Reklama

Prezydent Putin, choć zawsze ostrożny, teraz jeszcze bardziej uszczelnił swoje otoczenie, ograniczając przy tym w istotny sposób grono strategicznych doradców do zaledwie trzech osób. I właśnie skład tego grona budzi największy niepokój o dalszy rozwój sytuacji.

Co niezwykle istotne, Putin w zasadzie zrezygnował z usług umiarkowanych polityków i dyplomatów. Decydujący głos należy do osób związanych z frakcją siłowników, a więc wywodzących się wprost ze służb specjalnych. Oprócz Siergieja Iwanowa (były minister obrony, pierwszy cywil stojący na czele MON) trio uzupełniają: Nikołaj Patruszew – Sekretarz Rady Bezpieczeństwa FR i Aleksander Bortnikow – obecny szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Co łączy te trzy nazwiska? Wspólny mianownik to po pierwsze miejsce urodzenia: Petersburg, a po drugie kariera w cywilnych służbach specjalnych.

Warto zwrócić szczególną uwagę na brak w tym zacnym gronie Igora Sieczina. Szef Rosnieftu – według źródeł około kremlowskich zaczął zbyt dużą wagę przywiązywać do kwestii ekonomicznych, stawiając je zdecydowanie ponad celami politycznymi. Putinowi się to nie podoba. Czy to oznacza, że straci stracił zaufanie do Sieczina? Nie, ale w projekcie „Ukraina” Putin chce grać z tymi, którzy w lot rozumieją i podzielają jego punkt widzenia.

Czy otoczony siłownikami Władimir Putin stracił zdolność właściwej oceny sytuacji? Wręcz przeciwnie. Putin ma opracowaną wielowariantową strategię. Niestety, wygląda na to, że Krym stanowi jedynie preludium do prawdziwych problemów. W tle odbudowa strefy wpływów określanej przez rosyjską dyplomację mianem „bliskiej zagranicy”. Skąd jednak tak nagłe zaostrzenie retoryki? Jednym z powodów mógł być strach, że Ukraina doprowadzi do kolejnej odsłony wiosny ludów, tym razem w wydaniu wschodnim. Brak zdecydowanej reakcji na wydarzenia ukraińskie mógłby być interpretowany jako przyzwolenie do podobnych działań nie tylko na Białorusi, ale być może także w samej Rosji.

Z drugiej strony trzeba pamiętać, że Putin poczuł się bardzo mocny, szczególnie po „rozegraniu” amerykańskiej dyplomacji w sprawie Syrii. Ubiegły rok upłynął pod znakiem pasma sukcesów rosyjskiej polityki zagranicznej. Putin postanowił pójść za ciosem, oceniając, że ani USA, a i UE nie będą zdolne skutecznie przeciwstawić się jego polityce.

Można więc odnieść wrażenie, że Kreml przede wszystkim bada dziś odporność i elastyczność Zachodu. Każde pęknięcie, każda rysa, poddawane są szczegółowej analizie. Krym to sprawdzian czy da się albo rozmontować na części albo wchłonąć całą Ukrainę. Pytanie co potem? Czy Ukraina jest w stanie zaspokoić imperialny apetyt?

Nie jest wykluczone, że realizowany obecnie projekt obliczony jest na lata – mówi były oficer wywiadu, doskonale orientujący się w zakamarkach zaplecza strategicznego Putina. „Trio z Petersburga” może w pewnym momencie trochę odpuścić – sprawiając wyraźną ulgę Zachodowi. Jeżeli tak się stanie, po wcześniejszym wzroście napięcia, będzie to tylko klasyczny zwód. Trio powróci z nową odsłoną operacji, wzbogacone jednak o wiedzę, jak na podobne sytuacje reaguje Zachód i… Polska.

Cóż, po raz kolejny sprawdza się teza, że Moskwa najlepiej rozumie język obrazkowy, pełen siły i namacalnego wręcz zdecydowania. Słowa w rosyjskiej dyplomacji służą jedynie maskowaniu prawdziwych zamiarów. Dlatego między innymi komunikacja z Zachodem jest tak bardzo trudna. Przy tym każde wahanie odbierane jest jako element słabości. Dlatego z tak bardzo dużą uwagą obserwowany jest na Kremlu bezprecedensowy zwrot, jakiego dokonali Amerykanie w ciągu ostatnich kilku tygodni. Wyraźnie widać, że administracja Obamy zdała sobie sprawę z realności powagi sytuacji. To w dużej mierze zasługa nieformalnych działań podejmowanych przede wszystkim ze strony Polski, w tym pracy polskich służb wywiadowczych.

Co oprócz sankcji mogą zrobić Amerykanie w ukraińskiej sprawie? Wbrew pozorom sporo. Ostatnio Kasparow poradził – używajcie banków a nie tanków. Amerykanie pojęli aluzję. Oprócz obserwowanego obecnie odpływu kapitału z rynku kapitałowego w Rosji, wzrasta oprocentowanie długu (rentowność obligacji) przy jednoczesnej przecenie Robla. Na dłuższą metę to bardzo ciężko strawny koktajl, nawet dla silnego rosyjskiego organizmu gospodarczego. Ale Amerykanie użyli także narzędzia najgroźniejszego – choć w bardzo ograniczonym stopniu. Otóż wystarczyła informacja o uwolnieniu 5 mln baryłek ze strategicznych zapasów amerykańskich aby cena surowca spadła o 2%. To tylko próbka bo strategiczne zapasy ropy oceniane są na … 700 mln baryłek (dla porównania- PKN Orlen przerabia w rafinerii w Płocku 100 mln baryłek rocznie). Można więc sobie wyobrazić co Amerykanie są w stanie uczynić z ceną ropy. Jakby tego było mało dziś ogłoszono, że zapasy ropy w USA wzrosły o 6,5 mln baryłek. Innymi słowy interwencja na rynku przyniosła efekt, ale de facto nie uszczupliła zasobów strategicznych, bo po uwolnieniu owych 5 mln i wzroście zapasów o 6,5 mln w magazynach przybyło 1,5 mln baryłek. Sygnał wysłany dziś do Rosji jest dość czytelny – igranie z Ukrainą może się skończyć krachem na rynku ropy, który z kolei może wywołać rewolucję nie tylko w rosyjskiej gospodarce, ale i na rosyjskich ulicach.

Maciej Sankowski

Reklama
Reklama

Komentarze