Reklama

Dotychczasowe ataki kojarzyły się nam raczej z misternie przygotowanymi operacjami terrorystycznymi, rozgrywającymi się w centrach dużych miast, w których przygotowanie zaangażowane były całe zespoły osób. O co więc chodzi?   

Kiedy w ubiegłym roku francuskie i brytyjskie służby przesłuchiwały podejrzewanych o wspieranie IS, funkcjonariusze zwrócili szczególną uwagę na podobieństwo zeznań w odniesieniu do osób powracających z Syrii. Otóż „bojownicy” po przeszkoleniu oraz chrzcie bojowym często namawiani byli do powrotu do swoich macierzystych społeczności w Europie. Po co? Aby tam, na miejscu, prowadzić dalszą świętą wojnę z niewiernymi. Jednak tego typu działania są z jednej strony kosztowne, z drugiej stosunkowo łatwe do wyśledzenia – szczególnie jeżeli prowadzone są przez osoby „rzucające się w oczy” – z operacyjnego punktu widzenia. Terroryści przyjęli więc inną taktykę, którą w skrócie opisać można w następujący sposób: „czyńcie dżihad tak, jak potraficie, jak podpowiada wam serce i Allah”. Innymi słowy, nie liczcie na wsparcie ani logistyczne, ani finansowe. Organizujcie się, działajcie wedle własnego uznania, sami obierajcie cele i atakujcie. Przecież wiecie jak zabić.  

Ten nowy sposób prowadzenia działań terrorystycznych jest niezwykle trudny do neutralizacji. Wymagałby albo objęcia kontrolą operacyjną całych społeczności, co oczywiście nie jest możliwe, albo bardzo dobrze rozbudowanych siatek osobowych źródeł informacji na terenie całego kraju, co także wydaje się po prostu nierealne. Jednak nawet takie podejście nie gwarantowałoby końcowego sukcesu – to jest zatrzymania sprawcy przed dokonaniem aktu terrorystycznego, „wyłuskania” go.

Czytaj też: Zamachy w Niemczech osłabią pozycję Merkel. Zagrożenie dla wschodniej flanki NATO

O ile bowiem można wytypować potencjalnych sprawców czy podejrzanych o radykalne poglądy, o tyle niezwykle trudno jest namierzyć pojedyncze osoby, faktycznie przygotowujące się do przeprowadzenia tego typu akcji.

Konkluzje dalekie są zatem od optymistycznych, co oczywiście nie znaczy, że służby specjalne są całkowicie bezradne wobec tego niebezpiecznego trendu. Na pewno zwiększona została w ostatnim czasie intensywność współpracy zachodnich służb, szczególnie w zakresie wymiany informacji. Do aktywnej walki z terroryzmem włączył się także Interpol, który udostępnił służbom swoją unikalną bazę danych, zawierającą informacje o ponad 7500 bojownikach z 60 państw. Dane te umożliwiają nie tylko bardziej efektywne prowadzenie kontroli krzyżowych, ale także pogłębionych badań przesiewowych dotyczących ruchu granicznego.

Czytaj też: Europa na celowniku terrorystów. 211 ataków w 2015 roku

Przedstawiciele europejskich służb specjalnych podkreślają, że kluczowym elementem jest „rozbudowanie pomostu informacyjnego” pomiędzy aktywnością IS w strefach konfliktów zbrojnych oraz na terenach kontrolowanych przez terrorystów, a Europą Zachodnią gdzie Da’esh dokonuje ataków i wspiera struktury radykałów. Mówiąc wprost, chodzi o podjęcie aktywnych działań o charakterze wywiadowczym na terenie wroga, w celu jeszcze lepszej identyfikacji siatek powiązań personalnych, ale i „wyłuskania” osób biorących udział w szkoleniach. Skuteczna walka z Państwem Islamskim wymaga zatem aktywnej postawy europejskich wywiadów także poza Starym Kontynentem.

Na koniec dwie, wydawałoby się banalne uwagi, ale o niebagatelnym znaczeniu dla sprawy. Skuteczna walka z terroryzmem to także kompatybilne bazy danych poszczególnych służb. Tymczasem okazuje się, że ich jakość wymaga zdecydowanej poprawy i to wcale nie od strony informatycznej, ale z punktu widzenia poprawności zapisywanych danych – w tym szczególnie personalnych. Podobnie wygląda kwestia sposobu zapisu nazw organizacji, miast czy innych, bardziej wrażliwych danych. Jeżeli bazy mają spełniać swoją rolę to potrzebna jest wspólna metodologia obejmująca także dane historyczne. Mrówcza praca. A o tym, że istnieje wiele form zapisu, nawet podstawowych informacji przekonuje choćby powyższy, niegroźny tekst.  

Maciej Sankowski

Reklama
Reklama

Komentarze