Reklama

Służba Więzienna

Kulisy walki o powrót do służby w SW [WYWIAD]

Fot. Facebook Służba Więzienna
Fot. Facebook Służba Więzienna

„Zwolniono mnie z uwagi na to, że postępowanie w prokuraturze nie zostało zakończone. Dyrektor mojej jednostki zwalniając mnie powołał się na przepisy mówiące o dobru służby” - mówi w rozmowie z InfoSecurity24.pl Katarzyna Lewandowska, do niedawna pełniąca służbę jako wychowawca w Areszcie Śledczym na warszawskiej Białołęce. Dziś walczy o powrót do swojej jednostki i jak dodaje, jest przekonana, że normalna służba jest jeszcze możliwa.

Reklama

Dominik Mikołajczyk: Jeszcze do niedawna była Pani funkcjonariuszką pełniącą służbę w areszcie śledczym na warszawskiej Białołęce. Dziś jednak jest Pani poza formacją. Dlaczego?

Reklama

Katarzyna Lewandowska: Z uwagi na to co stało się 10 sierpnia 2021 roku. Zostałam wtedy zatrzymana przez funkcjonariuszy Centranego Biura Śledczego Policji. 

Jaki był skutek tego zatrzymania?

Reklama

Zostałam zawieszona w pełnieniu obowiązków służbowych. 

Postępowanie, w ramach którego została Pani zatrzymana, wciąż się toczy. Jaki w tej chwili jest Pani status?

Mam status osoby podejrzanej. 

Dlatego nie może Pani pełnić służby?

Do momentu, kiedy obowiązywał nałożony na mnie środek zapobiegawczy w postaci zawieszenia, nie mogłam pełnić służby w jednostce. Ten środek został jednak uchylony, więc tak naprawdę mogłam do służby wrócić.

Dlaczego prokurator zdecydował o uchyleniu środków zapobiegawczych, w tym zawieszenia Pani w obowiązkach służbowych?

Jak napisano w postanowieniu, wszystkie materiały dowodowe zostały już zabezpieczone, więc mogłam wrócić na swoje miejsce pracy i dalej pełnić służbę. 

Zdjęcie środka zapobiegawczego przez prokuratora było wynikiem konfrontacji, jaką odbyłam z osadzonym, który w jej trakcie wycofał wszystkie zeznania złożone wcześniej. Z tej "złej" okazałam się tą "dobrą", "przepisową" i "regulaminową". Zeznania tego osadzonego były jedyną podstawą do postawienia mi zarzutów i tak naprawdę już wtedy, kiedy wycofał to co mówił wcześniej, moja sprawa mogłaby się zakończyć.

Czytaj też

A co się działo wcześniej, przed zeznaniami osadzonego, o którym mowa? Złożył on w Pani obecności oświadczenie, tak?

Tak. I razem z oddziałowym, którego dotyczyło to oświadczenie, poszliśmy do kierownika ochrony, który przekazał je do zapoznania dyrektorowi aresztu. Pan dyrektor polecił, aby przesłać ten dokument – jako bardzo ważny w sprawie – do prokuratury, by dołączyć go do czynności profilaktycznych. 

Ile czasu upłynęło od momentu, kiedy przekazała Pani – pośrednio – oświadczenie osadzonego dyrektorowi, do momentu Pani zatrzymania?

Około roku. 

Osadzony stwierdził późnej, że zmusiła go Pani do napisania tego oświadczenia?

Tak, dlatego mnie zatrzymano. Jednak, tak jak powiedziałam, w trakcie konfrontacji wycofał się ze wszystkiego co wcześniej zeznał i powiedział, że do niczego go nie zmuszałam. 

Jaki był więc powód zwolnienia Pani ze służby, skoro zgodnie z tym co Pani mówi, konfrontacja w zasadzie oczyściła Panią z podejrzeń?

Zwolniono mnie z uwagi na to, że postępowanie w prokuraturze nie zostało zakończone. Dyrektor mojej jednostki zwalniając mnie powołał się na przepisy mówiące o dobru służby. Sam fakt trwania postępowania i to, że występuję w nim jako podejrzana wystarczył.

Jak patrzy Pani na całą sprawę z perspektywy czasu? Chociaż nie da się być obiektywnym obserwatorem będąc jednocześnie uczestnikiem zdarzeń, to czy dziś zrobiłaby Pani coś inaczej?

Tak. Nie poszłabym wtedy do tego osadzonego, bo tak naprawdę poszłam tam w czyjejś sprawie. Gdybym wiedziała, że coś takiego mnie spotka, drugi raz bym chyba tego nie zrobiła.

Walczy Pani o powrót do swojej jednostki. Jednak po tym co się stało sądzi Pani, że normalna służba jest jeszcze możliwa?

Uważam, że tak. Dostaję wiele słów wsparcia od koleżanek i kolegów. W mojej jednostce pod wotum zaufania dla mnie podpisało się naprawdę bardzo dużo osób. To jest bardzo motywujące. Piszą do mnie ludzie, którzy pracowali ze mną od początku, przez te 9 lat i mówią, że czekają na mój powrót.

Jakimi narzędziami dysponuje funkcjonariusz, który został zwolniony ze służby, ale chciałby do niej wrócić?

Może się odwoływać, a jeśli to nie przyniesie skutku, to zostaje jeszcze sąd. Mówię jeszcze, bo wskutek podpisanej przez prezydenta nowelizacji ustawy o Służbie Więziennej niebawem ulegnie to zmianie. Wtedy funkcjonariusz nie będzie mógł już odwoływać się do sądu pracy tylko do sądu administracyjnego. 

Rozmawia Pani ze swoimi kolegami i koleżankami. Ile przypadków podobnych do Pani może być jeszcze w Polsce?

Patrząc na to, jak rozpatrywana była moja sprawa, podejrzewam, że takich przypadków jest mnóstwo. Jedni ludzie walczą, tak jak ja, inni dają sobie spokój, także dlatego, że ta walka wiąże się z ogromnymi kosztami, jeśli chodzi o obronę. U mnie to już przeszło 30 tys. złotych, a ze strony służby, jej kierownictwa, od sierpnia 2021 roku nie mam żadnej pomocy. 

Mówi Pani o tym, że cześć funkcjonariuszy nie decyduje się, mówiąc kolokwialnie, ponownie wchodzić do tej samej rzeki. Jednak chyba nie tylko z uwagi na koszty.

Może nie do końca czują się pewnie, że są "czyści". Ja nie mam sobie nic do zarzucenia. Ci którzy pracowali ze mną przez 9 lat doskonale wiedzą, jak wyglądała moja służba. Ja przez te lata w ogóle nie awansowałam i dopiero tuż przed tą całą sprawą udało mi się, dzięki egzaminowi, zakwalifikować się do szkoły oficerskiej. 

Kiedyś jedna pani dyrektor powiedziała mi - jak zaczęłam pytać o awans, argumentując, że przez tyle lat nic się ze mną nie dzieje - że z takim doświadczeniem jakie mam, jestem lepsza od niejednego oficera w moim dziale. 

Czytaj też

Kiedyś w jednej z rozmów, były wiceszef SW powiedział mi, że zdaje sobie sprawę z tego, że jego formacja to bardzo często służba ostatniego wyboru. Jak wygląda mundurowa codzienność?

Wychodząc za mury, jeśli wszystko jest ok, nie ma żadnych problemów na oddziale, człowiek spokojnie wraca do domu, ale myślami jest w pracy. Jak coś się wydarzy, to cały czas analizuje się podjęte decyzje dot. choćby przemieszczenia osadzonych. Ma się to w głowie. Latami trzeba pracować nad sobą, by tej pracy nie przenosić na grunt osobisty. Wszystko zależy też oczywiście od psychiki konkretnego człowieka czy tego, jak wygląda jego życie osobiste. Jeśli ktoś ma problemy zarówno w służbie jak i w domu, to się to wszystko nawarstwia i trudno dać sobie radę.

Nie ukrywam, że jeśli działo się coś na oddziale, to miało to wpływ na moje życie rodzinne. Mój mąż też jest funkcjonariuszem. To spore ułatwienie, bo tak naprawdę tylko więziennik zrozumie więziennika. 

Trochę już Pani o tym mówiła, wspominając o awansach, ale jakie Pani zdaniem są dziś największe bolączki Służby Więziennej jako formacji?

Ogromne braki kadrowe. To się odbija tak naprawdę na funkcjonariuszach z "pierwszej linii". Niejednokrotnie tak było, że jako młody funkcjonariusz, może miałam pół roku służby – a nie było jeszcze tzw. mentorów, czyli zasady, że każdy młody funkcjonariuszy musi mieć przy sobie starszego kolegę z odpowiednim doświadczeniem, by mógł go uczyć – byłam sama. Dwoiłam się i troiłam. 

Mówi Pani o rzeczywistości sprzed 9-10 lat. Jak jest dziś?

Dziś jest o wiele gorzej. Dla przykładu. Wychowawca ma pod opieką dwa oddziały. Na jednym osiemdziesięciu paru osadzonych, na drugim osiemdziesięciu paru osadzonych. Nagle na jednym z oddziałów coś się dzieje. Trzeba podjąć jakieś działania. I robi się nieciekawie. A pamiętajmy, że codzienna, nazwijmy ją "normalna" praca, jest nie do przerobienia. Dodatkowo czasem kierownik dzwoni, że trzeba iść do działu ochrony np. na godzinę dyżuru "na monitory". Wtedy człowiek w pewnym momencie naprawdę nie wie co ma robić. Nie wspomnę o jakimkolwiek posiłku czy pójściu do toalety. A w międzyczasie trzeba jeszcze iść na odprawę. 

I mimo to chce Pani wrócić do służby?

Tak. Brakuje mi pędu życia, bo – choć może dziwnie to zabrzmi – ja to lubiłam. I potwierdzą to ludzie, którzy ze mną pełnili służbę. Śmiali się ze mnie, że żyję tą pracą. Ale to prawda, tak właśnie było.

Dziękuję za rozmowę.

Reklama
Reklama

Komentarze