Reklama

Duński minister do spraw integracji Inger Støjberg poinformował, że czterysta osób z sił zbrojnych Danii (Forsvaret) zostanie przeszkolonych, by móc wspomóc policję w ochronie granicy z Niemcami. Według Støjberga szkolenie ma trwać kilka tygodni. Zadaniem tych osób ma być nie tylko ochrona terenów przygranicznych, ale również przeprowadzanie kontroli granicznej - jeżeli zajdzie taka potrzeba. Støjberg wyjaśnił w swoim oświadczeniu, że Dania chce uniknąć przeciążenia policji nowymi zadaniami i stąd pomysł wsparcia jej personelem wojskowym.

Decyzja duńskiego rządu zaniepokoiła nie tylko Niemców, ale również samych Duńczyków. Cofanie z granicy uchodźców byłoby skuteczne tylko wtedy, gdyby byli oni odsyłani do swoich państw – a to jest obecnie niemożliwe. Takie zamknięcie drogi do Skandynawii może automatycznie oznaczać zwiększanie się liczby imigrantów w Niemczech.

Wbrew pozorom jest to jednak większy problem polityczny, niż imigracyjny. Sami Niemcy wskazują, że na 1500-2000 imigrantów, którzy przybywają codziennie do miasta Passau w Bawarii, tylko 80-100 chce kontynuować podróż udając się na północ.

O wiele większym niebezpieczeństwem jest więc sam proces stopniowego „zamykania” granic przez kolejnych członków Unii Europejskiej. Nieoficjalnie wszyscy są zgodni, ze decyzja duńskiego rządu jest odpowiedzią na wcześniejsze wprowadzenie kontroli na granicy szwedzko-duńskiej. Kontrola ta została wprowadzono początkowo na 10 dni i miała dotyczyć tylko przeprawy drogowo-kolejowej przez most Öresundsbron nad cieśniną Sund (łączący Kopenhagę z Malmö) oraz połączeń promowych (głównie z Niemiec i z Danii). Wszystko wskazuje jednak na to, że obowiązek posiadania paszportów i sprawdzanie dokumentów może stać się stałą procedurą na szwedzkiej granicy.

Oczywiście, porozumienie z Schengen dopuszcza wprowadzenie kontroli granicznych na okres do 30 dni, w przypadkach zaistnienia poważnego zagrożenia dla bezpieczeństwa wewnętrznego danego państwa. Prawnicy są jednak zgodni, że przepis ten można będzie bez problemu ominąć, stosując np. krótkie przerwy lub odpowiednio redefiniując termin „kontrola graniczna”.

Podobnie łatwo będzie obalić zarzuty, że takie, dodatkowe, procedury negatywnie wpłyną na międzynarodową współpracę gospodarczą i utrudnią życie ludziom dojeżdżającym do pracy. Imigranci to życie już im bowiem bardzo wyraźnie utrudnili i na stałe zmienili „krajobraz” większości „atrakcyjnych” stref przygranicznych w Unii Europejskiej.

Szwedzki minister spraw wewnętrznych Anders Ygeman informując o wprowadzeniu czasowej kontroli granicznej wyraźnie zaznaczył, że „…chodzi o kwestie bezpieczeństwa i porządku publicznego”. Podobnie argumentują obecnie swoje decyzje Duńczycy, a wcześniej mówili o nich Brytyjczycy, Belgowie i Niemcy. Niestety, pomimo chęci zwiększenia rygorów granicznych przez pięć państw Unii Europejskiej, sama Unia nadal nie podejmuje żadnych konkretnych działań, które rzeczywiście mogłyby zaradzić całej tej sytuacji.

Reklama
Reklama

Komentarze