Na tym tle i w tym kontekście pojawia się jednak bardziej zasadnicza, systemowa kwestia. Oto służby znalazły się pod naciskiem publicznie zadawanych pytań czy Falenta był ich tajnym informatorem? No, bo jeśli był to przecież ABW czy CBA można podejrzewać, że stały za aferą podsłuchową i być może chciały ugrać na tym polityczny kapitał. Odżywa w ten sposób stereotyp służb specjalnych jako tajemnej siły, która z ukrycia steruje polityką. Sprzyjają temu także takie zjawiska jak promowany ostatnio, skądinąd niezły warsztatowo, film „Służby Specjalne”, który w istocie jest historyką o profilu politycznej bajki.
Tymczasem świat polityki powinien unikać stawiania pytań typu – czy pan X lub Y są lub byli tajnymi informatorami służb? Jeśli szef służby, tej czy innej, zostanie zmuszony do publicznego zaprzeczenia to pomyślmy co się stanie gdy kolejne zapytanie będzie dotyczyło faktycznego tajnego informatora, potocznie zwanego agentem? Nie będzie można zaprzeczyć bez uwikłania się w kłamstwo, milczenie będzie natomiast odbierane jako potwierdzenie.
Politycy powinni respektować tę podstawowa zasadę w pracy służb. Oczywiście, jeśli we współpracy służb ze źródłami osobowymi dojdzie do nadużyć i złamania prawa to prawo przewiduje dostęp do wiedzy o tajnych współpracownikach tak sądów jak i prokuratury. I to jest racjonalny oraz wystarczający w tym przypadku instrument cywilnej kontroli nad służbami.
Andrzej Barcikowski, Szef ABW w latach 2002–2005.