Reklama

Arabia Saudyjska oraz jej najwierniejsi sojusznicy w ciągu ostatnich dni zrywają lub znacznie ograniczają relacje dyplomatyczne z Iranem. Jednocześnie Iran ostro wypowiada się o reżimie panującym w Królestwie Arabii Saudyjskiej oraz o rodzinie Saudów. Detonatorem tych wydarzeń stała się egzekucja znanego szejka Nimra al-Nimra i późniejszy atak na saudyjską placówkę dyplomatyczną w Teheranie. Przy czym należy podkreślić, że to co obserwujemy teraz, to zaledwie kolejny epizod w trudnych relacjach lub raczej rywalizacji dwóch państw. Państw o wielkich aspiracjach i woli zostania regionalnymi liderami, a także przewodzenia społeczności wyznającej islam na całym świecie. Bowiem na aspiracje polityczne władz w Rijadzie i Teheranie nakładają się także kwestie religijne, wynikające, w znacznym uproszczeniu, z obecnej wrogości ideologów wahabickiego islamu względem szyickich oraz zbliżonych do szyickich wierzeń - odłamów tej samej wiary. Stąd też nie może zaskakiwać, że na i tak niestabilnym w ostatnich latach Bliskim Wschodzie, znowu zaczyna dosłownie wrzeć.

W dodatku, patrząc z perspektywy rozpoczynającego się 2016 r., pól rywalizacji saudyjsko-irańskich, tych otwartych jak i ukrytych, jest nader dużo. Wystarczy nadmienić Syrię, Jemen, Irak, Bahrajn, Liban itd. -  wszędzie tam obie strony wspierają wzajemnie zwalczające się grupy, organizacje, formacje paramilitarne itp. struktury. Państwa te prowadzą także od lat szeroko zakrojony  wyścig zbrojeń, a także myślą (przynajmniej w nieoficjalnym przekazie) o rozwoju własnych „programów atomowych”, nie wspominając o zdolnościach w obrębie technologii rakietowych. Dzieli je także stosunek do różnych organizacji terrorystycznych lub uważanych za takowe przez jedną ze stron sporu - Huti, Hezbollah, różne formacje syryjskie etc. Problem rywalizacji tych państw zyskuje już, obecnie, status ponadregionalny. Już teraz trzeba się przygotowywać na przeciwdziałanie zagrożeniom dla bezpieczeństwa na terytoriach, które mogą stać się potencjalną strefą działań dwóch antagonizujących się coraz mocniej państw – Arabii Saudyjskiej i Iranu.

1. Powody podjęcia potencjalnych działań w Europie

Na wstępie można zapytać,  dlaczego któraś ze stron sporu chciałaby otwierać kolejne fronty poza Bliskim Wschodem, w tym także - być może - nawet w Europie? Przede wszystkim, może to wynikać z analizy kwestii ekonomicznych, ale również z pragmatycznej chęci zaskoczenia przeciwnika w rejonie działań, w którym dotychczas nie spodziewał się uderzenia. Trzeba przyznać, że zarówno Iran, jak i Arabia Saudyjska wespół ze swoimi akolitami, mają rozległe interesy ekonomiczne w różnych częściach świata. Saudowie i sojusznicy oczywiście bardziej jawne oraz rozbudowane przez lata swobodnych działań na niwie inwestycji finansowanych z petrodolarowej gospodarki, w tym również w całej Europie. Iran, szczególnie w ostatnich latach, w związku z skuteczną dyplomatyczną ofensywą wokół rozmów dotyczących jego programu atomowego, też coraz częściej spogląda łakomie na nowe możliwości w ramach współpracy ekonomicznej z państwami europejskimi oraz tutejszymi firmami. Jednocześnie państwa, strony obecnego konfliktu na Bliskim Wschodzie, mają również sieć zależności na Starym Kontynencie w obrębie polityki związanej z surowcami naturalnymi. Jedni już przesyłają bogactwa do Europy, a drudzy dążą do tego i otwarcia sobie nowych źródeł kapitału. Arabia Saudyjska i jej partnerzy prowadzą również szeroko zakrojoną współpracę, także w Europie, w obrębie zakupów uzbrojenia oraz współpracy z przemysłem zbrojeniowym. Nie wspominając o tak kluczowym elemencie, jak zlokalizowanym w niektórych państwach europejskich systemie bankowym, który umożliwia obracanie kapitałem płynącym z Bliskiego Wschodu (mniej lub bardziej legalnie, oczywiście). W dodatku wielu przedstawicieli Arabii Saudyjskiej i jej sojuszników ceni sobie zwyczajnie atrakcje turystyczne, położone w kluczowych kurortach w Europie. Stąd też możliwe przekonanie, że robiąc interesy, inwestując, czy też zwyczajnie odpoczywając i relaksując się z dala od strefy konfliktu, jest się bardziej bezpiecznym. Dlatego można wysnuć hipotezę, że w tych warunkach obniża się percepcja w zakresie potencjalnych zagrożeń - może to, potencjalnie, wykorzystać druga strona.

2. Metody potencjalnych działań

Zarówno Saudyjczycy, jak i Irańczycy, dysponują nader sprawnym systemem wywiadowczym, obejmującym nie tylko sam Bliski Wschód. Utrzymywanie dobrych służb specjalnych zwyczajnie obu państwom było i jest cały czas potrzebne, patrząc przez pryzmat zagrożeń przed jakimi stoją na co dzień oraz z racji działań na płaszczyźnie finansowej, biznesowej i politycznej w obrębie globalnym. W dodatku, oba państwa mogą posługiwać się w swych globalnych działaniach infiltrowanymi od lat diasporami – w uproszczeniu: sunnickimi lub szyickimi. Jest to szczególnie widoczne w przypadku Iranu, który już nie raz udowadniał, iż potrafi potajemnie prowadzić operacje obejmujące różne kontynenty, np. Amerykę Południową i Europę. W przypadku Saudyjczyków trzeba podkreślić rolę długofalowej akcji tworzenia różnych organizacji pomocowych oraz charytatywnych rozsianych po całej Europie, ze szczególną rolą państw bałkańskich. W końcu szerzenie wahabickiego islamu nie można postrzegać tylko i wyłącznie w kategorii soft power, bez możliwego rozszerzenia spektrum działania tego rodzaju grup na inne płaszczyzny. Przy czym obie strony musiały również dobrze zaznajomić się ze wcześniejszymi doświadczeniami mukhabaratów (służb specjalnych) z Syrii oraz Iraku Saddama Husajna, gdy te nader sprawnie kontaktowały się, wspierały, inspirowały itd. chociażby różnych terrorystów palestyńskich. Zapewne, snując pewne domysły w oparciu o literaturę przedmiotu, w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku przesyłki dyplomatyczne z tych państw zawierały niejednokrotnie rzeczy ewidentnie przeznaczone do działań wykraczających poza klasyczny dyskurs dyplomatyczny.

Dziś Saudowie i Irańczycy mogą równie dobrze nie narażać bezpośrednio swoich dyplomatów lub oficerów wywiadu dyslokowanych do swoich przedstawicielstw dyplomatycznych, gdyż mają nowe atuty w postaci zewnętrznych organizacji np. Hezbollahu. Wspomniany szyicki Hezbollah, z centrum decyzyjnym ulokowanym w Libanie, jedynie we współpracy z Siłami Quds, może śmiało uderzyć w witalne interesy Saudyjczyków w Europie - nie narażając przy tym interesów Iranu, a przede wszystkim nie tworząc kontrowersji i sporów dyplomatycznych. W dobie otwarcia się Iranu na Zachód, przecież obie strony, kierowane potencjalnymi zyskami wynikłymi z chłonnego irańskiego rynku wewnętrznego i jego surowców, mogą uznać i zaakceptować, iż za całą hipotetyczną sprawą stoi przecież „tylko” i wyłącznie samodzielnie działający Hezbollah. Równocześnie Saudyjczycy, posługując się potencjalnie jedynie pewnym zapleczem w postaci aktywnych operacyjnych funkcjonariuszy GIP, mogą z łatwością inspirować np. salafickie organizacje radykałów, rozsianych po niemal całej Europie, używając w tym celu jednego z najważniejszych saudyjskich atutów w postaci pieniędzy i możliwości ich transferów. Oczywiście, post factum, hipotetycznie także z łatwością mogą oficjalnie odciąć się od jakichkolwiek działań podejmowanych przez organizacje nie powiązane, przynajmniej w sposób instytucjonalny, z reżimem w Rijadzie.

Nie można zapominać, że dzisiaj, w dobie Al-Kaidy i Daesh, w Europie zwraca się szczególną uwagę właśnie na jednokierunkowe zagrożenie wynikające z aktywności terrorystów. Zapomina się przy tym ewidentnie o doświadczeniach płynących ze wcześniejszych fal terroryzmu np. tego lewackiego, ściśle powiązanego, jak już dzisiaj wiadomo, z aktywnością służb specjalnych niemal całego bloku wschodniego. Nie szukając już nawet tak odległych przypadków, należy dokładnie wczytać się w tajną wojnę wywiadów saudyjskiego oraz sojuszniczych z Irańczykami i ich sojusznikami, a prowadzoną od lat w Libanie. Stąd też można śmiało rozważać potencjalne ataki lub inne działania operacyjne służb i nie tylko, skierowane na przedstawicielstwa dyplomatyczne, ale także na poszczególne osoby powiązane ze stronami konfliktów - również w Europie. Działania mogą być prowadzone, jeśli oczywiście już nie są, także w obrębie wspólnot szyickich, sunnickich itd. na Starym Kontynencie. Ich zantagonizowanie może przecież sprzyjać szeroko pojmowanym celom propagandowym, rozszerzając i rozwijając walkę ideologiczną o swoisty rząd dusz. Na co dzień mogą to być także działania zmierzające zwyczajnie do utrudnienia lub wręcz zablokowania zysków płynących z działań na płaszczyźnie biznesowej, kapitałowej, czy też turystycznej w relacjach dane państwo-państwo europejskie.

3. Przeciwdziałanie hipotetycznym zagrożeniom

Chociaż ewidentne skoncentrowanie sił oraz środków na zwalczaniu Al-Kaidy i Daesh nie sprzyja wyznaczaniu nowych płaszczyzn aktywności dla służb w Europie, to jednak należy zastanowić się nad środkami potencjalnego przeciwdziałania sytuacjom opisanym powyżej. Przede wszystkim, w pewnym sensie elementarnie, należałoby wzmocnić ochronę ambasad i innych placówek dyplomatycznych obu zwaśnionych stron. Dzieje się tak już przykładowo w Iraku, ale nie można wykluczyć, że z tego powodu placówki w Europie mogą stać się celem łatwiejszym do rażenia. Ochronę, nie tylko pasywną, wyznaczającą pewną barierę dla działań z zewnątrz, ale również kontrwywiadowczą, tak aby ograniczyć do minimum swobodę w obrębie działania tamtejszym funkcjonariuszom wywiadu, zatrudnionym chociażby jako dyplomaci. Wyznaczając twardo granicę, która oznacza zakaz prowadzenia działań na terytorium jakiegoś państwa europejskiego, w zakresie konfliktów przeniesionych z Bliskiego Wschodu. Innego rodzaju wyzwaniem jest wychwytywanie sygnałów o możliwości wystąpienia zagrożeń względem biznesmenów, przedstawicieli religii, kultury itp. sfer, którzy przebywają w Europie. Oznacza to wyjście poza format przeciwdziałania zagrożeniom wobec celów oznaczonych jedynie jako witalne dla tzw. Zachodu.

Dużą uwagę należy przyłożyć także do zabezpieczenia osób oraz instytucji prywatnych, które są pośrednio lub bezpośrednio związane relacjami biznesowymi czy też innymi z Arabią Saudyjską i jej akolitami oraz Iranem. Jeśli bowiem instytucje państwowe są z natury rzeczy, oczywiście, lepiej lub gorzej chronione, to firmy zainteresowane potencjalnym otwarciem się na Iran mogą już pomijać kwestię tego rodzaju zagrożenia. Dotyczy to również sfery bankowej i kapitałowej, która zapewnia obsługę kluczowych przedstawicieli stron konfliktu z Bliskiego Wschodu. Z historii można zaczerpnąć przykład domniemanych izraelskich działań prowadzonych przeciwko europejskim firmom oraz naukowcom, zaangażowanym wówczas w programy zbrojeniowe wrogich wobec Izraela państw Bliskiego Wschodu. Trzeba brać pod uwagę również bezpieczeństwo kluczowych kurortów, w których przebywają bogaci przedstawiciele establishmentu Arabii Saudyjskiej i nie tylko. Chodzi nie tylko o same miejsca publiczne, ale również hotele czy dzielnice willowe, w których swoje posiadłości mają wspomniane osoby. Oczywiście, podobny wysoki stopień w zakresie obserwacji powinien obejmować najbardziej symboliczne i powiązane z obecnym sporem saudyjsko-irańskim centra religijno-kulturowe zlokalizowane w różnych państwach europejskich.  

Oddzielną kwestią jest wzmożenie czujności w obrębie infrastruktury oraz struktur biznesowych odpowiadających za handel oraz transfer surowców naturalnych z Bliskiego Wschodu do Europy. Są to elementy zapewniające, przede wszystkim, znaczne dochody dla petrodolarowych gospodarek państwa arabskich, np. Arabii Saudyjskiej, ale jest to także obszar możliwego dynamicznego rozwoju strony irańskiej. Jednocześnie wszelkie kwestie skorelowane z tym segmentem relacji handlowych są nader podatne na jakiekolwiek wrogie działania i mogą stymulować nie tylko chwilowe reakcje na rynku, ale wpłynąć w sposób bardziej długotrwały na rynki globalne. 

4. Konkluzja

Najważniejsze wydaje się dziś jednak wywarcie odpowiednio silnej presji politycznej na Arabię Saudyjską, jej sojuszników oraz Iran. Presja ta ma przynieść określony rezultat - tamtejsze czynniki decyzyjne, w obrębie władz politycznych, ale również i służb specjalnych, nie powinny nawet rozważać traktowania Europy jako realnej płaszczyzny własnych zmagań. I to nawet tych prowadzonych z założenia w sposób nieoficjalny per procura, za pomocą np. organizacji nie związanych bezpośrednio z jedną lub drugą stroną. Tym niemniej, państwa europejskie powinny się odpowiednio przygotowywać, by nie zostać zaskoczonym potencjalną eskalacją działań, prowadzonych na ich terytorium lub przeciwko ich obywatelom przez państwa bliskowschodnie, właśnie w kontekście narastającej rywalizacji w tamtym rejonie świata. Można przy tym śmiało jednak stwierdzić, że sama Europa nie jest, z racji siły oraz skuteczności instytucji tutejszych państw, najbardziej realną i odpowiednią płaszczyzną do ofensywnych działań operacyjnych GIP, czy Sił Quds oraz MOIS. Nie da się jednak wykluczyć, że wraz z wielce prawdopodobną eskalacją działań na samym Bliskim Wschodzie, czy też równie możliwych w Afryce, na linii zmagań saudyjsko-irańskich nie znajdą się państwa europejskie.

Jacek Raubo

Reklama
Reklama

Komentarze (1)

  1. panzerfaust39

    Jak Saudowie zaczną się naparzać z Persami to UE przyjmie jeszcze więcej imigrantów z regionu aż szyici i sunnici rzucą się sobie do gardeł w Europie zamieniając ją w Bliski Wschód Zaczną walczyć między sobą a jednocześnie jedni i drudzy będą walczyć z Europejczykami