Długie oczekiwanie na granicy, autobusy z imigrantami, grupy osób wędrujące wzdłuż autostrad – tak było kilka miesięcy temu. Zima spowodowała, że fala migracyjna uległa zmniejszeniu – ale tymczasowo. (…) Wzdłuż ogrodzenia z drutu kolczastego węgierskie władze umieszczały wojskowe pojazdy Humvee z bronią maszynową oraz podstawiano kolejne autobusy – w relacji ze Szlaku Bałkańskiego pisze dla Defence24.pl dr Magdalena El Ghamari.
Po stronie chorwackiej w okresie wakacyjnym w każdym autobusie było około 50 osób, w tym kobiety i dzieci. Gdy setki imigrantów opuszczały autobusy, po stronie węgierskiej policja zajmowała pozycje. Wzdłuż ogrodzenia z drutu kolczastego węgierskie władze umieszczały wojskowe pojazdy Humvee z bronią maszynową oraz podstawiano kolejne autobusy. Imigrantów przewożono do ośrodków przyjęć i rejestracji w miejscowościach Szentgotthard i Vamosszabadi, zaś część godzinami stała i czekała na granicy lub udawała się w kierunku innego przejścia granicznego. Podróżujący pociągiem wsiadali głownie w miejscowości Magyarboly i wysiadali na węgierskim dworcu Keleti.
Mogli oni składać wnioski azylowe tylko w dwóch „strefach tranzytowych”, w obszarze przygranicznym. W związku z tymi ograniczeniami władze Chorwacji wdrożyły alternatywę i imigranci z Bliskiego Wschodu oraz Afryki automatycznie byli przewożeni do przejścia granicznego ze Słowenią - Macelj i Mursko Središće. Po przekroczeniu granicy byli rejestrowani, a następnie przewożeni do specjalnego ośrodka dla imigrantów w Śentilju, w pobliżu granicy Słowenii z Austrią. Władze Słowenii deklarowały wcześniej, że umożliwią wszystkim chętnym dalszą podróż na Zachód. Obecnie Niemcy odsyłają niewielką część imigrantów z powrotem do Austrii, jeżeli nie legitymują się oni prawidłowymi dokumentami, pozwalającymi na ustalenie tożsamości i pochodzenia, będącego w większości wypadków podstawą procesu azylowego.
Jeszcze przed zakończeniem budowy ogrodzenia na granicy serbsko-węgierskiej oraz przed wprowadzeniem przepisów, pozwalających na szybką deportację z Węgier osób, które nielegalnie przekroczyły granicę, miałam okazję obserwować dworzec Keleti, jak też ulice w serbskim Belgradzie. Zdarzyło mi się koczować na granicy serbsko–węgierskiej. Widziałam ponad 10 tysięcy osób maszerujących w Czarnogórze w stronę granicy z Bośnią. Obserwowałam Sarajewo, ale i granicę chorwacką. W momencie napływu fali imigrantów Belgrad, czy Budapeszt, wyglądały zupełnie inaczej, niż wcześniej. Proszę sobie wyobrazić wyodrębnione place, na których ustawione są białe kontenery, w których znajdują się osoby dążące do uzyskania statusu uchodźcy. Dookoła ogrodzenie i cisza, przechodnie omijają to miejsce.
W lecie były to skwery miedzy blokami, pasy zieleni, parki, place zabaw, a na nich namioty, materace, ludzie śpiący na chodnikach – jednak atmosfera towarzysząca fali uchodźców podobna. Nadejście zimy zmieniło lokalizację uchodźców, ale zwiększyło też ich desperację. Coraz więcej osób jest sfrustrowanych, rozgoryczonych. Polityka masowego przyjmowania imigrantów stała się katastrofą i prowadzi do upadku europejskiej kultury i tożsamości, a już spowodowała obniżenie poczucia bezpieczeństwa.
Im dalej na południe Europy, tym mniej odczuwalny jest kryzys migracyjny. Obecnie w Czarnogórze nastroje są bardzo spokojne. Tubylcy wiedzą, że są krajem tranzytowym i cześć ich samych też wyjeżdża. Mówią, „polako” (spokojnie) u nas i tak nie ma pracy, pieniędzy ani socjalu, sami zarabiamy 300 euro. Bośniacy, Kosowianie, Albańczycy, Serbowie, czy Macedończycy też wyjeżdżają – to imigranci ekonomiczni. W ośrodkach, w których byłam, nie słyszałam języka serbskiego ani albańskiego, nie udało mi się też dostrzec osób tej narodowości w przygranicznych ośrodkach. Z nieoficjalnych informacji wynika, że osoby z Bałkanów nadal nielegalnie przedostają się przez granice Niemiec, czy Austrii, pomimo zaostrzenia kontroli. Jadą już do swoich rodzin, do znajomych, większość z nich ma już kontakty, prowadzi swoje interesy – nie rejestrują się więc w systemie azylowym, co umożliwia im nielegalne przebywanie na terenie krajów Zachodu, unikanie deportacji itd.
Po rozmowie z jednym z imamów w meczenie w Tetovie, usłyszałam: „wyznajemy albańskość” (własną odmianę islamu, i kultury muzłmańskiej) – a skoro jest szansa na zarobienie…. Duchowny usprawiedliwił w ten sposób wsparcie dla przemytu imigrantów przez kolejne granice, mając pełną świadomość, że jest to niezgodne ze stanowionym prawem. Stwierdził też: "Spokojnie, Magdalena. Bóg jest wielki, ale i wszystkiego nie widzi. Popioły i kurz z Bliskiego Wschodu właśnie zasłoniły mu oczy, a wtedy cóż … musimy sobie poradzić i wesprzeć naszych braci. Nadszedł nowy czas, czas zmiany. Stary Islam nie był dla nas odpowiedni, uczymy nowej wersji Koranu, ewoluujemy…". Zapowiedział też, że Stary Kontynent poniesie straty w związku z konfliktami na Bliskim Wschodzie, do wywołania których w jego opinii przyczynili się Europejczycy - "Europa odpowie za to, co zrobiła, a jeśli nie, to i tak ją już dawno kupiliśmy, bez nas sobie nie poradzą… Europejskie biznesy są w Albanii od dawna, dlatego u nas będzie spokojnie, dopóki Europa ma problem z „biednymi imigrantami”".
Wtedy zobaczyłam uśmiech na jego twarzy, powiedział: "Nikt biedny tu nie przyjeżdża, pomagacie nieodpowiednim ludziom, może nie wszystkim – dobrze, ale biedni są biedni – haram allejk – oni nie mają za co opłacić haraczów, cierpią i zostali w swoich domach lub w tym co po nich pozostało".
Wielokrotnie widziałam prywatne samochody po stronie serbskiej, dowożące imigrantów kilka kilometrów przed granicę i potem zawracające. Obserwowałam grupy mężczyzn maszerujące wzdłuż autostrady lub skręcających na prywatne pola przed granicami. Koszt wynajęcia samochodu, który zawoził cztery osoby do granicy serbskiej, to koszt około 100 euro, za dostanie się do Europy imigranci ciągle płacą o wiele więcej. Słyszałam, że są to kwoty wahające się pomiędzy 1000 a 5000 euro za osobę. Wszystko jest zorganizowane, to bardzo dochodowy biznes. Handlarze ludźmi mają różne trasy przerzutu imigrantów. Co więcej, w Europie funkcjonują zorganizowane grupy, które ułatwiają dalszą podróż imigrantom, którzy już znaleźli się w Europie.
Ci, którzy mają pieniądze i nie chcą zostać np. w Polsce lub w Niemczech, za odpowiednią sumę zostaną przetransportowani prywatnym samolotem w dowolne miejsce na świecie, ceny zależą od liczby osób oraz, oczywiście, od wybranej, docelowej lokalizacji. Uważam, że proceder ten dotyczy głównie osób powiązanych z reżimami politycznymi oraz osobami „non grata”, które wraz z falą uchodźców dostały się do Europy. [Chodzi o osoby, które popełniły poważne przestępstwa, w niektórych przypadkach związane z terroryzmem, czy w trakcie konfliktów zbrojnych. W wypadku rejestracji i prawidłowej identyfikacji osoby te mogłyby zostać pociągnięte do odpowiedzialności – red.]
Po komplikacjach na granicy węgiersko-serbskiej oraz uszczelnieniu granic bułgarskich i chorwackich uchodźcy zaczęli napływać do Rumunii, a potem do Polski. Z nieoficjalnych szacunków wynika, że do Polski napłynęło kilka tysięcy osób.
Do tej pory z bezpiecznej odległości obserwowaliśmy, jak kraje graniczne Unii Europejskiej zmagają się z gigantyczną liczbą napływających uchodźców. Nawet opinia publiczna bagatelizowała informacje od świadków wydarzeń, jakie miały miejsce na granicach, w ośrodkach dla uchodźców – wiadomości o gwałtach, molestowaniu, kradzieżach, bójkach.
Dopiero po informacji o ukrywaniu tych wydarzeń w Niemczech, media zaczęły się interesować tą tematyką. W ostatnich dniach pojawiło się kilkanaście informacji o takich wydarzeniach, opublikowanych w prasie w całej Europie. Czy teraz coś się zmieni? Osobiście uważam, że niewiele. Uchodźcy będą ryzykować, ale będą lepiej zorganizowani. Do Europy pcha ich bieda i brak perspektyw w połączeniu z wizją socjalnego „raju”, narasta frustracja i złość. Jednocześnie po dostaniu się na kontynent oczekują możliwości życia w standardzie porównywalnym do mieszkańców najzamożniejszych państw Europy, nawet jeżeli są świadomi tego, że przez pewien okres będą musieli przebywać w ośrodku dla uchodźców. Nie odstrasza ich to - to, po prostu, kolejny etap drogi, jaką odbywają. Przy czym na tym „ostatnim” etapie są chronieni przez przepisy europejskie i mają tego pełną świadomość.
Obecnie sytuacja na „bałkańskich” granicach jest ustabilizowana, jeśli jeszcze można używać takiego słowa. Macedonia znów otworzyła granicę z Grecją, ale - jak domniemam - jedynie tymczasowo. Obecnie przez granicę przepuszczane są wszystkie osoby, wcześniej mogli ją przekraczać tylko ci, którzy w jakiś sposób udowodnili pochodzenie z krajów objętych wojną (Afganistan, Syria, Irak). Do większości „incydentów” dochodzi w ośrodkach dla uchodźców w europejskich miastach. Od straży granicznej jeszcze we wrześniu 2015 słyszałam, że kradzieże, czy gwałty, stają się szarą codziennością, teraz jest ona naszą „europejską rzeczywistością”.
Pamiętając wydarzenia sprzed kilku miesięcy zastanówmy się, co się będzie dziać po wywiezieniu z Niemiec do Austrii rzesz imigrantów. Powstaje pytanie, czy będą wracać do swoich krajów, czy rozproszą się po południowych krajach UE?
Osobiście widzę, że są oni tak zdesperowani, iż chwytają się wszystkiego, by tylko postawić stopę na europejskiej ziemi. Jednocześnie bardzo dobrze znają swoje prawa, przyznane często przez europejskie przepisy, i wiedzą co mają mówić. Wiemy, że część z nich celowo wyrzucała i wyrzuca paszporty tuż przed granicą lub w miastach, przez które podróżują. Moim zdaniem część z nich wróci, lepiej skoordynowana i lepiej przygotowana do zmian wprowadzonych na europejskich granicach.
W celu zapanowania nad sytuacją na europejskich granicach konieczne byłyby bardzo restrykcyjne kontrole i zdecydowane, dynamiczne działania, włącznie z wydzielaniem sił i środków przez inne państwa członkowskie (ale nie wbrew woli krajów, na których terytorium jest fala migracyjna!). Pamiętajmy, że europejskie przepisy dotyczące praw człowieka, w odróżnieniu np. od konwencji genewskiej z 1951 roku, zabraniają odsyłania osób powodujących niebezpieczeństwo dla bezpieczeństwa i porządku publicznego (choćby nawet były sprawcami zamachów, zbrodni wojennych), jeżeli są one zagrożone torturami czy karą śmierci w krajach pochodzenia. Europejskie przepisy uniemożliwiają też odsyłanie łodzi z imigrantami do krajów pochodzenia. W chwili obecnej zdolność Starego Kontynentu do ochrony przed falą imigracyjną jest więc co najmniej wątpliwa.
Dr Magadalena El Ghamari