Reklama

Bezpieczeństwo Wewnętrzne

Działania psychologiczno-dezinformacyjne kluczowe w ataku na Polskę [OPINIA]

Fot. Straż Graniczna/Twitter
Fot. Straż Graniczna/Twitter

Wprowadzenie stanu wyjątkowego na obszarze przygranicznym z Białorusią było konieczne, mimo że ograniczanie dostępności mediów w państwie demokratycznym jest zawsze kontrowersyjne i to nawet w warunkach wojennych. Z drugiej strony specyfika działań podejmowanych w ataku hybrydowym powoduje trudność w pociąganiu do odpowiedzialności karnej obywateli państwa atakowanego, świadomie wspierających te działania.

W prowadzonym od miesiąca ataku demograficznym na Polskę kluczową rolę odgrywają działania o charakterze psychologiczno-dezinformacyjnym, w szczególności sztucznie wytworzony kryzys w pobliżu Usnarza Górnego. Skoncentrowanie uwagi na ok. 30 migrantach koczujących na Białorusi przy granicy z Polską miało na celu ośmieszenie kraju atakowanego i sprowadzenie ataku do rzekomego strachu Polski przed "garstką konających uchodźców". W pierwszej kolejności chodziło więc o wytworzenie fałszywego obrazu sytuacji, w którym przebywający na granicy migranci mieli jakoby uciekać przed talibami z Afganistanu ratując swoje życie, a następnie trafić w ręce bezdusznej polskiej Straży Granicznej w sposób bestialski torturującej i głodzącej umierających "uchodźców". Warto przy tym jeszcze raz podkreślić, że obraz ten nie miał nic wspólnego z rzeczywistością, a coraz więcej faktów wskazuje na to, że grupa w Usnarzu od samego początku współpracowała z białoruskimi służbami odgrywając swoją rolę. Świadczą o tym m.in. ustalenia polskich służb, iż co najmniej część z tych osób mieszkała wcześniej na terenie Federacji Rosyjskiej, a także zdjęcia wskazujące na dobre relacje między migrantami a funkcjonariuszami białoruskich służb, w tym regularne narady, a także odwożenie i dowożenie osób do tej grupy. Kolejnym celem jest odwrócenie uwagi opinii publicznej od istoty problemu, tj. faktu sprowadzania tysięcy migrantów w celu ich kierowania na granicę z Polską, Litwą i Łotwą poprzez zdominowanie przekazu przez sytuację w Usnarzu i narracji z tym związanej. W ten sposób następuje próba przekierowania debaty z rzeczywistego problemu białorusko-rosyjskiego ataku demograficznego na sztuczny problem "przyjmowania uchodźców" i ich "niehumanitarnego" traktowania.

Ten fałszywy przekaz kierowany jest zarówno do białoruskiej opinii publicznej jak i polskiej oraz międzynarodowej, przy czym w każdym wypadku cele są odmienne. Jeżeli chodzi o białoruską opinię publiczną, to ma to na celu odbudowę tzw. powiązań (czyli utożsamiania się społeczeństwa z władzą i jej instytucjami jako jego reprezentantami) poprzez próbę skompromitowania państw wspierających demokratyczną opozycję jako rzekomo zbrodniczych i jakoby bestialsko traktujących ludzi. Przekaz ma być zatem taki, że represje stosowane przez białoruski reżim nie są tak złe bo w świecie mieniącym się demokratycznym jest jakoby jeszcze gorzej. Ten przekaz jest jednak wtórny wobec dwóch pozostałych. W przypadku opinii międzynarodowej, chodzi o dwie kwestie: po pierwsze kompromitację kraju atakowanego jako rzekomo niehumanitarnego oraz przedstawienie go jako rzekomo nieradzącego sobie z ochroną zewnętrznej granicy UE. To drugie ma z kolei skłaniać UE do ustępstw politycznych (m.in. zielonego światła na prześladowanie opozycji) oraz zawarcia układu z Białorusią, by to ona powstrzymywała migrantów w zamian za przekazanie określonych środków finansowych. Warto przy tym podkreślić, że w obu wypadkach, tj. zarówno przekazu skierowanego do międzynarodowej opinii publicznej jak i białoruskiej, efekty tych działań są, póki co, znikome.

Inaczej wygląda to w przypadku przekazu adresowanego do polskiej opinii publicznej, gdzie dzięki świadomemu i nieświadomemu wsparciu ze strony niektórych osób i środowisk po stronie polskiej działania psychologiczno-dezinformacyjne strony atakującej w dużym stopniu odniosły sukces. Elementem niezbędnym do tego było uwiarygodnienie tego przekazu przez działania podejmowane po drugiej stronie. Nie ulega wątpliwości, że propaganda państwowych mediów białoruskich nie jest traktowana jako wiarygodna nawet na Białorusi, a co dopiero w Polsce czy też w innych państwach europejskich. Dlatego konieczne było uwiarygodnienie tego przekazu poprzez udział elementu reprezentującego kraj zaatakowany w przekazie strony atakującej oraz uruchomienie analogicznej narracji po drugiej stronie.

Z jednej strony chodzi o pasywny udział w tych działaniach. W obrazach nadawanych przez białoruskie media wykorzystywano działania podejmowane po polskiej stronie przez organizacje promigranckie oraz osoby indywidualne, w tym posłów, jakoby próbujących dostarczyć żywność i lekarstwa do "umierających uchodźców", by rzekomo ratować ich życie zagrożone jakoby przez funkcjonariuszy polskich służb. Taka narracja była nie tylko nieprawdziwa ale w dodatku nielogiczna, gdyż wspomniana grupa migrantów przebywała na terenie Białorusi, zatem propaganda białoruska zarzucała polskim strażnikom granicznym, że zapobiegają nielegalnemu przekraczaniu granicy przez obywateli polskich z Polski na Białoruś. Jednocześnie wpisujące się w propagandę białoruską osoby i organizacje po polskiej stronie sugerowały, że obozowisko jest po polskiej stronie, choć jednocześnie informowały o "dołączaniu" do nich kolejnych osób, nie dodając w jaki sposób to nastąpiło. Dokumentacja zdjęciowa nie pozostawia jednak żadnej wątpliwości, że były one po prostu dowożone przez białoruskie służby wojskowymi pojazdami. Ponadto udokumentowany został również stały kontakt i dostęp białoruskich służb do owej grupy co byłoby niemożliwe, gdyby w istocie przebywała ona na terenie Polski. Wszystkie te sprzeczności były jednak konsekwentnie ignorowane przez białoruską propagandę (a także przez współbrzmiącą z nią propagandę niektórych środowisk po polskiej stronie). Założeniem tych działań dezinformacyjnych było to, że wytworzony obraz "konającego uchodźcy" na tyle silnie oddziaływać będzie na psychikę odbiorcy, że spowoduje wyłączenie racjonalnego myślenia i w konsekwencji spowoduje ignorowanie przez niego sprzeczności w przekazie. Mechanizm ten wspierać miało zaangażowanie celebrytów i tworzenie kolejnego nieprawdziwego podziału na tych, którzy jakoby są humanitarni i chcą pomagać "uchodźcom" i tych którzy rzekomo przekładają interesy geopolityczne ponad współczucie dla drugiego człowieka znajdującego się w potrzebie. Nieprawdziwość tego przekazu jest tym bardziej rażąca, że ignoruje on fakt przyjęcia przez Polskę rzeczywistych uchodźców z Afganistanu, a także tego, że jednym z celów ataku Łukaszenki jest zmuszenie Europy (w tym Polski) do tolerowania jego bezwzględnej rozprawy z opozycją białoruską (a to oznacza nie wspieranie uchodźców białoruskich, na których Polska się otworzyła). Reasumując, za otwarcie granic dla nielegalnych migrantów zapłaciliby realni uchodźcy.

Drugim elementem był aktywny udział w propagandzie białoruskiej, tj. świadomy udział obywateli polskich w programach białoruskich mediów rządowych stanowiących element ataku na Polskę. Natomiast trzecim elementem jest dezinformacyjny przekaz części polskich mediów współbrzmiący z narracją propagandy białoruskiej i przez to wspierający realizację celów strony atakującej. W tym kontekście zasadne jest pytanie jak państwo zaatakowane powinno się bronić przed takimi działaniami, by jednocześnie nie naruszyć fundamentalnych zasad demokratycznego państwa prawnego, w tym prawa do zgromadzeń i wolności słowa. Regulacje prawne dot. stanu wyjątkowego stanowią częściową odpowiedź na to pytanie, a jak pokazują pierwsze dni obowiązywania tego stanu jego wprowadzenie odnosi już pozytywne efekty.

Nadzwyczajność sytuacji będąca powodem wprowadzenia stanu wyjątkowego związana była m.in. ze skutecznością białorusko-rosyjskich działań psychologiczno-dezinformacyjnych, która (jak to wykazałem powyżej) nie byłaby możliwa bez świadomego lub nieświadomego wsparcia z polskiej strony. Psychologiczny przekaz miał doprowadzić do podważenia zaufania obywateli państwa zaatakowanego do państwa i jego instytucji takich jak wojsko czy Straż Graniczna, czyli tzw. zerwania powiązań co stanowi bardzo istotne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Tymczasem odcięcie dostępu do Usnarza dla wpisujących się w narrację białoruską aktywistów już spowodował ograniczenie obecności tego obrazu w globalnym przekazie dot. sytuacji na granicy z Białorusią, czyli skuteczne ograniczenie dezinformacji i psychologicznego oddziaływania na polską opinię publiczną w interesie strony atakującej. W tym kontekście całkowicie niezrozumiałe są zarzuty jakoby odcinając dostęp do Usnarza strona polska oddała inicjatywę narracyjną stronie białorusko-rosyjskiej, gdyż jak to było już wskazane wcześniej obecność wspomnianych aktywistów i ich narracja wpisywała się w narrację białorusko-rosyjską.

Przepisy dotyczące stanu wyjątkowego obowiązują od dawna i nie została podważona ich konstytucyjność, a to oznacza, ze wprowadzenie stanu wyjątkowego nie narusza zasad demokratycznego państwa prawa. Warto w tym kontekście podkreślić, że zakaz przebywania w określonych miejscach czy też fotografowania określonych obiektów czy osób nie stanowi ograniczenia wolności mediów, które nadal mogą w sposób dowolny relacjonować sytuację na granicy białorusko-polskiej. Ograniczenia przewidziane w przepisach o stanie wyjątkowym są natomiast konieczne do skutecznej ochrony granicy w sytuacji gdy takie zgromadzenia promigranckie jak to w Usnarzu czy też akcje niszczenia zabezpieczeń granicznych, wreszcie próby zastraszania funkcjonariuszy groźbami ujawniania ich twarzy i danych personalnych tę pracę po prostu utrudniały i to w warunkach coraz większego zagrożenia eskalacją ze strony białorusko-rosyjskiej w związku ze zbliżającymi się manewrami Zapad 2021.

Ani przepisy dotyczące stanu wyjątkowego, ani żadne inne nie ograniczają też kontynuowania działań dezinformacyjnych. Problem w tym, że w warunkach demokratycznego państwa prawa jakim jest Polska, wprowadzenie odpowiedzialności za dezinformację jest niemożliwe, gdyż uznane zostałoby za zamach na wolność mediów. Analiza polityki informacyjnej różnych mediów w Polsce na temat białorusko-rosyjskiego ataku demograficznego oraz prowokacji w Usnarzu pokazuje bowiem, że kwestia czy coś stanowi dezinformację bardzo często wzbudza kontrowersje. Prawo do dezinformacji należy więc uznać za konieczny koszt demokracji, co nie pozbawia jednak prawa do oceny takich działań w warunkach ataku hybrydowego. To samo dotyczy wspomnianego wyżej pasywnego wspierania działań psychologiczno-dezinformacyjnych strony atakującej, w tym nieświadomego wpisywania się w przekaz jej propagandy.

Innym problemem jest jednak świadomy udział w ataku hybrydowym obywateli państwa zaatakowanego. W ten sposób należy przy tym ocenić występowanie w materiałach propagandowych strony atakującej. Problem w tym, że również i w tym wypadku prawo jest bezsilne. Wspieranie, nawet aktywne i świadome, ataku na Polskę, którego celem nie jest "pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmiana konstytucyjnego ustroju" (choć zagraża bezpieczeństwu i stabilności państwa), a także jeśli takie działanie nie wiąże się z "udziałem w działalności obcego wywiadu" lub wreszcie tzw. zdradą dyplomatyczną (którą można dokonać wyłącznie będąc upoważnionym do reprezentowania państwa), nie stanowi czynu zabronionego w Polsce, choć obiektywnie może być oceniane jako zdrada. Otwartą kwestią jest zdefiniowanie co oznacza udział w pracach obcego wywiadu, tj. czy chodzi wyłącznie o przekazywanie informacji niejawnych, czy też również tzw. agenturę wpływu. Otwartą kwestią pozostaje zatem wprowadzenie odpowiednich regulacji w tym zakresie, co wydaje się z jednej strony trudne z uwagi na brak definicji prawnej ataku hybrydowego i nieostrość tego pojęcia, co niestety mogłoby otwierać pole do nadużyć. Z drugiej jednak strony bezpieczeństwo państwa w sytuacji natężenia takiej formy prowadzenia wrogich operacji we współczesnym świecie powoduje, że konieczne jest jednak poszukiwanie jakieś nowej regulacji w tym zakresie.

Odrębnym aspektem związanym z wprowadzeniem stanu wyjątkowego jest zagrożenie wprowadzenia elementów eskalacyjnych, zwłaszcza w warunkach prowadzonych manewrów Zapad 2021. Argument, że manewry te są prowadzone cyklicznie jest przy tym bezzasadny, gdyż prowadzony od miesiąca białorusko-rosyjski atak bronią D wpisuje się w scenariusz tych manewrów. W takiej sytuacji można się było spodziewać zaostrzenia działań psychologiczno-dezinformujących i polaryzujących, w tym doprowadzenie do pojawienia się na granicy grup przeciwników migrantów i zainspirowania zamieszek (starć między obiema grupami i w rezultacie rozlewu krwi), a następnie, w warunkach coraz większego chaosu, zorganizowania zamachu terrorystycznego (pod fałszywą flagą). Wprowadzenie stanu wyjątkowego praktycznie wykluczyło możliwość realizacji takiego scenariusza. Wciąż jednak istnieje duże prawdopodobieństwo sprowokowania incydentu granicznego o charakterze zbrojnym, czemu służyć miałaby prowokacja w postaci rzekomego naruszenia granicy białoruskiej przez służby polskie, litewskie lub łotewskie. Również i w tym wypadku zablokowanie działań utrudniających pracę polskich służb na granicy w wyniku wprowadzenia stanu wyjątkowego pozwoli na lepsze zabezpieczenie jej i monitorowanie w celu przeciwdziałania wystąpienia takiej prowokacji.

Witold Repetowicz

Reklama
Reklama

Reklama

Komentarze

    Reklama