Reklama

Straż Pożarna

Fot. Straż Pożarna/Twitter

Polscy ratownicy wracają wcześniej z Libanu. Szef PSP: kwestie bezpieczeństwa jednym z powodów

Jednym z powodów wcześniejszego powrotu naszej grupy poszukiwawczo-ratowniczej z Libanu są kwestie bezpieczeństwa - zaznaczył komendant główny PSP nadbryg. Andrzej Bartkowiak. Dodał, że polscy ratownicy do kraju wracają z ogromnym bonusem w postaci doświadczenia.

Szef Państwowej Straży Pożarnej zaznaczył, że to kwestie bezpieczeństwa były w dużej mierze powodem decyzji o wcześniejszym powrocie polskiej grupy poszukiwawczo-ratowniczej, która w środę wyleciała z misją ratunkową do Bejrutu. Decyzję o zakończeniu akcji podjęła też strona libańska. Komendant główny PSP podkreślił, że choć Polakom nie udało się odnaleźć w gruzach żywych ludzi, to członkowie grupy wykonali na miejscu szereg działań.

Dodał, że polska grupa działała na ok. 60 hektarach, gdzie strażacy-ratownicy m.in. udzielali pierwszej pomocy, a także - przy pomocy specjalistycznego sprzętu - oceniali stan budynków. "Dostawaliśmy też zapotrzebowanie od innych grup na psy. Nasze psy brały więc także udział w poszukiwaniach prowadzonych w innych strefach" - powiedział komendant. Polacy na miejscu zostawili również lekarstwa przygotowane na cały czas trwania akcji, o wartości ok. 50 tys. zł.

Bartkowiak podkreślił również profesjonalizm polskich ratowników, którzy oprócz Francuzów jako jedyni dostali pozwolenie od rządu libańskiego do prac na terenie miasta. "Dostaliśmy tę zgodę ze względu na nasz profesjonalizm i to jest dla mnie najważniejsza informacja" - zaznaczył.

Dodał, że jadąc do Libanu polscy strażacy pomogli miejscowej ludności, ale także zdobyli doświadczenie, które zostanie wykorzystane w przyszłości. "To wszystko daje nam dzisiaj ogromny bonus w postaci tego, że jesteśmy postrzegani na świecie jako jedna z najlepszych ekip poszukiwawczo-ratowniczych. Mogę to dzisiaj powiedzieć z uniesioną głową: tak, jesteśmy jednymi z najlepszych" - ocenił.

Bartkowiak zaznaczył również, że choć polscy strażacy brali już udział w podobnych akcjach poszukiwawczych m.in. w Nepalu i na Haiti, to tę akcje wyróżnia szybkość reakcji. "To rzeczywiście historyczne tempo. W poprzednich razach lataliśmy dużo później. Tym razem wyjechaliśmy już na drugi dzień, więc bardzo szybko udało się to wszystko zorganizować. To świadczy o tym, że przez te lata nauczyliśmy się, jak to się robi" - zaznaczył. "Jeśli będziesz się długo zastanawiał na akcji to możesz już nikogo nie uratować. My musimy działać szybko, sprawnie" - dodał. Szef PSP podkreślił też dobrą współpracę z MSWiA, ale także z MSZ i PLL LOT.

Polscy strażacy zakończyli w niedzielę działania poszukiwawczo-ratownicze w Bejrucie. Do kraju wrócą w poniedziałek wieczorem samolotem, który dostarczył dodatkową pomoc dla stolicy Libanu.

W ostatni wtorek doszło do eksplozji w składach bejruckiego portu, gdzie od kilku lat przechowywano saletrę amonową, zmagazynowaną tam bez niezbędnych zabezpieczeń. Wybuch był tak silny, że było go słychać na Cyprze oddalonym od Bejrutu o 240 km. Jako przyczynę tragedii władze libańskie podały prace spawalnicze w składach, gdzie trzymano 2750 ton saletry amonowej (azotanu amonu) wcześniej skonfiskowanej przez władze.

Gotowość do natychmiastowego wyjazdu do działań ratowniczych w Libanie polscy strażacy zgłosili już następnego dnia. Samolot PLL LOT ze strażakami, zespołem medycznym, psami oraz sprzętem medycznym, lekami i środkami opatrunkowymi wystartował do Bejrutu w środę po godz. 23 z warszawskiego Lotniska Chopina. Na lotnisku w Bejrucie wylądował w czwartek po godz. 2.

W skład grupy strażaków weszło: 39 ratowników grup poszukiwawczych z Warszawy, Poznania, Łodzi, Nowego Sącza, czterech ratowników chemicznych oraz cztery psy. Grupą dowodził st. bryg. Mariusz Feltynowski, kierujący wcześniej działaniami ratowniczymi w czasie misji po trzęsieniach ziemi na Haiti i w Nepalu. Razem ze strażakami poleciał 11-osobowy zespół medyczny z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. W jego skład weszli zarówno lekarze, jak i specjaliści ds. pomocy humanitarnej, którzy na miejscu zajmowali się m.in. oceną potrzeb i rozdziałem pomocy, w taki sposób, by trafiała ona do osób najbardziej potrzebujących.

Eksplozja w Bejrucie pochłonęła ponad 160 ofiar, a ponad 6 tys. osób zostało rannych. W centrum libańskiej stolicy w sobotę wybuchły gwałtowne protesty. Protestujący wtargnęli m.in. do ministerstwa spraw zagranicznych, domagając się ustąpienia i ukarania władz. 

PAP/IS24

Reklama

Komentarze

    Reklama