Mieliśmy drobne problemy techniczne ze śmigłowcem; usuwanie usterki zajęło sześć godzin, ale została ona naprawiona - poinformował w czwartek dowódca polskich strażaków w Turcji mł. bryg. Grzegorz Borowiec z KG PSP. Śmigłowiec w pierwszy lot bojowy wystartował przed godz. 18:00 czasu lokalnego.
Jak przekazał dowódca polskich strażaków w Turcji mł. bryg. Grzegorz Borowiec z KG PSP usterka policyjnego śmigłowca S-70i Black Hawk została wykryta podczas standardowego serwisu wykonywanego po wylataniu określonej liczby godzin. Śmigłowiec jest wykorzystywany w Turcji przez polską grupę złożoną z policjantów i strażaków do gaszenia pożarów z powietrza.
"Problemy techniczne udało się rozwiązać z pomocą naszych mechaników i kolegów z Turcji" - powiedział Borowiec. Dodał, że chodziło o drobną usterkę, ale jej usuwanie trwało ok. sześciu godzin. "Usterka jest naprawiona, śmigłowiec wystartował w pierwszy lot bojowy przed godziną 18:00 czasu lokalnego. Do zachodu słońca postaramy się pomóc na tyle, na ile jest to możliwe" - zaznaczył dowódca w czwartek.
Dowódca polskich strażaków informował również, że w środę późno wieczorem udało się opanować pożar, w którego gaszeniu uczestniczą polscy strażacy i policjanci. "Już nie jest to pożar nieopanowany. Duża ilość straży pożarnej zebrana na miejscu była w stanie opanować płomienie" - powiedział strażak. Co więcej, Polacy zostali zapytani przez stronę turecką o to, czy są w stanie wykonywać loty ratownicze w celu podjęcia osób poszkodowanych. Zaznaczył, że chodzi o ewentualne wysłanie polskiej grupy do działań ratowniczych po powodzi na północy kraju.
"My jak najbardziej posiadamy ze sobą przystosowany do tego typu działań sprzęt oraz wyszkolonych ratowników. Mamy ze sobą czterech ratowników wysokościowych, którzy podpięci pod pokład śmigłowca są w stanie podejmować osoby poszkodowane z terenów niedostępnych dla pojazdów czy ludzi" - zaznaczył Borowiec dodając, że Polacy zadeklarowali gotowość do tego typu działań. "Czekamy na ewentualną decyzję władz lokalnych co do tego, czy będziemy zadysponowani" - powiedział. Dodał, że chodzi o miejsce oddalone o kilkaset kilometrów od obecnego miejsca działań polskiej grupy.
"Jeżeli nie zostaliśmy wysłani tam dzisiaj to jutro może być już za późno" - ocenił dowódca w czwartek. Dodał, że powodzie które wystąpiły w Turcji były typu "flash-flood", które pojawiają się błyskawicznie, ale też szybko odchodzą, choć są przy tym bardzo niszczycielskie. "W tego typu powodziach liczą się godziny, na pewno nie dni. Liczy się każda chwila i jeżeli tam polecimy jutro rano i dolecimy ok. południa, to może być za późno na podjęcie działań ratowniczych" - powiedział Borowiec. Dodał, że w piątek ok. południa minie 48 godzin od wystąpienia powodzi. "Moim zdaniem będzie to dość późno na działania ratownicze. Działania humanitarne można jeszcze realizować, ale my jesteśmy przede wszystkim nastawieni na działania ratownicze. Do tego jesteśmy wyszkoleni i przygotowani" - tłumaczył.
W sobotę wieczorem do tureckiej miejscowości Dalaman dotarła trzyosobowa grupa strażaków, która w piątek wyruszyła z Polski drogą lądową. Strażacy zabrali m.in. sprzęt potrzebny do gaszenia pożarów ze śmigłowca, m.in. duży zbiornik na wodę o pojemności 3 tys. litrów; mniejszy zbiornik o pojemności 1,5 tys. litrów zabrano na pokładzie policyjnego śmigłowca S-70i Black Hawk, który do Turcji wyleciał w sobotę nad ranem z lotniska Warszawa-Babice. Na pokładzie było ośmiu policyjnych lotników oraz trzech strażaków. Tureccy strażacy wraz ze wsparciem z Chorwacji, Hiszpanii, Ukrainy, Rosji, Azerbejdżanu i Iranu już od ponad tygodnia walczą z pożarami lasów na południowym wybrzeżu kraju. Pomoc zadeklarowała także Grecja, z którą Turcja ma napięte stosunki dyplomatyczne.
PAP/IS24