Prasa niemiecka alarmuje, że Niemczech znajduje się, zmieniając cały czas miejsce pobytu, kilkaset osób zdolnych do popełnienia „poważnych przestępstw terrorystycznych”. Nie są one objęci kontrolą. Na razie wiadomo o 447 radykalnych islamistach, którzy przybyli i działają na terytorium Niemiec. Dziennik „Die Welt” bezlitośnie udowadnia, że o ile liczba bardzo niebezpiecznych bojowników w Niemczech jeszcze kilka lat temu nie przekraczała 120 osób, to w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy uległa ona podwojeniu.
Dodatkowo, do liczby tej należy również doliczyć 1100 osób, które „klasyfikuje” się do grona „potencjalnych terrorystów” (a więc, którzy jeszcze nie zostali oficjalnie złapani na nielegalnej działalności), 7000 radykalnych salafitów oraz setki innych osób, które przedostały się do Niemiec z Syrii z bogatym doświadczeniem bojowym.
Prasa zwraca przy tym uwagę na nierównomierne rozłożenie zagrożenia na niemieckim terytorium. Jako przykład podano Saksonię-Anhalt, gdzie nie odnotowano radykalnych islamistów, w Turyngii naliczono ich tylko czterech. Natomiast w Nadrenii Północnej zarejestrowano już 120 osób podejrzanych o terroryzm.
Niestety to, że władze wiedzą o 447 niebezpiecznych osobach nie oznacza, że jest ich tylko tylu. Co gorsza, niemieckie służby bezpieczeństwa przyznają, że są zdolne jedynie do ich okresowego lokalizowania, ale nie do permanentnego śledzenia. Do skutecznego nadzorowania przez 24 godziny na dobę wyszkolonego terrorysty potrzeba bowiem 20-30 specjalnie wyszkolonych funkcjonariuszy, a przy takiej liczbie „podejrzanych” jest to - po prostu - niemożliwe.
Co więcej, agenci służb bezpieczeństwa są bardzo łatwo rozpoznawalni w dzielnicach miast, w których żyją i działają islamiści. Jest to bowiem najczęściej zamknięta enklawa muzułmańska, gdzie wszyscy się bardzo dobrze znają i są przyzwyczajeni do skrytego działania. Sprawę dodatkowo pogarsza fakt, że w wielu przypadkach mamy do czynienia z terrorystami od lat żyjącymi w Niemczech, znającymi język oraz zwyczaje policji. Stają się oni ekspertami w myleniu tajnych służb i „gubieniu ogona”. Policja i służba bezpieczeństwa muszą dodatkowo działać z dużymi ograniczeniami, które miały chronić wolność Niemców, a teraz zwracają się przeciwko nim.
Pojawienie się 450 zarejestrowanych radykalnych islamistów–terrorystów może jednak, wbrew pozorom, pomóc niemieckim służbom wewnętrznych. Policja od lat narzekała na brak dofinansowania, teraz jest okazja do naprawienia tej sytuacji - i to w sposób systemowy. Niemcy dokładnie przy tym analizują błędy w tej dziedzinie zarówno swoje, jak i partnerów zagranicznych, a przede wszystkim wydarzenia we Francji.
Wskazuje się np., że jeden z morderców, którzy zabijali dziennikarzy w redakcji „Charlie Hebdo”, był wcześniej aresztowany przez francuskie służby specjalne za przestępstwa terrorystyczne. Nadzór nad nim jednak zmalał tuz przed przeprowadzeniem zamachu, ponieważ w tym czasie został zakwalifikowany jako „mniejsze zagrożenie”. Tymczasem przed atakiem terroryści niemal zawsze "wyciszają się", starając się działać z zaskoczenia, by strach i szok po zamachu był jeszcze większy.
cwwk
napisane w fajnym stylu ;>
panzerfaust39
Islamscy terroryści hasają na wolności ale za to NRDfenowi nie brakuje odpowiednich sił do monitorowania poczynań NPD i AfD