Reklama

Służby Specjalne

USA: po zamachu w Bostonie kontrole w agencjach wywiadowczych

  • Koncern Lockheed Martin współpracuje z Japończykami przy odbudowie floty ich samolotów F-2 – fot. Lockheed Martin/ Katsuhiko Tokunaga
    Koncern Lockheed Martin współpracuje z Japończykami przy odbudowie floty ich samolotów F-2 – fot. Lockheed Martin/ Katsuhiko Tokunaga

Trwają pracę nad raportem mającym ujawnić ewentualne zaniedbania amerykańskich służb wywiadowczych, które umożliwiły przeprowadzenie zamachów bombowych w Bostonie 15 kwietnia. Jednak już teraz James Clapper, Dyrektor Wywiadu Narodowego twierdzi, iż wina nie leży po stronie służb.

Czytaj też: Zamach w Bostonie: pierwszy taki atak od 11 września 2001 roku Inspektor Generalny przeprowadza niezależne dochodzenie wśród 16 amerykańskich agencji wywiadowczych, sprawdzając, czy którakolwiek z nich była w posiadaniu informacji o planowanym zamachu w Bostonie. Bada również  jak wyglądał przepływ informacji o sprawcach zamachu pomiędzy poszczególnymi agencjami. Clapper pewien jest jednak, jeszcze przed opublikowaniem raportu, iż służby wywiadowcze nie dopuściły się zaniedbań. Uważa on, iż podjęte zostały wszelkie możliwe kroki i nic więcej nie dało się zrobić w kierunku uniemożliwienia ataku w trakcie maratonu bostońskiego. Tymczasem w USA wzrasta medialna krytyka FBI, po tym jak okazało się, iż w 2011 r. służby te przesłuchiwały Dżohhara Carnajewa, po otrzymaniu informacji od Rosjan, iż może on być islamskim ekstremistą. W trakcie przesłuchania nie znaleziono jednak niczego podejrzanego, więc sprawa została umorzona. Nazwisko Carnajewa na wniosek CIA zostało wtedy umieszczone w rządowej bazie danych, jednak fakt ten nie dawał podstaw do podjęcia działań przez jakiekolwiek służby. Czytaj też: USA: szef wywiadu przestrzega przed cięciami „Rośnie liczba zagrożeń” FBI wiedziało także o tym, że starszy z braci Carnajewów w 2012 r. przebywał w Rosji gdzie, jak podejrzewa się teraz, uległ radykalizacji. Clapper broni się jednak tłumacząc, że trudno jest określić dokładny moment, w którym jednostka ulega radykalizacji do tego stopnia, iż może odwołać się do użycia przemocy. Zwiększenie zaś wykrywalności przypadków indywidualnej radykalizacji musiałoby się wiązać ze znacznym naruszeniem prywatności, na które Amerykanie nie byliby w stanie się zgodzić. Prezydent Obama zmobilizował zaś grupę kontr-terrorystyczną, która ma ocenić czy i w jaki sposób możliwe jest wczesne wykrycie zradykalizowanych jednostek. (AK)
Reklama

Komentarze

    Reklama