Reklama

W wojnie tradycyjnej byli przeciwnicy, którzy stosowali zbliżone metody i mieli porównywalne cele. Obecnie konflikty, które można uznać za wojny mają inny charakter. W przypadku wojen z terrorystami islamskimi mamy po jednej stronie organizacje o hierarchicznej lub rozproszonej strukturze, które nie są ograniczone jakimikolwiek przepisami prawa, zwłaszcza dotyczącymi praw człowieka. Stosują metody coraz brutalniejsze, ostatnio panuje wśród nich moda na upowszechnianie filmów  z egzekucji zakładników. Na zajętych przez Państwo Islamskie terytoriach Syrii oraz Iraku zabija się osoby, które nie chcą wyrzec się dotychczasowych poglądów religijnych. Z drugiej strony linii frontu mamy demokratyczne państwa, które starają się przestrzegać praw człowieka, mają na tym polu utrwalone standardy i tradycje.  Służby specjalne i armia są pod kontrolą parlamentów, partii politycznych oraz mediów. To są dwa zupełnie inne światy.  

Raport Senatu USA jest pochodną tradycyjnej wizji praw człowieka jako siły moralnej, która określa kryteria oceny metod walki prowadzonej z terroryzmem. Takie podejście jest kompletnie obce ugrupowaniom terrorystycznym. Czy zatem w tej asymetrycznej strukturze jest miejsce na dominację idei praw człowieka nad wymogami bezpieczeństwa państw demokratycznych i ich obywateli? Organizacje obrońców praw człowieka nie mają wątpliwości, że priorytet trzeba nadać czystym zasadom wolności i praw człowieka. Tyle tylko, że te organizacje nie odpowiadają za bezpieczeństwo społeczeństw Zachodu w dobie zderzenia cywilizacji. Daje to im komfort nieomal laboratoryjny, sterylny i nieskazitelny etycznie. Takiego komfortu nie mają służby na co dzień prowadzące wojnę z bezwzględnymi w zamiarach i sposobach działania terrorystami. 


Andrzej Barcikowski, w latach 2002-2005 Szef ABW.

Reklama
Reklama

Komentarze