruszeń, dzieleniem się dramatycznymi relacjami, ale i szczęściem – że udało się uciec spod rosyjskiego, ludobójczego ostrzału. Do Lubyczy trafiają osoby, które przekroczyły granicę w Hrebenne. Całe autokary przyjeżdżają pod punkt recepcyjny. Zmęczone ukraińskie rodziny mogą tutaj się ogrzać, zjeść, odpocząć i znaleźć informacje o możliwej dalszej podróży po Polsce oraz skorzystać z oferowanego masowo transportu po kraju. Tak wielkie przedsięwzięcie logistyczne nie udałoby się gdyby nie wsparcie Państwowej Straży Pożarnej (oraz jej ochotniczej odpowiedniczki), Policji, Straży Granicznej oraz oddolnych inicjatyw charytatywnych, czy zwykłej pomocy kierowców z całej Polski.
Przemyśl. "Przyjechaliśmy z Donbasu. Zjechaliśmy całą Ukrainę. Ściągamy resztę rodziny. Sytuacja jest niebezpieczna" – mówią mi stojący przy wyjściu z peronu Ukraińcy. Mieszkali w tej części obwodu donieckiego, który po 2014 roku był po ukraińskiej stronie frontu. Ich rodzina przeżyła kolejne walki, ale tym razem musieli już uciekać. "My z Czerkasów" – podkreśla inna rodzina, kobieta wraz z siostrą i córką. Ma łzy w oczach. "Dziękujemy Polakom, jesteście wspaniałymi ludźmi" – podkreśla nie kryjąc wzruszenia. Dworzec w Przemyślu jest głównym węzłem komunikacyjnym dla przybywających ze Lwowa pociągów z uchodźcami. Główna hala na Dworcu jest pełna ludzi. Pomiędzy Ukraińcami widać polskich wolontariuszy i funkcjonariuszy służb mundurowych, którzy pomagają ofiarom wojny. Można nawet to nazwać schematem, który wypracowano w tej pracy. Gdy przybywa pociąg z uchodźcami na peronie już stoją osoby (funkcjonariusze lub wolontariusze), którzy pomagają zejść na peron zwłaszcza starszym, schorowanym kobietom. Wózki z dziećmi albo osobami niepełnosprawnymi są od razu przenoszone na Dworzec by nie marzli, ciężkie walizki także dźwigają polscy funkcjonariusze. Na Dworcu uchodźcom podawany jest ciepły posiłek i napoje. W hali dowiadują się też gdzie mogą jechać, ponieważ działa tutaj kolejny z punktów recepcyjnych. Transport jest bezpłatny. Zarówno kolejowy, jak i przejazdy busami oraz autokarami – oferowany oddolnie przez wolontariuszy. Destynacje są rozsiane po całej Polsce, ponieważ wiele osób deklaruje zakwaterowanie ukraińskich rodzin. Ich dzieci będą mogły korzystać z polskich szkół, a nawet przedszkoli. Z potrzeby chwili, zwłaszcza związanej z kontaktem z bliskimi, mogą doładować telefony kartami. "Informujemy, nosimy, pomagamy" – mówi mi w przelocie jeden z polskich strażaków, którego oblegają uchodźcy.
Jak podała por. Anna Michalska, rzecznik komendanta głównego Straży Granicznej, wśród uchodźców 93 proc. stanowią Ukraińcy. Ponadto z kraju ogarniętego wojną ewakuowało się 12,7 tys. Polaków. W poniedziałek, 7 marca, zauważono spadek liczby uchodźców przekraczających granicę. "To mniej niż dzień wcześniej. Spadek obserwujemy (...) do godziny 7 z Ukrainy przyjechało 35,3 tys. osób, a dzień wcześniej o tej samej porze odprawiliśmy 42 tys." – podkreśliła rzeczniczka szefa SG mówiąc o poniedziałkowych liczbach na przejściach granicznych. Prawdopodobnie to efekt sukcesów oddziałów ukraińskich w powstrzymywaniu rosyjskiej inwazji. W przypadku dalszego naporu na froncie i ataków rakietowych na miasta, także w zachodniej Ukrainie (co miało miejsce już w pierwszych godzinach inwazji), można się jednak spodziewać kolejnego exodusu ofiar wojny. Od 24 lutego z Ukrainy do Polski przyjechało 1,2 mln osób.