„Agenci Służby Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej (SWR) przejawiają w Niemczech wzmożoną aktywność. Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (BfV), czyli niemiecki kontrwywiad, oraz Urząd Kontrwywiadu Wojskowego (MAD) obserwują to zjawisko z dużym niepokojem i przestrzegają przed niewinnymi na pozór spotkaniami i rozmowami z rosyjskimi dyplomatami”.
W podobnym tonie utrzymane są raporty służb kontrwywiadowczych nie tylko państw regionu Europy Środkowo-Wschodniej, ale także zachodniej Europy. Od kilku lat Rosjanie systematycznie zwiększają aktywność wywiadowczą na starym kontynencie. Przy czym owej zwiększonej aktywności towarzyszy też znacznie agresywniejsza forma zdobywania informacji. Niemiecki kontrwywiad odnotował w ubiegłym roku masowe próby tzw. półotwartych kontaktów ze źródłami. Metoda ta polega na nawiązaniu bezpośrednich relacji z wytypowaną wcześniej, dokładnie sprawdzoną, interesującą rosyjski wywiad osobą. Z tym, że figurant ma jedynie świadomość, że jego rozmówca jest rosyjskim dyplomatą. Innych szczegółów może się tylko domyślać. Teoretycznie niegroźny, dość ogólny charakter prowadzonych rozmów, pozwala na osiągnięcie zaskakujących efektów. Po pierwsze urzędnicy, a szczególnie pracownicy średniego szczebla (w tym pomocniczego) bywają zadziwiająco otwarci. Po drugie, dzięki tej technice można stosunkowo szybko zweryfikować prawdziwość pozyskanych informacji. Może nie co do szczegółów, ale bardziej kierunku rozważań. A to już dużo. Taka konstrukcja pozwala na optymalne zaangażowanie środków na wyselekcjonowanych zagadnieniach. Mało tego, masowość kontaktów utrudnia prowadzenie klasycznych działań dezinformacyjnych, przynajmniej na etapie wstępnej pracy ze źródłami. Ciekawe spostrzeżenie dotyczy także reakcji samych źródeł. Otóż okazuje się, że świadomość charakteru relacji z dyplomatami obcego państwa jest znikoma, by nie powiedzieć żadna. Innymi słowy Rosjanie, także poprzez masowość relacji, stworzyli bardzo skuteczne narzędzie. Dlaczego? Bo powtarzający się argument po stronie potencjalnych źródeł za każdym razem brzmi: „macie paranoję, przecież nie każdy dyplomata to rosyjski szpieg, czasy zimnej wojny mamy za sobą”. Czy aby na pewno?
Niemiecki kontrwywiad jest przekonany, że blisko 1/3 składu personelu ambasady rosyjskiej w Berlinie prowadzi także inne czynności, znacznie wykraczające poza deklarowane obszary zainteresowań. Sytuacja ta nie jest czymś wyjątkowym biorąc pod uwagę inne przedstawicielstwa Federacji Rosyjskiej w stolicach UE.
Rosjanie, zachęceni doskonałymi wynikami podobnej aktywności prowadzonej w ostatnich latach w Brukseli, postanowili wprowadzić nowe zasady także w innych państwach UE. Belgijski kontrwywiad alarmował (o czym pisaliśmy tu), że ilość rosyjskich szpiegów w Brukseli znacznie przekroczyła stan z czasów zimnej wojny. Belgowie wielokrotnie sygnalizowali także pilną konieczność ściślejszej koordynacji działań kontrwywiadowczych z powodu nadaktywności Rosjan.
Niepokój wyrażały także brytyjskie służby, które opracowały niezwykle obszerny, specjalny raport (dla komisji parlamentarnej monitorującej pracę służb) na temat rosyjskich operacji w Londynie. Zwrócono tu szczególną uwagę na aspekt ekonomiczny – legalizowanie środków pieniężnych, ale także na plasowanie spółek prowadzących działalność na rzecz wywiadu rosyjskiego via Londyn, na europejskim rynku – przede wszystkim w obszarze doradztwa i energetyki.
Jeszcze inaczej sytuacja kształtuje się w Czechach i na Słowacji, gdzie rosyjskie służby zawsze czuły się bardzo swobodnie. Sytuacja w ostatnich latach nie uległa zmianie. Stopień rosyjskiej penetracji życia polityczno-gospodarczego jest tu znacznie powyżej środkowoeuropejskiej normy (o ile o takiej można mówić). Przykład naszych południowych sąsiadów jest o tyle interesujący, że w obydwu przypadkach, w tle życia politycznego pojawiają się tam rodzime podmioty gospodarcze o strukturze holdingowej, o ponadstandardowych wpływach, ale z silnymi korzeniami na wschodzie. Dodajmy, podmioty skutecznie „promieniujące”, prowadzące aktywną działalność także na terytorium Polski.
Świadomie nie poruszam kwestii państw bałtyckich bo to materiał na zupełnie inne opracowanie. Nie tylko ze względu na specyfikę (duży odsetek obywateli rosyjskich), ale także bardzo wyraźne, chciałoby się napisać, zaczepne działania podejmowane nie tylko przez SWR, ale także inne służby Federacji Rosyjskiej. No cóż, jak widać w wydaniu rosyjskim: co kraj to (wywiadowczy) obyczaj...
Konkluzja, szczególnie w odniesieniu do stolic zachodnich, nie jest optymistyczna. Otóż okazuje się, że personel pomocniczy, urzędnicy, ale i parlamentarzyści nie są przygotowani ani teoretycznie, ani praktycznie na tzw. sytuacje wywiadowcze. Mało tego, wyraźnie lekceważą to zagrożenie. Także kultura pracy z informacjami
o znaczeniu strategicznym, lecz nie klauzulowanymi, pozostawia wiele do życzenia.
Tymczasem ostatnie wydarzenia na Ukrainie, wzrost napięcia w relacjach z USA i NATO pokazują, że Rosja będzie podążać nowym, zdecydowanie konfrontacyjnym wobec świata zachodniego kursem. Wydaje się także, że Moskwa obrała ten azymut już kilka lat temu, jednak dzięki skutecznej pracy SWR w europejskich stolicach udało się w znacznym stopniu osłabić czujność zachodnich służb. Z kolei „efekt Snowdena” przyniósł poważne ograniczenie zaufania w gronie sojuszników. Dziś służby kontrwywiadowcze państw UE i NATO próbują nadrobić stracony czas.
Maciej Sankowski