Reklama

Służby Mundurowe

Tragedia HMS Bounty

  • Ratownicze HH-60 Jayhawk Straży Wybrzeża - fot. USCG
    Ratownicze HH-60 Jayhawk Straży Wybrzeża - fot. USCG

Huragan Sandy, który nawiedził Stany Zjednoczone, przeszedł już do historii. Wraz z nim wydarzenia - m.in. tragedia żaglowca HMS Bounty i operacja ratownicza, która doskonale wpisuje się w annały historii ratownictwa morskiego.



Bohater tragedii, HMS Bounty, był repliką zbudowaną dla filmu "Bunt na Bounty" z 1962 roku. Od tego czasu był eksploatowany przez organizację non-profit, której celem było utrzymanie jednostki oraz popularyzacja żeglugi w formie tradycyjnej. Pomimo filmowego charakteru, był to pierwszy (i najprawdopodobniej jedyny) żaglowiec zbudowany na podstawie historycznych projektów - zmiany objęły wydłużenie i poszerzenie kadłuba.

Po kilku remontach ponowie został wykorzystany przez filmowców na początku XXI wieku - to właśnie HMS Bounty grał w przebojach kasowych z serii Piraci z Karaibów część II i III.



25 października br. jednostka, na pokładzie której znajdowało się szesnaście osób załogi, opuściła port New London i skierowała się na południe do Tampa na Florydzie - celem tego była ucieczka przed zbliżającą się Sandy.

W nocy 28 na 29 października rozegrał się dramat. Żaglowiec (dysponujący także silnikami wysokoprężnymi) znajdował się około 90 mil morskich od Hatteras, w rejonie nazywanym "cmentarzem Atlantyku". Na walczącym z huraganem statku doszło do awarii silników, a także nadmiernego nabierania wody. Kapitan, Robin Walbridge, wieloletni żeglarz zdecydował się na wezwanie pomocy (przy pomocy awaryjnego systemu powiadamiania) - Straży Wybrzeża Stanów Zjednoczonych, służby która szczyci się mottem Semper Paratus (Zawsze gotów).



Pomimo szalejącego huraganu w powietrzu znalazł się samolot patrolowy Lockheed Martin HC-130J Super Hercules, który był wykorzystywany jako latające centrum dowodzenia akcją ratowniczą. Dodatkowo maszyna zrzuciła dodatkowe tratwy ratownicze oraz flary, które rozświetlały rejon tragedii. Z bazy Elizabeth City wystartowały także dwa śmigłowce ratownicze Sikorsky HH-60 Jayhawk - ze względu na niską podstawę chmur musiały lecieć na wysokości nie przekraczającej 90 metrów. Jeśli dodamy do tego fatalne warunki atmosferyczne mamy pełen obraz sytuacji.



Oba śmigłowce uratowały czternastu spośród szesnastu rozbitków. Pozostałych (w tym kapitana) należało odszukać, do tego wykorzystano HC-130J Hercules oraz kolejne śmigłowce, które dotarły z Elizabeth City. Jeszcze tego samego dnia odnaleziono Claudene Christian - kobieta była spokrewniona z jednym z oryginalnych buntowników z pierwszego HMS Bounty. Niestety zmarła w szpitalu. Poszukiwania kapitana zakończono 1 listopada br., nie odnajdując ciała.

Łukasz Pacholski
Reklama

Komentarze

    Reklama