Reklama

Zachód znowu poczuł się zagrożony, podobnie jak po zamachach w Londynie (2005) czy Madrycie (2004)Jednak tym razem sytuacja jest zupełnie odmienna i wydaje się znacznie groźniejsza. Tamte wydarzenia były inicjowane przez komórki związane Al-Kaidą, której działania były w mniejszym bądź większym stopniu monitorowane przez europejskie służby specjalne. Wprawdzie zamach w Londynie obnażył istotne braki po stronie brytyjskiego kontrwywiadu (więcej o tym tutaj), ale błędy te zostały w dużej mierze wyeliminowane. Można powiedzieć, że doświadczenia z lat 2004-2005 przeformułowały sposób myślenia europejskich służb specjalnych. Problem islamskiego terroryzmu stał się na tyle istotny, że wymiana informacji pomiędzy poszczególnymi służbami zaczęła w tym obszarze przybierać formę rzeczywistej a nie tylko deklarowanej współpracy.  

Teraz mamy jednak do czynienia z zupełnie nową odsłoną terroryzmu. Mam tu na myśli małe, kilkuosobowe komanda, których członkowie sprawdzili się wcześniej w walkach toczonych przez ISIS na obszarze Syrii i Iraku. Dodajmy, komanda działające w oderwaniu od struktur organizacji terrorystycznych. Jak to możliwe? Otóż osoby wracające z frontu syryjskiego czy irackiego,  na dobre zainfekowane ideą dżihadu, podejmujące aktywność we własnym środowisku, już na terenie Europy. A wszystko to w myśl zasady "wracajcie do domu, podejmijcie walkę, niech każdy prowadzi swój własny dżihad tak, jak potrafi najlepiej". 

To, co uderza w casusie paryskim, to dobre przygotowanie bojowe, działanie wedle wcześniej opracowanego planu, bez zbędnych emocji czy spontaniczności. Dodajmy, działanie bardzo odmienne od stylu, jaki często towarzyszył zamachowcom powiązanym choćby z Al-KaidąDlatego już od dłuższego czasu prawdziwym wyzwaniem dla europejskich służb specjalnych jest monitoring ruchu osób podejmujących walkę w Syrii czy w Iraku w ramach szeroko rozumianego Państwa Islamskiego a następnie powracających do Europy. Nieoficjalnie wiadomo, że skala zjawiska jest na tyle niepokojąca, że coraz trudniejsze staje się jego kontrolowanie, także ze względu na możliwości techniczne czy personalne po stronie służb specjalnych. Służby alarmują, że skala problemu jest trudna do oszacowania a zatomizowane grupy są bardzo trudne do namierzenia, nie mówiąc już o problematyczności zebrania materiału dowodowego, który będzie obciążał poszczególne jednostki. 

Zamachy w Paryżu skłaniają także do pytania czy nie będziemy mieli w najbliższym czasie do czynienia z prawem serii. To znaczy, czy podobne komórki terrorystyczne na terenie Europy nie poczują się „sprowokowane” przez francuskich kolegów do działania, czego nie można obecnie wykluczyć.    

Alternatywa przed jaką stoi Europa jest stosunkowo prosta. Albo nauczymy się żyć z terroryzmem islamskim albo stawimy mu zdecydowany opór. Odpowiedź na pierwszy rzut oka wydaje się banalnie prosta. Jednak nie da się prowadzić skutecznej walki nie odkładając na półkę praw człowieka, do czego wrócę w najbliższym czasie. Tym bardziej, że problem nie tylko nie zniknie, ale będzie narastał. 

Maciej Sankowski

AKTUALIZACJA 9 stycznia 15:14 - W Paryżu doszło do kolejnego zamachu terrorystycznego. Napastnik, prawdopodobnie sprawca wcześniejszego zabójstwa policjantki wziął zakładników w sklepie spożywczym. Agencje donoszą, że jest uzbrojony w broń maszynową.

Reklama
Reklama

Komentarze