Dyskusja o penetracji cyberprzestrzeni przez służby amerykańskie sprowadza na drugi plan potrzebę rzeczowej analizy profilu i genezy działania Edwarda Snowdena, byłego analityka CIA - uważa Andrzej Barcikowski, Szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w latach 2002-2005.
Debata jaka wybuchła po ujawnieniu przez The Washington Post metodyki oraz przykładów monitorowania Internetu przez NSA i CIA sprowadza się w szczególności do emocjonalnej oceny Snowdena- patriota czy zdrajca? Wyniki badań opinii publicznej w USA wskazują, że społeczeństwo jest w tej kwestii silnie spolaryzowane. Tymczasem wydaje się -oczywiście z szacunkiem dla prawa do ferowania ocen etycznych- że trzeba także przeanalizować bohatera tej afery w kontekście gry służb wywiadowczych.
Zobacz także- Barcikowski: Internet a służby specjalne
Po zakończeniu zimnej wojny znaczenie działalności wywiadowczej wcale nie uległo erozji. Globalnymi aktorami w tej grze wydają się pozostawać Amerykanie i Rosjanie, ale także rosnący w siłę Chińczycy. Wywiady są w mniejszym stopniu orężem ideologii, w większym stopniu torują drogę interesom gospodarczym czy militarnym poszczególnych krajów. Bywają też narzędziem w grze o reputacje państw w opinii międzynarodowej lub w oczach rodzimej opinii publicznej.
Właśnie ten drugi aspekt może okazać się szczególnie delikatny i bolesny kiedy wywiad państwa X wpłynie skutecznie na zachwianie zaufania obywateli do władzy w konkurencyjnym państwie Y. Dzisiaj agent obcego wywiadu ukryty w strukturze innej służby wywiadowczej nie musi mieć wcale za priorytet przekazywanie wiedzy o osobach i modus operandi służby, którą zdradza. Jego rola może być inna i polegać na tym, że w pewnym momencie odziany w moralny strój patrioty, który przejrzał na oczy i zrozumiał, iż czyni zło, ujawnia co zrobił, uderza się w piersi i spogląda z niechęcią w kierunku własnego dotychczas państwa. A audytorium jest światowa opinia publiczna.
Warto wziąć pod uwagę i taki mechanizm kiedy pytamy kim jest Edward Snowden? Podobno kandydat na azylanta politycznego w Chinach...