Reklama

Bezpieczeństwo Wewnętrzne

Czy potrzebujemy ustawy o ochronie ludności i obronie cywilnej? [OPINIA]

Autor. Marek Borawski/KPRP

Prawo nagłówków Betteridge’a, czyli reguła, zgodnie z którą na każdy nagłówek prasowy kończący się znakiem zapytania można odpowiedzieć „nie”, w przypadku tytułu tego artykułu nie ma zastosowania. Ustawy regulującej kwestie ochrony ludności i obrony cywilnej potrzebujemy bardziej niż kiedykolwiek. Wieloletnich zaniedbań nie uda się oczywiście nadrobić tak szybko, jak wszyscy byśmy tego oczekiwali, nie zmienia to jednak faktu, że działać trzeba sprawnie. I musimy zdać sobie sprawę z tego, że dotyczy to nie tylko szeroko pojętego aparatu państwa, ale też całego „trzeciego sektora”, który – jak wielokrotnie podkreślało MSWiA – ma być jednym z filarów nowo formującego się systemu. 

Na ustawę o ochronie ludności i obronie cywilnej czekamy od lat. Kolejne projekty miały swoje „wzloty i upadki”, jednak finalnie wszystkie lądowały poza rządową agendą. Powody były różne – od tych finansowych, po te systemowe. I nie ma co ukrywać, że stworzenie rozwiązań, na miarę dzisiejszych wyzwań, to spory problem, który staje się jeszcze większy, jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że de facto nie ma czego reformować i cały system zbudować trzeba od nowa. 

Czytaj też

Ostatecznie, projekt z sukcesem przez Sejm i Senat udało się przeprowadzić dopiero pod koniec 2024 roku. Co ważne, doszło do tego w atmosferze ponadpartyjnego konsensusu, co w ostatnich latach w Polsce zdarza się naprawdę rzadko. Ustawa czeka obecnie na podpis prezydenta, ale weto w tej kwestii jest raczej dość mało prawdopodobne. 

Edukacja, edukacja i jeszcze raz pieniądze

O tym, czy ustawa przygotowana przez MSWiA to najlepsze z możliwych rozwiązań można oczywiście dyskutować, ale nawet przedstawiciele resortu, w którym powstała, nie ukrywają, że idealna nie jest. Daje ona jednak pewne możliwości działania i – przynajmniej teoretycznie – zapewnia dość stabilne finansowanie całego systemu. I choć to czy 0,3 proc. PKB jest wystarczającą kwotą to osobna kwestia, znaczący strumień pieniędzy pojawi się w przestrzeni, w której do tej pory nie było ich prawie wcale. 

Czytaj też

Rzeczą oczywistą jest, że bez znaczących środków realizacja założeń ustawy nie będzie możliwa. Te jednak – oprócz np. budowy schronów (i innych miejsc, w których efektywnie można się schronić w momencie zagrożenia) – muszą zostać rozdysponowane także na inne obszary. A biorąc pod uwagę, jak dziś kształtuje się świadomość społeczna dotycząca oporności państwa, to właśnie edukacja powinna być jednym z nich.

Skutki niedawnej powodzi w południowo-zachodniej Polsce wciąż są usuwane, ale to czy państwo zdało egzamin z „kryzysu”, jest pytaniem wciąż otwartym. Z jednej strony, kolejny raz z niemałym efektem zafunkcjonowało „pospolite ruszenie”, z drugiej uwidoczniło ono głębokie braki i wieloletnie zaniechania państwa. Okazało się, że w kliku najbardziej dotkniętych powodzią gminach, zarządzanie kryzysowe od przedstawicieli samorządu przejąć musieli doświadczeni strażacy. Dlaczego? Bo ani w przeszłości, ani dziś nikt nie przygotowuje samorządowców do realnego zarządzania w kryzysie. Trudno się zatem dziwić, że ci – w obliczu sytuacji, z jaką mieliśmy do czynienia – nie byli w stanie efektywnie działać. I to właśnie jedno z zadań dla państwa.

Czytaj też

Ustawa o ochronie ludności przewiduje, że przedstawiciele administracji będą zobligowani – po objęciu urzędu – do przejścia szkolenia z zakresu ochrony ludności i obrony cywilnej. Za ich przeprowadzenie odpowiedzialna ma być Akademia Pożarnicza. Jednak nie ma co ukrywać, że obciążenie – choć pojawiające się „falami”, które związane będą m.in. z wyborami – będzie spore i sama strażacka uczelnia może nie być w stanie odpowiedzieć na wszystkie potrzeby. Tutaj z kolei do „gry” mogą wkroczyć organizacje pozarządowe. 

Do celu, wieloma drogami

By system mógł działać sprawnie, ale przede wszystkim efektywnie, czynny udział w jego tworzeniu, muszą brać obywatele. Ten proces powinien rozpocząć się od budowania podstaw świadomości zagrożeń i tego, jak należy reagować, kiedy te już się pojawią. Edukacja może i powinna odbywać się nie tylko na poziomie administracji państwowej i dużych firm z udziałem skarbu państwa, ale też wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z usługami czy zasobami mogącymi mieć strategiczne znaczenie dla danego regionu, a w efekcie dla państwa jako całości.

Reklama

Problem jednak w tym, że o ile postulat dotyczący powszechnych szkoleń formuje się dość łatwo, jego realizacja jest znacznie trudniejsza, niż mogłoby się wydawać. Po pierwsze, dlatego że – co powiedzieć trzeba jasno – ekspertów z dziedziny przez lata zapomnianej przez państwo jest „jak na lekarstwo”. Po drugie – by móc mówić o systemowym działaniu - takie „kursy” powinny być w jakiś sposób nadzorowane lub certyfikowane przez MSWiA. Może się to odbywać choćby poprzez sprawdzanie zgodności z wypracowanym przez resort programem - który miejmy nadzieje, niebawem ujrzy światło dzienne – ale to tylko jeden z pomysłów. Najważniejsze, by metodycznie wprowadzać do społeczeństwa spójne i potrzebne informacje. „Dowolność” może prowadzić do chaosu, a ten ostatecznie zaprzepaści szansę przed jaką dziś stoimy. 

Czytaj też

Dlaczego w takim razie potrzebujemy ustawy o ochronie ludności? Potrzebujemy jej, by – oprócz wszystkich ważnych zadań, które stoją przed rządem i samorządem – „obudzić” społeczeństwo. W całym procesie „pomocne” - choć brzmi to niezbyt dyplomatycznie - może okazać się to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Perspektywa państwa, sąsiadującego z krajem prowadzącym regularną wojnę, zawsze zmienia nieco optykę i społeczną uwagę kieruje na sprawy, którym do tej pory za wiele czasu nie poświęcano. Chodzi m.in. o bezpieczeństwo – to militarne definiowane przez nowoczesne systemy rakietowe, czołgi i myśliwce, ale też to skupiające się na reakcji każdego z nas w sytuacji zagrożenia.

Przedstawiciele MSWiA pytani o to, co zmieniłoby się, gdyby ustawa o ochronie ludności i obronie cywilnej funkcjonowała, zanim Polskę kilka miesięcy temu nawiedziła powódź, odpowiadają wprost, że przepisy te – w przeważającej większości - mają przygotować kraj na czas wojny. Warto jednak spojrzeć na nie także nieco szerzej i skorzystać z możliwości, jakie ustawa może otworzyć w „czasie pokoju”. Bo, o ile wszyscy liczymy na to, że do konfliktu zbrojnego, w którym Polska będzie stroną, nigdy nie dojdzie, o tyle sytuacja, w której odpowiednia reakcja każdego z nas będzie składała się na sukces całego państwa, może zdarzyć się szybciej, niż nam się wydaje. I nie chodzi tu tylko o to, by wiedzieć, gdzie szukać schronu (zakładając, że w ogóle jest czego szukać), ale o to, by mieć świadomość, że najczęściej – w kryzysie - bez obywatela państwo może znacznie mniej, by nie powiedzieć, że nie może prawie nic. Dlatego edukacja, szkolenia czy akcje uświadamiające są równie ważne, jak budowa schronów i inwestycje w skuteczny system alarmowania i ostrzegania. I tylko działanie „na wielu frontach” pozwoli skutecznie zbudować system, na który Polska czeka od lat.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama