Reklama

Według ETPC istnieją dowody na to, że ośrodki CIA powstały nie tylko za wiedzą polskich władz, ale także przy ich pomocy. Tym samym Warszawa musiała być świadoma sprzecznego z europejskimi konwencjami praw człowieka traktowania osadzonych tam osób.

Stwierdzono również, co wydaje się kluczowe w kontekście procedury odwołania, że Polska nie dość skutecznie prowadziła dotychczas śledztwo w tej sprawie i nie zapobiegła torturom oraz "nieludzkiemu traktowaniu" więźniów.

Wyrok ETPC jest o tyle istotny, że po raz pierwszy pada (nie w formie spekulacji czy domysłów) informacja potwierdzająca fakt lokalizacji "black site" w Kiejkutach. Wydaje się, że problemu ośrodków CIA nie da się przemilczeć również dlatego, że temat powróci ze zdwojoną siłą po wakacjach. Sekwencja zdarzeń związana z tym problemem wyraźnie nie sprzyja interesom Polski, ale i USA. Opóźnia się bowiem publikacja wniosków z raportu Senatu USA na temat funkcjonowania tajnych więzień CIA. W grudniu 2012 r. przyjął on liczący ponad 6 tys. stron, raport na temat stosowania w praktyce programu tzw. wzmocnionych technik przesłuchań, takich jak podtapianie (waterboarding) czy pozbawiania snu. Senatorowie badali czy CIA prowadziła tego typu techniki przesłuchań w swoich tajnych ośrodkach zlokalizowanych poza granicami kraju (a w konsekwencji poza amerykańską jurysdykcją) w ramach walki z terroryzmem. Wbrew stanowisku służb i administracji prezydenta USA, Senat zagłosował za odtajnieniem raportu. Po dyskusji w komisji wywiadu uznano jednak, że odtajniona zostanie część zawierająca konkluzje wzbogacona o streszczenie raportu. Dokument liczy 481 stron i obecnie został już przesłany z CIA do Białego Domu gdzie zostanie ostatecznie zredagowany.

Dlaczego piszę o tak wydawałoby się mało istotnych szczegółach technicznych? Waga tego dokumentu w zestawieniu z wyrokiem ETPC może mieć kolosalne znaczenie dla interesów Polski. Trudno dziś zakładać, że publikacja raportu nie wpłynie na poziom bezpieczeństwa narodowego. Nie mamy pewności jak bardzo szczegółowe będą opisy miejsc i zdarzeń w omawianym dokumencie, choć można przypuszczać, że nie padnie w nim ani nazwa naszego kraju ani nazwy miejscowości. Jednak wiadomo, że w bazowej wersji dokumentu takie informacje się znajdują.

Amerykanie twierdzą nieoficjalnie, że moment publikacji dokumentu jest opóźniany z powodu możliwych, bardzo dynamicznych reakcji w krajach arabskich. Trudno jednak zakładać aby dokument przeszedł bez echa. Pozostaje pytanie czy polskie służby znają treść raportu i czy analizowano potencjalne konsekwencje związane z jego publikacją, z polskiego punktu widzenia.  

Maciej Sankowski

Reklama
Reklama

Komentarze