Przez świat, w szczególności Europę, przetacza się medialna i polityczna fala emocji związanych z kolejną odsłoną globalnego spektaklu wywołanego przez Edwarda Snowdena. Emocje są zrozumiałe, bowiem domniemane podsłuchy i inwigilacja e-maili liderów europejskich państw przez Amerykanów musi wprawiać w zakłopotanie bądź co bądź sojuszników- pisze Andrzej Barcikowski, były Szef ABW w latach 2002- 2005.  
Odnotowujemy w tym położeniu dwa rodzaje reakcji - rzecz jasna upraszczam. Pierwszy, europejski, gdzie wyeksponowane jest oburzenie i rozczarowanie. Drugi, dominujący w USA, gdzie pojawia się zdziwienie z tytułu europejskiej naiwności a także refleksja wynikająca z przeświadczenia, że europejscy partnerzy powinni rozumieć naturę współczesnego świata, w którym wszyscy wszystkich w jakimś stopniu inwigilują. Warto w tym kontekście dodać, że paradoksalnie Amerykanie inwigilując choćby Francję uzyskują informacje ważne także dla jej bezpieczeństwa.
Dodałbym do tego inną perspektywę oceny sytuacji. Otóż zadałbym pytanie czy szczególnie wrażliwe informacje w rękach CIA czy NSA – instytucji amerykańskich- są większym zagrożeniem niż w przypadku gdy dysponują nimi bez ograniczeń „wielcy demaskatorzy” tacy jak Bradley Manning czy Edward Snowden? W którym przypadku zagrożenia są większe a bieg spraw z wykorzystaniem tajemnic bardziej nieprzewidywalny. Dla mnie to jest pytanie retoryczne.
Analiza ryzyk związanych z cyberinwigilacją powinna być zintegrowana i zrównoważona. Warto przykładowo zadać sobie pytania o chińską jednostkę wojskową 61398 czy też rosyjski system SORM. Taki jest współczesny świat. Trzeba na chłodno analizować ryzyko nadużycia i szkód w zależności od tego w jakich rękach znajda się informacje pozyskane z cyberprzestrzeni.
Andrzej Barcikowski