Reklama

Bezpieczeństwo Wewnętrzne

Zły czas na zmiany. Ochrona ludności przegrywa z wyborczym kalendarzem

Autor. Gov.pl

„Nie stać nas na to, żeby jej (ustawy o ochronie ludności – przyp. red.) nie było” - tak w czerwcu 2022 roku mówił, pytany o ustawę o ochronie ludności, wiceszef MSWiA Maciej Wąsik. I choć dziś zdania nie zmienia, to przyznaje, że do projektu trzeba będzie wrócić po wyborach. Jak mówi uznano, „że lepiej będzie jeszcze dokładniej go przedyskutować” i tłumaczy, że ustawy nie uchwalono, bo „ta kadencja nie była zwykłą kadencją”.

Reklama

Gdyby projekty stawały się obowiązującym prawem biorąc pod uwagę to, jak wiele dyskusji w przestrzeni publicznej wzbudzają, wdrożenie ustawy o ochronie ludności dziś byłoby sprawą należącą do grupy tych załatwionych. Nie trzeba być szczególnie uważnym obserwatorem by dostrzec, że tak się jednak nie stało. I to mimo sporej politycznej determinacji oraz dość ambitnych – i budzących niemałe kontrowersje – planów związanych z samym kształtem dokumentu. Złośliwi powiedzą zapewne, że ten drugi element to raczej jeden z powodów opóźnienia, a przecież czasu na zbudowanie porozumienia było dość sporo. I to właśnie czas wydaje się kluczem do zrozumienia tego, dlaczego ustawy nie ma, choć być miała.

Reklama

Zły czas na "dobre" zmiany?

By kolejny raz nie przywoływać historii związanej z projektem, warto przypomnieć tylko, że założenia zaprezentowano w czerwcu 2022 roku, planując – dość optymistycznie – że nowe przepisy wejdą w życie od 1 stycznia 2023 roku, a zatem w roku wyborczym. Już wtedy wydawało się, że to spore ryzyko. Ustawa zakładała bowiem rozpoczęcie prawdziwej rewolucji w systemie zarządzania kryzysowego, ochrony ludności, obrony cywilnej i kilku innych, ważnych z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa obszarach. A rewolucje – jak wiadomo – często wymykają się spod kontroli, nie mówiąc już o mniejszych i większych błędach jakie w ich trakcie można popełnić. Implementowanie nowej ustawy tuż przed tym, gdy przy urnach wyborczych pojawić mają się obywatele, to więc dość oczywiste ryzyko dla partii ubiegającej się o rządy w kolejnej kadencji. Czy to właśnie powód zamrożenia prac nad ustawą? 

Reklama

Czytaj też

Maciej Wąsik, wiceszef MSWiA w rozmowie z redakcją InfoSecurity24.pl nie pozostawia złudzeń. Mówi wprost, że projekt był gotowy do wejścia na rząd w momencie, gdy napięcie polityczne, w ocenie kierownictwa, było już za duże.

To jest ogromy projekt, zawierający szereg niezwykle istotnych zmian. Uznaliśmy, że lepiej będzie jeszcze dokładniej go przedyskutować. Muszę powiedzieć, że udało nam się np. już uzyskać – po głębokich dyskusjach – akceptację samorządów dla projektu. Zdawaliśmy sobie również sprawę z tego, że wprowadzenie takiego projektu na ostatnie przed wyborami posiedzenia Sejmu, kiedy debata jest już bardzo upolityczniona, a sytuacja niezwykle napięta, zaszkodziłoby mu. Uznaliśmy, że lepiej zrobić to spokojnie, po wyborach. Jestem przekonany, że będziemy rządzić i będziemy mogli ten proces szybko wznowić.
Maciej Wąsik, wiceszef MSWiA

I o ile nieprzepychanie projektu tuż przed wyborami – abstrahując od politycznych uwarunkowań – można by jeszcze zrozumieć, o tyle naturalnie pojawia się pytanie, dlaczego za uregulowanie tej kwestii wzięto się pod koniec kadencji, a nie na jej początku. Tym bardziej, że opcja polityczna sprawująca dziś władzę stery rządu dzierży od blisko 8 lat. Wąsik tłumaczy, że "ta kadencja nie była zwykłą kadencją". W rozmowie z redakcją przypomina o pandemii Covid-19, kryzysie migracyjnym na granicy z Białorusią i wojnie na Ukrainie. "Proszę zrozumieć, że wszystkie siły kierowaliśmy początkowo na walkę z pandemią, później na granicę i kwestie organizacji pomocy uchodźcom, pomocy Ukrainie, na likwidację skutków wojny, która wpływała oczywiście na polską gospodarkę i na polskie życie publiczne" – mówi i dodaje od razu, że "w związku z tym były inne projekty, które miały absolutne priorytety"

Z drugiej strony zdajemy sobie sprawę z tego, że upolitycznienie takiego projektu i prowadzenie go w trakcie kampanii wyborczej, nie miałoby zupełnie sensu. Bardzo dobrą pracę wykonał w sprawie tej ustawy minister Paweł Szefernaker, który współkierował komisją wspólną rządu i samorządu. Podczas tej komisji odbywał się dialog, odbywały się uzgodnienia i rzeczywiście na tej komisji, ponad wszelkimi podziałami, potrafiliśmy z samorządowcami zgadzać się w różnych w sprawach i dopracowywać ostateczne stanowisko. Mamy ten projekt uzgodniony z samorządowcami. To już jest naprawdę bardzo dużo. Jestem przekonany, że po wyborach do niego wrócimy.
Maciej Wąsik, wiceszef MSWiA

Projekt ustawy o ochronie ludności podzielił los swoich poprzedników. To bowiem nie pierwszy raz w ostatnich latach, kiedy czas na wprowadzenie przepisów regulujących te kwestie rządzący uznali za nienajlepszy. Patrząc na chłodno widać jednak pewne polityczne "rozdwojenie jaźni". I to u polityków wszystkich opcji rządzących od ponad 30 lat. Z jednej strony wydaje się, że istnieje powszechna zgoda co do tego, że takie przepisy są niezbędne - dobitnie pokazała to pandemia i namacalnie przypomniała tocząca się tuż za naszymi granicami wojna. Z drugiej, kolejne projekty, choć oficjalnie uznawane za ważne, cały czas są odsuwane ze względu na zły polityczny czas. Pozostaje liczyć na to, że – bez względu na wynik wyborów – politycy szybko zajmą się odkładanym od lat "na później" tematem, a pomysły na to jak powinien wyglądać system ma zarówno rządząca partia jak i opozycja. I warto zdać sobie wreszcie sprawę z tego, że doszliśmy dziś już do takiego punktu, w którym niemal każde rozwiązanie będzie lepsze niż jego permanentny brak.

Reklama

Komentarze

    Reklama