Za Granicą
Braki kadrowe w Secret Service powodem uchybień w zabezpieczeniu wiecu Trumpa?
Secret Service stale zmaga się z niedoborem kadr i cięciami kosztów, i to może być powodem uchybień w zabezpieczeniu wiecu wyborczego, na którym doszło do zamachu na Donalda Trumpa - ocenił były funkcjonariusz USSS Dan Kaszeta.
Były funkcjonariusz Secret Service, odpowiedzialny m.in. za planowanie ochrony VIP-ów, odniósł się do zamachu na byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa. Według Kaszety jednym z czynników tłumaczących porażkę służby podczas wiecu w Pensylwanii mogą być od dawna panujące w niej problemy kadrowe. „USSS (United States Secret Service – przyp. red.) funkcjonuje w stanie permanentnego niedoboru kadr i cięcia kosztów, wobec czego musi często wybierać drogę na skróty. Kto uważa inaczej, nie ma realistycznego poglądu na sprawę” – podkreślił były funkcjonariusz.
W jego ocenie zasoby liczącej 8 tys. pracowników służby od dawna są nadwyrężone, a intensywny czas kampanii wyborczej dodatkowo uwydatnia tę sytuację. Mniejsza liczba dostępnych funkcjonariuszy oznacza m.in. zmniejszenie zabezpieczanego terenu. W miejscowości Butler, gdzie doszło do ataku na Trumpa, obszar objęty ścisłą kontrolą Secret Service nie obejmował budynku, z którego strzelał zamachowiec.
Kaszeta zwrócił również uwagę, że w podobnych sytuacjach służba zdana jest na współpracę z lokalną policją i organami ścigania, które w miejscach takich jak położone na prowincji Butler również może nie mieć odpowiednich zasobów i doświadczenia. Według niego może to tłumaczyć niezabezpieczenie dachu.
Czytaj też
„Niemal z pewnością zadaniem lokalnej policji było zapewnienie człowieka do zabezpieczenia tych obiektów. Wyobraźmy sobie, teoretycznie, że ta małomiasteczkowa policja, która miała wysłać człowieka, by stanął na tym dachu, dwie godziny wcześniej musiała odpowiedzieć na wypadek samochodowy, albo że dwóch z (jej) dziewięciu policjantów zatruło się jedzeniem” - powiedział Kaszeta.
Według źródeł agencji AP tuż przed oddaniem strzału przed zamachowca policja zlokalizowała go na dachu budynku, lecz kiedy funkcjonariusz wszedł na dach, zobaczył wycelowaną w niego lufę karabinu, i natychmiast zszedł. Chwilę później 20-letni napastnik oddał strzały, po czym został zabity przez strzelców wyborowych Secret Service. Jak ocenia Kaszeta, choć w Butler obecny był zespół przeciwsnajperski, to nie do niego należało sprawdzenie terenu. „Oni z definicji nie stoją na dachach budynków, gdzie mogą znajdować się snajperzy” – zaznaczył były funkcjonariusz USSS.
„Nie wiem, co się stanie, ale pewnie znaleziony zostanie kozioł ofiarny, nawet jeśli ci ludzie nie mogli zrobić nic inaczej” – ocenił Kaszeta odnosząc się do zapowiadanego śledztwa w tej sprawie. Dodał przy tym, że obawia się, że jeśli agenci służby zostaną publicznie zidentyfikowani przez internautów, może to doprowadzić nawet do tragedii. „To może zrujnować ich życie” – zaznaczył.
Specjalny zespół przeprowadzi ocenę uchybień
W poniedziałek w wywiadzie dla stacji ABC News do zamachu odniosła się szefowa Secret Service (USSS). Kimberly Cheatle określiła jako „niedopuszczalną” lukę w zabezpieczeniach podczas wiecu wyborczego, na którym postrzelony został Donald Trump.„To było nie do przyjęcia. (…) Odpowiedzialność spoczywa na mnie” – powiedziała Cheatle
Winą częściowo obarczyła jednak władze lokalne, które współpracowały z Secret Service przy zabezpieczaniu wiecu. Jak dodała, agenci USSS szybko podjęli działania, aby zatrzymać napastnika po tym, jak uczestnicy wiecu zauważyli go na dachu budynku położonego tuż za granicą zabezpieczonego obszaru. „W budynku była lokalna policja. Także w okolicy znajdowała się lokalna policja, odpowiadająca za to, co jest na zewnątrz budynku” – podkreśliła Cheatle. Jak dodała, że policjanci przebywali w środku, gdy strzelał ustawiony na dachu zamachowiec.
Na kilka godzin przed emisją rozmowy Cheatle z ABC minister bezpieczeństwa krajowego Alejandro Mayorkas nazwał dopuszczenie do strzelaniny porażką w zakresie bezpieczeństwa. Nie przypisał jednak winy służbom. Zapewnił, że ma do nich i do Cheatle „stuprocentowe zaufanie”. Szef resortu poinformował też, że w następstwie sobotniego ataku Secret Service zwiększyła środki ochrony m.in. Trumpa, urzędującego prezydenta Joe Bidena i wiceprezydentki Kamali Harris.
Czytaj też
Minister bezpieczeństwa krajowego zapowiedział też pilne powołanie zespołu, który przeprowadzi niezależną ocenę uchybień. Dochodzenia rozpoczynają też ustawodawcy na Kapitolu, w tym James Comer, przewodniczący komisji nadzoru w kontrolowanej przez Republikanów Izbie Reprezentantów.
Wcześniej Alejandro Mayorkas oświadczył, że Secret Service będzie ochraniać Roberta F. Kennedy’ego Jr., który startuje w wyborach prezydenckich jako kandydat niezależny, oraz kandydata Republikanów na wiceprezydenta J.D. Vance’a. Zapowiedział również, że administracja prezydenta Joe Bidena upubliczni analizę próby zamachu na kandydata Republikanów na prezydenta Donalda Trumpa po jej zakończeniu.