Reklama

Służba Więzienna

Służba Więzienna Okiem Klawisza dla InfoSecurity24.pl o nadgodzinach: problem nie został rozwiązany, tylko zakopany pod ziemię

Zdjęcie ilustracyjne. Fot. sw.gov.pl/st. sierż. Wojciech Łączkowski
Zdjęcie ilustracyjne. Fot. sw.gov.pl/st. sierż. Wojciech Łączkowski

”W niektórych jednostkach funkcjonariusze mają po kilkaset nadgodzin i zostali poinformowani, że rok temu ich godziny zostały zamrożone, a dopiero od początku kolejnego okresu rozliczeniowego były liczone kolejne, za które mogli otrzymać pieniądze” - mówi w rozmowie z InfoSecurity24.pl funkcjonariusz SW, autor bloga „Służba Więzienna Okiem Klawisza”. Jak dodaje chcący zachować anonimowość mundurowy, „to nie jest tak, że tamte zamrożono, a nowych nie ma. (…) te nadgodziny nadal się generują”. 

Dominik Mikołajczyk: Prowadzi Pan na Facebooku jedną z najpopularniejszych stron poświęconych Służbie Więziennej. Sam też jest Pan funkcjonariuszem. Ile lat pełni Pan już służbę? 

Autor bloga "Służba Więzienna Okiem Klawisza": Załapałem się już na zmienione zasady emerytalne, a więc odejść mogę dopiero po 25 latach służby. Nie chciałbym jednak mówić więcej, bo sporo ludzi czyta bloga, kompletuje sobie te informacje, a mnie zależy jednak na zachowaniu anonimowości.   

Sytuacja w formacji już od dłuższego czasu wydaje się napięta. Ostatnio rozpoczęto nawet protest. Co do tego doprowadziło? 

Przede wszystkim wieloletnie zaniedbania strony służbowej. Jeżeli chodzi np. o zróżnicowanie zarobków na różnych szczeblach, to dziś jest ono naprawdę bardzo małe i wręcz demotywujące w stosunku do funkcjonariuszy z większym stażem służby. Po zaledwie 4-5 latach funkcjonariusz zbliża się do wypłaty równoważnej z mundurowym, który ma ok. 14 lat służby.

Nasze uposażenie składa się dziś z kilku elementów. Jednym z nich jest dodatek służbowy, o którym ostatnio zrobiło się dość głośno. Dziś waha się on w granicach 400-500 złotych i mówię tutaj o pionie ochrony i korpusie podoficerskim, czyli tym, który najczęściej stoi na pierwszej linii.

Ci młodzi funkcjonariusze, którzy przychodzą do służby, są ambitni i chcieliby zarobić takie pieniądze, by móc utrzymać siebie czy swoje rodziny, a starsi stażem funkcjonariusze nie są wystarczająco docenieni, jeżeli chodzi o zarobki i to pomimo tego, że mają wyższy dodatek z tytułu wysługi lat. Moim zdaniem on jednak nie równoważy tej przepaści doświadczenia pomiędzy młodymi funkcjonariuszami, a tymi bardziej doświadczonymi. 

Co do zasady, nie można też rozróżniać funkcjonariuszy na młodszych i starszych. Każdy robi co może by nic się nie "wysypało". Według mnie "młodzi" powinni zarabiać równie godnie, co Ci z większym stażem. Jedyne co powinno ich różnić, to dodatek wynikający właśnie z wysługi lat.

Ci doświadczeni mundurowi, o których Pan wspomniał, otrzymali, zgodnie z przyjętymi w ubiegłym roku przepisami, specjalne świadczenie motywacyjne. Ono nie rozwiązało problemu?

Z tego co wiem, na tej pierwszej linii jest dziś naprawdę bardzo mało funkcjonariuszy, którzy spełnialiby warunki do pobierania tego świadczenia. Z informacji jakie przekazują za pośrednictwem bloga funkcjonariusze, dodatek dotyczy głównie osób pełniących służbę za przysłowiowym biurkiem. Oni bardzo często nie są na pierwszej linii, nawet jeśli formalnie pracują np. w dziale ochrony. Często zdarza się też tak, że dodatek otrzymują osoby bardzo długo piastujące swoje stanowiska, których uposażenie i tak jest już relatywnie wysokie.

Chciałem podkreślić jeszcze jedną kwestię. W całej Polsce kilka dni temu dzielono przyznane funkcjonariuszom "pseudopodwyżki". Nazywam je tak, gdyż średnio wychodzi tu po 25 złotych na etat na jednego funkcjonariusza, z takim założeniem, że jeśli w danej jednostce jest np. 200 funkcjonariuszy, którym to podwyższenie dodatku będzie przysługiwało, to wszyscy dostaną po 25 złotych. Teraz, jak to ciekawie można podzielić? Można by było nie dawać np. młodym funkcjonariuszom, a dać tym starszym. Pytanie tyko, jakie kryteria przyjąć? Jak określić, który funkcjonariusz powinien dostać podwyżkę, a który nie? Już spływają do mnie informacje mówiące o tym, że w wielu miejscach tak podzielono te kwoty, że najwięcej dostać mieli kierownicy i dyrektorzy, a funkcjonariusze pracujący na pierwszej linii dostali po 75 złotych brutto. Wydaje mi się, że taka kwota w żadnej mierze nie rozwiązuje problemu i nie rozwiązałaby go nawet kwota 100 złotych brutto. Ta podwyżka miała zmotywować funkcjonariuszy, którzy lada moment mogą odejść na emeryturę, do pozostania w służbie. Ale takie pieniądze nie są ich w stanie do niczego przekonać, bo jeśli funkcjonariusz ma odejść na emeryturę i pobierać 300 złotych mniej niż uposażenia będąc w służbie, to naprawdę wielu woli odejść i dorobić sobie już poza formacją. 

Kwestia zmotywowania funkcjonariuszy to Pana zdaniem dziś najbardziej palący problem w SW?

Problem jest szerszy. Moim zdaniem cały system tego, jak kształtują się uposażenia, powinien przejść gruntowną zmianę. Ten zamek z piasku, który i tak lada moment runie, powinien wreszcie zostać zburzony. Musimy dostosować się jako formacja do dzisiejszych realiów. Młodzi funkcjonariusze przychodzący dziś do SW, są ambitni, chcą się rozwijać, a ich zapał z roku na rok niestety – także z powodów finansowych – maleje.

Jeden z poprzednich wiceszefów SW mówił w rozmowie z InfoSecurity24.pl, że zdaje sobie sprawę z tego, iż SW jest bardzo często formacją ostatniego wyboru dla młodych ludzi wiążących swoją przyszłość z mundurem. Co zrobić, by to zmienić?

Nie zgadzam się z tym, że osoby przychodzące do Służby Więziennej decydują się wstąpić do tej formacji, bo nie dostały się nigdzie indziej. Nasza rekrutacja nie odbiega niczym od rekrutacji do innych służb mundurowych. Może testy sprawnościowe są nieco inne, ale to wynika z tego, że służbę pełnimy raczej w budynkach. Z moich rozmów z kolegami widzę też, że nie jest to tylko moje zdanie. 

Często ludzie decydują się na wstąpienie do tej czy innej służby ze względu na rozmieszczenie zakładów karnych czy placówek Straży Granicznej. Ale tak jak mówię, nie wydaje mi się, żeby formacja miała problem z chętnymi do służby. Problem jest z tym, by ich utrzymać i odpowiednio zmotywować. 

Wracając jeszcze do tych problemów nękających Służbę Więzienną. Co z nadgodzinami? Z tego co mówią przedstawiciele związków zawodowych występują pewne problemy z płaceniem za nie, a ich odbieranie generuje kolejne nieobecności i w efekcie kolejne nadgodziny.

Problem nie został rozwiązany, tylko zakopany pod ziemię. W niektórych jednostkach funkcjonariusze mają po kilkaset nadgodzin i zostali poinformowani, że rok temu ich godziny zostały zamrożone, a dopiero od początku kolejnego okresu rozliczeniowego były liczone kolejne, za które mogli otrzymać pieniądze. Z tym, że te nadgodziny nadal się generują. To nie jest tak, że tamte zamrożono, a nowych nie ma. Nowe nadgodziny są wypracowywane i im bliżej końca okresu rozliczeniowego, bardzo często zdarza się tak, że coraz więcej stanowisk jest zawieszanych, co wpływa bardzo niekorzystnie na samo bezpieczeństwo. Moim zdaniem nie tędy droga. Nie powinno się zawieszać kilku stanowisk, żeby "zbić" parę nadgodzin. Stanowiska powinny być cały czas obsadzone i nie możemy patrzeć tutaj na pieniądze.

Wakaty to temat, który niemal we wszystkich formacjach mundurowych spędza sen z powiek kierownictwu. Jak to wygląda w jednostce, w której Pan pełni służbę. Ilu funkcjonariuszy brakuje?

W mojej jednostce, z tego co wiem, mamy pełną obsadę i nie są planowane żadne przyjęcia. Kilka stanowisk jest – o czym wspominałem – zawieszonych, ale generalnie wakatów nie ma.

Ale chciałbym powiedzieć jeszcze o innej kwestii. Nie wiem na ile moja wiedza jest aktualna, ale wiem, że zdarza się tak, że młody funkcjonariusz przychodzi do służby i po kilku miesiącach z niej rezygnuje. Wynika to z tego, że nie do końca zdaje sobie sprawę z realiów jak na co dzień wygląda nasza praca. Dziennie robimy często wiele kilometrów na pieszo, pracujemy w permanentnym stresie, bo non stop mamy do czynienia z przestępcami, którzy często mają wiele wyrzutów do sądów, prokuratur, policji, a ostatecznie to my, jako Służba Więzienna, spędzamy z nimi całość ich kary. Więc te ich frustracje odbijają się głównie na nas. 

Jakiś czas temu w SW dokonano pewnych strukturalnych zmian, w wyniku których mniejsze zakłady karne i areszty śledcze stały się oddziałami zewnętrznymi większych jednostek. W filiach zlikwidowano np. stanowiska dowódców zmian. Pojawił się pomysł, by formacja wypłacała zastępcom, wykonującym de facto zadania dowódców, rekompensaty. To pomoże rozwiązać problem?

Nie ukrywajmy, że dowódcy są to przeważnie najbardziej doświadczeni funkcjonariusze. Żeby zostać dowódcą zmiany, kiedyś trzeba było przejść całą ścieżkę kariery – począwszy od patroli, "koguta", oddziału itd. Według mnie, te pieniądze im się jak najbardziej należą, choćby ze względu na to, że w oddziałach zewnętrznych czy zamiejscowych nie zmieniło się często nic, oprócz tego, że zmieniły one nazwę. Cały czas ci sami funkcjonariusze, którzy pełnili służbę na stanowisku dowódców, musza podejmować te same decyzje. Oni cały czas zwalniają ludzi na wolność, cały czas zajmują się dokumentacją.

To jednak nie wszystko. Powiedziałem, że nic się nie zmieniło. Zmieniło się. W zakładach karnych dowódca zmiany miał swojego zastępcę, czyli zaufaną osobę, która miała dostęp np. do magazynu uzbrojenia czy sejfu. Dziś w tych oddziałach zewnętrznych nie ma dowódcy, jest tylko zastępca, który nie ma żadnego pomocnika. Pracy więc dołożono, a pieniądze zabrano. To generuje kolejne frustracje, których w służbie i tak jest sporo.

Załatwienie wielu spraw, o których rozmawiamy, zależy od pieniędzy, a w zasadzie od tego, że jest ich za mało. Jednak czy pieniądze to jedyny problem?

Problem z wynagrodzeniami nie jest oczywiście jedynym. Funkcjonariusze nie pracują np. w oparciu o kodeks pracy, tylko o ustawę o Służbie Więziennej, w której wiele rzeczy nie jest doprecyzowanych. W sytuacjach, w których jakaś kwestia nie jest uregulowana w naszej ustawie, możemy się powołać na kodeks pracy. I tutaj często zaczynają się problemy. Na przykład, według Kodeksu pracownikowi w ciągu 12-godzinnej pracy przysługuje przerwa. Ja – od początku mojej służby – nigdy oficjalnie przerwy nie miałem. Tę przerwę musimy wygospodarować sobie sami, i to tylko wtedy, kiedy pozwalają na to okoliczności. Czyli to nie ode mnie zależy, czy ja zjem dziś śniadanie, tylko zależy to od tego, co się będzie działo w pracy. I to nie jest tak, że takie sytuacje, w których nie ma czasu zjeść posiłku, zdarzają się raz w tygodniu czy raz w miesiącu. Często zdarza się tak, że człowiek wraca do domu po 12 godzinach służby z pełnym plecakiem jedzenia, bo po prostu nie było czasu zjeść. Osobną sprawą jest to, skupiając się już na przerwach czy jedzeniu, że często w tych samych miejscach w których mamy jeść, dokonujemy chwilę wcześniej kontroli osobistej osadzonych.

Kolejna rzecz to choćby kwestia środków ochrony osobistej. Dokonujemy setek kontroli dziennie. Często jesteśmy wyposażeni w rękawiczki, które kompletnie się do tego nie nadają i nie chronią nas przez zacięciem czy zakłuciem. Ten sam problem pojawia się, kiedy musimy dokonać kontroli celi. Przerzucamy wtedy naprawdę potężne ilości rzeczy i zdarza się tak, że trafiamy na jakieś żyletki, często coś jest schowane w taki sposób, że gdy włoży się w dane miejsce rękę w nieodpowiedni sposób, dochodzi do przecięcia skóry.

Czy mimo tego wszystkiego o czym rozmawialiśmy, gdyby miał Pan jeszcze raz podjąć decyzje o wstąpieniu do SW, byłaby ona taka sama?

Myślę, że nie. Nie w dzisiejszych czasach. Wiem jakie piętno odcisnęła na mnie ta służba i wiem, jak mnie zmieniła. Gdybym był młodszy o te kilkanaście lat, nie wybrałbym tej drogi.

Dziękuję za rozmowę.

Reklama
Reklama



Reklama

Komentarze

    Reklama