Reklama

Bezpieczeństwo Wewnętrzne

Czas skończyć wojnę z terroryzmem

Autor. Petty Officer 2nd Class Ja'lon Rhinehart, Combined Joint Special Operations Task Force - Arabian Peninsula

Pomimo wyzwania, jakie stanowi dla Zachodu poprawne określenie celów w obszarze aktywności antyterrorystycznej, nie może on już dłużej obstawać przy poprzedniej definicji walki z terroryzmem, zmierzającej do jego wykorzeniania. Po pierwsze, ograniczają nas inne wyzwania, a po drugie jest to działanie skazane na porażkę, bo terroryzm jest metodologią, która będzie używana przez słabsze strony.

Reklama

Minęła kolejna symboliczna rocznica rozpoczęcia wojny z terroryzmem. Symboliczna, bo zamach z 11 września był największym przedsięwzięciem i uderzeniem terrorystów islamstycznych na terytorium państwa zachodniego, ale symboliczna także dlatego, że walka ta trwała już wcześniej. Wystarczy wspomnieć samobójczy zamach na stojący w Adenie niszczyciel USS Cole, dokonany prawie rok przed zamachem na World Trade Center.

Reklama

Po ponad dwóch dekadach i po wysiłku, jaki został poniesiony - ludzki, materialny, operacyjny i finansowy - dobrze jest odnieść się do tego, co zostało dzięki temu osiągnięte. I tu na wojnę z terroryzmem trzeba patrzeć w dwóch oddzielnych, chociaż powiązanych ze sobą wymiarach: bezpieczeństwa wewnętrznego oraz zwalczania przeciwnika poza własnym terytorium. Podział taki sugerują nie tylko skutki tych działań dla społeczeństwa, ale też narzędzia, jakimi posługujemy się na różnych obszarach. W pewnym uproszczeniu, żeby powstrzymywać ataki wewnątrz naszych krajów opieraliśmy się na pracy służb wewnętrznych, a misje za granicami przeprowadzały siły zbrojne. Chociaż i w jednym, i w drugim przypadku, ze względu na skalę zagrożenia wewnątrz kraju wspierano się armią, na przykład we Francji, a ze względu na naturę zjawiska, na zewnątrz korzystano też z działań służb wewnętrznych.

Czytaj też

W wewnętrznej domenie, po początkowych porażkach, można mówić o pewnym sukcesie działań służb. Według corocznych raportów Europolu liczba zamachów islamistycznego terroryzmu spada, a cały czas utrzymuje się wysoki poziom aresztowań i wykrywania kolejnych spisków. Co prawda tu i tam zdarzają się ataki z użyciem noża czy maczety, ale nie są to znane z przeszłości ataki wielkoskalowe, które poza szokiem przynosiły dużą liczbę ofiar. Tu, poza 9/11, należy wspomnieć o zamachu na dworzec w Madrycie 11 marca 2004 roku oraz na londyńską komunikację 7 lipca 2005. Dopiero po pewnej przerwie (do tego później nawiążę), terrorystom udało się zaatakować w 2015 roku redakcję "Charlie Hebdo", przeprowadzić w listopadzie zamach w Paryżu na Stade de France i klub Bataclan, w 2016 roku na brukselskie lotnisko i atak ciężarówkami w Nicei i Berlinie, a później samobójczy atak na koncercie Ariany Grande w Manchester Arena w 2017 roku. Na końcu tej listy mamy zamach w Katalonii, a dokładnie w Barcelonie i w Cambrils, z sierpnia 2017 roku.

Reklama

Od tego czasu większych zamachów nie było, za to informowani jesteśmy o rozmontowywaniu kolejnych siatek terrorystów takowe przygotowujących. Od ekspertów słyszymy, że terroryści wolą unikać wykrycia, radykalizując jednostki w sieci, namawiając tzw. samotnych wilków do prostych ataków przy użyciu noża, samochodu itp. Można oceniać tą strategię jako trudniejszą do wykrycia, ale nie jest ona skuteczniejsza z punktu widzenia interesów organizacji terrorystycznej. Tym organizacjom bowiem zależy na spektakularnym działaniu, które przykuje uwagę światowych mediów, pokaże zdolność sprawców i podniosą ich prestiż, przyciągając sponsorów i kolejnych zafascynowanych rekrutów.

Czytaj też

Jeżeli ktoś pochwyconym w sklepie nożem ranił przypadkowego klienta, to z jednej strony trudno to wykryć zawczasu, a z drugiej, z całym szacunkiem dla cierpienia ofiary i najbliższych, zasadniczo akt taki nie wywołuje zamierzonego wrażenia "terroru".

Odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się stało, przenosi nas do drugiej wspomnianej domeny konfliktu, czyli zagranicznych terytoriów, gdzie islamistyczny terror zdobył wpływy i kontrolę. Wydaje się, że zdolność do przeprowadzania poważniejszych operacji jest połączona ze zbudowaniem stabilnej sytuacji dla terrorystów na jakimś obszarze. Pokonanie terrorystów z Al-Kaidy czy ISIS i w początkowej fazie także talibów w Afganistanie, na jakiś czas powstrzymało wielkie ataki. Dopiero gdy ISIS w 2014 roku stworzyło quasi państwo na terytorium Syrii i Iraku, zdobyło środki i nawiązało kontakty, udało się im przeprowadzić kolejne duże, wspomniane wcześniej, zamachy drugiej fali w Europie. I tu ponownie, pokonanie i poważne ograniczenie jego działalności w Syrii spowodowało spadek tej zdolności i relatywny spokój na naszym kontynencie.

Tak więc widać, że ograniczenie działań terrorystycznych jest sukcesem pracy w obydwu obszarach. A jeżeli ktoś miałby wątpliwości, to proszę, żeby szybko przypomniał sobie nazwiska trzech kolejnych liderów Państwa Islamskiego po kalifie Al-Baghdadim lub powiedział chociaż, kto po Ajmanie Al-Zawahirim kieruje teraz Al-Kaidą.

Czytaj też

Niestety ten zewnętrzny element wojny z terroryzmem jest najtrudniejszy do kontrolowania. Wojska amerykańskie wraz z NATO opuściły Afganistan i do władzy błyskawicznie powrócili talibowie, związani co prawda porozumieniami z Doha, dotyczącymi zakazu udzielania schronienia międzynarodowym organizacjom terrorystycznym, ale też nie do końca zdolni wywiązać się z tych obietnic.

Służby więc od jakiegoś czasu informują o rosnącym zagrożeniu ze strony Państwa Islamskiego Prowincji Chorasan (ISKP), chociaż trwa dyskusja, na ile ISKP rzeczywiście będzie w stanie przenieść swoje działania dalej niż do Pakistanu czy Indii. Drugim, o wiele szerszym i gorzej kontrolowanym obszarem jest Sahel, gdzie dżihadystyczna rebelia rozkręciła się do tego stopnia, że czasami terroryści związani z ISIS (Państwo Islamskie Prowincji Zachodniej Afryki) walczą z tymi spod znaku Al-Kaidy (Grupa Wsparcia Islamu i Muzułmanów), mniej koncentrując się na walce z wojskiem.

Przyczyną tego stanu rzeczy są przede wszystkim przewroty wojskowe (Mali, Burkina Faso, Niger), które prowadzą do wypychania francuskich wojsk prowadzących w rejonie działania antyterrorystyczne. Pojawianie się w to miejsce najemników rosyjskich niezainteresowanych tworzeniem stabilizacji w regionie pogarsza tylko bezpieczeństwo tych państw. W przeszłości raczej nie słyszano o organizacjach z Sahelu wzywających do ataków w Europie, teraz jednak to się zmienia i nagrania oraz magazyny dżihadystów z tego rejonu zwracają się ku europejskim zwolennikom.

Czytaj też

Dlaczego do tego dopuszczono, skoro znamy ryzyko dla naszego bezpieczeństwa z powstania takiej sytuacji? Z jednej strony jest to pokłosie wojny z Rosją na Ukrainie. Nie mogąc uderzyć bezpośrednio w Zachód, Rosja stara się tanim kosztem tworzyć zagrożenie dla niego i zwiększać koszt prowadzenia tego konfliktu po naszej stronie podejmując działania destrukcyjne na Sahelu. Z drugiej strony jest to też przekierowanie uwagi i środków przez Zachód na poważniejsze zagrożenia, takie jak wspomniana polityka Rosji czy konkurencja i narastające napięcie wokół Chin. Z tego powodu także uwaga mediów przekierowana jest na te wyzwania i możemy odnosić wrażenie, że terroryzm zniknął, a on zniknął z pola naszego widzenia tylko na jakiś czas.

Wzrost innych wyzwań w obszarze bezpieczeństwa międzynarodowego każe jednak postawić pytanie o alokację zasobów. Czy każda organizacja islamistycznego terroryzmu działająca w swoich lokalnych warunkach stanowi dla nas zagrożenie i musi spotykać się z odpowiedzią Zachodu? Trudność odpowiedzi na to pytanie wynika z tego, że zagrożenie nie musi dotyczyć naszych państw, jednakże może dotyczyć także ich interesów. Tocząca się w odległej prowincji Mozambiku, Cabo Delgado, walka radykałów, którzy złożyli przysięgę na wierność Państwu Islamskiemu, teoretycznie może nas nie dotyczyć, ale w tym rejonie działają zachodnie koncerny wydobywające gaz i był moment, że terroryści stanowili dla nich realne zagrożenie.

Czytaj też

Możemy się zastanawiać, na ile organizacje terrorystyczne z Sahelu będą zdolne uderzyć poważnie w Europie, ale wizja transsaharyjskich rurociągów z Nigerii, przez Niger do Algierii i dalej do Włoch, które miałyby być alternatywą dla rosyjskich dostaw, raczej się oddala. Tym niemniej, pomimo wyzwania jakie stanowi dla Zachodu poprawne określenie celów w obszarze aktywności antyterrorystycznej, nie może on już dłużej obstawać przy poprzedniej definicji walki z terroryzmem, zmierzającej do jego wykorzeniania. Po pierwsze, ograniczają nas wspomniane wcześniej inne wyzwania, a po drugie jest to działanie skazane na porażkę, bo terroryzm jest metodologią, która będzie używana przez słabsze strony.

Reklama

Komentarze (1)

  1. Sorien

    Wiem że tego komentarza nie umieścicie bo wogule na tym dziale nie umieszczacie ale was trochę doinformuje .... to nie była żadna wojna z terroryzmem.... to były wojnę cementowania hegemoni USA . Atakujac Irak o Afganistan chcieli upiec kilka pieczeni na jednym ogniu . Po pierwsze zrobić niezatapialne lotniskowce które będą wpływały na region i otworzą drzwi do zachodu dla np byłych republik poradzieckich Azji środkowej co bardzo by krzyżowało szyki Chinom i Rosji a także w dalszej perspektywie Indiom . Po drugie okrążenie Iranu od wschodu i zachodu i ementualna inwazja lądowa. Też ważny temat surowcowy ropa Iraku itp ale to chodziło by mieć monopol na ropopochonde surowce a nie kradzieże ropy jak gadała zachodnia Ulica ....

Reklama