Czas na nową ustawę o broni i amunicji? "Obecna to relikt PRL"

Polska potrzebuje nowej ustawy o broni i amunicji – zauważył, w rozmowie z InfoSecurity24.pl, Paweł Dyngosz, prezes stowarzyszenia KS Amator. Jak przekonuje, obowiązujące przepisy są przestarzałe, nieczytelne i w wielu miejscach sprzeczne z zasadami państwa prawa. „To praktycznie ustawa komunistyczna z 1961 roku. W 1999 roku tylko przekopiowano jej treść, zamieniając milicję na Policję. Współcześnie nie da się na niej zbudować racjonalnego systemu szkolenia obywateli” – mówił Dyngosz.
Choć ustawa była nowelizowana w 2010 roku to, według prezesa stowarzyszenia KS Amator, „oddycha jeszcze PRL-em”. „To wtedy wprowadzono pewne poprawki ograniczające uznaniowość Policji, ale korzeń tej regulacji dalej tkwi w tamtych czasach. Widzimy, jak trudno jest zwykłemu, praworządnemu obywatelowi przejść przez meandry tej ustawy i zdobyć pozwolenie na broń” – podkreślił Paweł Dyngosz.
Jego zdaniem aktualne przepisy nie przystają do realiów, w których rząd sam mówi o konieczności powszechnego szkolenia obywateli z obsługi broni. „Środowisko strzeleckie rozwija się w tempie 10–12 procent rocznie, ale to wzrost z bardzo niskiej bazy. Tych strzelców wciąż jest garstka, bo system jest nieprzyjazny” – ocenił.
Największym problemem obecnego prawa ma być – według rozmówcy InfoSecurity24.pl – szeroka uznaniowość funkcjonariuszy. „Komendant wojewódzki Policji może nie uznać badań lekarskich wystawionych przez uprawnionego lekarza, bo mu się nie podobają. Bez argumentu, bez uzasadnienia. Takie decyzje kończą przygodę wielu ludzi ze strzelectwem” – tłumaczył.
Czytaj też
Jak dodał, w ostatnich latach rośnie liczba przypadków, w których Policja wykorzystuje ten mechanizm, by utrudniać uzyskanie pozwoleń. „Policja z jakiegoś powodu nie chce, żeby cywile posiadali broń. A przecież z legalną bronią nie ma w Polsce żadnego problemu. Statystycznie to środowisko bezpieczne. Przestępstwa popełniają ludzie z bronią nielegalną” – zaznaczył.
Kolejnym absurdem – zdaniem Dyngosza – są egzaminy organizowane przez Policję. „Za test i 25 strzałów trzeba zapłacić 700 zł. Jeszcze dwa lata temu było to 1150 zł. W dodatku zdawalność zależy od województwa – w Rzeszowie 81 procent, w Gorzowie Wielkopolskim 18 procent. To pokazuje, że egzaminatorzy mają pełną dowolność, bo nie uwierzę, że na Podkarpaciu ludzie są pięciokrotnie bystrzejsi niż w Lubuskim” – ocenił.
Prezes stowarzyszenia KS Amator zauważył, że egzaminy powinny zostać odebrane Policji i zorganizowane w sposób obiektywny, z ustalonymi kryteriami. „To nie może być gra uznaniowa. W państwie prawa obywatel musi wiedzieć, czego się od niego wymaga” – zaznaczył.
Alternatywą – według Pawła Dyngosza – dla egzaminów policyjnych miała być droga sportowa przez Polski Związek Strzelectwa Sportowego (PZSS). Jednak, jak stwierdził w rozmowie z InfoSecurity24.pl, również tam wprowadzono regulacje, które ograniczają rozwój środowiska. „Nowy regulamin pozwala odebrać patent strzelecki za krytykę Związku. To jakby urząd miasta mógł cofnąć prawo jazdy, bo ktoś nie zgodził się z decyzją urzędnika. To absurd” – ocenił.
Kolejnym utrudnieniem ma być rejonizacja egzaminów. „Podam przykład naszych zawodników z Warszawy, którzy szkolą się na Bemowie. Zamiast zdawać w Warszawie muszą jeździć na egzaminy do Wrocławia, osiem godzin w samochodzie, bo tam jest centrala naszego stowarzyszenia. A tam egzaminy są we wtorki o godz. 11. To realna bariera dla ludzi, którzy pracują” – zauważył.
W rozmowie z InfoSecurity24.pl Paweł Dyngosz skrytykował także projekt nowelizacji złożony przez posłów Polski 2050, przewidujący obowiązkowe badania lekarskie i psychologiczne co kilka lat dla wszystkich posiadaczy pozwoleń na broń. „To bardzo zły pomysł. Takie badania nic nie wnoszą, są fikcją i kosztują po 600 zł. To dodatkowy podatek nałożony na strzelców. Lekarze nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za swoje decyzje, a osobowość człowieka nie zmienia się co dwa lata” – podkreślił.
Czytaj też
Jego zdaniem zamiast powtarzających się badań, powinna powstać „obiektywna lista chorób i zaburzeń psychicznych, które wykluczają z posiadania broni”. „To by było uczciwe i skuteczne, bo system zdrowia i tak ma informację, jeśli ktoś trafia pod opiekę psychiatry” – powiedział.
Według prezesa stowarzyszenia KS Amator sytuację poprawiłaby jedynie nowa ustawa o broni i amunicji. „My musimy mieć nową ustawę. Na podstawie obecnego dokumentu, który był tak często zmieniany, niewiele da się zrobić dobrze” – zaznaczył.
Według rozmówcy nowa ustawa powinna opierać się na prostych zasadach, zgodnych z europejskimi dyrektywami, bez „absurdów w rodzaju zakazu posiadania pistoletu dla myśliwego, który może mieć karabin snajperski”. „Chodzi o to, żeby państwo traktowało obywatela poważnie. Praworządność, wiedza i zdrowie psychiczne – te trzy elementy wystarczą” – podkreślił Dyngosz.
Jego zdaniem, fundamentem nowej ustawy powinny być – wspomniane – trzy kluczowe reformy, które uporządkują polski system dostępu do broni.
Pierwszym filarem zmian musi być – jak mówi – całkowite wyeliminowanie uznaniowości Policji. Dziś – według niego – funkcjonariusze mają zbyt szerokie kompetencje przy ocenie wniosków o pozwolenia, co często prowadzi do sytuacji absurdalnych. – „Komendant może odrzucić badania lekarskie wystawione przez uprawnionego lekarza tylko dlatego, że mu się nie podobają. Bez uzasadnienia, bez możliwości odwołania. To jest wbrew zasadom państwa prawa” – tłumaczył. Według niego nowa ustawa powinna wprowadzić jasne, zamknięte katalogi przesłanek odmowy, a decyzje muszą być w pełni weryfikowalne i oparte na konkretnych faktach, a nie na „widzimisię urzędnika”.
Drugim niezbędnym krokiem jest ujednolicenie systemu pozwoleń. Obecnie, jak wskazał Dyngosz, w Polsce wciąż obowiązuje anachroniczny podział na pozwolenia „do celu” – sportowego, kolekcjonerskiego, łowieckiego czy ochrony osobistej. „To tak, jakby ktoś miał osobne prawo jazdy na dojazdy do pracy, inne na weekendowe wycieczki i jeszcze inne do przewożenia dzieci. Broń to broń – jeśli ktoś spełnia warunki, przeszedł szkolenie i badania, powinien mieć jedno, logiczne pozwolenie, a nie cztery różne dokumenty” – mówił. Ujednolicenie systemu miałoby nie tylko uprościć procedury, ale również obniżyć koszty i ograniczyć liczbę formalności, które dziś zniechęcają do legalnego ubiegania się o broń.
Czytaj też
Trzecim filarem zmian – według prezesa stowarzyszenia KS Amator – powinna być „likwidacja monopolu Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego i wprowadzenie przejrzystych zasad egzaminowania”. Jak tłumaczył Dyngosz, dziś PZSS ma de facto wyłączność na organizację egzaminów i szkoleń w trybie sportowym, a władze Związku wykorzystują to do umacniania swojej pozycji. „Ten monopol prowadzi do patologii. Związek może odbierać patenty strzeleckie za krytykę, ogranicza miejsca egzaminów i utrudnia działalność klubom, które nie są mu podporządkowane. To nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem, a tylko z utrzymaniem władzy” – podkreślił.
Według niego państwo powinno stworzyć system transparentnych egzaminów z jednakowymi zasadami w całym kraju, bez możliwości lokalnych nadużyć i różnic w traktowaniu obywateli. „To nie jest liberalizacja, to jest cywilizacja tego, co już mamy. Chodzi o jasne, obiektywne przepisy, które każdy obywatel może zrozumieć” – mówił.
„Jeżeli państwo chce, żeby obywatele byli przygotowani do obrony, nie może jednocześnie utrudniać im nauki strzelania. To schizofrenia. Zamiast inwestować miliardy w wojskowe projekty szkoleniowe, wystarczy nie przeszkadzać tym, którzy już szkolą ludzi z własnej woli” – ocenił w rozmowie z InfoSecurity24.pl.
Jak zapowiada, środowisko strzeleckie pracuje nad własnym projektem ustawy. „Rozmawialiśmy o nim z marszałkiem Krzysztofem Bosakiem podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu. Konfederacja ma go wkrótce złożyć w Sejmie. Mamy nadzieję, że to początek zmian” – wyraził nadzieję prezes stowarzyszenia KS Amator Paweł Dyngosz.
WIDEO: Wiceminister finansów: wszyscy funkcjonariusze powinni być traktowani równo, jeśli wykonują te same zadania