Reklama

Bezpieczeństwo Wewnętrzne

Wojna hybrydowa na wschodnich granicach będzie kontynuowana

Fot. Twitter MON
Fot. Twitter MON

Wojna hybrydowa na wschodnich granicach UE najprawdopodobniej będzie kontynuowana, bo już są jej znaczne efekty polityczne, czyli burzliwe dyskusje i spory wewnątrz państw unijnych. To sukces reżimu w Mińsku - ocenia wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Konończuk.

W ostatnich miesiącach na granicach Białorusi z UE gwałtownie wzrosła liczba nielegalnych migrantów z Iraku, Syrii, Afganistanu i innych krajów. Najwięcej osób trafiło dotąd na Litwę, która zarzuciła Białorusi zorganizowanie przerzutu imigrantów na jej terytorium w ramach "wojny hybrydowej". 

Wzmożony ruch migracyjny na granicy Polski od strony białoruskiej rozpoczął się pod koniec czerwca, a pierwsza duża grupa, 40 osób została zatrzymana na początku lipca. Od tego czasu do Polski dotarło ponad 900 osób. 

Pytany, kto i jak to zorganizował przerzut migrantów na granicę Białorusi z państwami UE, Konończuk wskazał na dwa szlaki migracyjne: pierwszy przez Azję Centralną, Rosję i Białoruś, a drugi przez Bliski Wschód, który jest według niego "znacznie bardziej popularny", gdyż "większość migrantów, którzy w ostatnich miesiącach trafili na Litwę, to obywatele Iraku, państw Bliskiego Wschodu i afrykańskich". "Reżim w Mińsku dosyć skutecznie rozwinął w ostatnich miesiącach akcję werbunkową dla migrantów z tych regionów" - stwierdził wiceszef OSW.

Ze śledztw niezależnych dziennikarzy białoruskich i litewskich, jeszcze sprzed kilku tygodni, wynika, że jeden migrant musi zapłacić od kilku do nawet kilkunastu tysięcy dolarów za bilet lotniczy i za obiecywane przez funkcjonariuszy reżimu białoruskiego "załatwienie dostawy" do kraju Unii Europejskiej. 

Analityk zwrócił uwagę, że reżim białoruski "piecze dwie pieczenie na jednym ogniu", gdyż wywołał na razie "mini kryzys migracyjny" na swojej granicy z UE, a z drugiej strony "przedstawiciele reżimu zarabiają na tych kilku tysiącach migrantów, którzy już dostali się na Litwę, Łotwę czy do Polski".

Według niego, po stronie białoruskiej organizują to "z pewnością" funkcjonariusze KGB, a proceder koordynuje Wiktar Łukaszenka, syn prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenki. "Możemy przypuszczać, że jest to współorganizowane przez służby rosyjskie, które również mają swój interes w destabilizowaniu sytuacji na zachodniej granicy Białorusi" - stwierdził Konończuk. 

Zwrócił też uwagę, że w procederze chodzi o niebagatelne kwoty, bo przy założeniu, że 2 tys. migrantów zapłaciło im po 10 tys. dol., to po przemnożeniu daje to sumę 20 mln dol. Według niego, migrantów można uznać za ofiary oszustwa. "Na jeden taki <<bilet>> za kilkanaście tysięcy dolarów składa się zwykle cała rodzina, a nawet kilka rodzin" - powiedział. 

Powołał się na wciąż aktualizowane informacje od migrantów, którzy już są na Litwie. Okazuje się, że "przeciętnie, statystycznie" są to obywatele Iraku, a wśród nich najczęściej iraccy Kurdowie, ewentualnie Jazydzi, a więc - jak zaznaczył - "pochodzą z kraju bezpiecznego i nie są uchodźcami". "To są raczej migranci ekonomiczni, którzy próbują trafić przez Litwę głównie do Niemiec, bo jest przekonanie, że to najbogatszy kraj unijny, który szeroko otwiera ramiona na migrantów" - zauważył. 

Ekspert zwrócił uwagę, że zwerbowani tak migranci raczej nie wiedzą, że są wykorzystywani do prowadzenia wojny hybrydowej, gdyż obiecuje się im, że wszystko jest zgodne z prawem i zostaną legalnie dostarczeni do kraju unijnego. Potwierdzeniem tego ma być to, że dostają oficjalnie białoruską wizę, a początkowo mieszkają w hotelu w Mińsku. "Ci ludzie są oszukiwani. To są niewinne ofiary, wykorzystywane przez reżim białoruski" - podkreślił.

Wicedyrektor OSW ocenił, że najprawdopodobniej wojna hybrydowa na zachodnich granicach Unii będzie kontynuowana, gdyż mimo stosunkowo niewielkiej skali kryzysu migracyjnego, efekty polityczne wewnątrz UE są znaczne. "Próba wywołania burzliwej dyskusji i sporu wewnątrz państw unijnych, to już sukces reżimu Łukaszenki" - ocenił.

Pytany, czy na granicy z Białorusią możemy mieć do czynienia także z tzw. zielonymi ludzikami, czyli uzbrojonymi żołnierzami bez dystynkcji wojskowych, jak to było w 2014 r. na wschodzie Ukrainy, zaprzeczył. Według niego, jest to "obecnie skrajnie mało prawdopodobne". "To byłaby już nie hybrydowa agresja, tylko bezpośrednia agresja" - podkreślił.

"Rosja na tym etapie nie posunie się do czegoś takiego także dlatego, że ma inne instrumenty, żeby próbować destabilizować sytuację w Unii Europejskiej, co zresztą skutecznie robi także przez ataki cybernetyczne, bądź poprzez ten mini kryzys migracyjny na granicy Białorusi z państwami unijnymi" - powiedział.

Pytany o optymistyczne i pesymistyczne scenariusze możliwego rozwoju sytuacji, Konończuk odpowiedział, że optymistyczne by było wygaszanie kryzysu migracyjnego poprzez m.in. skuteczne uszczelnianie granicy na Litwie, Łotwie i w Polsce.

Natomiast negatywny scenariusz wicedyrektor OSW wiązałby z ewentualnym pogorszeniem sytuacji w Afganistanie. "Państwa Azji Centralnej bardzo się boją większej liczby uchodźców z Afganistanu, co może wpłynąć na stabilność wewnętrzną tych państw. Więc w pesymistycznym scenariuszu można zakładać, że więcej Afgańczyków będzie próbowało się przedostawać na granicę Białorusi z Unia Europejską. Aczkolwiek, moim zdaniem, to nie będą dziesiątki tysięcy, a raczej tysiące uchodźców" - ocenił Konończuk.

Reklama
Reklama

Źródło:PAP
Reklama

Komentarze

    Reklama