Bezpieczeństwo Wewnętrzne
United States of... Guns. Rekordy na rynku broni palnej w USA
Amerykanie w styczniu rzucili się masowo do sklepów i nie chodzi o wyprzedaże urządzeń RTV i AGD, ale o broń palną. W niektórych punktach sprzedażowych obsługa już teraz bezradnie rozkłada ręce, gdyż broni i amunicji najzwyczajniej w świecie zaczyna brakować. „United States of… Guns” wraz ze zwycięstwem Joe Bidena i Demokratów w Kongresie stanęła bowiem przed możliwością zaostrzenia przepisów federalnych względem sprzedaży broni palnej w kraju.
Amerykanie idą na rekord jeśli chodzi o zakupy nowej broni, a wszystko jak się okazuje z obawy przed możliwością wprowadzania ograniczeń w tym zakresie przez administrację Joe Bidena. Donald Trump należał do zwolenników ruchów walczących o utrzymanie jak najszerszej interpretacji II poprawki do Konstytucji, która w Stanach Zjednoczonych jest utożsamiana z prawem do posiadania broni. Jednak środowiska związane z Partią Demokratyczną od dłuższego czasu dążą do narzucenia szeregu ograniczeń, w tym federalnych właśnie w zakresie dostępu do broni na rynku cywilnym.
Stąd też, w momencie wyboru na prezydenta Joe Bidena oraz przejęciem kontroli nad Kongresem przez Demokratów, wielu amerykańskich obywateli wręcz "rzuciło się" na sklepy z bronią. Lewica amerykańska już dawno obiecywała, że wraz ze zmianą w Białym Domu nadejdzie czas nakładania federalnych kontroli nad obrotem bronią w kraju, w tym możliwość zakazania wręcz symbolicznej konstrukcji jaką jest AR-15 (najlepiej sprzedająca się wśród współczesnych amerykańskich klientów broń). To właśnie ta konstrukcja jest współcześnie symbolem walki zwolenników i przeciwników szerszej ingerencji władz federalnych w kwestie związane z handlem bronią na rynku cywilnym. Dla tych pierwszych, AR-15 to umowne źródło problemów dla bezpieczeństwa kraju, jakie niesie pozwolenie na dystrybucję para-wojskowych karabinów półautomatycznych. Zaś dla tych drugich AR-15 są nowoczesnymi karabinami sportowymi, będącymi wręcz symbolem amerykańskiego stylu życia.
Dane jakie miały pokazać skalę zakupów płyną zarówno od Federalnego Biura Śledczego (FBI), ale też chociażby z National Schooting Sports Foundation. Według agentów federalnych w samym styczniu 2021 r. pojawić się miało 4 317 805 wniosków o kontrolę zakupów broni palnej. Dotyczy to również takich kwestii, jak uzyskanie zgody na przenoszenie ukrytej broni ze sobą, itp. uprawnień dodatkowych. W porównaniu ze styczniem roku ubiegłego wzrost ma oscylować wokół 60 proc. Zaś National Schooting Sports Foundation odnotowała 75,2 proc. wzrost sprawdzeń pod kątem samego zakupu broni w punktach zajmujących się handlem na rynku wewnętrznym.
Jak wskazał Washington Examiner, zgodnie z analizami na potrzeby Small Arms Analytics & Forecasting oszacowano, że sprzedaż broni w Stanach Zjednoczonych w styczniu 2021 r. wyniosła 2,2 miliona sztuk, co oznacza wzrost o 79 proc. Tym samym, styczeń 2021 r. już teraz przeszedł pod tym względem do amerykańskiej historii, szczególnie w kontekście okresu obejmującego ostatnie 22 lata (od 1998 r. FBI zaczęła śledzić całościowy rynek broni palnej w Stanach Zjednoczonych). Drugim, tak dobrym handlowo początkiem roku był styczeń 2013 r., a następnie styczeń 2016 r. Generalnie cały 2020 r. był świetnym okresem dla firm czerpiących profity z handlu bronią na wewnętrznym, cywilnym rynku w Stanach Zjednoczonych. Według Forbes w 2020 roku odnotowano roczny rekord 39,69 miliona sprawdzeń przez FBI przeszłości potencjalnych nabywców broni.
Czytaj też: Dlaczego Polska powinna myśleć o RTF?
Wracając do rekordowych styczniowych wyników sprzedażowych, należy pamiętać, że dodatkowo nie we wszystkich stanach wymagane jest przejście ewaluacji ze strony agend federalnych, właśnie pod względem karalności i innych czynników mogących uniemożliwić zakup upragnionej broni. Stąd też, dane są w znacznym stopniu zaniżone. Dziennikarze z Washington Examiner podkreślają chociażby przykład stanu Michigan. Dane odnośnie sprawdzeń i zakupów w tym miejscu, w samym styczniu 2021 r., były o 264,4 proc. wyższe niż w styczniu 2020 r., co oznacza dodatkowe 57 016 kontroli, w porównywalnych okresach.
Niepewność co do wyborów i zapowiedzi Demokratów to jedno, ale swoją rolę odegrały również zamieszki wywoływane przez zwolenników ruchu BLM oraz ANTIFĘ. Symbolem stały się wręcz obrazki z relacji telewizyjnych oraz w mediach społecznościowych, na których widać zwykłych obywateli broniących swojego dobytku przed próbami jego kradzieży i aktami wandalizmu. Jednocześnie nie należy zapominać, że wiele grup radykalnych, definiowanych różnymi podstawami ideologicznymi, wzywało wręcz swoich członków do szkolenia się w zakresie użycia broni palnej, poniekąd nakręcając przy tym wskaźniki sprzedaży broni w Stanach Zjednoczonych.
W tle tego wszystkiego trzeba również zaznaczyć, że Amerykanie i ich rynek wewnętrzny to de facto linia zaopatrzenia również dla innych państw na kontynentach amerykańskich. Oczywiście w pierwszej kolejności mowa jest o Meksyku, który pomimo własnych ograniczeń w zakresie handlu i sprzedaży broni, jest wręcz zalany bronią lekką. Amerykańscy "dealerzy" byli zatrzymywani także np. w Brazylii, gdzie również zaopatrywali chociażby przestępców narkotykowych. Przy czym, trzeba zaznaczyć, iż kluczową linią oskarżeń polityków z Partii Demokratycznej (oczywiście generalizując ten zróżnicowany wewnętrznie obóz polityczny) względem swobody handlu bronią w Stanach Zjednoczonych jest wątek masakr w samym kraju, szczególnie jeśli chodzi o tzw. masakry w szkołach i placówkach edukacyjnych.
Postrzeganie kwestii handlu bronią na rynku cywilnym jest dość problematyczne ze względu na zróżnicowanie przepisów prawnych. Oczywiście, kluczowym elementem jest wspomniana II poprawka do Konstytucji, ale o dość dwuznacznym brzmieniu, o interpretację której stoczono już niejeden bój polityczny i prawny. Dla zobrazowania warto ją w tym miejscu przytoczyć: "Ponieważ dobrze zorganizowana milicja jest niezbędna dla bezpieczeństwa wolnego państwa, prawo ludzi do posiadania i noszenia broni nie ulegnie naruszeniu". Inne, już bardziej precyzyjne przepisy federalne odnoszące się do kontroli broni w Stanach Zjednoczonych są zawarte w National Firearms Act z 1934 r., 97, Gun Control Act 1968 z późniejszymi poprawkami oraz Brady Handgun Violence Prevention Act 1993.
Do tego dochodzi sytuacja, w której każdy stan i terytorium należące do Stanów Zjednoczonych już wewnętrznie uchwala własne prawo dotyczące broni. Badania podkreślają, że najbardziej restrykcyjne przepisy względem broni palnej obowiązują obecnie w Kalifornii, Connecticut, New Jersey, Maryland, Massachusetts, Nowym Jorku, na Hawajach, Illinois, Rhode Island czy Delaware. Drugi umowny biegun stanowią stany Kansas, Mississippi, Wyoming, Arizona, Alaska, Idaho, Luizjana, Kentucky, Vermont i Missouri, gdzie istnieją najmniejsze ograniczenia. Walka polityczna toczy się więc o narzucenie nowego ogólnokrajowego przepisu, bazującego na uprawnieniach władz federalnych.
Sytuacja handlowców jest paradoksalnie niezbyt wesoła, a obrazy niektórych sklepów z bronią przypominają nasze PRL-owskie sklepy z mięsem. Sprzedawcy skarżą się, że nie mają czym handlować, a raz po raz w przestrzeni publicznej słychać głosy, że zaczyna brakować już nie tylko samych AR-15, itp., ale samej amunicji jest również na rynku cywilnym bardzo mało.
Dlatego teraz dla chociażby Smith & Wesson, Sturm, Ruger, Sig Sauer, Daniel Defense, Colt, Heckler & Koch, Noveske, Knight's Armament, Lewis Machine & Tool, LWRC, Midwest Industries, Barrett oraz pomniejszych firm trwa wyścig z czasem, aby wykorzystać popyt i przede wszystkim zdążyć sprzedać to, co za chwilę może być objęte federalnymi obostrzeniami. Mając oczywiście na uwadze wszelkie problemy chociażby z łańcuchami dostaw, znajdującymi się pod presją pandemii, a także innymi problemami. Żadna z firm nie przewidywała zapewne tak gwałtownego ruszenia Amerykanów do sklepów z bronią w tak krótkim czasie.
Trzeba dodatkowo wskazać, że wokół administracji Bidena krąży pomysł zmian w zakresie ustawy o ochronie legalnego handlu bronią z 2005 r. Dotychczas to właśnie jej zapisy pozwalały zarówno producentem broni, jak i sprzedawcom unikać drogich i kłopotliwych procesów związanych z oskarżeniem o spowodowanie lub umożliwienie śmierci niewinnych osób. Jeśli ten hamulec zostałby zniesiony, to zapewne od razu amerykańskie sądy zapełniłby się pozwami wobec tych podmiotów od ofiar lub rodzin ofiar strzelanin, aktów terroru, itp. zdarzeń. To wymusiłoby potencjalnie wypłacanie znacznych sum odszkodowań w przypadku przegranych batalii sądowych, a więc jednocześnie firmy oraz handlowcy musieliby podjąć się zabezpieczenia własnych interesów. Tym samym, wprowadzone zostałby zapewne dodatkowe kwestie formalne oraz weryfikacyjne i przede wszystkim, znając podobne sprawy z innych branż, wzrosłyby ceny dla zwykłych klientów.