Dotychczas znamy trzy profile terrorystów: członkowie dużych, zorganizowanych ruchów terrorystycznych – to pierwszy typ. Drugi to samotne wilki, zwani też „terrorystami solo”, którzy umotywowani ideologicznie lub religijnie dokonywali ataków. Trzeci typ to szaleńcy, których patologie psychiczne umotywowały do desperackiego aktu.
Tymczasem Irańczyk z Sydney jest dziwnym splotem. Z jednej strony jeśli wyrósł w kulturze irańskiej to powinien być szyitą, tymczasem ten terrorysta kazał porwanym eksponować sztandar Państwa Islamskiego, które szyitów zwalcza zaciekle i traktuje jak śmiertelnych wrogów. Był, jak wynika z doniesień, zboczony seksualnie, czego doświadczyły liczne molestowane kobiety. Jak to pogodzić z rygoryzmem obyczajowym islamu, szariatu?
A zatem samozwańczy szejk Haron z Sydney jest swoistym „oryginałem”. Był szyitą, choć zgodnie z doniesieniami niedawno przyjął sunnizm. Promujący wrogów szyizmu, seksualny maniak, a przecież odraza radykałów islamskich wobec Zachodu wynika w dużym stopniu z krytyki obyczajowego rozpasania otwartych, demokratycznych, liberalnych społeczeństw.
Jaki zatem sygnał przynosi australijski akt terroru?
Niestety nie optymistyczny. Okazuje się bowiem, że zderzenie cywilizacji, że sukcesy Państwa Islamskiego na obszarze Syrii i Iraku wyzwalają złą energię nie tylko wśród tradycyjnych, w pewnym stopniu przewidywalnych, radykałów. Napięcia międzykulturowe, międzyreligijne powodują ożywienie skrajnych motywacji do działania, także u rozmaitych dewiantów, pełnych sprzeczności w swoich motywacjach kulturowych czy religijnych, ale przez to wcale nie mniej groźnych. Wręcz przeciwnie. Im mniejsza przewidywalność, im więcej profili osób, które mogą stać się terrorystami – tym groźniej.
Andrzej Barcikowski, w latach 2002-2005 Szef ABW.