Reklama

Bezpieczeństwo Wewnętrzne

Krakowski "wielki brat" [KOMENTARZ]

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

W Polsce nie doszło jeszcze do szerszej debaty o granicach społecznie akceptowalnej roli najnowszych rozwiązań technologicznych, rozwijanych w zakresie bezpieczeństwa. Chociażby w odniesieniu do jakże popularnych systemów obserwacji wizyjnej, które są obecne w przestrzeni miast, sklepów oraz częstokroć nawet poszczególnych domów. Tym samym, nie może zaskakiwać, że w przypadku prób stworzenia rozbudowanych systemów kamer przez konkretne polskie miasta pojawiają się ostre spory. 

O jednym z nich możemy dowiedzieć się właśnie teraz, w związku z informacją, jaka znalazła się na stronie internetowej Rzecznika Praw Obywatelskich, a dotyczy Krakowa. Czytamy tam, iż RPO jest zaniepokojony sygnałami, które trafiły do niego, od mieszkańca Krakowa. Wskazują one, że tamtejsze władze mogą wrócić do pomysłu zainstalowania rozbudowanego systemu kamer.

Zauważono bowiem, że projekt takiej inwestycji miał być wpisany do budżetu miasta, w dziale poświęconym działaniom Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu. RPO zaznaczył, że "pomysł taki był przedmiotem interwencji RPO 12 lutego 2019 r. W odpowiedzi na wystąpienie, w porozumieniu z Radą Miasta Krakowa z projektu zrezygnowano i wykreślono go z budżetu miasta".

Co więcej, sam "RPO ponownie ocenia sprawę krytycznie z punktu widzenia praw obywateli". W ocenie rzecznika: "system taki może potencjalnie wpływać na prywatność obywateli w związku ze stałą - praktycznie totalną - obserwacją każdego miejsca w przestrzeni publicznej. A naruszanie sfery prywatnej budzi w społeczeństwie duży niepokój. Różne formy nadzoru nad jednostką oparte na nowych technologiach są bowiem coraz bardziej powszechne. Znajduje to odzwierciedlenie w rosnącej liczbie wniosków do Rzecznika".

Na stronie RPO, w opisie całej sprawy, czytamy również: "Rzecznik ponownie wyraża wątpliwości co do adekwatności ewentualnej realizacji projektu do zamierzonych celów. Jeżeli system zostanie wprowadzony w całym Krakowie, to każdy z mieszkańców będzie obserwowany w każdym momencie, w którym będzie się znajdował w sferze publicznej. Istnienie takiego systemu mogłoby potencjalnie prowadzić do nadużyć, stąd w ocenie RPO zasadność tego projektu powinna być dokładnie przeanalizowana, szczególnie wobec opisanych w literaturze społecznych konsekwencji wprowadzania tego typu nadzoru".

Technologia czy nie - spór w iście szekspirowskim stylu

Sytuacja w Krakowie, po raz kolejny przypomina, że współcześnie na całym świecie ścierają się dwa swoiste megatrendy w bezpieczeństwie – zwolenników i przeciwników dynamicznego umasowienia zaawansowanych technologii bezpieczeństwa. Zaś Polska nie jest w żadnym razie wyjątkowa w tym temacie.

Wśród zwolenników najwidoczniejsi są przede wszystkim optymistycznie nastawieni propagatorzy najnowszych rozwiązań technologicznych. Widzą oni bowiem szansę na poprawę jakości naszego życia i przede wszystkim zwiększenie jego bezpieczeństwa, jeśli zaufamy w większym stopniu technologii, zaś monitoring jest niejako tylko forpocztą zmian. A wszystko poprzez nasycenie naszego codziennego środowiska szeregiem rozwiązań mających sprzyjać zachowaniu reguł życia społecznego, wychwytywać problemy w jego funkcjonowaniu, szczególnie nim zaczną eskalować, itd. Technologia ma być strażnikiem naszego bezpieczeństwa, uzupełniając konwencjonalne środki znajdujące się po stronie państwa, samorządów, a także struktur prywatnych.

image
Fot. Pixabay

Nie da się przy tym nie zauważyć, że jest to podejście również w znacznym stopniu definiowane poprzez kwestie społeczno-kulturowe, system polityczny, a także subiektywne postrzeganie poziomu bezpieczeństwa. Tym samym, większe zaufanie względem technologii obserwacji, a częstokroć wręcz inwigilacji, można dostrzec w państwach stawiających za priorytet grupę nad jednostką. Lub takich, które uważają, że można ograniczyć pewne przywileje jednostki z racji niemal permanentnego zagrożenia, np. terroryzmem. Wręcz anegdotycznie, w tym kontekście, można przywołać słowa szefa Mossadu Josepha Yossi Cohena z 2018 r. Stwierdził on wówczas, że zastosowane obecnie rozwiązania techniczne, wymierzone pierwotnie w terrorystów, w znacznym stopniu utrudniły pracę operacyjną wywiadowi.

Jednakże, nie zmienia to faktu, że właśnie wystąpienie kolejnych fal terroryzmu w XXI w., zagrażającego dużym skupiskom ludzkim, w postaci już nie tylko lotnisk czy dworców, ale nawet zwykłych ulic, stymuluje poszukiwania, jak najlepszych rozwiązań w zakresie obserwacji i ochrony. Dlatego, dziś część miast, a szczególnie ich centra, są wręcz niejednokrotnie przesycone systemami kamer i coraz częściej również innych sensorów wychwytujących chociażby niepokojące dźwięki. W dobie pandemii koronawirusa należy, co więcej, przypuszczać że coraz częściej spotkamy się nie tylko z obrazem konwencjonalnym, ale również termicznym. Chociaż, akurat ten rodzaj obserwacji był już globalnie zauważony i rozpatrywany w okresie wybuchu epidemii wirusa Ebola w rejonie Afryki Zachodniej 2014-2016.

Kto będzie nas na co dzień kontrolował i jak?

Jednakże, naprzeciw orędownikom umasowienia nowych technologii bezpieczeństwa, stają oczywiście ich zajadli przeciwnicy. Sprzeciwiający się w pierwszej kolejności właśnie masowej proliferacji, w związku z kwestią uwypuklenia ochrony praw jednostki przed inwigilacją. Wskazując przede wszystkim na potrzebę zachowania własnej prywatności również w przestrzeni publicznej, ochronę przed masową inwigilacją zwykłych obywateli, etc.

Jak również możliwość utraty kontroli nad zebranymi danymi (np. materiałem wideo), przez ich administratora i tym samym nieuprawnionym wykorzystaniem ich przeciwko obywatelowi. Ten ostatni argument jest szczególnie istotny, gdy weźmie się pod uwagę możliwości działania aktorów państwowych i niepaństwowych w domenie cyber. Zakładając oczywiście, że systemy monitoringu będą miały swoje wrażliwe miejsca na tego typu ataki – zarówno pod względem technicznym, jak i osobowym. Nie można tego jednak w żadnym razie wykluczyć. Co więcej, zawsze pojawia się pytanie o specyfikę dostarczanego sprzętu i jego potencjalną wrażliwość na kwestie szpiegostwa.

Dużą rolę wśród krytyki umasowienia technologii bezpieczeństwa, np. rozbudowanych systemów obserwacji, odgrywają dziś, nie ma co ukrywać, wątki ideologiczne. Można je zobrazować, jako sprzeciw wobec przeradzania się instytucji zajmujących się bezpieczeństwem, w coś na miarę orwellowskiego tzw. "wielkiego brata". Trzeba podkreślić, iż w znacznym stopniu, tego rodzaju głosy, bazują również na pewnych subiektywnych, ale istotnych w demokracji doznaniach jednostek. Szczególnie w kontekście państw, gdzie właśnie interes jednostki jest stawiony wysoko w hierarchii priorytetów władz, ze względu na tradycję historyczną, system przyjętych wartości lub dominujące postawy polityczne.

image
Fot. Pixabay

Przede wszystkim efektywność 

Zwolennicy nowych systemów technologii, wspierających nasze codzienne bezpieczeństwo, podkreślają, że ich instalację najlepiej broni finalna efektywność. Oczywiście rozumiana na kilku płaszczyznach, które odnoszą się do działań prewencyjnych, a więc ograniczenia możliwości wystąpienia negatywnych zjawisk, nim pojawią się ich skutki (chociażby walka z wandalizmem).

Trzeba stwierdzić wprost, że wraz z rozwojem technologii analitycznych i efektywności sensorów, to właśnie prewencja staje coraz ważniejsza bo urządzenia "uczą się". Oczywiście, jeszcze zainstalowanie, nawet najnowszego systemu kamer (wspartych innymi sensorami), samo w sobie nie pozwoli na wyłowienie każdego przestępstwa, przed jego popełnieniem. Lecz nowe algorytmy służące do wychwycenia anomalii w zachowaniu ludzi i pojazdów, możliwość skutecznego monitorowania obszaru i zauważenia nieautoryzowanego wtargnięcia bez jego fizycznego ogradzania, wyznaczają strategiczny kierunek zmian. Czy jest to dobry kierunek, to zależy już od odbioru społeczeństw i jednostek. 

W dodatku kamery, a raczej systemy, których kamery są jedynie częścią, dają możliwości zastosowania ich urobku w przypadku wymogu wyjaśnienia jakiegoś problemu, sytuacji spornej lub wręcz odniesienia się do kwestii takiej, jak popełnione przestępstwo lub np. akt terroryzmu. Wiele śledztw było możliwych dzięki właśnie obrazowi uzyskanemu z monitoringu. Przykładowo, w Londynie w 2005 r. doszło do ataku terrorystycznego, a na etapie śledztwa materiał z kamer pozwolił na wyłowienie sprawców. Jednocześnie, tam gdzie nie ma kamer, liczne śledztwa mogłyby być przyspieszone, gdyby istniało wsparcie efektywnych systemów obserwacji, znajdującej się w przestrzeni miejskiej.

Oczywiście z podkreśleniem efektywnych, a więc odpowiednio dobranych, skonfigurowanych, a przede wszystkim wspieranych przez wykwalifikowanych i odpowiednio wynagradzanych operatorów. Nie zaś samych kamer, lokowanych dla samego wrażenia monitoringu i obsługiwanych przez przypadkowe osoby, często słabo opłacane i nie poddawane odpowiednim szkoleniom. 

Odciążyć człowieka 

Co więcej, nowoczesne systemy obserwacji mogą w znacznym stopniu odciążać ludzi pełniących codzienną służbę w instytucjach zajmujących się bezpieczeństwem. Przyspieszając w sposób znaczący odpowiednią dyslokację sił, w przypadku potrzeby zareagowania na jakieś konkretne zdarzenie. Pozwalając dowodzącym na lepsze wykorzystanie dostępnych im sił i środków w przypadkach tego wymagających. Już dziś wielokrotnie widać profity ze scalenia efektywnych systemów obserwacji i grup interwencyjnych.

Spójrzmy teraz na systemy kamer w skali świata. Najwięcej z nich mają mieć obecnie zainstalowane Chiny, gdzie szacunki do których należy podchodzić dość ostrożnie, mówią nawet o 200 milionach (2019 r.). Zauważa się przy tym, iż przysłowiowa dziesiątka aglomeracji miejskich, o najwyższym nasyceniu kamerami, jest zdominowana właśnie przez miasta chińskie, których jest osiem w tym gronie. Dodać do nich należy jeszcze indyjskie New Delhi oraz brytyjski Londyn, który przez lata dzierżył palmę pierwszeństwa, gdy mówiło się o najbardziej monitorowanym mieście świata. Lecz nadal, jeśli weźmie się pod uwagę współczynnik liczby zainstalowanych kamer, w stosunku do liczby mieszkańców, dominują w nim Stany Zjednoczone.

Śmiało można jednak stwierdzić, że Chiny już teraz lub za niedługi czas prześcigną Amerykanów w zaawansowaniu systemów, które będą finalnie wykorzystywać obraz z kamer. Przede wszystkim dlatego, że tamtejsze władze oraz prawo pozwalają na eksperymenty oraz późniejsze wdrażanie bardziej radykalnych rozwiązań technicznych na masową skalę. Dostrzegliśmy to szerzej chociażby w kontekście walki z obecną pandemią koronawirusa.

image
Fot. Etan Tal/Wikimedia Commons, CC BY 3.0

Wśród użytkowników milionów kamer znaleźć można również Wielką Brytanię, Niemcy, Niderlandy, Francję, ale też Wietnam, Republikę Korei (Korea Południowa). W przypadku przeliczenia liczby kamer względem ludności, trzeba też dodać wysokie pozycje Japonii czy Australii. Oddzielnym tematem są oczywiście państwa, które instalują na masową skalę systemy monitoringu, ale nie pozwalają na ocenę pełnej skali tego zjawiska. Wiadomo nie od dziś, że Rosja w znacznym stopniu nasyciła swoje główne miasta (Moskwa, Petersburg) obserwacją wizyjną.

Trzeba również pamiętać, że olbrzymią przestrzenią odwołującą się dziś do często najbardziej zaawansowanych technologii monitoringu nie są same struktury państwowe lub samorządowe. Prywatny segment bezpieczeństwa już dawno zauważył wszelkie pozytywne strony systemów monitoringu, zyskując rzesze klientów instytucjonalnych, ale również indywidualnych. Napędzając tym samym rozwój rynku na równi z potrzebami służb, straży i inspekcji.

Sprawie krajowskiej należy się dokładnie przyglądać, szczególnie, że można byłoby oczekiwać w przyszłości potrzeby stworzenia ogólnopolskiego dialogu w zakresie systemów monitoringu i nie tylko. Lecz chodzi o dialog, nie zaś monolog różnych stron. Zauważając nie tylko sam interes oburzonych jednostek, ale również będąc otwartym na potrzeby służb i straży, dostrzeżenie głosu praktyków, a nie tylko teoretyków. 

Chodzi o dialog odnoszący się na równi do głosów płynących od psychologów, socjologów, ale również do przedstawicieli przemysłu tworzącego technologie bezpieczeństwa. Dwóch rzeczy jednak nie unikniemy jako społeczeństwo. Pierwszą z nich są same systemy obserwacji w naszym otoczeniu (publiczne czy prywatne), a drugą jest niezadowolenie jakiejś ze stron. A być może nawet sprzeciwu wobec pewnego konsensusu, zarówno radykalnie nastawionych zwolenników, jak i przeciwników nowych systemów monitoringu.

Reklama

Komentarze

    Reklama