Reklama

Dron był nad Belwederem, może być nad Wawelem

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne
Autor. KPP Września

Złapanie „droniarzy” spod Belwederu było możliwe tylko dlatego, że służby w Warszawie miały odpowiedni sprzęt do neutralizacji dronów. Poza stolicą, z powodu braku systemów antydronowych, z osiągnięciem podobnego „sukcesu” byłby już duży problem.

Pojawienie się drona nad Belwederem i budynkami rządowymi przy ulicy Parkowej wywołało kolejny wstrząs medialny. Oczywiście w tym przypadku służby zadziałały sprawnie, neutralizując zarówno bezzałogowiec, jak i zatrzymując dwóch operatorów zza wschodniej granicy. Jednak od razu pojawiły się pytania, czy takie przypadki będą się powtarzać i czy jesteśmy na nie dobrze przygotowani.

Czytaj też

Odpowiedzi są krótkie. Tak i nie. Tego rodzaju incydenty będą się powtarzały. I nie jesteśmy na nie dobrze przygotowani. A musimy być. Wybór miejsca lotu (siedziby Prezydenta RP i Prezesa Rady Ministrów) świadczy o tym, że może nie chodzić tu o wybryk chuligański, ale o celowe działanie, by nam zaszkodzić. I to się może powtórzyć w innych miejscach. Ponadto tu nie ma znaczenia, jaka była intencja obu operatorów. Było to bowiem działanie niezgodne z prawem i służby powinny zainterweniować.

Sprawa jest o tyle trudna do komentowania, że służby zainterweniowały skutecznie. Co tu więc krytykować? Trzeba jednak pamiętać, że był to przypadek niezgodnego z prawem użycia dronu, który może zostać powielony w akcjach sabotażowych i szpiegowskich. W Warszawie służby zadziałały, bo miały czym. Teraz trzeba więc zastanowić się, czy poza stolicą, służby mają podobne możliwości. A tam niestety nie jest najlepiej. Brakuje przede wszystkim specjalistycznego sprzętu do neutralizacji systemów bezzałogowych, który w polskiej Policji nie jest jeszcze pozyskiwany zgodnie z potrzebami.

Tymczasem już w grudniu 2024 roku pisaliśmy na InfoSecurity24, że „granicząc z Białorusią i Federacją Rosyjską należy być przygotowanym na działania, nie tylko związane z przemytem, ale również ze szpiegostwem i sabotażem” i że zagrożenie dronami „wcale nie dotyczy jedynie strefy przygranicznej”. Lot drona nad Belwederem pokazuje, że mieliśmy rację. Oczywiście bezzałogowe statki powietrzne nad siedzibami rządowymi nie pojawiają się codziennie, ale są one za to często obecne w wielu innych miejscach, niekiedy grupowo. I trudno się temu dziwić, jeżeli w Polsce, według danych Urzędu Lotnictwa Cywilnego, w sierpniu 2025 roku było prawie 400 tysięcy cywilnych operatorów dronów. I oni gdzieś muszą latać.

Czytaj też

By to uregulować, wprowadzono wspólne przepisy dronowe, które obowiązują na terenie krajów Unii Europejskiej oraz w Liechtensteinie, Norwegii i Szwajcarii. Trzeba jednak mieć narzędzia do respektowania tego prawa, a z tym są jak na razie duże problemy. Przypomina to trochę sytuację, jakbyśmy po wprowadzeniu Kodeksu Drogowego nie zapewnili Policji radiowozów i radarów. Ale nawet przy obecności tych narzędzi, nadal szaleją piraci drogowi i pijani kierowcy.

W przypadku dronów jest o wiele gorzej, bo systemów antydronowych do wymuszenia respektowania prawa dronowego jest jak na lekarstwo. Wygląda to więc tak, jakby problem dronów w Polsce był stosunkowo niewielki. Teoretycznie wskazują na to statystyki, ponieważ w latach 2023 – 2024 na terenie kraju Policja odnotowała „tylko” 318 przypadków naruszeń przepisów przez pilotów bezzałogowych statków powietrznych. Efektem tego było zatrzymanie 98 osób (z czego 84 w wyniku wykorzystania systemów antydronowych) i wszczęcie 223 postępowań względem operatorów dronów.

Teoretycznie, ponieważ dokładnie jedna czwarta z tych 84 zatrzymanych operatorów dronów (21 osób) to efekt działania tylko jednego systemu antydronowego w czasie tylko jednego zlotu żaglowców Tall Ships Races w Szczecinie, trwającego tylko 3 dni, od 2 do 5 sierpnia 2024 roku. Kolejna dwudziestka „naruszycieli” prawa dronowego została złapana podczas trzydniowego festiwalu Pol’and Rock na lotnisku Czaplinek-Broczyno w dniach 1-3 sierpnia 2024 roku.

Czytaj też

Powinniśmy się naprawdę zastanowić, dlaczego połowa operatorów dronów zatrzymanych w czasie dwóch lat została złapana tylko na dwóch imprezach, trwających w sumie sześć dni. A odpowiedź jest prosta: ponieważ Policja nie ma odpowiedniej liczby sprzętu do łapania „droniarzy” łamiących prawo. W Szczecinie był sukces, ponieważ szczecińska Komenda Wojewódzka Policji przezornie zakupiła tam (z wykorzystaniem funduszy unijnych) polski system antydronowy. Z kolei w czasie Pol’and Rock Festival Policja korzystała z hiszpańskiego systemu antydronowego wypożyczonego od jednej z firm.

Gdyby takie samo zabezpieczenie dotyczyło wszystkich imprez masowych, zorganizowanych w latach 2023-2024, to zatrzymanych operatorów dronów byłoby kilka, a nawet kilkanaście razy więcej. Dlatego trzeba zrobić wszystko, by takie same „sukcesy” jak koło Belwederu mogły być odnotowywane również w innych miejscach Polski. Bo chronić trzeba nie tylko budynki rządowe, ale także zabytki, infrastrukturę krytyczną, jak również „zwykłych” obywateli przed szpiegowaniem za pomocą dronów. A z tym, jak na razie, jest duży problem.

Sprawa jest o tyle dziwna, że systemy wykorzystywane przez Policję są elementem wzmacniającym cały system antydronowy w Polsce. I mogłyby zostać użyte również w czasie wojny, do ochrony nas wszystkich przed dronami bojowymi.

Reklama
WIDEO: Wiceminister finansów: wszyscy funkcjonariusze powinni być traktowani równo, jeśli wykonują te same zadania
Reklama

Komentarze

    Reklama