Tajemnica śledztwa spowodowała, że na wiele pytań nie uzyskaliśmy odpowiedzi, a wiedza, którą uzyskaliśmy, nie poszerzyła naszego horyzontu - ocenił przewodniczący sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych Wiesław Szczepański po zakończeniu trwających trzy godziny tajnych obrad w sprawie wybuchu granatnika w Komendzie Głównej Policji. Nie jest to wynik spotkania, na który liczyli posłowie. Szczególnie, że rozmowy utajniono na wniosek samego resortu spraw wewnętrznych i administracji.
Sejmowa komisja administracji i spraw wewnętrznych omawiała we wtorek na tajnych obradach okoliczności grudniowego wybuchu granatnika w siedzibie Komendy Głównej Policji. Jak poinformował po zakończeniu posiedzenia komisji jej przewodniczący, na obradach obecni byli m.in. szef MSWiA Mariusz Kamiński oraz wiceminister tego resortu Maciej Wąsik, a także komendant główny Policji gen. insp. Jarosław Szymczyk, komendant główny Straży Granicznej gen. dyw. SG Tomasz Praga oraz prokuratorzy prowadzący śledztwo. Posłom udało się więc sprowadzić na spotkanie w Sejmie osoby, o których obecność walczyli. Jak się jednak okazało, nie przełożyło się to na wynik dyskusji. Innymi słowy, podczas utajnionej na wniosek MSWiA debaty nie usłyszeli odpowiedzi na wiele pytań, gdyż sprawa nadal objęta ma być tajemnicą śledztwa.
"Wiedza, którą uzyskaliśmy, nie poszerzyła naszego horyzontu, gdyż państwo zasłaniają się w tej chwili kwestią dotyczącą postępowania prokuratorskiego" - powiedział dziennikarzom szef komisji AiSW Wiesław Szczepański. Dodał, że wszystkie dowody są elementem śledztwa prokuratorskiego i zgodnie z prawem stanowią tajemnicę śledztwa. "Dyskusja trwała trzy godziny, ale tajemnica śledztwa spowodowała, że na wiele pytań nie uzyskaliśmy odpowiedzi" - ocenił Szczepański.
Czytaj też
Na pytanie o to, czy kiedykolwiek poznamy oficjalnie, co wydarzyło się w budynku Komendy Głównej Policji Szczepański zaznaczył, że być może wiele informacji pojawi się po zakończeniu śledztwa. "Kwestia procedury związanej z tajemnicą śledztwa powoduje, że tych informacji jedna i druga strona nie chce ujawnić" - mówił. Szef komisji powiedział również, że strona ukraińska znana jest z tego, że lubi dawać prezenty związane z wojną w Ukrainie, ale - jak podkreślił - zawsze do tych podarunków należałoby podchodzić ostrożnie.
Komisja Administracji i Spraw Wewnętrznych sprawą wybuchu granatnika w KGP miała zająć się jeszcze w styczniu. Posiedzenie zostało jednak odroczone na wniosek posłów opozycji, którzy uzasadniali go nieobecnością m.in. szefa MSWiA i komendanta Szymczyka. Spotkanie poświęcone wybuchowi jednego z granatników, które podczas wizyty na Ukrainie gen. Szymczyk dostał od szefów tamtejszych służb było zamknięte i odbywało się w budynku, do którego dziennikarze nie mają dostępu. Przewodniczący komisji AiSW przed wejściem do budynku powiedział dziennikarzom, że posłowie będą chcieli usłyszeć w tej sprawie "wszystko, co jest możliwe". Jak zaznaczył, posiedzenie komisji ma klauzulę tajną na wniosek szefa MSWiA. "Mam nadzieję, że usłyszymy wszystko to, o co będziemy chcieli zapytać" - dodał. Tak się jednak, jak już wiemy, nie stało. Świadomie czy nie, polskie władze i formacje mundurowe wokół tematu budują wręcz legendę. I to oczywiście nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie pomaga to niestety Policji, która - nie ma co ukrywać - w ostatnich miesiącach (a niektórzy powiedzą, że nawet latach) nie ma najlepszego PR-u.
Niebezpieczny prezent
Do eksplozji granatnika doszło 14 grudnia ub. roku w Warszawie na zapleczu gabinetu komendanta. Gen. Szymczyk, tłumacząc w mediach okoliczności, w jakich dostał takie prezenty, wskazywał, że na spotkaniu z szefem Narodowej Policji Ukrainy Ihorem Kłymenką otrzymał tubę po granatniku przerobioną na głośnik, z którego puszczano muzykę. Podobną tubę otrzymał od Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych gen. Dmytra Bondara i był zapewniany, że to także element zużytej broni. Po eksplozji Bondar został zawieszony. Szef formacji tłumaczył też, że przejeżdżał polsko-ukraińską granicę na paszporcie dyplomatycznym i nie zgłaszał prezentu, bo - jak mówił - w świadomości delegacji "to nie było uzbrojenie, tylko dwie zużyte, puste tuby po granatnikach".
Czytaj też
W sprawie toczą się śledztwa i w Polsce, i w Ukrainie. Szef MSWiA informował, że wyklucza dymisję komendanta z powodu tego incydentu. Pod koniec grudnia ub.r. Kamiński spotkał się z ówczesnym szefem MSW Ukrainy Denysem Monastyrskim, tragicznie zmarłym w katastrofie śmigłowca z 18 stycznia. "Strona ukraińska po raz kolejny wyraża ubolewanie z powodu nieumyślnej pomyłki, która doprowadziła do incydentu w Komendzie Głównej Policji" - głosił wspólny komunikat ministrów spraw wewnętrznych Polski i Ukrainy, który uzgodnili podczas spotkania.