Reklama

"Abu Hamed" i pendrive z danymi islamistów

Zwykły pendrive stał się bronią, która może zadać jeden z najskuteczniejszych dotychczas ciosów samozwańczemu kalifatowi pod wodzą Abu Bakra al-Baghdadiego. To właśnie na ten nośnik danych jeden z terrorystów rozczarowanych Daesh nagrał skarbnicę wiedzy o funkcjonowaniu całej organizacji.

„Abu Hamed” miał skopiować 22 tys. kart werbunkowych, do których dostęp posiadał kontrwywiad islamistów. Każdy nowy terrorysta musiał bowiem, tuż po przyjeździe, wypełnić podobny formularz, aby móc poruszać się po terytorium kontrolowanym przez Daesh. W formularzach znajdowały się pytania o prawdziwe dane osobowe, bowiem później większość z terrorystów przyjmowała bojowe pseudonimy. Miało to w sposób znaczący ograniczyć, przynajmniej w teorii, możliwość ustalenia tożsamości konkretnych terrorystów przez służby specjalne. Oprócz tego kwestionariusze miały także rubryki dotyczące danych kontaktowych, które byłyby drogą łączności z dżihadystami w przypadku ich powrotu do państw, z których przybyli do Syrii i Iraku.

Równie istotna, szczególnie z perspektywy służb specjalnych, była rubryka dotycząca tras przerzutowych prowadzących przede wszystkim do Syrii. Każdy islamista-ochotnik musiał bowiem opisać dokładnie swoją drogę do Daesh. Szczególną uwagę na pewno zwróci się na pytanie dotyczące osób, które wystawiały "rekomendację" konkretnemu terroryście. Docelowo, w założeniach samych islamistów, miało to zapewne zapewnić ochronę przed infiltracją ze strony agentów werbowanych przez funkcjonariuszy różnych wywiadów.

Dokładna analiza wspomnianych osób, które dawały poręczenie za ochotników dążących do wzięcia udziału w dżihadzie w Syrii i Iraku, może okazać się równie interesująca z perspektywy długookresowej walki z tą organizacją terrorystyczną. Odtworzona i następnie zniszczona może bowiem zostać sieć werbowników, ideologów oraz ukrytych kontaktów islamistów w różnych częściach Europy i całego świata.

W sumie formularze zawierały ponad dwadzieścia pytań, zdobyte informacje dają służbom specjalnym oraz policji nowe elementy całościowego obrazu aktywności Daesh. Szacuje się, że dotyczą one obywateli co najmniej 51 państw świata, którzy podjęli decyzję o przejściu na stronę islamistów pod wodzą samozwańczego kalifa al-Baghdadiego.

Brak jasności co do motywów działania źródła wycieku informacji

Oczywiście przy tak wielkim i spektakularnym wycieku informacji dotyczących terrorystów, pojawiają się pytania odnośnie motywów, tła i skutków takiego wydarzenia. Sam „Abu Hamed”, do którego mieli dotrzeć dziennikarze ze Sky News, stwierdził, że działał na bazie negatywnych emocji, wypływających z bezpośredniej obserwacji tzw. Państwa Islamskiego (Daesh).

Podkreślić miał m.in. wzrastającą rolę byłych żołnierzy oraz funkcjonariuszy służb Saddama Husjana zarządzaniu organizacją terrorystyczną. Miało się to wiązać, jego zdaniem, z odejściem od zasad radykalnego islamu, które były i są osią przynajmniej propagandy całej struktury terrorystycznej. To właśnie z powodu odnalezienia wiary, „Abu Hamed” miał wcześniej odłączyć się od Wolnej Armii Syryjskiej i przystać do Daesh.

Co więcej, sam „Abu Hamed” nie kończy tylko na zwykłym przekazywaniu informacji zdobytych w centrali kontrwywiadu Daesh. Rozszerza je o sugestie co do strategicznej relokacji centrów decyzyjnych z prowincji Ar Rakka, prosto na syryjskie obszary pustynne oraz do Iraku. Szczególnie w rejony, w których dawniej operowało tzw. Islamskie Państwo w Iraku.

Zaznacza przy tym, że samozwańczy kalifat bardzo blisko współpracuje nie tylko z samym reżimem syryjskim w Damaszku, ale również z kurdyjskim YPG. Rodzi się więc pytanie o źródła wiedzy wspomnianego „Abu Hameda”, czy też możliwość prowadzenia go przez służby specjalne jednego z państw zaangażowanych w konflikt syryjski. Należy w tym kontekście podkreślić, że ów były dżihadysta ma obecnie mieszkać u swojej rodziny na terytorium Turcji.

Przypadek czy zaplanowana operacja ?

Wracając do pytania o motywy pozyskania i następnie ujawnienia tak dużej porcji danych przez „Abu Hameda”, można na wstępie przyjąć dwie hipotezy. Pierwsza zakłada emocjonalną i, być może, religijną niechęć do obecnych decydentów, zarządzających samozwańczym kalifatem. Porównać to można do sprawy chociażby samotnego i borykającego się z niestabilnością emocjonalną Mordechaja Vanunu, który swego czasu przyczynił się do ujawnienia tajemnic izraelskiego wojskowego programu atomowego. Bardzo złożony i niespodziewany splot przypadków oraz niestabilność emocjonalna jednostki mogła więc równie dobrze doprowadzić do jednego z największych wycieków informacji o terrorystach.

Druga hipoteza, którą można wziąć pod uwagę, zakłada jednak inspirację lub wręcz prowadzenie sprawy „Abu Hameda”. Najpewniej przez służby specjalne jednego z dużych aktorów konfliktu syryjskiego. Zwraca uwagę przede wszystkim możliwość uzyskania dostępu do komputerów znanego z brutalności kontrwywiadu islamistów, który korzysta z doświadczeń irackiej tajnej służby (Mukhābarāt) z okresu rządu Saddama Husajna. Zastanawiająca jest też jego wiedza na temat przemieszczania się głównych dowódców z Ar Rakki oraz sugestie co do współpracy z władzami w Damaszku przeciwko umiarkowanej opozycji.

Kluczowym pytaniem pozostaje: czy dziennikarze uprzedzili służby specjalne?

Ważne jest również samo tło ujawnienia informacji o 22 tysiącach dżihadystów. Trzeba podkreślić, że chodzi raczej o dużo większą liczbę osób zaangażowanych w szeroko pojmowane wspieranie Daesh. Jeśli bowiem doszło do tego bez wcześniejszego porozumienia ze służbami specjalnymi, to obecnie można spodziewać się szybkich i zakrojonych na szeroką skalę działań antyterrorystycznych niemal na całym świecie.

Sami terroryści zapewne również rozpoczną działania mające na celu minimalizację skutków wycieku informacji - od prostej wymiany telefonów, skrzynek pocztowych, adresów kontaktowych, do przemieszczenia się pomiędzy miastami, państwami, a może nawet kontynentami. Trzeba też mieć na uwadze, że wyciek danych może sprowokować zagrożonych zdemaskowaniem i zatrzymaniem członków komórek terrorystycznych do podjęcia jakiś „uprzedzających” akcji terrorystycznych.

Jeśli jednak założyć, że Sky News przed publikacją materiału przynajmniej uzgodniła pewne kwestie z MI5/MI6 i sojuszniczymi służbami, to może to wpisywać się równie dobrze w jakąś formę długofalowej operacji, wymierzonej w zagraniczne siatki Daesh. Publikacja danych wprowadzi bowiem  niewątpliwie chaos, niepewność i destabilizację w środowiska terrorystów, ich zwolenników, werbowników i szeroko pojęte zaplecze logistyczne.

Może to pozwolić na przejęcie z rąk islamistów dotychczasowej inicjatywy strategicznej, jaką niewątpliwie mieli m.in. w przypadku przygotowania ataków w Paryżu w listopadzie zeszłego roku. Osoby obserwowane przez służby specjalne oraz policję pod względem potencjalnych związków z terroryzmem mogą stać się obecnie bardziej nerwowe. To wpływa na zwiększenie możliwości popełnienia przez nich jakiś błędów, pozwalających na zatrzymania.

Daje to również okazję do rozszerzenia operacji z użyciem aktywów osobowych, pozyskiwanych oraz lokowanych w środowiskach powiązanych z terrorystami i radykałami. Jednocześnie zapewne pozwoli na przechwycenie dzięki SIGINT znacznej liczby sygnałów przekazywanych sobie pomiędzy poszczególnymi osobami, komórkami i organizacją w Syrii, Iraku czy też Libii.

Konkluzja - być ostrożnym, ale mieć również nadzieję co do zepchnięcia terrorystów do defensywy

Na ostateczną ocenę wpływu ujawnienia danych jest jeszcze za wcześnie. Przede wszystkim, rekrutacja w środowiskach islamistów np. w Europie i nie tylko wciąż postępuje, przez co wielu z tych "nowych" rekrutów zwyczajnie nie ujęto w pozyskanej bazie danych. Trudno też przypuszczać, aby nawet najbardziej skoordynowane działanie służb specjalnych w 51 państwach świata, jednorazowo rozwiązało problem wpływów Daesh.

Nadal jest to najbogatsza organizacja terrorystyczna świata. Biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia z Al-Kaidą trzeba uznać, że nawet w przypadku rozbicia jakieś konkretnej struktury organizacyjnej pojawi się dla niej alternatywa, która przyciągnie kolejnych radykałów.

Z drugiej strony, biurokracja oraz cyfrowa baza danych mogła zadać większe straty terrorystom, niż setki godzin lotów najnowszych samolotów bojowych i zrzucenie tysięcy inteligentnych bomb.

To, co swego czasu było atutem Daesh, a więc jego konwencjonalna "quasi państwowa" forma zaplecza strukturalnego, staje się współcześnie jego największym obciążeniem. Tak czy inaczej szykują się wielkie, ogólnoeuropejskie łowy na terrorystów i ich zwolenników. Być może umożliwi to, w dłuższej perspektywie czasu, znaczące ograniczenie zdolności operacyjnych islamistów spod znaku samozwańczego kalifatu, a także zepchnie ich do permanentnej defensywy, tak samo, jak niegdyś CIA i jej sojusznicy zrobili z Al-Kaidą.

Reklama
Reklama

Komentarze